„Matka siedzi z tyłu”: słodko-gorzka ballada i kino drogi w poszukiwaniu nowego życia

Islandzki humor to raczej wulkaniczne pomruki aniżeli wybuchy. I dowód na to, że nawet śmierć może śmieszyć. Zwłaszcza gdy robi za GPS.
w cyklu CO OBEJRZEĆ W WEEKEND

12.04.2024

Czyta się kilka minut

Fot.Liisabet Valdoja / Materiał prasowy
Kadr z filmu „Matka siedzi z tyłu”, reż. Hilmar Oddsson, 2022 r. // Materiał prasowy

Specyfikę tego kina określa nie tylko trudny, czasem mówiony na wdechu język czy baśniowe pejzaże. Jeśli coś głębiej łączy „Barany. Islandzką opowieść” (2015) Grímura Hákonarsona i folkowy horror „Lamb” (2021) Valdimara Jóhannssona z surową przypowieścią „Godland” (2022) Hlynura Pálmasona, to zawarty w nich komizm: ponury, sarkastyczny, momentami wręcz prostacki. Taki, który nie uznaje żadnych tabu i chętniej ukrywa prawdziwe emocje, niż je wyraża. Mówi się, że ów humor bywa formą przetrwalnikową w trudnych warunkach geograficzno-przyrodniczo-klimatycznych. I chyba nie ma w tym zbiegu okoliczności, że jeszcze dekadę temu burmistrzem Reykjavíku był Jón Gnarr, wcześniej popularny komik telewizyjny, który wystartował właśnie w wyborach na prezydenta kraju.

Adres URL dla Zdalne wideo

„Matka siedzi z tyłu” Hilmara Oddssona może rozśmieszyć już samym tytułem. Oto Jón, małomówny brodacz w średnim wieku, wiezie swoją rodzicielkę z północy na południe kraju – tyle że… matka właśnie zmarła. Jej uszminkowane truchło odbija się w lusterku wstecznym, kiedy rozklekotanym autem przemierzają zamglone fiordy, wioski, miasteczka, by wypełnić ostatnią wolę bohaterki i pochować ją w rodzinnych stronach. Towarzyszy im charakterny kundelek o imieniu Breżniew, co łaskawie wybaczamy twórcy filmu, dalekiemu od wszelkich poprawności. Dworuje sobie tutaj nie tylko ze śmierci, lecz właściwie ze wszystkiego, jak choćby z charakterów narodowych, dojrzałych tańców godowych i nawet zwierzaków nie oszczędza. Ale głównym źródłem czarnego humoru jest oczywiście stała obecność matki, wcale nie tak milcząca. Bo co z tego, że mamuśka nie żyje, skoro nawet po śmierci pozwala sobie na kąśliwie uwagi wobec syna, a w najlepszym razie robi za GPS. Z czasem staje się jasne, iż przez wiele lat z tylnego siedzenia zarządzała całym życiem Jóna.

  • MATKA SIEDZI Z TYŁU – reż. Hilmar Oddsson. Prod. Islandia/Estonia 2022. Premiery Canal+. E-Kino Pod Baranami, MOJEeKINO, Nowe Horyzonty VoD

Komiczny jest również sposób, w jaki Oddsson bawi się w kino drogi. Jego czarno-biały film, jadący najwyżej czterdzieści kilometrów na godzinę, obfituje w emocje niczym na rybach – nawet gdy spada głaz na drogę, zatarasowuje ją busik pełen niemieckich turystów albo trzeba się zatrzymać na policyjną kontrolę. Surrealizmu przydaje także swoista patyna, jako że scenariusz, osadzony w 1980 roku, czerpie z rozmaitych oldskulowych smaczków, włączając w to dawno przebrzmiałe szlagiery. Przerywnikami zaś i tak już spowolnionej fabuły są analogowe fotografie, wykonywane przez bohatera przy każdej sposobności. Bywa, że reżyser przełamuje „kamienną twarz” swego kina innym rodzajem humoru – bardziej jarmarcznym, rodem z Felliniego, a tytuły poszczególnych „rozdziałów” (w rodzaju „Każda droga z domu jest drogą do domu”) dają się czytać niekoniecznie z przymrużeniem oka.

Albowiem „Matka siedzi z tyłu” to kino, w którym sarkazm czasami (może nawet zbyt często) ustępuje miejsca najczystszej melancholii. Jak w scenie przypadkowego spotkania z francuskim plecakowiczem, zagranym przez Tómasa Lemarquisa, znanego u nas z „Nói Albínói" (2003) Dagura Káriego. Scena ta zawiera zresztą w sobie esencję stylu i przesłania „Matki…”. Słowa wypowiadane w dwóch różnych językach przez dwóch całkowicie obcych sobie ludzi nie korespondują ze sobą, a jednak na poziomie międzyludzkiej bliskości przylegają do siebie. Jakby na pustej drodze odnalazły się i zaczęły ze sobą rozmawiać dwie samotności.

Oddsson nakręcił słodko-gorzką balladę, która na spokojnie rozlicza się z tym, co minęło, ażeby wyruszyć na spotkanie czegoś nowego. Dlatego film ten, utrzymany w klimatach Jarmuscha, Kaurismäkiego, Chaplina, przypomina szorstki, ręcznie dziergany sweter. Niespecjalnie stara się nas otulać, za to jego szaroburą jednostajność raz po raz ożywia i ociepla jakiś ekscentryczny, chwilami bardzo islandzki wzór.

Filmy i seriale, kino polskie i zagraniczne. Nowości na VOD poleca co tydzień Anita Piotrowska, krytyczka filmowa „Tygodnika”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej