Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Głosowanie odbyło się w czwartek 9 marca kilka minut po szesnastej w nowym budynku „Europa” przy ruchliwej Rue de la Loi. Gdy pojawiła się informacja, że Donald Tusk został wybrany przewodniczącym Rady Europejskiej, kilkuset dziennikarzy z centrum prasowego w sąsiednim gmachu „Justus Lipsius” nie wydawało się zaskoczonych tą decyzją. Ich, a także polityków, zastanawiało jedynie to, jak zachowa się premier polskiego rządu. Jeden z wysokich rangą dyplomatów na dzień przed szczytem mówił o tym, że polska premier powinna zdać sobie sprawę, że bitwa, którą prowadzi, jest nie do wygrania.
Na kilka godzin przed obradami Tusk pojawił się na spotkaniu Europejskiej Partii Ludowej. Na pytania dziennikarzy o jego ponowny wybór nie chciał odpowiadać. Obecny tam również przewodniczący Komisji Europejskiej, Jean-Claude Juncker, na chóralne okrzyki polskich dziennikarzy „Donald Tusk” unosił kciuki do góry.
Polskie władze przed szczytem podkreślały, że procedura wyboru przewodniczącego RE jest niejasna. Witold Waszczykowski na briefingu prasowym 7 marca mówił, że Polska, zgłaszając oficjalną kandydaturę Jacka Saryusza-Wolskiego, chce ją uporządkować. Również niektórzy dyplomaci europejscy twierdzili, że procedura wyboru wymaga dookreślenia, by zasady były bardziej klarowne, a nie oparte głównie na zwyczajowości.
Dwadzieścia minut
Tuż po rozpoczęciu szczytu Beata Szydło wnioskowała o przełożenie głosowania w sprawie wyboru przewodniczącego RE. Bezskutecznie. Następnie Donald Tusk opuścił salę – wyborowi szefa RE przewodniczył Joseph Muscat, premier Malty sprawującej rotacyjną prezydencję w Radzie UE. Wybór trwał niewiele ponad dwadzieścia minut. Premier Polski przedstawiła sylwetkę Jacka Saryusza-Wolskiego, ale – jak relacjonowali dyplomaci – nie odbyła się żadna długa dyskusja. Decyzja zapadła kwalifikowaną większością głosów.
Następnie przywódcy rozmawiali m.in. o gospodarce, bezpieczeństwie, migracji. Pierwsza sesja obrad zakończyła się kilka minut po dwudziestej. Konferencje prasowe (zarówno główna, jak i narodowe) opóźnione były o prawie dwie godziny. Zastanawiano się wówczas, co było tego powodem.
Wtedy też wśród zgromadzonych wokół jednego stołu polskich dziennikarzy rozeszła się pogłoska, jakoby polska premier miała wcześniej wyjechać ze szczytu. Im dłużej trwały czwartkowe obrady, tym bardziej wzbierała na sile teoria, że Beata Szydło nie podpisze konkluzji ze szczytu.
Donald Tusk podczas głównej konferencji prasowej mówił, że współczuje polskiej premier „niewdzięcznej roli, jaka została jej zadana przez lidera jej partii”. I podkreślał: „Będę robić wszystko, żeby bronić polskiego rządu przed polityczną izolacją w UE”.
Później, podczas tzw. working dinner, przywódcy UE rozmawiali o Bałkanach Zachodnich. Kolacja zakończyła się kilkanaście minut po północy. I nie było to zakończenie spokojne – odmowa przyjęcia konkluzji przez premier Szydło zaowocowała ostrą wymianą zdań między nią a przywódcami kilku państw unijnych. Premier Belgii Charles Michel skrytykował przenoszenie sporów wewnętrznych na forum UE, a zaistniałą sytuację miał określić jako „dziecinne podejście”. Prezydent Francji François Hollande miał powiedzieć: „Wy macie zasady, ale są też fundusze strukturalne”.
Merkel: nie atakujcie nas
Jak podawały europejskie źródła, Szydło mówiła, że Polska jest niesłuchana w UE, na co Angela Merkel miała oświadczyć, że gdyby Polska nie była wysłuchiwana, to od kilkunastu lat nie byłoby konkluzji ze szczytu. Kanclerz Niemiec miała także zaapelować, ażeby Beata Szydło nie powtarzała nieustannie tego samego i by polski rząd zaprzestał antyniemieckich ataków.
– Powiedziałam, że Polska ma zasady, z których nigdy nie zrezygnuje – tak premier Szydło odniosła się do dyskusji. – Jeżeli politycy w Unii Europejskiej będą uważali, że można szantażować państwa, mówiąc o tym, że ktoś nie dostanie pieniędzy na jakieś projekty, to UE ma przed sobą fatalną perspektywę.
Wnioski ze szczytu przyjęto jako „Konkluzje przewodniczącego Rady Europejskiej”, poparte przez 27 państw członkowskich. Unijni dyplomaci zaznaczali już w czwartek, że odmowa podpisania konkluzji przez Polskę nie ma znaczenia w kontekście legalności reelekcji Tuska. Sześciostronicowy, w większości bardzo ogólny dokument omawia pokrótce dyskutowane w czwartek punkty.
Piątkowe obrady, w których uczestniczyło 27 państw członkowskich (bez Wielkiej Brytanii), były już nieformalnym spotkaniem RE. Dyskutowano podczas nich o przyszłości Unii i o deklaracji, która zostanie przyjęta w Rzymie z okazji obchodów 60. rocznicy podpisania traktatów rzymskich (przypadającej na 25 marca). Ma ona wytyczyć kierunek rozwoju Unii w nadchodzącej dekadzie. ©℗