Miłego antropocenu! (#2) Prof. Zalasiewicz: Ludzkość mniej subtelna niż asteroida

To cykl, w którym opowiadamy, jak nauka i technika zmieniły nasz świat i jak mogą pomóc go uratować. Gościem tego odcinka jest prof. Jan Zalasiewicz, polsko-brytyjski paleobiolog, który ustala, czy żyjemy w zupełnie nowej geologicznej erze.

23.02.2024

Czyta się kilka minut

ryc. RICHARD JONES / Science Photo Library / East News
ryc. RICHARD JONES / Science Photo Library / East News

Gospodarzem nowego cyklu pt. „Miłego antropocenu!” jest Wojciech Brzeziński: dziennikarz naukowy stale współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, specjalizujący się w tematyce nowych technologii i cyberbezpieczeństwa, laureat, wraz z Agatą Kaźmierską do nagrody Grand Press Digital and Technology 2023 za cykl WybierAI - algorytmy demokracji.


WIELKIE WYZWANIA: ANTROPOCEN

Przyglądamy się największym wyzwaniom epoki człowieka oraz drodze, która zaprowadziła nas od afrykańskich sawann do globalnej wioski. Omawiamy badania naukowe i dyskusje nad interakcjami między człowiekiem i innymi elementami przyrody – zarówno tymi współczesnymi, jak i przeszłymi.


Pełna transkrypcja rozmowy

Poniższy tekst powstał w oparciu o transkrypcję maszynową, może zawierać usterki językowe.


Wojciech Brzeziński: Witamy, profesorze. Dziękuję, że znalazł pan czas, żeby z nami porozmawiać. Zacznijmy od wyjaśnienia, czym jest grupa robocza antropocenu

Prof. Jan Zalasiewicz: To grupa, która bada antropocen naukowo, formalnie, a nawet biurokratycznie. Jej celem jest sprawdzenie, czy antropocen jest zjawiskiem wystarczająco ugruntowanym geologicznie, żeby stał się oficjalną częścią geologicznej skali czasu. Aby tak się stało, zmiana musi zostać formalnie zaakceptowana na różnych poziomach naukowej hierarchii. Grupa Robocza ds. Antropocenu którą kierowałem to pierwszy, najniższy poziom tego procesu. Ma bardzo konkretne, bardzo wąskie zadanie. Koncepcja antropocenu rozwija się w wielu kierunkach, ale my zajmujemy się nim jedynie w kontekście geologicznym. A nawet jak mówimy stratygraficznym, czyli opisującym geologiczną historię Ziemi.

Kiedy mówimy o antropocenie, mówimy o epoce geologicznej, w której ludzkość stała się jedną z głównych sił kształtujących planetę na równi z tektoniką czy wulkanizmem. Czy to nie jest przejaw naszej megalomanii? Jesteśmy maleńkimi mrówkami w porównaniu z procesami, które kształtują planetę od miliardów lat.

To dobre i często zadawane pytanie. Gdyby tak było, moglibyśmy odrzucić antropocen jako koncepcję zbyt skupioną na człowieku. Jako przejaw antropologicznej pychy, przekonania o naszej dominacji nad całą planetą. Dlatego od samego początku nasze badania nad antropocenem skupiały się na tym, czy stanowi on geologiczną rzeczywistość, czy nie. Badamy dowody świadczące o zjawiskach, które zachodziły na naszej planecie w ciągu ostatnich tysiącleci, stuleci, a nawet dekad i porównujemy ich wpływ na planetę z procesami, o których wspomniałeś. Z wulkanami, meteorytami, trzęsieniami ziemi, rozpadaniem się i łączeniem kontynentów czy wznoszeniem się pasm górskich.

Nasza konkluzja, niewygodny wniosek, do którego doszliśmy, jest taki, że to nie jest tylko nasza megalomania. Że to nie jest tylko przesadne przekonanie o naszym własnym znaczeniu. Zmiany, których dokonali ludzie, zazwyczaj nieumyślnie, przez przypadek i podczas robienia innych rzeczy, mają głęboki wpływ na nasz świat.

Musimy tu jednak dokonać pewnego rozróżnienia. Ludzie jako gatunek liczą około 300 tys. lat. Tak zwany kulturowo nowoczesny człowiek, który pozostawił po sobie malowidła naskalne, dowody złożonej struktury społecznej i tak dalej pojawił się około 50 tys. lat temu. A procesy takie, jak urbanizacja, rolnictwo i początek wymierań spowodowanych przez człowieka rozpoczęły się między 50 a 10 tys. lat temu.

Niemniej jednak przez cały ten czas podstawowe funkcje planety, tak zwany system ziemski, rzeczy takie jak klimat, poziom morza oraz integralność biosfery pozostawały w gruncie rzeczy nienaruszone. Ostatnich 10 tys. lat epoki, w której formalnie nadal żyjemy, czyli holocenu, były okresem względnej stabilności. Pozwoliła ona rozkwitać, rosnąć i okrzepnąć ludzkiej cywilizacji.

To, co działo się w ciągu zwłaszcza ostatnich 70 lat stanowi jednak istotne zaburzenie tego stanu. Klimat, a także podstawowe cykle chemiczne dotyczące obiegu węgla, azotu i fosforu, zaczynają się zmieniać w odpowiedzi na duże i szybkie z geologicznego punktu widzenia zmiany w stężeniu gazów cieplarnianych. Zmiany w biosferze nie dotyczą już tylko ekosystemów lądowych, ale dotykają także oceanów.

Te wszystkie zmiany pozostawią po sobie wyraźny, charakterystyczny zapis kopalny, będą miały także wpływ na dalszą ewolucję systemu ziemskiego. Więc tak, to bardzo duża zmiana o znaczeniu geologicznym. Jej znaczenie jest porównywalne do niektórych zmian, o których wspominaliśmy, które zachodziły wiele milionów lat temu. To jest nasze wniosek. Antropocen jest zjawiskiem geologicznie realnym i wyraźnie widocznym w skali wielu milionów lat.

Jednym z argumentów, który jest podnoszony przez przeciwników ustalenia daty rozpoczęcia antropocenu na połowę XX wieku, jest fakt, że 70 lat to za krótki okres, żeby geologowie mieli faktyczne obiekty do badania. To zdecydowanie za krótko, by uformowały się skały, nawet osady z tego okresu są stosunkowo skąpe. Co zatem mówią nam te dowody, które już posiadamy?

70 lat to dla geologów okres bardzo krótki. Wielu moich kolegów z pewnością czuje się z tym niekomfortowo, bo jesteśmy przyzwyczajeni do pracy w znacznie większej skali czasu. Ale jeśli idzie o wpływ na system Ziemi, to wszystko zależy od tego, co wydarzy się przez tych 70 lat.

System Ziemi może zmienić się całkowicie w znacznie krótszym czasie. Klasycznym przykładem jest ułamek sekundy, w którym 10-kilometrowej średnicy meteor uderzył w obszar dzisiejszego Meksyku 66 milionów lat temu. Ułamek sekundy wystarczył do tego, by głęboko zmienić planetę i w zasadzie zniszczyć cały kredowy świat, razem z dinozaurami i podobnymi im stworzeniami. Na ruinach tego świata powstał nasz dzisiejszy świat ssaków i roślin kwiatowych.

To skrajny przykład. Jedyny przypadek tak szybkiej przemiany, jaki znamy z zapisów geologicznych. Ale efekty działalności człowieka, kiedy weźmiemy pod uwagę wszystkie jej skutki fizyczne, chemiczne i biologiczne, można porównać do skutków uderzenia tamtego meteoru. Dziś znajdujemy się w sytuacji, w jakiej znalazłby się ktoś, kto pojawiłby się na Ziemi w 70 lat po uderzeniu tamtego meteoru. Wiemy, że świat przeszłości został nieodwracalnie zmieniony, ale świat przyszłości jeszcze się nie ukształtował. W 70 lat po uderzeniu meteoru nie można byłoby się domyślić, że ssaki wyewoluują do stopnia, który uczyni z nich dominującą grupę zwierząt lądowych. Niemniej jednak sam fakt, że zmiana zaszła byłby jasny.

Dziś jesteśmy w podobnej sytuacji. Wiemy, że doszło do zaburzenia systemu. Wiemy, że odpowiadają za to skutki działalności człowieka. Wystarczyły one do zakończenia warunków dominujących w epoce holocenu, która trwała ostatnich 11 tysięcy 700 lat i rozpoczęcia nowego epizodu w historii Ziemi. Epizodu, któremu Paul Crutzen nadał nazwę “antropocen”, która została przyjęta i którą wykorzystujemy, by opisać tę koncepcję.

Porównanie z asteroidą zabijającą dinozaury jest bardzo mocne. Ale zazwyczaj procesy geologiczne trwają zdecydowanie dłużej. Czy w historii naszej planety mieliśmy okresy, gdy obserwowaliśmy procesy podobne do tego, co dzieje się teraz? A może to coś zupełnie nowego?

Niektóre aspekty i skutki oddziaływania człowieka są zupełnie nowe, a inne mają swoje odpowiedniki. Jeśli weźmiemy na przykład globalne ocieplenie, zmiany klimatyczne, to wiemy, że w przeszłości zachodziły one czasem stosunkowo nagłe. Zmiany klimatyczne zachodzące w przeszłości geologicznej można obecnie analizować na podstawie dowodów znajdujących się w skałach. Potrafimy oszacować ich skutki, okresowe skale czasowe i tak dalej.

Przykładowo 55 milionów lat temu, a więc zaledwie 10 milionów lat po uderzeniu, które zabiło dinozaury, duża ilość dwutlenku węgla i metanu trafiły do atmosfery. Ich dokładne proporcje są nadal przedmiotem dyskusji, ale wiemy, że ich uwolnienie w ciągu kilku tysięcy lat doprowadziło do podniesienia temperatury Ziemi o około 5 stopni Celsjusza.

To sprawiło, że cyrkulacja wody w oceanach spowolniła lub zatrzymała się, woda w morzach stała się bardziej zakwaszona i cieplejsza, co wpłynęło na życie w morzu i na lądzie. Spowodowało to wymarcie niektórych grup zwierząt, podczas gdy inne rozkwitły. Zmieniła się więc natura biosfery.

Na podstawie sygnałów chemicznych w skałach możemy stwierdzić, że tamto ocieplenie trwało od 100 do 200 tysięcy lat. Ale jego skutki biologiczne były trwałe. Zmienił się kurs historii biologicznej, wzorce paleontologiczne zostały zresetowane. To zjawisko ocieplenia jest obecnie wykorzystywane do wyznaczenia granicy paleocenu i eocenu.

Wiemy, że nie wyemitowaliśmy jeszcze tak wiele dwutlenku węgla, ile wówczas trafiło do atmosfery, ale produkujemy jego ogromne ilości. Około biliona ton. To zaburza równowagę cieplną Ziemi. Nasza planeta się ociepla, a oceany przyjmują ilość ciepła porównywalną z wylewaniem do morza 4 miliardów filiżanek gorącej herbaty na sekundę.  Mamy więc do czynienia z początkiem zjawiska podobnego do tego, które nastąpiło 55 milionów lat temu.

Inne efekty ludzkiej działalności są zupełnie nowe. Ludzkość przenosi tysiące gatunków roślin i zwierząt z kontynentu na kontynent i z oceanu do oceanu. Fenomen tak zwanych gatunków inwazyjnych ponownie zresetował biologię całej planety w sposób, który wpłynie na jej cały przyszły rozwój. Te tysiące przeniesionych z miejsca na miejsce gatunków będzie teraz przodkami całego przyszłego życia na naszej planecie. Ten globalny transfer gatunków jest czymś zupełnie nowym. Wcześniej do podobnych zjawisk dochodziło, kiedy łączyły się i dzieliły kontynenty. Gdy połączyły się Ameryki, zwierzęta i rośliny zaczęły przemieszczać się z jednego kontynentu do drugiego. Ale nigdy wcześniej takie zjawisko nie zachodziło na skalę całej planety. To coś zupełnie nowego.

Innym przykładem są nasze chemiczne wynalazki, takie jak tworzywa sztuczne. Nie ma niczego podobnego w całym zapisie geologicznym. To też pociąga za sobą skutki fizyczne, chemiczne i biologiczne. Około 9 miliardów ton wyprodukowanych dotąd tworzyw sztucznych zanieczyściło niemal całą planetę. Jesteśmy przekonani, że te tworzywa dobrze zniosą proces skamienienia i pozostawią po sobie wyraźny ślad. Wyznacznik początku nowego okresu.

Widzimy więc całą gamę efektów działalności naszego bardzo pomysłowego gatunku, które stale się nasilają. Jak już mówiłem, ludzie zmieniają planetę od bardzo dawna. Ale różnica, którą obserwujemy w ciągu ostatnich 70 lat polega na tym, że te zmiany zachodzą na o wiele większą skalę i destabilizują fundamentalne systemy Ziemi.

Chemik noblista Paul Crutzen zaproponował termin “Antropocen” w 2022 r. Grupa robocza antropocenu, którą pan kierował, powstała w 2009 r. Dopiero zbliża się moment, w którym antropocen może zostać formalnie i oficjalnie uznany za nową epokę geologiczną. Dlaczego to tak długo trwa? Na czym polega proces wyznaczenia zupełnie nowej ery geologicznej?

Ten proces trwa nawet nieco dłużej. Pierwsza publikacja, w której Crutzen zaproponował termin “antropocen” pojawiła się w roku 2000. Pojawiła się ona w niezbyt znanym periodyku naukowym i wówczas niewielu z moich kolegów się z nią zapoznało. Ja również nie czytałem wtedy tamtej pracy. W 2002 r. Crutzen opublikował jednak kolejny tekst w magazynie “Nature”, i ten spotkał się z o wiele większym odzewem. Przez pierwsze lata z terminu “antropocen” korzystał głównie zespół Crutzena i ludzie ze społeczności zajmującej się globalnymi przemianami, ale nie geolodzy.

My zaczęliśmy w 2006 r. nieformalnie zastanawiać się, czy ten termin ma geologiczny sens. Opublikowaliśmy w 2008 r. krótką pracę, po czym poproszono nas o powołanie formalnej, międzynarodowej grupy badawczej, która we właściwy, nawet biurokratyczny sposób przyjrzy się problemowi.

Dlaczego ten proces trwa tak długo? Przede wszystkim, patrząc na historię nauki, przebiega niezwykle szybko. Formalne zaakceptowanie większości geologicznych jednostek czasu zajmowało dekady. 13 lat to czas bezprecedensowo szybki. Po drugie, to bardzo złożony i wieloaspektowy problem. Przede wszystkim, nie było żadnej geologicznej tradycji operowania jednostkami czasu, które obejmują wyłącznie czasy współczesne. W tym przypadku - czas od końca II Wojny Światowej, czyli około 70 lat.

Oczywiście kiedy zaczynaliśmy naszą pracę, nie wiedzieliśmy, jak długo może trwać ta epoka. Sam Paul Crutzen początkowo proponował, by ustalić czas jej rozpoczęcia na początek Rewolucji Przemysłowej, czyli koniec osiemnastego wieku. To miało sens i długo to rozważaliśmy.

Stworzyliśmy grupę składającą się z geologów i nie-geologów, w tym archeologów, historyków i innych uczonych. To samo w sobie było czymś nowym. Zbieraliśmy dowody, które miały nam pomóc ustalić, czym jest antropocen pod względem geologicznym i czy w ogóle można mówić w geologicznym kontekście o takim zjawisku.

Ustalenie tego, kiedy ten okres powinien się zacząć, zajął nam kilka lat. Przekonaliśmy się, że początek rewolucji przemysłowej nie działa jako wyznacznik jego rozpoczęcia w kontekście geologicznym. Było tak, bo rewolucja przemysłowa zaczęła się w jednym miejscu, potem przeniosła do kolejnych i kolejnych. Cały proces przesuwał się po powierzchni naszej planety przez kilka dziesięcioleci, a w zasadzie przez ponad wiek. Dlatego sygnały geologiczne które rejestrowaliśmy były różne w czasie i przestrzeni. A dla geologicznej jednostki czasu ważne jest, aby jej granica przebiegała w tym samym czasie na całym świecie.

Dlatego ponownie przyjrzeliśmy się koncepcji opracowanej przez Paula Crutzena i Willa Stefana zwanej “wielkim przyspieszeniem”. Przyspieszeniem demograficznym, industrializacji, globalizacji i technologii z połowy XX wieku. To powojenny boom, który wiązał się ze zmianami społeczno-politycznymi a także ogromnym wzrostem produktów krajowych brutto. Wiązał się też ze zmianami w systemie Ziemi, takimi jak wylesianie, wzrost emisji gazów cieplarnianych i tak dalej.

Kiedy przyjrzeliśmy się geologicznym danym z połowy XX wieku zaobserwowaliśmy, że w warstwach osadów zaczęły pojawiać się wszelkiego rodzaju sygnału. Lotne popioły ze spalania paliw kopalnych, których małe cząsteczki można było znaleźć w warstwach błota, piasku, torfu, czy na dnie jezior. Plastik, który przedostawał się do tych niedawnych osadów. Cząsteczki promieniotwórcze, pochodzące przede wszystkim z atmosferycznych testów broni jądrowej.

Lata czterdzieste, pięćdziesiąte i wczesne lata sześćdziesiąte pozostawiły swoje ślady we wszystkich warstwach geologicznych na powierzchni Ziemi. Ostatecznie znaleźliśmy ponad 100 różnych sygnałów, odnajdywanych w złożach piasku, mułu, wapna czy szkieletach koralowców, które mogą być używane do śledzenia tej poważnej zmiany zachodzącej w systemach naszej planety.

Wspominałeś, że nie mamy jeszcze wielu osadów z tego okresu. To nie do końca prawda, bo z wielu powodów ludzie z wielką energią rozkopują krajobraz. Wydobywamy minerały, budujemy zapory, stawiamy miasta i tak dalej. Ludzkość jest dziś o rząd wielkości najważniejszym na naszej planecie czynnikiem erozji i tworzenia osadów. Mamy więc stosunkowo grubą warstwę współczesnych osadów, które zawierają te sygnały.

Możemy więc rozpoznać to wielkie przyspieszenie z połowy XX wieku we współczesnych warstwach. Dlatego mniej więcej w 2015 r. ustaliliśmy granicę antropocenu na połowę XX wieku. A potem dalsze zbieranie dowodów i próba zbudowania formalnego wniosku zajęła nam kolejne lata.

Na “Ground zero” antropocenu wybraliście kanadyjskie jezioro znane jako Crawford Lake. Co jest w nim niezwykłego?

Aby zdefiniować geologiczną jednostkę czasu, możesz użyć po prostu znanego czasu, daty podanej w milionach lat. Ale w przypadku epok obejmujących ostatnich pół miliarda lat, czyli wszystkich, które zawierają konwencjonalne skamieliny, geolodzy używają tak zwanych globalnych punktów stratotypowych, zwanych także “złotymi gwoździami”. To rodzaj punktu odniesienia w warstwach geologicznych, który wyznacza czas, w którym doszło do zmian. One następnie są używane jako znacznik czasu dla graniczy geologicznej. Tak robi się w przypadku kambru, syluru, plejstocenu i większości innych granic geologicznych.

Nasza grupa robocza podjęła próbę wyznaczenia takiego punktu dla antropocenu. Zamiast mówić “ok, antropocen zaczyna się w roku 1950, 1945 czy 1952”, poszukiwaliśmy wyznacznika, który mógłby stanowić taki punkt odniesienia. Wytypowaliśmy 12 różnych potencjalnych punktów na całym świecie, które mogłyby pełnić taką rolę. Były wśród nich warstwy lodu na Antarktydzie, szkielety koralowców, warstwy błota i mułu w ujściach rzek i w jeziorach na całym świecie, a także m.in. torfowisko na Równi pod Śnieżką w Polsce.  Próbki z tych miejsc zostały zbadane przez 12 różnych grup roboczych.

Było to trudne, bo pracowali w czasach pandemii, ale zdołali przeprowadzić bardzo zaawansowane analizy. Ostatecznie wszystkie z tych miejsc wykazywały wyraźne zmiany związane z antropocenem. Co najmniej 6 z nich mogło pełnić rolę złotego gwoździa. Mieliśmy więc problem z tym, które z tych miejsc wybrać.

Bardzo niewielką przewagą wybraliśmy ostatecznie jezioro Crawford. Widzimy tam bardzo wyraźne warstwy reprezentujące poszczególne lata, zawierające szczątki mikroskopijnych glonów. Widzimy w nich ślady popiołów, widzimy cząsteczki plutonu i cezu z testów broni jądrowej. Widzimy pyłki z okolicznych drzew. Mamy tam całe archiwum danych, w których bardzo wyraźnie widać przemianę, do której doszło w połowie 20 wieku. Dlatego to właśnie tam postanowiliśmy umieścić “złoty gwóźdź”. Ale wszystkie z badanych próbek są istotne. Wszystkie dają nam obraz tego, jak przebiegały zmiany w połowie XX wieku i pozwalają nam pokazać, że antropocen jest czymś realnym, że nie jest przypadkowym zjawiskiem obserwowanym w jednym miejscu, ale czymś, co ma charakter globalny.

Wasza decyzja nie była jednak jednomyślna. Niedawno profesor Earl Ellis opublikował w magazynie “New Scientist” tekst w którym tłumaczył swoje odejście z Grupy Roboczej Antropocenu. Pisze w nim, że nie widzi powodu, dla którego musimy ustalać datę na 1950 rok, skoro wpływy ludzkości na naszą planetę sięgają tysięcy lat wstecz.

To często stawiane pytanie i często udzielaliśmy na nie odpowiedzi. Earl Ellis jest naukowcem, który szuka ludzkiego punktu widzenia. Patrzy przede wszystkim na historię ludzkości. Z tej perspektywy faktycznie widzimy, że ludzie powodowali zmiany w środowisku przez cały ten czas. Ale jeśli spojrzeć na to z punktu widzenia planety, zmiany te były trywialne. Nie zmieniały zasadniczo funkcjonowania systemu ziemskiego, a kilka z nich mogło nawet sprzyjać jego stabilności.

Prawdziwa zmiana nastąpiła w połowie XX wieku, kiedy zaczął kształtować się nowy rodzaj planety. A to jest ważne, bo wpływa na warunki życia nie tylko naszego gatunku, ale wszystkich gatunków na Ziemi. To jak różnica między psem, który przez całe życie miał pchły, a potem nagle został zaatakowany przez muszlę piranii. To różnica między planetą zamieszkaną przez człowieka, ale pozostającą w równowadze, a Ziemią, która została zupełnie z równowagi wytrącona, bo podstawowe warunki regulujące biosferę, klimat, poziom morza się zmieniły. To nie była stopniowa zmiana zachodząca przez tysiące lat. W zapisie geologicznym widzimy bardzo długi okres stabilności zakończony gwałtowną zmianą. Z perspektywy historycznej możemy powiedzieć, że poziomy CO2 zaczęły rosnąć w połowie XIX wieku i to było początkiem zmian, ale wielkie przemiany zaczynają się w 1950 r. Od tego momentu ludzie wyzwolili przez spalanie paliw kopalnych więcej energii, niż przez poprzednich 11 tysięcy 700 lat holocenu łącznie. To jest skala, o której mówimy.

Jeśli patrzymy na antropocen z punktu widzenia człowieka, to planeta jest tylko niewyraźnym tłem naszej działalności. Jest sceną naszych działań. Ala patrząc na niego z punktu widzenia planety, co jest typowym punktem widzenia geologii, widzimy ogromną zmianę, która zasługuje na uznanie i nadanie jej nazwy którą możemy używać w komunikacji.

Ale czy termin antropocen nie jest ważniejszy jako symbol polityczny, niż jako termin naukowy?

Zdecydowanie nie jestem właściwym adresatem tego pytania. Oczywiście wszyscy wiedzieliśmy od początku, że ten termin w przeciwieństwie do wszystkich innych z geologicznej skali czasu będzie miał znaczenie społeczne i polityczne, bo nie tylko dotyczy okresu, w którym żyjemy, ale reprezentuje sobą także zmiany które zachodzą na naszych oczach. Zmiany, które wpływają i będą wpływać na całe nasze życie.

Ale ten termin jest przydatny, ponieważ skupia w sobie całą masę zjawisk, o których często mówi się osobno. Na przykład zakwaszenie oceanów, różnorodność biologiczną, zanieczyszczenia organiczne czy związane z tworzywami sztucznymi. My te wszystkie zjawiska zbieramy w jednym miejscu.

Geologia jest dobra w porównywaniu ze sobą różnych wzorców zmian i nadawaniu im kontekstu. Nie tylko kontekstu naszej historii sięgającej tysiące lat wstecz, ale głębokiej historii geologicznej. My staraliśmy się patrzeć na antropocen w sposób abstrakcyjny i neutralny. Analizować go tak, jak analizowalibyśmy zmiany z odległej przeszłości. Głębokie, niszczycielskie, ale odległe. Dlatego, nawet gdyby antropocen nie miał żadnego znaczenia społecznego czy politycznego, sama skala zmian planetarnych usprawiedliwiałaby uznanie go i nazwanie jako odrębnego zjawiska.

To jednak trudny teren. Jak wszyscy wiemy, krytyka antropocenu często sprowadza się do oskarżenia o to, że wyznaczenie go jako osobnej epoki jest aktem politycznym. Że geolodzy bawią się rzeczami, którymi nie powinni się bawić. Że zajmują polityczne stanowisko. Tymczasem to po prostu diagnoza stanu planety opisana w kategoriach geologicznych. To ma szersze znaczenie i nie można zupełnie pominąć wszystkich czynników, ale w praktyce próbujemy oddzielić od siebie naukę i politykę. To trudne, ale geologiczne sygnały są jednoznaczne. Gdybyśmy znaleźli je w starożytnych skałach nie byłoby wątpliwości, że powinniśmy tam wyznaczyć granicę geologiczną. Gdybyśmy wzięli antropocen i przenieśli go w środek jury, kambru czy prekambru, jako geolodzy uznalibyśmy te sygnały za istotne.

Ale od polityki nawet w społeczności naukowej nie da się odejść. Kto jest przeciwnikiem antropocenu i dlaczego?

Istnieje wiele powodów dla których moi koledzy - geolodzy mają zastrzeżenia odnośnie tego terminu. Jeden, o którym już wspomnieliśmy, to kwestia skali czasu. Jak mówiliśmy, geolodzy zazwyczaj operują milionami lat, więc epoka rozpoczynająca się przed 70 laty jest dla nich trudna do przyjęcia. Mówią “to nie jest geologia godna nazwania jej epoką”. Pomimo tego, że zgromadziliśmy dowody świadczące o tym, że w tym krótkim okresie zaszły głębokie, nieodwracalne i wszechobecne zmiany, że udowodniliśmy, że to nie jest tylko przypadkowe zaburzenie, krytyka nie zniknęła. Wielu geologów zupełnie inaczej postrzega to, czym powinny być geologiczne jednostki czasu. To rodzaj odruchowej reakcji.

Staramy się być racjonalni, odwoływać do logiki i zasad Kartezjusza. Ale sam antropocen wydaje się uderzać w to, w jaki sposób wielu ludzi postrzega geologię. Dotyczy to zwłaszcza nie-geologów. Wspomniany Earl Ellis, geograf, i jego koledzy zajmujący się archeologią czy antropologią uważają z kolei, że antropocen to sztuczny podział między czasami współczesnymi a całą historią ludzkości. Mimo tego, że mamy odpowiedzi na ich wątpliwości, ten argument stale powraca. Sądzę, że dzieje się tak, bo ostry rozdział jaki wprowadza geologiczna granica, która przedziela ludzką historię, wpływa na to, jak oni sami postrzegają swoje dziedziny wiedzy.

Geologiczne granice są jednak bardzo użyteczne. Weźmy na przykład podział między ostatnią epoką lodowcową a holocenem. Zmiany, które zaszły w ciągu ostatnich 10 tys. lat były równie ostre. Od początkowego wzrostu poziomu morza, ocieplenia i zmian w składzie atmosfery do ostatecznej stabilizacji poziomu morza około 7 tysięcy lat temu. Wyodrębnienie tego okresu tworzy przydatne geologiczne ramy czasowe, używane przez niemal wszystkich naukowców. Antropocen kieruje się dokładnie tą samą logiką. Ale logika wydaje się być tylko częścią dyskusji. Emocje odgrywają dużą rolę.

Skąd biorą się te emocje?

Te emocje, jak sądzę, wynikają częściowo z tego, że jeśli ktoś przez całe życie pracuje w nauce, przywiązuje się do pewnych idei. Dziesięć lat temu podjęto działania mające na celu zniesienie okresu czwartorzędowego, wiesz, usunięcie go ze skali czasu. To się nie powiodło. Sugestia była oparta na solidnej logice, ale wywołała wielkie zamieszanie. Podniosła ciśnienie moim kolegom zajmującym się czwartorzędem. Krążyły gniewne e-maile i oskarżenia. Podobnie jest z antropocenem.

Mamy kwestie naukowe, ale mamy też kwestie ludzkie. Innym argumentem podnoszonym przeciw antropocenowi jest ten, który stwierdza, że pojęcie to zakłada, że wszyscy ludzie są równie odpowiedzialni za zachodzące zmiany. To oczywiście nieprawda. Geolodzy nie uważają, że wszystkie wulkany są równe sobie, nie wspominając o ludziach. Jesteśmy świadomi, że różne wspólnoty, różni ludzie, mają różny wpływ na zachodzące zmiany. Ale to nadal jest punkt sporny.

Ale skoro jesteśmy przy tym, na pewno są środowiska, które nie są zadowolone z utworzenia tego terminu, bo nie lubią, kiedy przypomina im się, że ich działania wywarły znaczny wpływ na planetę. A te same środowiska od zawsze są żywo zainteresowane geologią. Mam oczywiście na myśli wszelkie przedsiębiorstwa zajmujące się wydobyciem paliw kopalnych. Czy one próbują wpłynąć na ten proces?

Ja tego nie zaobserwowałem, choć mamy oczywiście do czynienia z korporacyjnymi próbami zaprzeczania zmianom klimatycznym. Są ludzie, którzy postrzegają siebie jako zwolenników “dobrego” antropocenu i takich, którzy są przekonani, że większość zachodzących zmian nie wróży niczego dobrego. Myślę, że istnieje niebezpieczeństwo, że próby wpisania towarzyszących antropocenowi zmian z drugiej połowy XX wieku do całej listy wywołanych przez człowieka przemian z ostatnich 50 tys. lat może służyć próbom zaciemnienia obrazu i ukrycia zachodzącej przez ostatnich 80 lat transformacji. Pomniejszenia skali i rozmiaru zjawisk, które obserwujemy dzisiaj. Nie wiem, jak będzie zachodzić ten proces w najbliższych latach, ale z pewnością geologia była zaangażowana w niezwykły proces ludzkiego przedsięwzięcia polegającego na wydobyciu węgla kopalnego z ziemi i wyemitowaniu go do atmosfery. Podejrzewam, że to będzie dla geologów coraz bardziej niewygodne w najbliższych dziesięcioleciach.  Nie wiem, jak to będzie wpływać na sam antropocen, ale to duży problem. Ja zasłaniam się tym, że jestem tylko paleontologiem.

Zbliża się moment głosowania nad statusem antropocenu. Dlaczego to ważne?

Najpierw głosować będzie podkomisja ds. stratografii czwartorzędu. Jestem od wielu lat jej członkiem. Kilka lat temu poproszono mnie o jej prowadzenie, co stawia mnie w niekomfortowej sytuacji. Muszę upewnić się, że dojdzie do uczciwej, rozsądnej dyskusji o antropocenie. Komisja otrzymała długi artykuł zawierający dowody dotyczące antropocenu jako takiego jak również znalezisk z jeziora Crawford. Następnie musi przedyskutować to, czy antropocen powinien zostać sformalizowany jako odcinek geologicznej skali czasu. Badacze należący do grupy do spraw antropocenu byli mocno zaangażowani w ten temat, ale członkowie komisji do spraw czwartorzędu nie mają doświadczenia w tej kwestii. Ich zainteresowania badawcze najczęściej nie pokrywają się z antropocenem, więc dla nich to będzie nowy temat. Trudny, bo wiedzą dobrze, że to kontrowersyjna sprawa. Zobaczymy, jak potoczy się dyskusja, a następnie czy w głosowaniu otrzymamy przynajmniej 60 procent głosów.

Jeśli przekroczymy ten próg, sprawa trafia przed Międzynarodową Komisję Stratygraficzną, składającą się z przedstawicieli podkomisji odpowiadających za badania jury, kambru i wszystkich innych okresów. Są to więc ludzie jeszcze bardziej oddaleni naukowo od antropocenu. Jeśli ta komisja przyjmie nasz wniosek, sprawa trafia przed Międzynarodową Unię Nauk Geologicznych.

Mamy więc przed sobą wielkie kroki i wysokie płotki. Nie potrafię przewidzieć, jak to wszystko się potoczy. Wszyscy wiedzieliśmy od początku, że to nie będzie łatwe ze wszystkich powodów, o których rozmawialiśmy. Antropocen bardzo różni się od innych jednostek geologicznych zarówno pod względem jakości dowodów - betonu, tworzyw sztucznych i tym podobnych - jak i pod względem jego niezwykle krótkiej długości.

My troszczyliśmy się o to, żeby zebrać i przedstawić dowody w sposób tak uczciwy i jasny, ajk to tylko możliwe. Jeśli antropocen zostanie przyjęty jako jednostka geologiczna, pomoże to ustabilizować jego znaczenie. Jeśli nie, nadal będziemy mieli mnóstwo pracy nad opisaniem tego, co się dzieje z naszą planetą i jak przebiegają te wszystkie procesy. Jeśli idzie o samą decyzję - to jak kilka razy z rzędu zagrać w kasynie. Nie wiem, jak sprawy się potoczą ale jestem pewien, że zgromadziliśmy dowody tak rzetelnie, jak to było możliwe. Nie jesteśmy grupą nacisku. Należycie reagujemy na krytykę i wierzymy, że cały proces zakończył się w sposób który sprawi, że ta koncepcja będzie w przyszłości użyteczna.

Czy tego rodzaju emocje zdarzają się w geologii bardzo często?

Nie wiem, czy “ekscytacja” jest odpowiednim słowem. Powiedziałbym, że to “turbulencje”. Jednym z sekretów geologii jest to, że robimy to dla frajdy, albo z powodu fascynacji badaniami przeszłego życia, fizyczną naturą skał, wulkanów czy klifów. Antropocen proponuje zupełnie inną, może niewygodną perspektywę. Nasze prace pozwoliły jednak na nawiązanie kontaktów między róznymi dyscyplinami i reprezentującymi je ludźmi. To było niezwykłe. Ja przez większość swojej kariery byłem typowym ignorantem, geologiem i paleontologiem. Dzięki pracom nad antropocenem rozmawiam z historykami i filozofami. Takie powiązania są niezwykle przydatne i mogą być trwałym dziedzictwem antropocenu. Przeżywamy turbulencje, ale pobudzamy kreatywność.

Czyli antropocen to coś więcej, niż termin geologiczny. To sposób myślenia o roli człowieka na Ziemi.

Tak sądzę. Pamiętajmy, że sam termin jest dziełem przypadków. Narodził się na spotkaniu w Meksyku w 2000 r. Paul Crutzen był coraz bardziej zirytowany rozmowami o globalnych zmianach. Wstał i powiedział “stop, nie ma sensu wciąż mówić, że żyjemy w holocenie, świat zmienił się za bardzo”. Zaimprowizował słowo “antropocen”. Sądzę, że to słowo i koncepcja odegrały rolę w tym, jak ta koncepcja ewoluowała i w geologii, i poza nią. Gdyby Paul wymyślił inny termin - na przykład “technocen”, bo w końcu przemiany są wywoływane przez kombinację ludzi i technologii, to miałoby inny powiedzmy smak mentalny. Historia tej koncepcji byłaby inna. Kwestia perspektywy jest tu ważna.

Muszę przyznać, że termin antropocen ma niemal biblijny posmak. Człowiek w końcu odziedziczył ziemię. Więc co teraz z nią zrobimy? Na razie wygląda na to, że ją popsuliśmy.

Tak, z psuciem poszło nam lepiej niż z “dziedziczeniem”. Wpływamy na planetę na sposoby, o których dobrze wiemy, że są szkodliwe. Nasze obecne emisje CO2 nie są realistycznie ograniczane. Tak więc kwestia “odziedziczenia” Ziemi i tego niemal biblijnego posmaku - tak, to da się odczuć. Sam termin “antropocen” ma bardzo instynktowną moc. Rezonans. Przyciąga i odpycha. Ale sądzę, że to jest moc tego terminu, który opisuje bardzo złożone zjawisko. Sam termin w ostatnich latach uległ zmąceniu, odszedł od tego, co miał na myśli Paul Crutzen, ale sądzę, że jego geologiczna interpretacja jest bardzo zbliżona do jego oryginalnego znaczenia. Opisujemy zmiany planetarne zachodzące we współczesności. Ale samo słowo “antropocen” zyskiwało nowe znaczenia i nowe, często bardzo rozbieżne interpretacje. Antropocen, który trwa od 50 tys. lat i antropocen, który ma lat 70 to dwie zupełnie rózne rzeczy.

Przenieśmy się o 10-20 mln lat w przyszłość. Ludzkości może tu dawno nie być. Czy ktoś, kto odwiedzi Ziemię będzie w stanie stwierdzić, że tu byliśmy? Co pozostanie w skałach po nas i po naszym antropocenie?

Przypominałoby to trochę śledzenie którejkolwiek z dużych granic transformacji. Granic między Eocenem a Paleocenem czy między Kredą a Paleogenem. Pierwsze, co można będzie dostrzec to ogromne zmiany w skałach. Z jednej strony, skamieniałości sprzed antropocenu będą wyglądały zdecydowanie inaczej, niż skamieniałości pojawiające się potem. Formy życia, po części z powodu wielkiego wymierania, ale także z powodu wielkiej homogenizacji życia, nagłego pojawienia się nowych form życia w odległych zakątkach świata, które następnie zaczęły ewoluować samodzielnie. To byłby bardzo oczywisty sygnał o wielkiej skali, dostrzegalny w bardzo grubej warstwie skał.

Geolodzy spytaliby “jak się zmieniły”, “dlaczego się zmieniły”. Tak, jak zadawaliśmy sobie pytania o wielkie przemiany, do jakich doszło po zakończeniu okresu kredy. Początkowo nie mieliśmy pojęcia, co było ich przyczyną, ale ludzie wciąż szukali odpowiedzi.

Wreszcie, kiedy przyszli geologowie dotrą do samego początku tej przemiany, bez wątpliwości znajdą pozostałości betonu, tworzyw sztucznych, kości kurczaka czy składowisk śmieci. Ogromnych, szalonych, bardzo wyraźnych warstw. Znajdą pozostałości fundamentów miast. To wielkie, oczywiste struktury, które pozostawią po sobie bardzo wyraźne skamieliny. Ta warstwa będzie mniej subtelna, niż cieniutka warstwa irydu pozostała po uderzeniu asteroidy, która wyznacza koniec okresu kredy. Więc tak, nie mam wątpliwości, że skoro normalne procesy erozji, sedymentacji i tworzenia warstw geologicznych będą postępować przez co najmniej następny miliard lat, nasza dotychczasowa działalność pozostawi po sobie wyraźny, epokowy podział. Epoka to stosunkowo niski poziom w geologicznej hierarchii jednostek czasu, niższy od ery czy eonu, ale ludzki sygnał będzie wyraźny dla przyszłego geologa. Znalezienie go zajmie trochę czasu, tak jak nie od razu znaleźliśmy koniec okresu kredytowego, ale będzie widoczny dla każdego kompetentnego geologa. 

Warto to uwzględnić w naszym zbiorowym CV. Ludzkość: mniej subtelna niż asteroida zabijająca dinozaury.

Mniej subtelna. Bardziej skomplikowana, ale mniej subtelna. 


 

Projekt dofinansowany ze środków budżetu państwa, przyznanych przez Ministra Edukacji i Nauki w ramach Programu „Społeczna Odpowiedzialność Nauki II”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej