Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Punkt widzenia mianowicie niechodnikowy, permanentnie uliczny, ze środka, umożliwia wspaniałą serię wedut à la Postcanaletto.
Się idzie, się idzie, ale nie samemu, samemu tak się raczej nie da, zresztą po co jak palec, kiedy można z bliźnimi, w dobrej sprawie, a nie tak tylko dandysowsko-egoistycznie na flâneura. Wokół ludzie, i to młodzi, o ujmującej, iście powstańczej powierzchowności. Aż wraca wiara, że jeszcze Polska nie zginęła (nie ten soundtrack, ale w myślach, po cichutku), jeszcze Ziemia nie zginęła, kiedy oni przywiązują wagę...
Marsz klimatyczny. Komu się chciało, to wyszedł, żeby się przejść ideowo. Nie jestem ekspertem od liczenia zgromadzeń, więc nie wiem, matematycznie nie ogarniam, ogarnąłem emocjonalnie i się poruszyłem. Serio. W pochodzie moc atrakcji, a to na szczudłach, a to w przebraniu, a to z flagami i transparentami, a to nasi biją w tarabany, a bijąc, uwrażliwiają, polepszają klimat. Było pokojowo, choć nie bez perypetii perypatetycznych, przygoda też się zdarzyła, a mianowicie na ulicy Pięknej wpadła mi w oko znajoma muszka. Muszka należała oczywiście do Janusza Korwina-Mikkego, i zanim zastanowiłem się, czy doznał objawienia (na co nigdy nie jest za późno) i dołączył do marszu (na co było już dość późno, gdyż marsz prawie dobiegał mety), sytuacja się wyjaśniła – utknął, usiłując dotrzeć do samochodu. Pan Janusz został z miejsca rozpoznany przez maszerujących, pokojowo otoczony i rezolutnie oskandowany. „Po-li-ty-cy, do-roś-nij-cie!” – poniosło się po Warszawie, pan Janusz zrobił się czerwony na takiego disa, zabrakło mu języka w gębie, zaczął się nerwowo uśmiechać i tak stał, a my poszliśmy dalej. Nie będę przytaczał dowcipnego hasła „O-lać dziada”, bo to byłoby nieeleganckie na szacownych łamach. Pan Janusz jednak został pod samochodem, zapewne pocieszając się rosnącymi ponoć notowaniami Konfederacji, snując plany koalicyjne.
Zakończyło się wszystko pod Sejmem, wszystko zakończy się pod Sejmem, choć nie zawsze pogoda będzie dopisywać – cóż, taki mamy klimat.
Proszę państwa! Kochani! Bracia i siostry! Przy najbliższej okazji wyjdźcie na ulicę. W dobrym towarzystwie, oczywiście. Coś mnie tknęło i sobie pomyślałem, że okazji nie zabraknie. ©
Czytaj także: Paweł Bravo: Zgoda na rzeczy niemożliwe