Mińsk: Łapanka dziennikarzy

W Mińsku demonstranci skrzykują się na protest u stóp pomnika narodowego pisarza Jakuba Kołasa. Spiżowy Kołas patrzy, jak milicja pałuje ludzi. Tak było również w tym tygodniu. Jednak w tym roku tradycyjne wiosenne protesty wyglądały trochę inaczej: ich scenariusz ułożyły także służby specjalne.

27.03.2008

Czyta się kilka minut

Wiosna to dla białoruskich opozycjonistów czas szczególny: budzą się wtedy do sprzeciwu. Do historii przeszła "Mińska Wiosna" w 1996 roku, kiedy ława demonstrantów - rozsierdzona tym, że prezydent Łukaszenka zapowiedział podpisanie tzw. układu związkowego z Rosją - przewracała milicyjne samochody.

W tym roku plan opozycji wyglądał podobnie jak w latach poprzednich: największą demonstrację przewidziano na wtorek, 25 marca, czyli "Dzień Woli" (z białoruska: wolności). Dla zorientowanych narodowo Białorusinów 25 marca to święto na miarę naszego 11 listopada.

We wtorek zatem - dokładnie 90 lat po tym, jak w 1918 roku proklamowano Białoruską Republikę Ludową, pierwsze w historii państwo białoruskie - główną arterią Mińska poszła demonstracja. W metrze motorniczy informowali: "W związku z manifestacjami, na przystanku Plac Jakuba Kołasa metro nie zatrzymuje się, można wysiąść albo na stacji wcześniejszej - czyli na Placu Zwycięstwa, albo późniejszej - Akademii Nauk".

Demonstranci przerywali kordony milicji, ale nie zaszli daleko. Milicjanci bili, wciągali siłą do "suk", łamali drzewce, na których powiewały biało-czerwono-białe flagi niepodległej Białorusi, dziś zakazane. Pod wieczór w areszcie siedziało już około stu osób (jak podaje opozycyjna strona internetowa Chartia 97).

Atak na media

Niby - nic nowego. Dlaczego zatem scenariusz wydarzeń tego dnia ułożyły również służby specjalne? Bo postanowiły one wykorzystać sytuację: nie tylko poprzez wyłapywanie z tłumu i wsadzenie do więzień konkretnych ludzi, ale rozprawienie się przy okazji z dziennikarzami, pracującymi w niezależnych mediach - a tych na Białorusi jest dotąd wcale niemało - jedni pracują dla mediów krajowych, funkcjonujących nielegalnie (np. na pograniczu polityki i kultury, jak tygodnik "Nasza Niwa"), inni dla zagranicznych - jak nadająca z Polski na teren Białorusi telewizja Belsat.

Właśnie tych ludzi albo wyłapywano już podczas demonstracji (np. fotoreportera "Naszej Niwy", którego zdjęcia z pobitą twarzą krążą po internecie) i przewożono do aresztu, albo później, gdy milicja i KGB wkraczały do ich domów.

Łapanka na dziennikarzy w ich domach była akcją skoordynowaną i ogólnokrajową: niezależne strony internetowe donoszą o zatrzymaniach nie tylko w Mińsku, ale także w Homlu, Grodnie i Brześciu.

Za każdym razem wygląda to podobnie: funkcjonariusze wchodzą (jeśli nie otworzysz, rozbiją drzwi), przetrząsają każdy metr kwadratowy mieszkania w poszukiwaniu materiałów: kaset, zdjęć, notatek. Konfiskują komputery i wszelkie nośniki informacji.

Dziennikarz Borys Gorecki (z Radia Racja, nadającego na Białoruś z terenu Polski), zatrzymany w Mińsku przez KGB, zdołał opowiedzieć - a jego relację zamieszcza Chartia 97 - o tym, jak sześciu ludzi z KGB weszło do jego mieszkania. Powiadomili Goreckiego, że rewizja ma związek z politycznymi filmikami krążącymi po internecie. Chodzić miało o projekt "Trzeci Droga"; młodzi ludzie, którzy zajmowali się produkcją i rozpowszechnianiem wyśmiewających Aleksandra Łukaszenkę kreskówek, trafili już do więzienia.

W tych dniach - także dziś - rewizje i aresztowania dotykają przede wszystkim tych dziennikarzy, którzy są związani z zagranicznymi stacjami, jak Radio Racja (z Białegostoku), telewizja Belsat (powstała trzy miesiące temu, z inicjatywy polskiego rządu), Radio Europejskie (to niezależna międzynarodowa rozgłośnia). Czy to ostateczne uderzenie władzy w białoruskich korespondentów tych stacji? W każdym razie dziennikarze Belsatu byli nękani jeszcze przed tym, jak stacja zaczęła nadawać (jeden z nich uciekł nawet do Polski).

Alternatywna informacja

A jeszcze nie tak dawno, kilkanaście lat temu - na początku lat 90. - na Białorusi mogły narodzić się demokratyczne media. Właśnie walkę z wolnością słowa prezydent Łukaszenka zaczął zaraz po dojściu do władzy. Pierwszym niepokojącym sygnałem były gazety, które na znak protestu przeciw prezydenckiej cenzurze ukazywały się z białymi plamami zamiast tekstów. Potem było już tylko gorzej: odebranie gazetom prawa druku i kolportażu na terenie Białorusi, likwidacja niezależnych radiostacji, walka z internetem.

Dziś na Białorusi alternatywna informacja istnieje - choćby w postaci opozycyjnej prasy - ale dostęp do niej mają jedynie ludzie chcący innej, nie propagandowej informacji. Jest to trochę takie przekonywanie przekonanego. Dlatego władzy nie podobają się zwłaszcza większe projekty medialne, jak radio czy telewizja (choć są to projekty dopiero raczkujące). Rola, jaką niedawno opozycyjne media odegrały na Ukrainie, została w pamięci Łukaszenki. Niewygodnych dziennikarzy oskarża się więc o "próbę obrazy prezydenta", a za takie "przewinienie" idzie się do wiezienia na minimum dwa lata.

Efekt: media niezależne mają na Białorusi nadal mały zasięg i znaczenie. Ale białoruskie władze zawsze korzystają z możliwości aresztowań, które dają demonstracje opozycji. I zawsze przeciw manifestującym wysyłają niewspółmiernie duże siły milicji i jednostek specjalnych. Kiedyś w Mińsku widziałam happening młodych ludzi, którzy przypięli sobie długie nosy z kartonu na znak tego, że władza kłamie. Było ich może pięcioro. Za rogiem w zaparkowanych autach milicji czaiło się na nich kilkudziesięciu funkcjonariuszy. Po co? Czy byli zagrożeniem dla reżimu?

W tym kraju nie zawsze można znaleźć logiczną odpowiedź na podobne pytania. Tu aresztowanie prewencyjne pełni podobna rolę, jak "przedterminowe" wybory. Pierwsze wypala z entuzjazmu młodych ludzi chętnych do działania (jest ich znaczni mniej, niż jeszcze 10 lat temu), drugie (sprawia, że dzień wyborów rozciąga się do dwóch dób) jest to zabieg pomagającym fałszować wybory prezydenckie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej