Eurodostęp 2021
Kup roczny dostęp do strony TygodnikPowszechny.pl i odbierz w prezencie książkę Michała Okońskiego "Światło bramki". Nie czekaj, oferta ograniczona! Sprawdź →
Chciałem już w trakcie tego turnieju być Duńczykiem i Walijczykiem, teraz chciałbym być Szkotem. Czy coś łączy te wybory? Żadna z wymienionych reprezentacji nie miała się liczyć w mistrzostwach, żadnej nie wymieniano w gronie faworytów, choć na poprzednim Euro Walijczycy doszli aż do półfinału, a Duńczycy zdobyli złoto w 1992 roku. Żadna wciąż nie może być pewna awansu do kolejnej rundy, a w przypadku Szkotów i Duńczyków niewykluczone, że nie wyjdzie z grupy. Rzecz jednak nie w rankingach najlepszych, nie w typach bukmacherów, nie w opiniach ekspertów, nie w tym, jak jasno błyszczą gwiazdy danej drużyny (ta największa, Garetha Bale’a z Walii, wydawała się w ciągu ostatnich lat ewidentnie przygasać…). Rzecz w ambicji i woli walki. W tym, że piłkarzom każdej z tych drużyn chciało się chcieć. Wbrew wszelkim spodziewaniom, opiniom i typom właśnie.
To przyczynek do niekończącej się dyskusji: wyniki czy styl. Albo do rozważań o kwestii, za co kochamy piłkę nożną i co jest w niej piękne. Jak rozumieć zdanie norweskiego prozaika Karla Ove Knausgårda, że mecz idealny to taki, w którym po dwudziestu czterech godzinach walki wciąż utrzymuje się wynik bezbramkowy, za to połowa piłkarzy padła już z wyczerpania - zdanie, pod którym podpisałby się niejeden z widzów zakończonego dopiero co na Wembley meczu Anglia-Szkocja, dla silniejszego efektu toczonego zresztą w strugach ulewnego deszczu. Niewykluczone, że Anglikom należał się karny po starciu Robertsona ze Sterlingiem na skraju pola karnego w 79. minucie - ale, szczerze mówiąc, gol z jedenastu metrów popsułby cały ten spektakl, którego zwieńczeniem był przypominający spotkanie rugby kocioł przed bramką Szkotów, już w 91. minucie meczu, gdzie leżący na ziemi McTominay brzuchem wypychał piłkę spod nóg Mounta; jeśli znajdziecie w sieci retransmisję czy skrót tego spotkania, zacznijcie od końca. Dostaniecie przy okazji esencję czegoś, co nazywa się stereotypowo brytyjskim futbolem.
W przypadku każdej z wymienionych na początku drużyn - no, może z wyjątkiem Walii, gdzie dalekie podania i rajd Bale’a z ostatniej minuty meczu ze Szwajcarią faktycznie mogły cieszyć kibicowskie oko - do wprowadzenia takich kategorii, jak piękno, prowokowały ofiarność i odwaga. A także wysiłek i postawienie bardziej na kolektyw, niż na indywidualne umiejętności. Bądźmy szczerzy: brak tych ostatnich u Szkotów rzucał się przecież w oczy. Nie raz, nie dwa prosiło się, by w sytuacji jeden na jeden, zwłaszcza po stronie lewego obrońcy Anglików Shawa, spróbować dryblingu, ale drybling nie jest mocną stroną Szkotów. Podobnie jak uderzenie z woleja, które w pewnym momencie okazało się być ponad siły ich napastnika Adamsa.
Polecamy: specjalny serwis z tekstami Michała Okońskiego o mistrzostwach Europy
W pierwszej połowie Anglików przed stratą gola uratowała kapitalna parada bramkarza Pickforda; Szkotom z kolei, po główce Stonesa, pomogł słupek. Ale faworyzowani gospodarze niewiele poza tym potrafili pokazać; pod naciskiem Szkotów żaden z błyskotliwych techników, Foden, Mount czy wprowadzony w końcu Grealish, nie zdołał odcisnąć piętna na meczu. Środek pola należał do rywala, wyrastającego jak spod ziemi, doskakującego w ułamku sekundy, odbierającego piłkę albo zmuszającego do zagrania jej gdzieś w poprzek zamiast do przodu. Ręka do góry, kto by się spodziewał, że najlepszym piłkarzem tego meczu nie zostanie któryś z angielskich gwiazdorów, a 20-letni zaledwie Billy Gilmour, który w reprezentacji Szkocji zadebiutował zaledwie dwa tygodnie temu, zagrał 10 minut w sparingu z Holendrami, a dziś niespodziewanie wyszedł w pierwszym składzie i w chwili, gdy to piszę, porównywany jest pewnie przez dziennikarzy sportowych z podporą drugiej linii Francuzów, słynącym z niespożytych sił N’Golo Kante?
Jeden z najważniejszych dziś historyków futbolu Jonathan Wilson twierdzi, że nigdy nie wypowiedział zdania „gole są przeceniane, a piękno leży w zmaganiu”, choć słuchacze podkastów z jego udziałem przysięgają się, iż kiedyś usłyszeli je właśnie z jego ust - i pewnie dlatego trafiło później na T-shirt reklamujący wydawany przez Wilsona kwartalnik „The Blizzard”. Niezależnie od autorstwa jednak, zdanie to zwyczajnie powinno zostać powiedziane. Choćby po takim meczu, jak Szkocja-Anglia - jednym z najpiękniejszych na tym z dnia na dzień piękniejszym turnieju. I, strach dodawać na koniec, przed meczem Hiszpania-Polska. Ileż ja bym dał, by zobaczyć jutro w Sewilli tak walczących Polaków. Ileż bym dał, by móc napisać, że chciałem już w trakcie tego turnieju być Duńczykiem, Walijczykiem i Szkotem, ale teraz cieszę się, że jestem Polakiem.
Kup roczny dostęp do strony TygodnikPowszechny.pl i odbierz w prezencie książkę Michała Okońskiego "Światło bramki". Nie czekaj, oferta ograniczona! Sprawdź →
Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Masz konto? Zaloguj się
365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)