List skrzywdzonej do biskupów: Wciąż nas ignorujecie!

„Czy zanim zacząłeś, Bracie, pisać apel w obronie Jana Pawła II, zadzwoniłeś lub napisałeś do skrzywdzonych z Twojej diecezji, żeby sprawdzić, jak się czują?” – pyta Tośka Szewczyk polskich biskupów zgromadzonych na zebraniu KEP na Jasnej Górze.

21.11.2023

Czyta się kilka minut

Rekolekcje Episkopatu Polski na Jasnej Górze. Częstochowa, 21 listopada 2023 r. / fot. Waldemar Deska / PAP
Rekolekcje Episkopatu Polski na Jasnej Górze. Częstochowa, 21 listopada 2023 r. / fot. Waldemar Deska / PAP

Na rekolekcje Episkopatu na Jasnej Górze jeden z biskupów przywiózł ze sobą kolczasty talerz – talerz skrzywdzonych – symboliczny prezent od zranionych przestępstwami seksualnymi w Kościele. Akcja ma na celu zwrócenie uwagi biskupów na to, o czym milczą. Oraz na to, że ich milczenie zadaje realne rany. Zanim na Jasnej Górze pojawił się kolczasty talerz, do każdego z biskupów pocztą trafił list Tośki Szewczyk (pseudonim jednej ze zranionych, pod którym opublikowała książkę „Nie umarłam”), który teraz stał się listem otwartym.

W liście czytamy o symbolice talerza: „Talerz jest czarny, z białymi kolcami skierowanymi w stronę jedzącego. Nie da się z niego jeść – choć wydawałoby się, że to przecież podstawowa funkcja, jaką powinien spełniać. Tak właśnie jest w naszym życiu – ból sprawia, że sprawy z pozoru zwyczajne i powszednie stają się nie do udźwignięcia, a samo przeżycie zdaje się wyczynem. Kolce są na talerzu porozkładane nierównomiernie. Mogą zaskoczyć. My też często nie wiemy, kiedy na nowo zaboli. Kiedy znów nadziejemy się na kolec, rozdrapujący stare rany. Kolor kolców też jest dla mnie nie bez znaczenia – ranią nas przecież non stop ludzie, którzy powinni być czyści i uświęceni. Najtrudniejsze jest jednak to, że to jedyny talerz, jaki mamy – nie mamy szans na drugie, niepołamane życie”.

Talerz skrzywdzonych. Projekt: Tomasz Biłka OP. Wykonanie: Anna Bogdanowicz, Zuzanna Surma (Pracownia „Bosu"). Ceramika szkliwiona, średnica 22,5 cm. 2023. / materiały prasowe

Niespełniona obietnica

List odnosi się do sekwencji wydarzeń z pierwszej połowy kończącego się właśnie roku, która dotknęła wielu skrzywdzonych w Kościele. Składa się na nią reakcja Episkopatu na emisję dokumentu „Bielmo” i niespełniona wciąż obietnica utworzenia komisji historycznej badającej przypadki przestępstw seksualnych w Kościele po 1945 r.

Warto przypomnieć, że w marcu na sesji plenarnej Episkopatu padła zapowiedź utworzenia komisji mającej zbadać przypadki przemocy seksualnej w Kościele po 1945 r., co wiązałoby się z badaniem archiwów kościelnych. Temat badań historycznych tego tematu został wzmocniony emisją reportażu Marcina Gutowskiego „Bielmo”, który opowiadał o molestujących księżach przenoszonych między parafiami, gdy ordynariuszem Krakowa był kard. Karol Wojtyła. Na tamtej sesji biskupi przyjęli oświadczenie broniące Jana Pawła II. Jak przypomina w swoim liście teraz Tośka Szewczyk, nie zwrócili się w ogólne do skrzywdzonych, którzy wystąpili w dokumencie Gutowskiego, wypowiadając swoje krzywdy często po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat. Dlaczego? – pyta Tośka Szewczyk. I odpowiada: „Pomyślałam o dwóch możliwych powodach: (1) Było to na tyle nieważne, że nie zostało uwzględnione w żadnym z tych oświadczeń, (2) Zostało to uwzględnione w zdaniach o atakach na Jana Pawła II (skrzywdzeni wylądowali tym samym w jednym koszu z dziennikarzami, hejterami, tajnymi współpracownikami SB itd.). Nie mam pojęcia, która z tych dwóch perspektyw jest dla mnie gorsza”.

Kieruje też pytanie do każdego z zaczynających rekolekcje polskich biskupów: „Czy zanim zacząłeś, Bracie, pisać apel w obronie Jana Pawła II, zadzwoniłeś lub napisałeś do skrzywdzonych z Twojej diecezji, żeby sprawdzić, jak się czują? Kto z Was decyduje się na osobistą relację z nami, wykraczającą poza stosowane wobec nas przepisy? Czy broniąc wtedy Papieża broniłeś też nas?”.

Odnosi się też do wypowiedzianej w oświadczeniu z marca pochwały procedur, jakie istnieją w Kościele, by chronić pokrzywdzonych i stwierdza, że zmową jest powtarzanie ponad głowami skrzywdzonych, że procedury są właściwe i działają dobrze.

Zainteresowanych, którzy muszą z nich korzystać nikt o ocenę nie pyta. Z książki Tośki Szewczyk i wywiadu opublikowanego w „Tygodniku Powszechnym” wiadomo, jak traumatyzujące może być doświadczenie zgłaszania krzywdy i dalsze kościelne procedury nietraktujące skrzywdzonego jako strony tylko świadka, co pociąga za sobą ograniczenie udzielania pokrzywdzonemu informacji o przebiegu sprawy. 

Desperacja skrzywdzonych

Konkretnych ustaleń dotyczących kształtu komisji spodziewano się podczas czerwcowej sesji plenarnej Episkopatu. Temat jednak był nieobecny podczas obrad i pojawił się po jej zakończeniu tylko w wypowiedzi prymasa Wojciecha Polaka. W komunikatach prasowych informowano zaś, że biskupi modlili się za zbawienie Mikołaja Kopernika oraz otrzymali od biskupa kijowsko-żytomierskiego talerz w ramach podziękowania za pomoc udzieloną narodowi ukraińskiemu przez Kościół w Polsce. Talerz skrzywdzonych jest nawiązaniem do właśnie tego talerza otrzymanego w czerwcu. Nie ma na celu okpić gestu ukraińskiego biskupa, tylko skierować uwagę na temat priorytetowy, na który jednak na tamtej sesji nie starczyło czasu. To właśnie do opieszałości i milczenia w kwestii komisji historycznej, ale też do niedostrzegania skrzywdzonych w Kościele odnosi się zarówno list, jak i kolczasty prezent.

Tośka Szewczyk w liście nazywa talerz prezentem desperacji. Z tą desperacją wdziera się w biskupie rekolekcje z nadzieją, że poruszy serca: „Zdecydowałam się napisać do Was list nie tyle jako owieczka, która potrzebuje pasterskiej opieki, co raczej jako córka Boga. Ta godność sprawia, że chcę stanąć z Wami jak równy z równym – nie wywyższając się, ani nie kurcząc – i podzielić się z Wami kawałkiem serca. Było sporo osób, które odradzały mi pisanie tego listu. Mówili: Tośka, nie rób sobie nadziei. To są politycy. Nic to nie da. Uparłam się. Owszem, nie mam żadnej wiary w prowadzoną przez Was politykę. Wierzę jednak w Wasze człowieczeństwo i w Wasze kapłaństwo. Wierzę, że wciąż jesteście w stanie pozwolić na to, żeby Wasze serca rozdarło to, co rozdziera serce Boga”. 

Póki zranieni muszą w ten sposób przyciągać uwagę do swoich spraw i sposobu działania Kościoła w tym obszarze, nie jest dobrze. To znaczy, że wciąż nie nastąpiło prawdziwe nawrócenie instytucji i serc jej przywódców. A nawrócenia nie zastąpią procedury, nawet najlepsze. Wciąż czekamy zatem na moment, gdy to Tośka poprowadzi biskupom rekolekcje na Jasnej Górze, a nie będzie się musiała wdzierać na nie listem i przemycanym kolczastym prezentem. 

 

List Tośki Szewczyk

13.11.2023 r.

Bracia,

Od marca tego roku nazywam się Tośka Szewczyk. To właśnie wtedy Więź zdecydowała się opublikować mój list do samej siebie w związku z zamieszaniem wokół Jana Pawła II. Pod tym imieniem i nazwiskiem wydałam później książkę „Nie umarłam. Od krzywdy do wolności”. Jako nastolatka byłam ofiarą przemocy seksualnej, emocjonalnej i duchowej. Sprawcą był ksiądz katolicki. Dziś jestem wolną kobietą, zaangażowaną w działania Kościoła, który głęboko kocham – choć o tę miłość często muszę się mocować.

Zdecydowałam się napisać do Was list nie tyle jako owieczka, która potrzebuje pasterskiej opieki, co raczej jako córka Boga. Ta godność sprawia, że chcę stanąć z Wami jak równy z równym – nie wywyższając się, ani nie kurcząc – i podzielić się z Wami kawałkiem serca.

Było sporo osób, które odradzały mi pisanie tego listu. Mówili: Tośka, nie rób sobie nadziei. To są politycy. Nic to nie da. Uparłam się. Owszem, nie mam żadnej wiary w prowadzoną przez Was politykę. Wierzę jednak w Wasze człowieczeństwo i w Wasze kapłaństwo. Wierzę, że wciąż jesteście w stanie pozwolić na to, żeby Wasze serca rozdarło to, co rozdziera serce Boga. 

Nie będę się tu wyżywać. Chcę raczej wyciągnąć do Was rękę.

PRZEGRALIŚMY Z PAPIEŻEM?

Pozwólcie, że zacznę krótko od opowiedzenia Wam o momencie, w którym po raz pierwszy podpisałam się jako Tośka. Było to 14 marca 2023 r. – w epicentrum zamieszania związanego z wizerunkiem Jana Pawła II. Mieliście wówczas zebranie plenarne, w wyniku którego wydaliście oświadczenie na temat Papieża. Dlaczego w tamtej chwili napisałam list do samej siebie? Bo nie napisał do mnie żaden z Was.

Drodzy Bracia, w dokumencie Marcina Gutowskiego, oprócz znalezionych przez niego źródeł, co do jakości których przedstawiliście wątpliwości [1], pojawiają się głosy skrzywdzonych. Mając w głowie te właśnie głosy czytałam oświadczenie przewodniczącego KEP, a następnie oficjalne stanowisko KEP. W żadnym z tych dokumentów nie było ani słowa o tych osobach, wypowiadających się po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat.

Dlaczego? Pomyślałam o dwóch możliwych powodach: (1) Było to na tyle nieważne, że nie zostało uwzględnione w żadnym z tych oświadczeń, (2) Zostało to uwzględnione w zdaniach o atakach na Jana Pawła II (skrzywdzeni wylądowali tym samym w jednym koszu z dziennikarzami, hejterami, tajnymi współpracownikami SB itd.). Nie mam pojęcia, która z tych dwóch perspektyw jest dla mnie gorsza.

Chciałabym przywołać dwa cytaty z wymienionych przeze mnie oświadczeń, aby przedstawić absurd zaistniałej sytuacji:

Wierni jego (papieża) wskazaniom, (…) czujemy się zobowiązani, aby wszystkich zranionych poprzez ludzi Kościoła wysłuchać i przyjść im z konkretną pomocą.

Wraz z publikacją dokumentu „Franciszkańska 3” wielu nam, skrzywdzonym, na nowo zachwiały się fundamenty. Tak już czasem mamy – kiedy okazuje się, że w Kościele, w którym poczuliśmy się znowu choć trochę bezpiecznie, wybuchają kolejne afery, rozpadamy się w drobny mak. W kontekście zdania, które skierowaliście wówczas do Kościoła, chcę zadać pytanie każdemu z Was z osobna: czy zanim zacząłeś, Bracie, pisać apel w obronie Jana Pawła II, zadzwoniłeś lub napisałeś do skrzywdzonych z Twojej diecezji, żeby sprawdzić, jak się czują? Kto z Was decyduje się na osobistą relację z nami, wykraczającą poza stosowane wobec nas przepisy? Czy broniąc wtedy Papieża broniłeś też nas?

Jeśli osobiste napisanie SMS-a lub telefon do skrzywdzonych były trudne, dlaczego nie zechcieliście, obok oświadczenia na temat świętości Jana Pawła II (w którą, nota bene, zupełnie nie wątpię), skierować – jako cały Episkopat – choć kilku zdań do nas? Nie o nas, ale właśnie – do nas? Lub chociaż do skrzywdzonych występujących w dokumencie Gutowskiego? 

To właśnie poczynając od decyzji Jana Pawła II, Kościół podjął zdecydowany wysiłek powołania struktur i opracowania jednoznacznych procedur, by zapewnić bezpieczeństwo dzieciom i młodzieży, należycie ukarać winnych przestępstw seksualnych, a przede wszystkim wspomóc osoby skrzywdzone.

Czasem odnoszę wrażenie, że ktoś umówił się nad naszymi głowami, że procedury, które Kościół ma obecnie wypracowane, są dobre i że można się już nimi chwalić... nie pytając zupełnie o zdanie nas, którzy przez te procedury musimy się przebić [2]. Nie. Nie jest dobrze [3]. Ale nie mamy okazji tego powiedzieć, bo nikt nas o to nie pyta. Kiedy chwalicie Kościół za tak zawodne procedury, mam poczucie, że znowu jestem używana. Stanowię dobry PRowy argument – nie ma w tym jednak ani grama mojej podmiotowości. 

Ze sprawy Jana Pawła II wyszłam więc z ogromnym żalem z powodu zupełnego pominięcia nas w Waszej narracji, a jedynie użycia argumentu, jakim jesteśmy, aby obronić dobre imię Kościoła. Chcę jednak być sprawiedliwa. Pojawiło się wówczas również światełko nadziei – zapowiadana przez Prymasa komisja do spraw zbadania przeszłych przypadków wykorzystania seksualnego w Kościele. Czekałam więc, podobnie jak wielu nieumarłych [4], na czerwcową sesję plenarną, zgodnie ze słowami z konferencji prasowej:

Jesteśmy na etapie decyzji, które będziemy przedstawiać księżom biskupom. Mamy małą radę w maju, potem zebranie plenarne w czerwcu – zostaliśmy zobowiązani do pracy, żeby jakoś konkretnie to przedstawić.

PRZEGRALIŚMY Z KOPERNIKIEM?

Jakże wielkie było nasze zdziwienie, kiedy w podanym do publicznej wiadomości porządku obrad czerwcowej sesji plenarnej KEP nie znalazł się temat komisji. Nie było go również w sprawozdaniach przedstawianych każdego dnia, ani w końcowym podsumowaniu (oczywiście zauważyłam, że po wszystkim głos na temat komisji zabrał Ksiądz Prymas – z naszej perspektywy jest to jednak głos pojedynczego człowieka, a nie głos Episkopatu, skoro w komunikatach publikowanych w imieniu tegoż takich informacji nie ma).

Jednocześnie w materiałach prezentowanych w mediach społecznościowych KEP dostawaliśmy informację o tym, że pomodliliście się o zbawienie Mikołaja Kopernika i że… dostaliście talerz. Piękny, kolorowy talerz, przekazany Wam przez biskupa kijowsko-żytomierskiego w ramach podziękowania za troskę okazaną przez Kościół w Polsce Narodowi ukraińskiemu.

Nie chcę być źle zrozumiana – talerz nie jest tu nic winien [5]. Uważam wręczenie go za ważny gest.
Myślę jednak, że nie trzeba wiele, aby wyobrazić sobie nas, czekających w napięciu na informację na temat tak bardzo bolesny, którzy jesteśmy zamiast tego bombardowani zdjęciami talerza w wielu ujęciach. Zarówno to, jak i kilka z rzędu informacji o modlitwie za zbawienie Kopernika, w zestawieniu z zupełnym milczeniem na temat komisji, było jak kolejny kubeł zimnej wody na głowę.

JAK JEST MIĘDZY WAMI?

Kiedy już otrzepałam się z tego doświadczenia, udało mi się porozmawiać z kilkoma z Was na temat zarówno tej, jak i wcześniejszych sesji plenarnych. Oczywiście zachowam w sercu to, z kim rozmawiałam – myślę, że przywołanie ich nazwisk tutaj mogłoby bardzo im zaszkodzić. 

W rozmowach o sesjach plenarnych mówiliście o „grupie u władzy”, o pierwszym rzędzie, który czasem może coś powiedzieć, o grupie cynicznej, a nawet cichej „loży szyderców” i o całej reszcie, która ze względu na swój ograniczony wpływ czuje, że jedyną jej rolą jest podniesienie ręki podczas głosowania. Wspominaliście o tym, że na poziomie Episkopatu w zasadzie nie da się podjąć ważnych, przełomowych decyzji. O zmęczeniu i beznadziei tych, którzy próbują (lub próbowali kiedyś) coś zmienić.

To tylko niektóre z Waszych słów. Czy mówicie o tym ze sobą jawnie, na spotkaniach KEP? Nie wiem. Wiem jednak, że zgodność i jednomyślność, jaką pokazujecie „na zewnątrz”… nie działa. Jak to określiła Monika Białkowska, skutkuje ona w zasadzie tylko tym, że tworzycie doskonale obojętne listy do wiernych – bo tylko na doskonałą obojętność jesteście w stanie zgodzić się wszyscy. Słyszałam, jak niektórzy z Was przypisywali taką „zgodność” działaniu Ducha Świętego – pewnie i tak czasem jest. Jednak czy to na pewno Duch Święty prowadzi Was do milczenia o sprawach ważnych?

Czy na pewno Duch Święty jest źródłem „jedności” między Wami, jeśli prowadzi ona do przemilczenia na szerszym forum słów niezgodnych z nauką Kościoła, które niektórzy z Was wypowiadają w swoich diecezjach[6]? Od kogo jak nie właśnie od reszty Episkopatu wierni potrzebują wówczas jasnego sprzeciwu, nazwania rzeczy po imieniu, wyprostowania – publicznie – tego, co publicznie zostało zakrzywione przez ich biskupa diecezjalnego? Jak przemilczenie takich wydarzeń można nazywać jednością pochodzącą od Ducha Bożego? I czy pytaliście Ducha Bożego, co On na to?

Kochani Bracia, jak Wam się czytało pytanie, zawarte w Instrumentum Laboris: „Jak możemy stać się Kościołem, który nie ukrywa konfliktów i nie boi się zachować przestrzeni dla niezgody?”. Jak to się ma do Waszej pozornej zgody i do uwag co do Waszego funkcjonowania wypowiadanych jedynie po kątach? 

Swoją drogą… nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale administratorzy Waszego oficjalnego profilu na Facebooku żarliwie wyłączają możliwość komentowania wrzucanych przez siebie postów na temat działań Episkopatu. Nie znam drugiego profilu na tej platformie, który robiłby to tak skutecznie. Ludziom pozostaje więc reagować za pomocą emotikonek (tego chyba nie da się wyłączyć). Moje reakcje od marca zawierały w sobie głównie smutek i złość, jednak w zamian za jakąkolwiek aktywność Facebook obdarzył mnie… odznaką lidera wśród fanów Konferencji Episkopatu Polski. Jest to niezła metafora tego, jak zdarza mi się czuć w próbach wyrażania swojego zdania i szukania własnego miejsca w Kościele. Nieważne, co powiem – i tak ostatecznie okaże się, że wszystko jest świetnie.

POTRZEBUJECIE NAS

Ośmielę się to napisać: Nie uratujecie autorytetu Kościoła bez nas, nieumarłych. Tak jak my potrzebujemy Was – do sprawowania sakramentów, do pomocy Piotrowi, do dbania o diecezje, do rozliczenia się z grzechami ludzi Kościoła – tak Wy potrzebujecie nas. Potrzebujecie przestać mówić o nas, a zacząć do nas i z nami. Potrzebujecie relacji z nami. Potrzebujecie naszej wrażliwości, naszych doświadczeń, naszej obecności. 

Po to właśnie powstał ten list. Żeby wyciągnąć do Was rękę i zaprosić do relacji. Nie do tworzenia kolejnych struktur, nie do wspólnej pracy, ale do jakiejkolwiek bliskości. Tylko z bliskości z poranionymi nauczycie się wrażliwości.

Mam też nadzieję, że ten list okaże się dla niektórych z Was pierwszą okazją, aby z tej wrażliwości zaczerpnąć. Że ci z Was, którzy do tej pory milczeli (czy to na spotkaniach Episkopatu, czy w przestrzeni publicznej), przystaną na chwilę przy powodach swojego milczenia. Że zobaczycie, że cisza nie jest nam obojętna. Że przestaniecie pozwalać sobie na ucieczkę w ironię i cynizm. I że w końcu rąbniecie pięścią w stół.

PREZENT W DESPERACJI

I ostatnia sprawa. Ponieważ po ostatniej sesji plenarnej można było odnieść wrażenie, że otrzymany przez Was talerz spowodował wiele pozytywnych reakcji, chciałabym podarować Wam przygotowany przez dobrych ludzi… talerz skrzywdzonych. Może taki sposób powiedzenia Wam, że jesteśmy tu i że to ostatni moment żeby nas usłyszeć, będzie skuteczny? 

Nie mieliśmy niestety dostatecznego budżetu, aby wysłać każdemu z Was osobne naczynie. Pozwólcie więc, że w tym liście zamieszczę sam jego opis, zaś talerz właściwy przyjedzie na sesję plenarną dzięki odwadze jednego z Was. Dzieło zaprojektowane zostało przez Tomasza Biłkę OP, a jego wykonaniem zajęły się Anna Bogdanowicz i Zuzanna Surma z Pracowni „Bosu” [7]. Talerz jest czarny, z białymi kolcami skierowanymi w stronę jedzącego. Nie da się z niego jeść – choć wydawałoby się, że to przecież podstawowa funkcja, jaką powinien spełniać. Tak właśnie jest w naszym życiu – ból sprawia, że sprawy z pozoru zwyczajne i powszednie stają się nie do udźwignięcia, a samo przeżycie zdaje się wyczynem. Kolce są na talerzu porozkładane nierównomiernie. Mogą zaskoczyć. My też często nie wiemy, kiedy na nowo zaboli. Kiedy znów nadziejemy się na kolec, rozdrapujący stare rany. Kolor kolców też jest dla mnie nie bez znaczenia – ranią nas przecież non stop ludzie, którzy powinni być czyści i uświęceni. Najtrudniejsze jest jednak to, że to jedyny talerz, jaki mamy – nie mamy szans na drugie, niepołamane życie. 

Symbol ten nie jest w żaden sposób – i bardzo to dla mnie ważne, żeby to wybrzmiało – próbą wykpienia czy żartu z gestu Episkopatu Ukrainy. Gest ten uważam za dobry, potrzebny i budujący. Nie ośmieliłabym się w ten sposób komentować relacji polsko-ukraińskich – nie mam do tego ani prawa, ani kompetencji. Moja decyzja o wysłaniu talerza jest raczej próbą symbolicznego komentarza w stosunku do milczenia, jakim jesteśmy jako skrzywdzeni obdarzani przez KEP. Istnieje podobno duńskie powiedzenie, które w dosłownym tłumaczeniu brzmi: “zamilczeć kogoś na śmierć“. Talerz to symbol tego, o czym do nas milczycie. Do czego to milczenie nas doprowadzi? Boję się tego pytania.

Bracia, nasz Bóg ustami Izajasza woła: „Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy.  Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Skoro Bóg ciągle czyni rzecz nową, to co czyni dzisiaj? Do czego jako Kościół jesteśmy zaproszeni? Czy każdy z Was jest pewien, że – walcząc lub milcząc – stanął po właściwej stronie?

Pozostaję Waszą siostrą.

Tośka Szewczyk


[1] Nie jest moim celem dyskusja ani o skuteczności ówczesnych procedur, ani o wiarygodności teczek IPN.

[2] Czy czytaliście apel wydany 27 września przez Papieską Komisję ds. Ochrony Małoletnich?

[3] Dobrym tego przykładem jest fakt, że w języku potocznym całkiem dobrze ma się określenie znieczulica eklezjalna.

[4] Niektórzy z nas, skrzywdzonych, tak o sobie mówią.

[5] Nie winię też Mikołaja Kopernika.

[6] Zakaz udzielania Komunii Świętej na rękę? Zupełny brak szacunku w stosunku do bezdzietnych kobiet?

[7] Talerz skrzywdzonych. Projekt: Tomasz Biłka OP. Wykonanie: Anna Bogdanowicz, Zuzanna Surma (Pracownia „Bosu”). Ceramika szkliwiona, średnica 22,5 cm. 2023

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej