Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Andaluzyjskie flamenco, zmysłowy arabski trans i żydowskie lamentacje - a wszystko to na jednej płycie, w najlepszym z możliwych wykonaniu. Yasmin Levy, urodzona w Izraelu sefardyjska piękność, na swoim najnowszym albumie pomieściła 12 utworów, w których pobrzmiewa nieprzebrane bogactwo kultury iberyjskich Żydów. Pieśni śpiewane są w wymierającym języku ladino. Nic dziwnego: Levy jest córką jednego z czołowych odnowicieli sefardyjskiej kultury. Najbardziej zachwyca na tej płycie (nawet bardziej niż liryczne, jazzujące kompozycje autorstwa samej pieśniarki) tradycyjna muzyka ladino - szczególnie ta, w której czuć najwyraźniej rozmaite orientalne przyprawy: w "Si Veriash", w "Una Ora", "Odecha" czy tytułowym "Mano Suave". Tam właśnie kapryśna arabska czy turecka rytmika oraz charakterystyczne instrumentarium (darabuka, duduk czy oud) wyzwalają największe namiętności. W ostatnim z wymienionych utworów, wywodzącym się z tradycji beduińskiej, gościnnie zaśpiewała Natacha Atlas, wielka diva muzyki arabskiej. Levy wyznaje w podziękowaniach, że udział Natachy "to najpiękniejsze, co przydarzyło jej się przy okazji nagrywania tej płyty". Dwa czarodziejskie głosy o różnej barwie i głębi, choć o podobnym temperamencie, brzmią niczym wijące się równolegle misterne arabeski, podkreślając jeszcze mocniej to, co jest żywiołem tego albumu - ale też muzyki sefardyjskiej w ogóle. Myślę tu o pierwiastku kobiecym, który nadaje szczególny rodzaj emocjonalności temu rozdzierająco pięknemu albumowi.
2 lipca Yasmin Levy wystąpi w Krakowie - podczas Festiwalu Kultury Żydowskiej.