Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dość często daje się słyszeć na kazaniach czy podczas rozmowy, że wcale nie tak łatwo przychodzi odróżnić to, co boskie, od tego, co ludzkie, odróżnić Słowo Boże od słowa ludzkiego. No bo skoro niebo to zupełnie co innego niż ziemia, to i mowa Boga powinna jakoś wyraźniej wyodrębniać się z mowy ludzkiej. Dlatego wielce pouczająca jest nocna rozmowa Samuela z Helim - ucznia z mistrzem.
Młody Samuel już słyszy głos Boga, ale brzmi on w jego uszach jak głos człowieka. Można to zrozumieć i tak, że Samuel już po Bożemu myśli, ale jeszcze o tym nie wie. Nie wie, gdyż jeszcze zbyt krótko mieszka z Bogiem pod jednym dachem. Uprzytamnia mu to Heli, nakłaniając ucznia do cierpliwości, gdyż Bóg mówi do człowieka bez przerwy. Nie od czasu do czasu, ale cały czas.
To Samuelowe cierpliwe nasłuchiwanie można, idąc za radą Ignacego z Loyoli, nazwać poszukiwaniem Boga we wszystkim i ponad wszystkim. We wszystkim znaczy chyba w tym, co tak czy inaczej jest nam dostępne. Ponad wszystkim - to znaczy w tym, co przekracza nasze możliwości poznawcze. Można też, bez niebezpieczeństwa popełnienia błędu, nazwać to nasłuchiwanie modlitwą. I to w wielu przypadkach prawdziwszą od tej mówionej czy śpiewanej.
Z bardzo prostego powodu tak się dzieje. Przecież wiemy, że Bóg wie, czego nam potrzeba, stąd o wiele ciekawszym zajęciem jest dowiadywanie się, czego Bóg oczekuje od nas. Samuel usłyszał Boga wtedy, gdy przed Bogiem zamilkł, gdy zdobył się na odwagę pozostania na miejscu, w ciemnościach nocy.
Coś podobnego przydarzyło się dwóm uczniom Jana Chrzciciela. Zaintrygowani postacią Jezusa zapragnęli poznać Go bliżej. A że byli ludźmi delikatnymi, nie wpraszają się, tylko pytają, gdzie mieszka. Widać, że nie chcą stawiać Jezusa, a i siebie samych, w kłopotliwej sytuacji, gdyby przyszło do odmowy. I wtedy pada ze strony Jezusa znamienna odpowiedź: "Chodźcie, zobaczycie". Poszli, zapamiętali nawet godzinę, kiedy się to stało, zobaczyli - i się zaczęło. Po powrocie jeden z gości Jezusa, Andrzej, zainteresował Nim swego brata Piotra. A potem przyszli następni, i następni, i wreszcie my.
"Chodźcie, zobaczycie": to zaproszenie Jezus powtarza wciąż na wszelkie możliwe sposoby. A tych, których zainteresuje sobą, prowadzi tam, gdzie mieszka - to znaczy do siebie, czyli do Kościoła. Dlatego nie od rzeczy będzie postawić sobie, czyli Kościołowi, pytanie o to, jak się Jezus wśród nas czuje. Chyba nie zawsze dobrze, skoro od jakiegoś czasu ten Jezusowy dom jakby za szybko pustoszeje. Zwłaszcza w Europie.
Wygląda więc na to, że nadchodzi czas remontu. I to nie tylko odnowy, czy nawet powrotu do tzw. źródeł, ale remontu generalnego, do przeprowadzenia którego nie wystarczą stare narzędzia i materiały. Budujemy przecież nową ziemię i nowe niebo, a nie tylko odnawiamy stare.
Dlatego zamiast wpadać w panikę i zniechęcenie, warto przywołać słowa Jana Chrzciciela: ja już powinienem odejść w cień, a On rozkwitnąć.