Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tłumaczenie się wysokiego urzędnika, że musi sprawdzić, czy szpitale wydały szczątki dzieci zgodnie z przepisami, jest o tyle dziwne, że dotychczasowa w tej mierze rzeczywistość była więcej niż smutna: obowiązywała arbitralna granica wieku i wagi płodu, poniżej której w ogóle nie wolno było się “wtrącać", co ze szczątkami takich dzieci się dzieje i w jaki sposób są po kremacji grzebane. Towarzyszyła temu kompletna nieobecność praktyki chrześcijańskiej odnośnie pogrzebów tych najmniejszych, co sprawiało, że nawet rodzice bardzo o taki pogrzeb zabiegający spotykali się z niechęcią albo odmową. Zaczął o tym pisać “Tygodnik", “W drodze", ostatnio “Gość Niedzielny", i teraz inicjatywa Fundacji Nazaret, nagłośniona przez telewizję i prasę, stała się symbolicznym przełamaniem tabu, za którym już bez przeszkód jak najrychlej powinna pójść praktyka chrześcijańska, spokojna, oczywista. Bo nawet człowiek, który nie zdążył ani chwili pobyć na świecie, ma na nim prawo do szacunku dla swojego ciała i pamięci. A wierzący - do modlitwy za wszystkie te dzieci, i to wspólnie z pasterzami Kościoła. O. Jacek Salij, pisząc o tym swego czasu, powoływał się na prawo kanoniczne. Stąd nadzieja, że liturgia takich pożegnań rychło się wykształci i upowszechni. I nie chodzi tu o wykorzystywanie takich pogrzebów jako narzędzia walki ze zjawiskiem aborcji. Bo po pierwsze, są przecież rodzice wbrew swym oczekiwaniom osieroceni, których taka forma pożegnania utraconego dziecka wsparłaby i pocieszyła. A po drugie - o szacunek dla człowieczeństwa najmniejszych nawet istot, który nie przez protesty i demonstracje, lecz przez gest powagi i modlitwę utrwalałby się w sumieniu publicznym na pewno lepiej, niż przez tak bronione wystawy uliczne demonstrujące gwałt na nienarodzonych.
Nie jest to temat na felieton. Lecz pogrzeb na Służewcu odbył się teraz właśnie, niedługo przed Zaduszkami. I wcale nie najważniejsi byli na nim “prawicowi politycy", o których wspomniała prasa. Najważniejsza była ta pani, która opowiadała, że do każdej malutkiej trumienki włożyła różę, ksiądz błogosławiący zbiorowy grób, wspólna modlitwa. Milczenie zamiast manifestacji. Prokurator, wolno sądzić, też szybko dojdzie do wniosku, że nie ma tam nic do roboty, bo po prostu stało się coś dobrego, choć radosne być to i tak nie mogło...