Owce i ludzie

Jeśli nad tą tragikomiczną historią męskiej rywalizacji unosi się jakiś Bóg, to przybiera postać owczą.

07.02.2016

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Barany. Islandzka opowieść” / Fot. MATERIAŁY DYSTRYBUTORA
Kadr z filmu „Barany. Islandzka opowieść” / Fot. MATERIAŁY DYSTRYBUTORA

Islandia to już nie tylko Björk, parujące gejzery czy depresja Philipa Larkina, odkąd dla tysięcy Polaków stała się ważnym kierunkiem emigracji zarobkowej. Obserwowana z oddali kojarzy się też z ciekawym kinem, organicznie wrośniętym w tamtejszy pejzaż, mentalność i nastroje. Jak „101 Reykjavik” i „Na głębinie” Baltasara Kormákura, jak „Nói albinói” Dagura Kári czy twórczość weterana islandzkiej kinematografii Fridrika Thóra Fridrikssona. Nagrodzone w Cannes „Barany. Islandzka opowieść” już samym podtytułem dopisanym przez polskiego dystrybutora zostają mocno osadzone w tamtejszym krajobrazie. Wychodząc od tego, co lokalne, młody reżyser Grímur Hákonarson opowiada tragikomiczną historię braterskiej nienawiści, męskiej rywalizacji i starczej zawziętości.

Trudno wyobrazić sobie temat bardziej archetypiczny niż konkurencja między dwoma braćmi. Gdyby jeszcze dopisać do tego ofiarę złożoną z owczego stada, mielibyśmy replikę biblijnej przypowieści. Hákonarson podąża jednak inną drogą. Równie ważne jak konflikt braci zamieszkujących odludną wioskę na islandzkiej północy jest samo miejsce – malownicza dolina z surowym klimatem i wielowiekową tradycją hodowli. Jeśli nad tą historią unosi się jakiś Bóg, to przybiera postać owczą. Pasterstwo to bowiem coś więcej niż źródło utrzymania i styl życia. O owcach układa się tu wiersze i przemawia do nich z czułością nierzadko większą niż w stosunku do ludzi. Tak jest w przypadku głównych bohaterów – Kiddi i Gummi mimo braterskich więzów i bliskiego sąsiedztwa nie rozmawiają ze sobą od 40 lat. Ale czymże jest ludzkie milczenie, o milczeniu Boga nie wspomniawszy, wobec milczenia owiec prowadzonych na rzeź?

Kiedy podczas dorocznego konkursu owczarskiego pierwsze miejsce zdobywa starszy z braci (zadecydowało o tym zaledwie „jedno włókno mięśnia grzbietu”), Gummi gotów jest zrobić wszystko, by zdyskredytować sukces Kiddiego. Składając donos na brata, w którego stadzie wytropił objawy zaraźliwej choroby, jednocześnie podpisuje wyrok na wszystkie stada w okolicy. Wybicie i spalenie owiec obejmie również jego własną hodowlę. Zemsta wraca więc doń rykoszetem, ale Gummi woli sam stracić, niż dać wygrać drugiemu. Ponieważ jednak życie bez owiec nie miałoby dlań sensu, sprawca owczej apokalipsy nie zamierza się poddawać – ani zaleceniom miejscowego sanepidu ani swemu przeznaczeniu.

Straszni i jednocześnie zabawni są ci mrukliwi brodacze wojujący ze sobą w imię bliżej niewyjaśnionych zaszłości. Dowiadujemy się jedynie, że starszy był ongiś w rodzinie – nomen omen – czarną owcą, a i dziś lubi nieźle narozrabiać. Hákonarson i jego aktorzy (Sigurdur Sigurjónsson jako Gummi i Theodór Júlíusson jako Kiddi) z szorstką czułością portretują starokawalerskie dziwactwa i codzienne złośliwości bohaterów: kiedy z pomocą psa pasterskiego przekazują sobie grubiańskie liściki, albo gdy Gummi, znalazłszy w śniegu pijanego w sztok brata, załadowuje go na spycharkę i bezceremonialnie zrzuca przed wejściem do szpitala. Desperacja i nienawiść stopniowo odsłaniają swój nieoczywisty rewers. Znów sprawdza się powiedzenie, że ludzie bywają lepsi od swoich historii.
„Barany” trudno byłoby zakwalifikować do kategorii filmów „pasterskich”, opiewających idylliczne życie w zgodzie z naturą, bo islandzka natura nikogo nie rozpieszcza. Podporządkowują się jej bohaterowie, poddaje się jej również sam reżyser, ograniczając do minimum zarówno język werbalny, jak i filmowy.

Na każdym kroku czuje się rękę dokumentalisty, który zachowuje pokorę wobec rzeczywistości, w tym również wobec realiów życia na rubieżach współczesności.

Z szacunkiem traktuje też Hákonarson odrębność swych bohaterów, których samotność jest ceną za wybujały indywidualizm. Anachroniczny z naszej perspektywy model życia determinuje ich, ale też daje poczucie bezpieczeństwa. Stąd pokazany w tle dramat tych, którzy po spaleniu zarażonych owiec i większości dobytku muszą zaczynać wszystko od nowa, w innym miejscu, na innych warunkach.

„Barany” przekonują, że niezgoda na tak brutalną zmianę jest w stanie połączyć najbardziej zapiekłych wrogów. A że zarówno oryginalny, jak polski tytuł filmu odnosi się do samczej części gatunku, znanej z przysłowiowego uporu, dodaje to opowieści jeszcze jedno piętro ironii. ©

„BARANY. ISLANDZKA OPOWIEŚĆ” – reż. Grímur Hákonarson. Islandia/Dania/ /Norwegia/Polska 2015. W kinach od 12 lutego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2016