Milczenie przełamywane

Daleki jestem od przekonania, że w sprawie Tragedii Górnośląskiej zrobiono wszystko. Ale teza, że otacza ją „wielkie zmilczenie”, jest niesprawiedliwa dla ludzi, którzy pracują nad jej upamiętnieniem.

17.03.2020

Czyta się kilka minut

Wizualizacja pomnika ofiar deportacji, który ma stanąć w Katowicach. Projekt wygrał w konkursie ogłoszonym przez władze Katowic w 2017 r. / ANDRZEJ SZNAJDER
Wizualizacja pomnika ofiar deportacji, który ma stanąć w Katowicach. Projekt wygrał w konkursie ogłoszonym przez władze Katowic w 2017 r. / ANDRZEJ SZNAJDER

To prawdziwa dziś rzadkość przeczytać w ogólnopolskim tygodniku opinii tekst poświęcony zawiłościom wojennej i powojennej historii Górnego Śląska. Mowa o artykule Zbigniewa Rokity „Wielkie zmilczenie”. Może warto potraktować więc ten tekst również jako punkt wyjścia do dyskusji – o tamtym czasie i pamięci o nim.

Wypada zgodzić się z opinią autora, że pojęcie Tragedii Górnośląskiej pozostaje szerszej opinii w Polsce nieznane. Wynika to zapewne stąd, że pojęcie to ukuli publicyści, a nie historycy; bardziej odwołuje się ono do emocji niż do faktów. Przede wszystkim jednak jest ono niejednoznaczne, a poza Śląskiem niezrozumiałe.

1200 rozstrzelanych

Warto zwrócić uwagę, rozwijając poszczególne wątki z tekstu Rokity, że traumatyczny dla Górnego Śląska rok 1945 to nie tylko obóz w Świętochłowicach-Zgodzie i nie tylko deportacje Ślązaków do Związku Sowieckiego. To również cała sekwencja zdarzeń i procesów, których kulminacja miała miejsce w 1945 r. Chodzi zatem najpierw o zbrodnie żołnierzy Armii Czerwonej, wkraczających na Górny Śląsk. Następnie – wywózki do pracy przymusowej w Związku Sowieckim, osadzanie w obozach, wreszcie wysiedlenie mieszkańców Śląska uznanych przez władze komunistyczne za Niemców. Jak również proceder gwałtów i grabieży, a także demontażu i wywozu do Związku Sowieckiego całych fabryk, maszyn i urządzeń przemysłowych, a nawet surowców.

Symbolem ówczesnych zbrodni sowieckich na ludności cywilnej na Górnym Śląsku jest niewątpliwie masakra mieszkańców Miechowic (obecnie to dzielnica Bytomia). W trakcie zdobywania tej miejscowości, między 25 a 27 stycznia 1945 r., wymordowano co najmniej 230 mieszkańców. W podobny sposób dokonano mordu na co najmniej 69 mieszkańcach Przyszowic. Liczbę cywilnych ofiar po zdobyciu Gliwic, rozstrzeliwanych bestialsko przez sowieckich żołnierzy, szacuje się na ponad 1200 osób.

Gwałty: poza sferą badań

Podobnie gdy mowa o obozie w Świętochłowicach. Owszem, „Zgoda to symbol” – jak pisze Zbigniew Rokita. Ale trzeba pamiętać, że w latach 1945-56 powstało ponad 200 takich obozów (oficjalnie: pracy przymusowej) dla ludności uznanej za niemiecką i oczekującej na „rehabilitację”. Tę liczbę należy powiększyć o obozy przejściowe, wysiedleńcze i jenieckie. Jeszcze w 1948 r. Międzynarodowy Czerwony Krzyż przedstawił wykaz 183 takich miejsc. Tego typu obozy na Śląsku były zresztą częścią komunistycznego systemu obozów tworzonych w całej Polsce, których symbolami są także Łambinowice i Jaworzno, Rembertów pod Warszawą czy Potulice koło Bydgoszczy.

O ile na temat obozów mówią dziś dokumenty i świadkowie, o tyle skala sowieckich gwałtów na kobietach i dziewczętach – zresztą nie tylko na Śląsku – pozostaje do dziś niemal zupełnie poza sferą badań historyków. Zachowały się one jednak – jednostkowo, w historii rodzinnej, o czym pisze zresztą Zbigniew Rokita – w pamięci kolejnego pokolenia mieszkańców Śląska. Podobnie jak rabunki i rozboje.

Bez wątpienia największą traumą dla znaczącej liczby mieszkańców Górnego Śląska pozostaje do dziś wywózka na prace przymusowe na Wschód. Od lutego do kwietnia 1945 r. władze sowieckie prowadziły akcję deportacji (głównie mężczyzn) w wieku od 17. do 50. roku życia – do Zagłębia Donieckiego i Naddniestrzańskiego oraz na Białoruś, Syberię i do Kazachstanu. Podobnie zresztą jak to miało miejsce na Pomorzu Nadwiślańskim, ale także w Rumunii, Jugosławii, Bułgarii, Czechosłowacji i na Węgrzech.

Pożegnanie z milczeniem

Nie sposób natomiast zgodzić się z tytułową tezą artykułu Zbigniewa Rokity, jakoby historie te pozostawały obiektem „wielkiego zmilczenia”. Owszem, prawdą jest, że do samego niemal końca PRL niemożliwe było prowadzenie badań naukowych, publikowanie, a nawet najdrobniejsze choćby próby publicznego upamiętniania ofiar tamtego komunistycznego bezprawia. Natomiast z całą pewnością teza ta jest nieprawdziwa w odniesieniu do minionych 30 lat.

Przełomem w procesie przełamywania milczenia był przedruk z początkiem 1990 r. na łamach branżowej gazety „Górnik” jednej z list deportowanych w 1945 r. górników. Wywołał on ogromny rezonans społeczny i spowodował wysyp publikacji w prasie regionalnej i lokalnej: w „Trybunie Robotniczej”, „Życiu Bytomskim”, „Głosie Zabrza i Rudy Śląskiej”. Już wtedy, na łamach tej ostatniej gazety, Muzeum Miejskie w Zabrzu zaczęło wzywać mieszkańców do przekazywania materiałów i relacji o deportacjach.

W grudniu 1991 r. zarejestrowano – działające prężnie do dziś – Stowarzyszenie Pamięci Tragedii Śląskiej w 1945 r. z siedzibą w Knurowie. W styczniu 1995 r. Sejmik Samorządowy Województwa Katowickiego podjął uchwałę „w sprawie przyjęcia oświadczenia w 50. rocznicę masowych deportacji mieszkańców Górnego Śląska na katorgę do łagrów sowieckich”.

Od 2000 r., tj. od chwili powstania Instytutu Pamięci Narodowej, tematyka deportacji i obozów na Śląsku była jednym z głównych tematów projektów badawczych, edukacyjnych i wystawienniczych oraz śledztw w katowickim oddziale IPN. Już w 2002 r. ukazała się jedna z pierwszych publikacji: „Obóz Pracy w Świętochłowicach w 1945 r. Dokumenty, zeznania, relacje, listy”. Równolegle edukatorzy IPN prowadzili szkolenia dla kilkuset nauczycieli, a do szkół trafiła pierwsza teka edukacyjna na ten temat.

W 2003 r. w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu – pod patronatem wojewody śląskiego, marszałka województwa śląskiego, prezydenta Katowic oraz biskupów katowickiego i gliwickiego – otwarto wystawę przygotowaną przez IPN pt. „Deportacje Górnoślązaków do ZSRR w 1945 r.”. Przez następne 10 lat odwiedziła ona kilkadziesiąt miast i miejscowości na Górnym Śląsku. Po czym, po gruntownej przebudowie, przybrała postać stałej ekspozycji w Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 r. Centrum powstało w 2015 r. w Radzionkowie, staraniem burmistrza tego miasta Gabriela Tobora i przy finansowym wsparciu 30 samorządów śląskich miast i gmin. W otwarciu Centrum uczestniczył prezydent Bronisław Komorowski.

Przywołani po imieniu

W ciągu tych prawie 20 lat IPN był również inicjatorem kilku konkursów historyczno-literackich adresowanych do uczniów oraz dorosłych. Zebrany został pokaźny zbiór dokumentacji (w tym relacji filmowych) ostatnich żyjących świadków. Na ich podstawie powstały filmy dokumentalne: „Przemilczana tragedia” (2004) i „Tragedia Górnośląska 1945” (2015).

Owocem badań naukowych prowadzonych w IPN jest kilkanaście książek: naukowych, popularnonaukowych, edycji źródeł oraz trzy teki edukacyjne. Zwieńczeniem natomiast będzie imienny spis deportowanych do Związku Sowieckiego. Dzięki kilkunastoletnim badaniom historyków z katowickiego IPN znamy dziś nie tylko ich liczbę (46 tys. osób), lecz również imiona i nazwiska, miejsca pobytu, daty śmierci lub powrotu do Polski. Będzie to jednocześnie jeden z nielicznych w polskiej historiografii tego typu imienny spis ofiar systemu komunistycznego.

Pamięć o deportacjach ma także swój wyraz w przestrzeni publicznej Górnego Śląska. W dziesiątkach można już liczyć różne formy upamiętnienia: tablice memoratywne, obeliski, nazwy ulic. W Katowicach, nieopodal Muzeum Śląskiego, niebawem stanie monumentalny pomnik ofiar deportacji.

Daleki jestem od przekonania, że w sprawie Tragedii Górnośląskiej zrobiono już wszystko. Doprawdy jednak trudno znaleźć w naszej niedawnej przeszłości inny temat, który poruszyłby świadomość społeczną danego regionu w sposób porównywalny do tego, co wydarzyło się w tej sprawie na Śląsku. ©

Autor (ur. 1965 w Chorzowie) jest historykiem, od 2014 r. dyrektorem Oddziału IPN w Katowicach. W latach 80. działacz opozycji demokratycznej na Śląsku, internowany w stanie wojennym. Autor publikacji o strajkach na Śląsku i tamtejszym Kościele katolickim w czasach PRL.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2020