Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To jeden z najbardziej pożądanych zawodów. Szkolenie trwa kilka lat i kosztuje kilkaset tysięcy dolarów. Kandydatów (a nawet kandydatem zostać jest skrajnie trudno) uczy się błyskawicznego myślenia i podejmowania decyzji, panowania nad gigantycznym stresem, asertywności podczas pracy w zespole, wyobraźni przestrzennej, zdolności do przewidywania, a nawet… szybkiej matematyki. Płaci się im także za dbanie o siebie – bo w tym zawodzie długie dyżury mogą się, dosłownie, skończyć katastrofą.
Pod wieloma względami łatwiej jest dziś znaleźć i zatrudnić pilota jumbo jeta niż kontrolera ruchu lotniczego. Mimo pandemii, która wywołała największy w historii kryzys lotnictwa cywilnego, zawód ten można wykonywać w każdym miejscu świata – to główny powód, dla którego kontrolerzy zarabiają dużo, nie tylko jak na polskie warunki (do kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie). Dlatego trwającego właśnie konfliktu między nimi a władzami Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej, odpowiadającej za bezpieczeństwo i organizację ruchu lotniczego, nie da się sprowadzić do pieniędzy. Choć politycy, w czasach drożyzny wyczuwający nastroje wyborców, sięgają po populizm. O kontrolerach jako o „niezwykle dobrze zarabiającej, uprzywilejowanej grupie” mówił ostatnio wiceminister infrastruktury.
Po pandemii przyszła wojna na Ukrainie, która jeszcze bardziej zmniejszyła ruch – oraz wpływy z opłat nawigacyjnych – nad Polską. Aby umożliwić misje zwiadowcze NATO, niektóre sektory przestrzeni powietrznej są wyłączone z kontroli cywilnej, co dodatkowo utrudnia pracę na wieżach kontrolnych. Teraz jest więc najgorszy czas na rozpętywanie sporu, który może sparaliżować niebo nad Polską – nawet jeżeli w sporze w PAŻP racje są podzielone.©℗