Ludzki człowiek

Patrzę na płomienne debaty, które mają teraz miejsce w Polsce, i z premedytacją nie biorę w nich udziału.

10.04.2016

Czyta się kilka minut

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem interaktywny billboard przygotowany przez niemiecką katolicką organizację dobroczynną Misereor, najpierw skręciłem się z niechrześcijańskiej zazdrości, a później rozpłakałem na myśl, ile przeszkód trzeba by pokonać, by coś takiego skonstruować i zainstalować w Polsce. Proszę zobaczyć w internecie: na przystanku czy lotnisku stoi podświetlany billboard, opisujący historię potrzebującego człowieka, a fotografia przedstawia związane ręce albo bochenek chleba. Przez środek plakatu przebiega coś takiego (nie wiem, jak się to fachowo nazywa), przez co przeciąga się kartę w terminalu płatniczym (tyle że oczywiście jest to dużo dłuższe). Człowiek podchodzi, czyta, wyjmuje kartę, przeciąga ją przez ten megaterminal i widzi, że ową kartą odkraja kromkę chleba albo przecina więzy. A z jego konta pobierane są dwa euro na pomoc ludziom wziętym pod opiekę w konkretnym projekcie.

Założyciel południowoafrykańskiej firmy Roundabout Water Solutions, widząc, co dzieje się w okolicy, wpadł na inny genialny pomysł. W okolicach szkół buduje PlayPumps, czyli studnie głębinowe, w których tłocząca wodę spod ziemi pompa napędzana jest energią bawiących się (szalejących na karuzeli) dzieci. W Meksyku widziałem kiedyś ośrodek dla dzieci z deficytami zdolności poznawczych, skonstruowany niemal od podstaw przez lokalną społeczność (później dołączyli do nich fachowcy, którzy nadali całej sprawie profesjonalny kierunek). Parę dzielnic znosiło z gór kamienie, siało trawę czy krzewy, kopało kanały z wodą, tak by dzieciaki mogły doświadczać różnych dźwięków, faktur, zapachów, kojarzyć je ze sobą, analizować, rozwijać reakcje na nowe bodźce.

Telewizja Al Jazeera pokazywała ostatnio poruszający materiał o strażaku z Islamabadu, który od 30 lat jeździ po pracy na rowerze do jednego z miejskich parków, gdzie za darmo uczy dzieci z najuboższych rodzin, dla których edukacja była pozostającym poza ich zasięgiem luksusem. Mohammed Auyb zgromadził wokół siebie grono studentów – wolontariuszy, którzy wspierają go w codziennych zmaganiach, dziś w zajęciach uczestniczy nawet kilkaset dzieci. Bohater reportażu opowiadał z poruszającą prostotą, że każdą swoją wypłatę dzieli na trzy części: jedną oddaje swojej szkole, drugą rodzinie, a trzecią ma na swoje potrzeby.

Tak, bycie tzw. ludzkim człowiekiem (sama potrzeba tworzenia tak paradoksalnych dookreśleń pokazuje, w jak nienormalnym świecie żyjemy) jest właśnie aż tak proste. Gdzie nam się ta świadomość zgubiła, skoro wszyscy narzekamy na dławiący nas non stop jazgot, spiętrzający problemy, poddający presji i robiący ze świata równanie zbyt zawikłane, by dało się je rozwiązać.

Pamiętam, jak dwa czy trzy lata temu s. Mariola Mierzejewska, prowadząca sierociniec w Kasisi, wspierany przez moją fundację, powiedziała, że w jednym ze szpitali w Lusace rośnie liczba aborcji. Poszła więc do dyrektora szpitala i poprosiła, żeby we wszystkich takich przypadkach lekarze informowali przyszłe matki, że jeśli chciałyby jednak ciążę donosić – bez żadnych komplikacji mogą później dziecko zostawić u nas (w sprawę zostało włączone odpowiednie ministerstwo, żeby rzecz miała wszystkie niezbędne pieczęcie i błogosławieństwa). Początkowo byłem tą deklaracją przerażony. Uważałem, że jest wspaniała i tak właśnie powinniśmy się jako chrześcijanie zachować, bardzo się jednak bałem, że nie udźwigniemy sytuacji, w której grupa kilkuset dzieci mieszkających w Kasisi gwałtownie się powiększy.

Jakoś jednak sobie poradziliśmy. Bywają trudniejsze i łatwiejsze momenty, ale żadnemu dziecku nie odmówiliśmy miejsca i pomocy. Ile z nowych przyjęć to efekt tamtego apelu? Nie wiemy. My zrobiliśmy to, co było można. Daliśmy szansę i spróbowaliśmy dotrzeć z informacją do zainteresowanych.

Patrzę na płomienne debaty, które mają teraz miejsce w Polsce, i z premedytacją nie biorę w nich udziału. Pracuję w mediach 20 lat, to bodaj trzecia okołoaborcyjna wojna, której jestem świadkiem. Wystarczy, by mieć pewność, że wszystkie argumenty obu stron padły już wielokrotnie i dokładnie w ten sam sposób były przez drugą stronę zbijane. Słyszałem już chyba wszystkie apele biskupów, widziałem wszystkie transparenty za i przeciw, a przede wszystkim – znam na pamięć obłudne tańce polityków, w których instynkt „obrońców życiaˮ albo „obrońców kobietˮ zawsze zaskakująco współgra z rytmem kalendarza politycznych interesów. Gdy na to patrzę, mam czasem wrażenie (może mylne, tumult bitewny mąci wzrok), że toczy się jakaś kolejna walka o władzę. Nie wiem, jak tam druga strona, ale ta nasza powinna chyba zrobić wiele, by pokazać, że jedyną dopuszczalną formą sprawowania władzy nad innymi jest służba.

Nie wiem, jaką antyaborcyjną skuteczność miałoby wysłanie w świat komunikatu: oto nasz liczący około 30 milionów ludzi Kościół wystawia zastęp psychologów, sieć domów, fundusz wsparcia, spina mnóstwo już istniejących dobrych inicjatyw w spójny system. Biskupi dają temu patronat, a każdy, kto chce zeń skorzystać, wie, że nam nie chodzi o łowienie duszyczek, lecz o zwykłe ludzkie podanie ręki, stworzenie takich warunków, w których możliwe będzie podjęcie innej decyzji niż ta najtragiczniejsza.

Warto by to było zrobić. Wiem też jednak, dlaczego raczej tego nie zrobimy. Patrząc na dzieje naszego narodu, trudno dziwić się, że naturalnym stanem jego skupienia jest „Polska (wciąż o coś z kimś) walczącaˮ. Szkopuł w tym, że walka słabo sprawdza się na budowie. Bo po pierwsze – jak człowiek walczy, to krzyczy, a gdy się chce coś zbudować, trzeba słuchać. A po drugie – należałoby choć trochę się lubić. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2016