Eurodostęp 2021
Kup roczny dostęp do strony TygodnikPowszechny.pl i odbierz w prezencie książkę Michała Okońskiego "Światło bramki". Nie czekaj, oferta ograniczona! Sprawdź →
Najprościej będzie zacząć od faktów. W 43. minucie pierwszego występu reprezentacji Danii na mistrzostwach Europy najlepszy piłkarz tej drużyny, ba: najlepszy duński piłkarz od dekady, pomocnik Christian Eriksen miał zawał serca. Dramatyczna akcja ratunkowa, odbywająca się początkowo na oczach milionów widzów z całego świata (nie wszystkie telewizje potrafiły w porę przerwać transmisję, zapewniając piłkarzowi i jego najbliższym konieczną w takich sytuacjach intymność), zakończyła się sukcesem: Eriksen żyje, w kopenhaskim szpitalu przechodzi serię badań, lekarze zalecają mu wszczepienie rozrusznika serca. Mecz z Finami został przerwany - dokończono go dwie godziny później po konsultacjach przedstawicieli UEFA ze sztabami obu reprezentacji. Trener Duńczyków przyznawał później, że zdania wśród piłkarzy na temat ponownego wyjścia na boisko były podzielone; że straumatyzowani obrazami walki kolegi o życie nie wszyscy byli w stanie na nowo skupić się na grze. Kapitan drużyny Simon Kjaer, który jako pierwszy rozpoczął akcję ratowania Eriksena, a później ruszył, by pocieszać na trybunach jego żonę, w końcu zaś utworzył z kolegami krąg, ochraniający reanimowanego lidera Duńczyków przed podglądactwem kamer i teleobiektywów - nie umiał już tego meczu dograć (skądinąd jakiż to jest niezwykły wzorzec męskości: troskliwej, opiekuńczej, umiejącej opuścić maczystowski pancerz…). Finowie, choć nie byli faworytami, wygrali 1:0. Duńczycy oddali 20 strzałów, mieli nawet rzut karny, ale jego wykonawca, Pierre Emile Hojbjerg, nie trafił; etatowym wykonawcą jedenastek w tej reprezentacji jest Eriksen.
You’ll Never Walk Alone
Minęło pięć dni. PIłkarze duńscy otrzymali psychologiczne wsparcie i wznowili treningi. Ich kolejnym rywalem byli Belgowie - jedna z najlepszych drużyn, wręcz faworyt turnieju, trzecia drużyna ostatniego mundialu, naszpikowana gwiazdami czołowych klubów Europy. Nawet z Eriksenem w składzie Danię należałoby w starciu z nimi uznać za spisywaną na straty - ale zawał piłkarza odmienił nie tylko tę reprezentację, odmienił ten kraj. Dawno nie widziałem meczu, któremu towarzyszyłoby tyle emocji.
Wiele z nich ujawniło się już przed pierwszym gwizdkiem - i nie mam na myśli tylko koszulki reprezentacji Belgii z numerem 10, nazwiskiem „Eriksen”, życzeniami powrotu do zdrowia oraz autografami całej drużyny, wręczonej rywalom przez Jana Vertonghena, albo odtworzonego na stadionie i dedykowanego nieobecnemu Eriksenowi utworu, który od dawna jest już czymś więcej niż hymnem Liverpoolu, czyli „You’ll Never Walk Alone”; utworu, w którym śpiewa się o tym, że idąc przez burzę trzeba mieć głowę wysoko uniesioną, bo na końcu jest złote niebo i srebrna pieśń skowronka; że trzeba iść przez wiatr i deszcz, nawet gdy marzenia się rozwiewają, i że nie można tracić nadziei, bo nigdy nie idzie się samemu. Mam na myśli także, opisywane przez rozmówców Mortena Glinvada z portalu „The Athletic”, zmiany, jakie nastąpiły w podejściu Duńczyków do ich drużyny narodowej. O ile w ciągu ostatnich latach rósł dystans między tamtejszą opinią publiczną a piłkarzami - którzy, robiąc kariery za granicą i dyskutując z miejscową federacją o wynagrodzeniach za grę w kadrze, zaczęli być uważani za wyalienowanych - o tyle teraz reprezentanci Danii, a także ich empatyczny selekcjoner Kasper Hjulmand, na nowo podbili serca rodaków.
Szanse i szarże
W poprzednim akapicie słowo „serce” padło po raz pierwszy w kontekście innym niż zawał Eriksena. Ale przyznam, że nie potrafię pisać o meczu z Belgami nie odwołując się do metafor z nim związanych - i to nie tylko dlatego, że Hjulmand mówił przed meczem, że „Christian był sercem zespołu i nikt nie potrafi go zastąpić”. Atmosfera w mieście, gdzie na ulicach roiło się od ludzi w czerwonych koszulkach reprezentacji, i na trybunach stadionu Parken - położonego o niecały kilometr od szpitala, w którym leży Eriksen - była zaiste niebywała. Na murawie przed rozpoczęciem rozwinięto jeszcze jedną gigantyczną koszulkę, z dziesiątką i nazwiskiem nieobecnego piłkarza. Na trybunach zwracały uwagę transparenty, których autorzy zapewniali, że trzymają za niego kciuki, modlą się i kochają; transparenty kibiców obu stron zresztą, bo nie dało się przecież nie zauważyć hasła „Belgium loves you, Christian”. W dziesiątej minucie gra została zatrzymana, a sędziowie, zawodnicy i sztaby szkoleniowe dołączyły do aplauzu kibiców.
Polecamy: Euro 2020 - specjalny serwis "TP" z tekstami Michała Okońskiego o mistrzostwach Europy
Ale „serce” było też słowem, którym opisywać trzeba grę Duńczyków. Od pierwszej minuty biegali tak, jakby na boisku było ich dwa razy więcej niż - faworyzowanych przecież - Belgów. Rzucili się do szturmu. Przerywali akcje rywali wślizgami, nie pozwalając im opuścić własnej połowy. Jako pierwsi dopadali do bezpańskich piłek. Już w trzeciej minucie Yussef Poulsen wyprowadził ich na prowadzenie, ale do dziesiątej minuty mogli prowadzić już 3:0 - w ich strzałach brakowało jednak dokładności albo bronił bramkarz Belgów Thibaut Courtois.
Całą pierwszą połowę wypada opisywać jak najkrótszymi zdaniami. Uderzenie Joakima Maehle w trzeciej minucie i interwencję Courtois. Główkę Daniela Wassa z piątej minuty. Przechwyt Hojbjerga i kolejny strzał Poulsena w minucie dziewiątej. Desperacki powrót Thomasa Meuniera, który uprzedził Mikkela Damsgaarda przed dołożeniem nogi do podania Poulsena w trzynastej minucie. Główkę Martina Braithwaite’a w minucie siedemnastej. Belgowie to pierwsza drużyna w rankingu FIFA, ale jej środkowi obrońcy nie należą do najszybszych, można by napisać dla nabrania tchu i przerwania tej wyliczanki, bo trwało to i trwało - szarże i szanse Duńczyków, którzy do końca meczu oddali na bramkę rywala aż 22 strzały.
Największe zwycięstwo
I cóż z tego, że po golu Poulsena nie trafili już ani razu? I że trener Belgów Roberto Martinez wprowadził na boisko w drugiej połowie swoich najlepszych - obok środkowego napastnika Romelu Lukaku - piłkarzy, powracających po kontuzjach pomocników, Kevina de Bruyne i Edena Hazarda? Tak, gra się wyrównała i w 55. minucie, po bajecznej akcji z udziałem Lukaku, który wyciągnął za sobą obrońców, oraz kapitalnym podaniu de Bruyne, Hazard zdobył wyrównującą bramkę. Piętnaście minut później Belgowie objęli prowadzenie po jeszcze jednej kombinacyjnej akcji, rozegranej w niebywałym tempie i zakończonej pięknym strzałem de Bruyne - który z szacunku dla Eriksena ani myślał okazywał radości z tej bramki. Owszem, mam świadomość, że klasa, jaką pokazali gracze belgijscy po przerwie zasługuje na więcej niż akapit - z pewnością będzie jeszcze okazja w tym turnieju, by oddać im sprawiedliwość. To Duńczycy jednak zdołali sprawić, że opuściłem bezpieczną pozycję bezstronnego obserwatora - i że zacząłem kibicować.
Czy mam jeszcze pisać, że piłkarze Kaspra Hjulmanda ani myśleli się poddać? Że tempo ich ataków nie osłabło? Że Braithwaite główkował w spojenie słupka z poprzeczką, że bramkarz Schmeichel w ostatniej minucie pobiegł w pole karne Belgów, by zwiększyć szanse drużyny na zdobycie wyrównującego gola? Że w starciu z tak świetnym rywalem koledzy Eriksena dali z siebie więcej, niż można by się spodziewać nie tylko w tych warunkach, ale także przed rozpoczęciem turnieju, kiedy liczyli, że będzie ich kreatorem i dyrygentem?
Serce do gry. Jeśli miałbym życzyć czegoś Polakom przed meczem z Hiszpanami, to życzyłbym tylko tego, by im go nie zabrakło - i może jeszcze tego, by nie spętała ich presja. Podobnie jak po Duńczykach nie spodziewano się sukcesu w meczu z Belgią, mało kto pewnie wierzy w sukces piłkarzy Paulo Sousy w Sewilli. Tak naprawdę jednak - jak Duńczycy - nie muszą go odnosić, by na nowo zdobyć nasze serca.
Kup roczny dostęp do strony TygodnikPowszechny.pl i odbierz w prezencie książkę Michała Okońskiego "Światło bramki". Nie czekaj, oferta ograniczona! Sprawdź →
Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Masz konto? Zaloguj się
365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)