Łysy, Niedźwiedź i koło od ukrainy

Pamiętam, jak którejś soboty spóźniony biegłem przez osiedle, żeby zdążyć. Kiedy wybiła dwudziesta, z co drugiego okna słychać było dźwięk charakterystycznego dżingla, którym zaczynała się Lista.

02.11.2010

Czyta się kilka minut

Łysy przekonywał, że wystarczy kawałek miedzianego drutu i obręcz od roweru ze szprychami. "Im większa i cięższa, tym lepsza" - mówił, a ja mu wierzyłem. Łysy co tydzień przynosił dowody swojej prawdomówności - kasety z utworami Perfectu, Republiki, Lombardu, Maanamu i Lady Pank. Twierdził, że wszystkie nagrał sam z przenośnego radia, takiego samego jak moje.

Wyprodukowany w zakładach Unitra odbiornik nosił żeńskie imię. Nie pamiętam, jakie. Antropomorficzna onomastyka sprzętów RTV i AGD była zjawiskiem częstym. Jakby władza sugerowała obywatelom, że akt zakupu i posiadania deficytowych towarów jest wydarzeniem niezwykłym. Jeśli już komuś udało się zdobyć nieosiągalną w sklepach pralkę Franię albo gramofony Artur i Adam, powinien je traktować niemalże na równi z domownikami.

Próbuję wygrzebać w pamięci nazwę odbiornika, bo przez długie miesiące był dla mnie źródłem cierpień. Radyjko nie odbierało audycji nadawanych na falach UKF, a tylko na tym paśmie emitowano Listę Przebojów Programu Trzeciego. Ten feler próbowałem nadrobić, konstruując superantenę według wskazówek Łysego. Niestety, bez skutku. Nie pomogło umieszczenie plątaniny z drutu i starego koła od topornego sowieckiego roweru marki Ukraina ani na balkonie, ani na dachu. Fale UKF omijały zaimprowizowaną antenę przypominającą detale z obrazów Salvadora Dali.

Surrealistyczna kompozycja przysporzyła mi kłopotów z władzą. Była jesień 1982 r., trwał stan wojenny. Kolażem zainteresował się dzielnicowy ormowiec: uznał poskręcane żelastwo, które pojawiło się na elewacji gierkowskiego bloku w Ostrowi Mazowieckiej, za antenę opozycyjnej radiostacji. Na szczęście funkcjonariusz był nauczycielem i znał mnie ze szkoły: nie sporządził notatki służbowej, ale zarekwirował obręcz od ukrainy.

Słuchanie Listy Przebojów w domu musiałem więc odłożyć. Interwencja ormowca przyspieszyła decyzję o zakupie sprzętu, który odbierałby UKF. W tym celu zbierałem butelki i makulaturę, a w wakacje zatrudniłem się przy zbieraniu porzeczek. Męczyłem się aż do wydania 71., z 27 sierpnia następnego roku. Kilka dni wcześniej obchodziłem imieniny, z okazji których babcia i mama dołożyły brakującą kwotę, poprosiły o przysługę wuja, mającego znajomości w państwowej hurtowni RTV i tym sposobem stałem się posiadaczem produkowanego na licencji Grundiga monofonicznego radiomagnetofonu Kasprzak RM 222.

Minęły trzy wydania, zanim nauczyłem się obsługiwać nowy sprzęt. Okazało się, że wmontowana w radio składana antena jest bardzo podatna na zakłócenia odbioru, jeśli w pomieszczeniu panuje ruch. Na czas dwugodzinnych seansów z Listą ryglowałem się więc w pokoju, a jeśli się przemieszczałem, to tylko na czworakach.

Nigdy do końca nie opanowałem natomiast techniki nagrywania. Ta funkcja uruchamiała się w Kasprzaku bez zasad - raz wystarczyło wcisnąć klawisze lekko, a kiedy indziej udawało się dopiero po kilku próbach. Z tego powodu moja kolekcja nagrań początkowo była kaleka. "Tour de France" Kraftwerku, "Happy People" Yazoo i inne Trójkowe przeboje w mojej fonotece zaczynały się dopiero po kilku taktach.

Kłopoty sprawiały też nośniki do nagrywania. "Czyste" kasety były rarytasem, więc kupowało się nagrane - najczęściej z kursami języków obcych. Zarejestrowane rozmówki należało najpierw wykasować. W przeciwnym razie oryginalna ścieżka mogła ocaleć i układała się z nagranymi właśnie utworami w internacjonalistyczny kolaż, co niżej podpisanemu przydarzyło się podczas rejestracji "She Works Hard for the Money". Kiedy Donna Summer robiła pauzę po wyśpiewaniu tytułowej kwestii swojego przeboju, "Nielzja, diewoczka" - odpowiadał jej po rosyjsku liryczny baryton.

Rozwiązanie problemu nagrywania było sprawą kluczową. Peerelowska fonografia nie reagowała na eksplozję muzyki rockowej. Nowe płyty polskich zespołów pojawiały się rzadko, a do dystrybucji trafiały często z kilkuletnim opóźnieniem. Z albumami wykonawców zachodnich było jeszcze gorzej - za licencje do publikacji trzeba było płacić w dewizach, którymi nasze wytwórnie nie dysponowały. Zresztą w moim miasteczku nie było gdzie ich kupować. W dwóch miejscowych księgarniach płyty pojawiały się sporadycznie, na miejskim targowisku zaś nie handlowano yugotonami ani zachodnimi analogami, lecz wytworami kurpiowskich rolników i rzemieślników.

Dla mnie, dla Łysego i innych kumpli z podstawówki Lista Trójki byłą dźwiękową pocztówką z innego świata. Życie artystyczne i towarzyskie miasteczka w latach 80. można streścić cytatem z przeboju tamtych lat, "Co się stało z Magdą K.?" Zbigniewa Hołdysa - "co dzień piwo, co pół roku cyrk". Na liście Trójki znajdowaliśmy muzykę, która była nasza. To tam po raz pierwszy usłyszałem hasła "punk rock" i "reggae", bodajże z okazji premiery utworu "Nienormalny świat" formacji Śmierć Kliniczna. Był grudzień 1983, rocznica wprowadzenia stanu wojennego, a Dariusz Dusza prowokował na antenie: "Nienormalny świat / Za pieniądze mord / Chleba ciągle brak / Kryzysowy mrok / Twych rodziców krzyk / Twej dziewczyny płacz / Ktoś zatrzymał cię / Dokumentów brak".

W żadnym innym poza radiową Trójką programie nie było to wtedy możliwe.

Lista była dziwacznym melanżem. W zestawieniu mogły sąsiadować utwory weteranów amerykańskiego heavy metalu i soulu, polskiej grupy nowofalowej, norweskiej weteranki disco i kanadyjskiego gitarzysty. Nikogo to nie odstręczało. Przeciwnie.

Sobotni wieczór był zarezerwowany na słuchanie Listy. Przerywaliśmy imprezy, żeby wysłuchać audycji. Informacja o miejscu, na którym uplasowała się ulubiona piosenka, miała większą wartość niż okazja do zadzierzgnięcia bliższej znajomości z koleżankami ze szkoły.

Pamiętam, jak którejś soboty spóźniony biegłem przez osiedle, żeby zdążyć na Listę. Kiedy wybiła dwudziesta, z co drugiego okna słychać było dźwięk charakterystycznego dżingla, motywu z piosenki "The Look of Love" grupy ABC, którym zaczynała się audycja. Notowania musiało słuchać kilkuset moich sąsiadów.

Był to także teatr głosu. Marek Niedźwiecki bawił się polszczyzną, wymyślał neologizmy, szeleścił kartkami i jadł na antenie, łamał konwencję audycji, które obowiązywały w Jedynce czy Dwójce. Te inteligentne gierki szalenie mi imponowały. Wkrótce miałem się przekonać, że są firmowym znakiem Trójki.

Zaczęło się od przypadku - po zakończeniu kolejnego wydania Listy zapomniałem wyłączyć radio i natrafiłem na jakieś niesamowite słuchowisko kryminalne. Był to cykliczny odcinek "Teatrzyku Zielone Oko". Wysłuchałem go do końca i tak już zostało. Co tydzień po liście przebojów zasiadałem w fotelu, żeby cieszyć uszy dźwiękowymi adaptacjami prozy Conan Doyle’a i innych klasyków. W podobny sposób odkryłem legendarny radiowy kabaret "Nie tylko dla orłów", w ramach którego zaskakujących, satyrycznych transgresji dokonywali inni Trójkowi luminarze, na czele z Grzegorzem Wasowskim oraz Wojciechem Mannem, Alicją Resich-Modlińską i Moniką Olejnik.

To był moment, w którym zacząłem wyrastać z Listy. Punk rocka i reggae, nie mówiąc już o jazzie, więcej było w innych audycjach. Bardziej wyrafinowane kalambury i żonglerki słowne znajdowałem w "Powtórce z rozrywki". Ale wszystko zaczęło się od Łysego, Niedźwiedzia i jego audycji oraz koła od ukrainy.

Cezary Polak (ur. 1970 r.) pracuje w "Dzienniku-Gazecie Prawnej". Twórca festiwalu "Literatura na peryferiach", organizowanego na warszawskiej Pradze-Południe, szef kolektywu artystycznego "Leciem na Grochów".

29 października 2010 r. wyemitowano 1500. notowanie Listy Przebojów Programu Trzeciego. Od 24 kwietnia 1982 do 27 lipca 2007 r. prezenterem audycji był Marek Niedźwiecki, od 3 sierpnia 2007 do 27 marca 2010 - Piotr Baron, a od 5 kwiernia 2010 r. obaj dziennikarze prowadzą ją na zmianę. 1500. notowanie zwyciężyła piosenka "Love shack" formacji Acid Drinkers.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2010