Mikroplastik i megaproblem. Czy możemy korzystać z zalet plastiku bez wyrządzanych przez niego szkód?

Prof. Richard Thompson, biolog morski: Kiedy się urodziłem, co roku produkowaliśmy na świecie pięć milionów ton plastikowych przedmiotów. Obecnie – ponad czterysta milionów ton. Drobiny plastiku są już w naszych ciałach i każdym miejscu na Ziemi.

30.01.2024

Czyta się kilka minut

Delfin butlonosy pośrod wielkiej wyspy pływających śmieci. Ocean Indyjski. / fot. PAULO DE OLIVEIRA / AFP
Delfin butlonosy pośrod wielkiej wyspy pływających śmieci. Ocean Indyjski. / Fot. Paulo de Oliveira / AFP

Wojciech Brzeziński: Geolodzy twierdzą, że ślady chemiczne plastiku będą wykrywalne nawet za milion lat. Plastik zostanie najtrwalszym dziedzictwem naszej cywilizacji?

Prof. Richard Thompson: Pomyślmy: co to jest trwałe dziedzictwo? Możemy rozejrzeć się i zobaczyć pomniki zbudowane przez ludzi w czasach prehistorycznych. Znaleźć artefakty z epoki brązu i żelaza. To pozytywne dziedzictwo. Ale to prawda, że dziś żyjemy w epoce plastiku. Jego ślady z pewnością będzie można odnaleźć za tysiące lat. Jeśli zastanawiamy się, jak przyszłe pokolenia będą o nas myśleć, to powiedziałbym, że nie ocenią nas zbyt dobrze.

Żyjemy na plastikowej planecie?

Kiedy się urodziłem, co roku produkowaliśmy na całym świecie około pięć milionów ton plastikowych przedmiotów. Obecnie jest to już ponad czterysta milionów ton. 40 proc. z tego to przedmioty jednorazowego użytku – rzeczy, które zapewniają nam chwilę wygody, ale po wyrzuceniu wytrzymują w środowisku setki, jeśli nie tysiące lat. Problem powstał, bo nie zastanowiliśmy się nad długoterminową kumulacją rzeczy, o których rzadko kiedy w ogóle myślimy.

Zachowałem w archiwum artykuł z magazynu „Time” z lat 50. XX wieku, zatytułowany „Tłumaczymy wartość plastiku”. Mówi o wygodzie, jaką tworzywa sztuczne przyniosą rodzinom. Z dzisiejszej perspektywy to tekst opowiadający historię naszego marnotrawstwa. Sukces tej jednorazowej wygody sprawił, że ilość wykorzystywanego przez nas plastiku i ilość plastikowych odpadów wzrosła wykładniczo do poziomu, który moim zdaniem jest już nie do utrzymania przez naszą planetę. W tym sensie jesteśmy na planecie zalewanej przez plastik.


WIELKIE WYZWANIA: ANTROPOCEN

Przyglądamy się największym wyzwaniom epoki człowieka oraz drodze, która zaprowadziła nas od afrykańskich sawann do globalnej wioski. Omawiamy badania naukowe i dyskusje nad interakcjami między człowiekiem i innymi elementami przyrody – zarówno tymi współczesnymi, jak i przeszłymi.


Zbliżamy się do 20. rocznicy artykułu, w którym jako pierwszy użył pan terminu „mikroplastik”. Jak doszło do odkrycia, które stało za tą publikacją?

To była przypadkowa obserwacja. Robiłem doktorat z biologii morskiej. Prowadziłem eksperymenty na brzegu morza razem z grupą studentów. We współpracy z Towarzystwem Ochrony Środowiska Morskiego w Wielkiej Brytanii sprzątaliśmy plaże. I coś mnie uderzyło. Naprawdę małe fragmenty plastiku, najmniejsze drobiny, w ogóle nie były rejestrowane. Nikt ich nie zliczał ani nie zbierał, choć było ich najwięcej. Chodziliśmy po nich, szukając dużych, bardziej atrakcyjnych przedmiotów.

Rzuciłem któregoś popołudnia wyzwanie moim studentom. Powiedziałem im, żeby przynieśli mi najmniejsze kawałki plastiku, jakie znajdą na plaży. A oni wrócili z próbkami gleby. Oglądaliśmy je pod mikroskopem i znaleźliśmy fragmenty, które były mniejsze niż ziarenka piasku. Potwierdzenie, że były one rzeczywiście drobinami plastiku, zajęło trochę czasu i wymagało pracy detektywistycznej.

Czego się od tego czasu dowiedzieliśmy o problemie z mikroplastikiem?

Wiemy dużo więcej. Wspomniany artykuł, w którym pojawił się ten termin, ukazał się w „Science” w maju 2004 r.  Do końca roku to była jedyna praca, w której pojawiało się to słowo. Do dziś opublikowano już ponad 5 tys. artykułów dotyczących mikroplastiku. Wiemy, że można go znaleźć od głębin oceanu po Mount Everest – a nawet w chmurach! Dowiedzieliśmy się nieco więcej o szkodach, jakie wyrządza. Wykazaliśmy, że naprawdę małe cząstki są wchłaniane do układu krążenia. Poznaliśmy źródła mikroplastiku – odzież, tekstylia, kosmetyki, opony, większe plastikowe odpady.

Jednym z problemów jest to, że tworzywa sztuczne najczęściej zawierają domieszki, które mają poprawić ich właściwości, np. sprawić, że stają się niepalne. Te domieszki są testowane pod względem bezpieczeństwa, ale najczęściej tylko w warunkach, do jakich zostały pierwotnie przeznaczone. A jeśli takie materiały trafiają do oceanu, mogą wpływać na otoczenie w nieprzewidziany sposób. Prace naszego zespołu i innych naukowców wykazały, że są one szkodliwe dla szerokiej gamy organizmów morskich. Szkodzą na wiele sposobów, w tym potencjalnie zmniejszając ich zdolności reprodukcyjne.

Ale ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że mikroplastik nie jest czymś odrębnym. Wyrządza specyficzne szkody, jednak jest tylko częścią kontinuum plastikowych śmieci. Największe z nich widać na zdjęciach satelitarnych. Najmniejsze są tak małe, że wymykają się wykryciu.

Największym źródłem mikrodrobin plastiku jest prawdopodobnie fragmentacja większych śmieci. Tak więc rozwiązaniem problemu jest zatrzymywanie większych śmieci: plastikowych butelek, opakowań po chipsach, sieci rybackich – zanim trafią do środowiska. Jeśli uda się nam powstrzymać ich odkładanie się, możemy ograniczyć problem mikroplastiku, ponieważ te duże przedmioty z czasem się rozłożą i staną się mikrodrobinami. Oczywiście do tego dochodzą pewne bezpośrednie czynniki wejściowe: włókna odzieży, drobiny z kosmetyków, cząstki opon.

Częścią problemu może być wszechobecność tworzyw sztucznych – taka, że ludzie nawet nie zdają sobie sprawy z ich obecności wokół nas. Niewielu ludzi myśli o tym, że ich sweter jest po części wykonany z tego samego materiału, co plastikowa butelka.

Wiemy, że tekstylia stanowią źródło dużej ilości plastikowych mikrowłókien. Według niektórych badań – nawet 35 proc. wszystkich drobin mikroplastiku w oceanach. Podczas każdego prania nasze ubrania gubią od 600 tys. do półtora miliona takich włókien. Nasze badania przeprowadzone na Uniwersytecie w Plymouth wykazały jednak, że dwa bardzo podobne elementy ubioru, na przykład dwa swetry, mogą pod tym względem drastycznie się różnić. Jeden z nich może uwolnić o 70 proc. więcej włókien przy każdym praniu niż drugi, a mimo to obydwa zapewniają nam ciepło. Producenci jednak obawiają się, że konsumentowi nie spodobałoby się to, jakie w dotyku byłyby nowe materiały. Być może. Ale potrzebujemy badań, bo w rzeczywistości nie wiemy, jak ludzie na pozbawione plastiku produkty zareagują. A może uda nam się sprawić, że nie będzie między jednymi i drugimi żadnej różnicy.

Tu wracamy do lepszego projektowania. Rozmawialiśmy o tekstyliach, prawdopodobnie jesteśmy w stanie stworzyć też lepsze opony, które będą wydzielały z siebie mniej cząstek. To ma sens także z punktu widzenia lepszego wykorzystania zasobów, bo taka odzież czy opony będą wytrzymywały dłużej.

Zatem powodów, by zająć się plastikowymi odpadami, nie brakuje.

Plastikowe śmieci są wszędzie, od polarnego lodu po głębiny, których nigdy dotąd nie odwiedzili ludzie. Wyrządzają szkody środowiskowe, ale i gospodarcze. Kraj tak mały jak Wielka Brytania każdego roku wydaje miliony funtów na oczyszczenie tylko kluczowych z gospodarczego punktu widzenia miejsc, takich jak porty, przystanie czy plaże, żeby one w ogóle mogły funkcjonować.

Do tego wszystkiego dochodzi wymiar ludzki. Chemikalia zawarte w tworzywach sztucznych wpływają na nasze zdrowie, ale to nie wszystko. Niedawno przeprowadziliśmy badania, które wykazały, że nawet niewielkie ilości śmieci na plażach obniżają to, co psychologowie nazywają regenerującą wartością środowiska naturalnego. Jedziemy nad morze, żeby poprawić swoje samopoczucie. Nawet niewielka ilość śmieci znacznie zmniejsza ten pozytywny wpływ.

Skoro mikroplastik jest i w Rowie Mariańskim, i na Mount Evereście, i w naszej krwi, to znaczy, że nie ma od niego ucieczki?

„Ucieczka” to niewłaściwe słowo. Przypomina mi dyskusje, w których padała propozycja zakazu produkcji plastiku, zupełnego wyeliminowania go z naszego życia. Nie wierzę, żeby to była właściwa reakcja, bo oczywiste jest, że tworzywa sztuczne niosą ze sobą wiele korzyści. Istnieją analogie z energią jądrową, z której także można korzystać w dobrym albo w złym celu.

W przypadku plastików musimy nauczyć się korzystać z nich odpowiedzialnie. To tu właśnie ponosimy klęskę. Nasz dzisiejszy model biznesowy jest taki sam, jak w latach 50., kiedy ilości odpadków były o wiele mniejsze, a kultura jednorazówek dała się tolerować. A dziś? Działa on jak pas transmisyjny, który paliwa kopalne przerabia na bardzo trwałe odpady. Powinniśmy byli coś z tym zrobić wiele dziesięcioleci temu. Mieliśmy wtedy wszystkie dane, ale nie zadziałaliśmy.

To problem technologiczny czy mentalny?

Chodzi o projektowanie, użytkowanie i utylizację tworzyw sztucznych na sposoby o wiele bardziej odpowiedzialne, niż robiliśmy to do tej pory.

Produkujemy z plastiku przedmioty, których prawdopodobnie w ogóle nie potrzebujemy, takie jak jednorazowe plastikowe torby na zakupy. Nie potrzebujemy plastikowych słomek. Nie potrzebujemy faszerować kosmetyków milionami plastikowych drobin. Ale w wielu przypadkach plastiki dają nam wiele korzyści. Musimy zaprojektować te przedmioty tak, by nadal je dawały, przy minimalizacji wyrządzanych przez nie szkód. Dotyczy to nawet niektórych zastosowań jednorazowych. Na przykład opakowań ryb czy produktów mięsnych, gdzie ponowne wykorzystanie byłoby bardzo trudne, a recykling stanowi wyzwanie. Może trzeba projektować te przedmioty tak, by nadawały się do kompostowania razem z resztkami żywności. Jeśli kupujemy świeże warzywa, nie potrzebujemy pakować ich do pojemnika, który wytrzyma kilkaset lat.

W Japonii usunięto wszystkie barwniki z najpopularniejszych butelek wykonanych z PET (politereftalanu etylenu), co natychmiast zwiększa ich wartość. Barwiona butelka nadaje się do recyklingu, ale staje się on mniej opłacalny. Powinniśmy zrobić tak samo. Z drugiej strony w tym samym sklepie w Japonii widzę banany, które zostały już przez naturę bardzo dobrze opakowane, ale i tak owija się je pojedynczo w folię polietylenową (PE). Musimy więc uczyć się nawzajem od siebie.

Są także inne zastosowania, takie jak części lotnicze czy samochodowe. Tam kluczowa jest wytrzymałość. Część nie może zawieść w połowie lotu. Musimy się więc zastanowić, jak długo dana część powinna wykonywać swoją pracę i w jaki sposób możemy się jej pozbyć, gdy nie jest już wykorzystywana. Ilość plastiku zużywanego do budowy samolotów jest o wiele mniejsza niż ilość wykorzystywana do produkcji jednorazowych opakowań, ale niesie ze sobą bardzo dużą wartość. Potencjalnie możemy więc zainwestować więcej w procesy demontażu takich części i efektywny recykling ich elementów. Widzimy to w pewnym stopniu w przemyśle motoryzacyjnym.

Ale kiedy rozmawiam z projektantami, większość z nich twierdzi, że nigdy nie poproszono ich, aby pomyśleli o tym, co stanie się z ich produktem, gdy nie jest już wykorzystywany. Klienci proszą o produkty funkcjonalne i atrakcyjne. Nikt nie zastanawia się nad końcem życia takich przedmiotów. Musimy zacząć o tym myśleć, bo inaczej będziemy ciągle powtarzać te same błędy.

Mamy szkody środowiskowe, psychiczne, zdrowotne, gospodarcze. Efekty uboczne stosowania plastiku są ogromne. Czy przeważają nad korzyściami?

Powiedziałbym, że obecnie, przy aktualnym poziomie produkcji i perspektywach dalszych działań, tak –  prawdopodobnie szkody przeważą nad korzyściami. Ale to nie znaczy, że zawsze tak musi być. Gdybyśmy nie tylko produkowali 400 mln ton plastiku, ale też zastanawiali się, jak pozbywać się niepotrzebnych, plastikowych przedmiotów, to wierzę, że zachowalibyśmy wiele zalet plastiku bez obecnego poziomu wyrządzanych przez niego szkód.

Przemysł musi wziąć odpowiedzialność za projektowanie produktów w sposób bardziej zrównoważony. Dziś wszyscy chowają głowy w piasek. Pomyślmy o kosmetykach. Czy naprawdę musimy szorować nasze ciała milionami drobin plastiku? Praca naszego laboratorium doprowadziła do tego, że w Wielkiej Brytanii i niektórych innych krajach zakazano ich stosowania. To był ogromny tryumf mojej doktorantki Imogen Napper. Ale patent na wykorzystanie takich plastikowych drobin w kosmetykach przyznano 50 lat przed jej badaniem. Czy nikt z producentów nigdy nie zastanowił się, co potem dzieje się z tymi plastikowymi drobinami? Czy nie powinniśmy się byli tym zainteresować dekady temu? Moglibyśmy wtedy zapobiec przedostaniu się do środowiska setek tysięcy ton plastiku. Nie możemy dalej prowadzić w ten sposób biznesu. Działać z pełną świadomością, że wyrządzamy szkody, w nadziei, że nikt się o tym nie dowie.

Tylko czy jako naukowiec nie odczuwa pan déjà vu? Przecież tak samo wyglądała sytuacja z azbestem, tytoniem czy dziurą ozonową. Z perspektywy wszystkie te rzeczy były oczywiste.

Kluczowym pytaniem jest to, kiedy uznamy, że mamy dostatecznie dużo dowodów, aby zmienić nasze postępowanie. W pewnym sensie nie jest to kwestia naukowa. Raczej filozoficzna. Pod traktatem ONZ w sprawie zanieczyszczenia tworzywami sztucznymi podpisało się już ponad 180 krajów. Jest więc całkiem jasne, że istnieje globalny konsensus co do tego, że mamy problem.

Ciągłe badanie tego, czy problem istnieje, przynosi jednak efekt przeciwny od zamierzonego. Bo jeśli mamy wystarczające dowody, to właściwy sposób wydawania pieniędzy polega na finansowaniu rozwiązań. Na badaniach nad tym, co działa, a co nie. Jakie rzeczy projektujemy pod kątem recyklingu? Jak je zaprojektować, aby można je było skutecznie poddać recyklingowi na szeroką skalę? Jakie formaty ponownego wykorzystania będą wartościowe? Jakich przedmiotów z tworzyw sztucznych w ogóle nie potrzebowaliśmy, a do jakich możemy zastosować alternatywne materiały? Czy wiemy, że te alternatywy i zamienniki są rzeczywiście bezpieczniejsze? Tej wiedzy nam brakuje.

Wspomniał pan o azbeście i tytoniu. Zawsze można się spierać, czy pewne decyzje można było podjąć wcześniej. Martwię się, że wraz ze wzrostem populacji ludzkiej, wzrostem tempa wyczerpywania się zasobów, pojawią się kolejne wyzwania środowiskowe, z których jeszcze nie zdaliśmy sobie sprawy. Będą pędzić w naszym kierunku w tempie prawdopodobnie o rząd wielkości szybszym niż wyzwania związane z azbestem, tytoniem czy tworzywami sztucznymi. Musimy więc nauczyć się działać szybciej.

Najgorszy scenariusz?

Robimy wszystko tak jak dawniej i zanieczyszczamy coraz większą część planety niepotrzebnie wyprodukowanymi plastikowymi przedmiotami. A to będzie miało konsekwencje dla różnorodności biologicznej, rybołówstwa, zdrowia i dobrego samopoczucia ludzi.

Jak będzie wyglądał taki świat?

Bardzo trudno to sobie wyobrazić. Ale przypomniała mi się jedna plaża, którą odwiedziłem. Nie ma znaczenia, w jakim kraju się znajduje. To straszliwe miejsce zbrodni. Nie było tam skrawka naturalnej plaży. Jedyne, co widziałem i po czym mogłem chodzić, to plastik. Rybacy zbudowali nad tym plastikiem kładkę, żeby dostać się na swoje łodzie i popłynąć na ryby.

Rozmawiał Wojciech Brzeziński

prof. Richard Thompson / fot materiały prasowe University of Plymouth

W 2004 r. Richard Thompson z Uniwersytetu w Plymouth pokazał, co dzieje się z milionami ton plastiku, trafiającymi co roku do oceanów – rozpadają się na drobiny mniejsze od ziarenek piasku, które zanieczyszczają cały świat. Ukuł dla nich termin „mikroplastik”. Od tego czasu jego zespół opublikował kilkaset prac na temat stopnia zanieczyszczenia środowiska plastikowymi odpadami i ich konsekwencji. Te publikacje – cytowane w literaturze specjalistycznej 90 tys. razy – wywarły ogromny wpływ na rozwój nauki o interakcjach ludzi z przyrodą. 


 

Projekt dofinansowany ze środków budżetu państwa, przyznanych przez Ministra Edukacji i Nauki w ramach Programu „Społeczna Odpowiedzialność Nauki II”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Mikroplastik i megaproblem