Lewicowe początki polskiej niepodległości

Pod koniec roku 1918 i na początku 1919 Polska nie tylko odzyskiwała wolność. W cieniu zrywu listopadowego i walk o granice dokonała się też rewolucja ustrojowa.

08.01.2018

Czyta się kilka minut

Rząd premiera Jędrzeja Moraczewskiego, zaprzysiężony 18 listopada 1918 r. / „ALBUM ZJEDNOCZENIA. PAMIĄTKA PIĘTNASTOLECIA ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI” / DOMENA PUBLICZNA
Rząd premiera Jędrzeja Moraczewskiego, zaprzysiężony 18 listopada 1918 r. / „ALBUM ZJEDNOCZENIA. PAMIĄTKA PIĘTNASTOLECIA ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI” / DOMENA PUBLICZNA

Oto u progu niepodległości za sterami aparatu publicznego stanęli ludzie, których dziś określono by mianem „lewaków”: socjaliści, postępowi inteligenci, radykalni działacze chłopscy – ludzie lewicy niepodległościowej. Ich decyzje uczyniły z odbudowywanej Polski państwo w wielu kwestiach nowoczesne, pod niektórymi względami wyprzedzające nawet inne kraje.

Z własnego nadania

Początek roku 1918 przyniósł koniec I wojny światowej na froncie wschodnim (pokój brzeski, luty 1918 r.). Ale wojna trwała na froncie zachodnim, włoskim, bałkańskim, a także poza Europą. Zwłaszcza na froncie zachodnim coraz wyraźniejsza była przewaga Ententy. Niemcy i Austro-Węgry słabły. Także politycznie – i również w oczach Polaków, zrażonych tym, że Berlin i Wiedeń oddały w Brześciu powstającemu państwu ukraińskiemu (Ukraińskiej Republice Ludowej) tereny uważane za polskie (Brześć skompromitował ostatecznie tę opcję, która stawiała na państwa centralne jako sojusznika w odbudowie Polski). Pojawiło się także orędzie prezydenta USA Woodrowa Wilsona, w którym mówił o konieczności odbudowy państwa polskiego, zaś we Francji powstawały polskie dywizje – tzw. Błękitna Armia gen. Józefa Hallera.

Wszystko to dodało wiatru w żagle obozowi niepodległościowemu.

Jednym z jego liderów był Jędrzej Moraczewski – socjalista, działacz galicyjskiej Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej (PPSD), szara eminencja środowisk legionowo-peowiackich, członek tajnego Konwentu A (konspiracyjnej struktury najbardziej zaufanych ludzi Piłsudskiego). To jego widziano w roli szefa przyszłych władz.

W czerwcu 1918 r. w przemówieniu do legionistów Moraczewski mówił: „Polska Niepodległa musi dać ludowi więcej, niż mogliby to kiedykolwiek dać najeźdźcy. Musi dać chłopom ziemię, robotnikom warsztat pracy, inteligencji możność utrzymania. Musi złamać ustrój kapitalistyczny, zdusić lichwę i wyzysk klasy nad klasą. Wtedy w masach narodu pryśnie fałsz, że Polska to powrót pańszczyzny. Zatriumfuje prawda, że Polska to wolność polityczna, równość społeczna i braterstwo wyzwolonych ludów”.

Zjazd Polskiej Partii Socjalistycznej we wrześniu 1918 r. zdecydował o konieczności utworzenia rządu lewicy niepodległościowej. Uznano, że Rada Regencyjna – utworzony przez Niemców zalążek polskiej władzy na terenie zaboru rosyjskiego, będącego teraz pod okupacją niemiecką – jako zależna od zaborcy i zdominowana przez obóz zachowawczy nie gwarantuje reform socjalnych i nie ma autorytetu w społeczeństwie.

Przygotowania trwały, aż „wieczorem 1 listopada [1918 r.] odbyła się (...) narada wojskowych i cywilnych działaczy lewicy (...). Padło wezwanie natychmiastowego tworzenia rządu w Lublinie, tworzenia samym, bez oglądania się na nikogo” – wspominał Stanisław Thugutt, lider lewicowo-chłopskiego PSL „Wyzwolenie”.

W Warszawie wojska niemieckie jeszcze kontrolowały sytuację. Inaczej było w Lublinie, który był siedzibą austriackich władz okupacyjnych. Po zajęciu Kongresówki w 1915 r. Niemcy i Austriacy podzielili między siebie dawny zabór rosyjski na dwie strefy okupacyjne. Tu wojsko austriackie było już w rozsypce – podobnie jak ck monarchia.

Pierwszy rząd (ludowy)

W nocy z 6 na 7 listopada 1918 r. powołano więc w Lublinie Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej: pierwszy organ władzy, który powstał bez ugód z zaborcami.

Na czele stanął Ignacy Daszyński, lider galicyjskich socjalistów. W skład rządu weszli politycy PPSD, PPS, PSL „Wyzwolenie” i Stronnictwa Niezawisłości Narodowej (reprezentowało radykalną inteligencję). Nazwiska nie pozostawiały wątpliwości co do charakteru gabinetu: ministrem spraw wewnętrznych został Thugutt (prawica zwała go polskim ­Robespierre’em), szefem resortu komunikacji Moraczewski, ministrem pracy i opieki społecznej socjalista Tomasz Arciszewski (w przeszłości odważny bojowiec PPS), ministrem robót publicznych socjalista-ryzykant Marian „Wojtek” Malinowski, ministrem rolnictwa Juliusz Poniatowski (zwany „czerwonym księciem”), zaś ministrem bez teki mianowano Tomasza Nocznickiego – chłopskiego radykała i antyklerykała. Wiceszefową resortu propagandy została działaczka lewicy chłopskiej Irena Kosmowska – kobieta na takim stanowisku była wtedy rzadkością w skali świata.

Manifest rządu, przygotowany przez Thugutta i Tadeusza Hołówkę z PPS, głosił: „W gruzy walą się rządy kapitalistów, fabrykantów i obszarników, rządy militarnego ucisku i społecznego wyzysku mas pracujących. Wszędzie lud pracujący dochodzi do władzy”. Zapowiadano utworzenie samorządów lokalnych i powołanie Sejmu Ustawodawczego. W obu przypadkach wybory miały się odbyć wedle zasady równouprawnienia obywateli bez różnicy płci, pochodzenia, wiary i narodowości. Manifest zapowiadał wolność sumienia, druku, słowa, zgromadzeń, pochodów, zrzeszeń, związków zawodowych i strajków.

Jeszcze śmielsze były decyzje w kwestii reform socjalnych: „wszystkie w Polsce donacje i majoraty ogłaszamy niniejszym za własność państwową (...) wszystkie lasy, zarówno prywatne, jak i dawne rządowe, ogłaszamy za własność państwową (...); w przemyśle, rzemiosłach i handlu wprowadzamy niniejszym ośmiogodzinny dzień roboczy”. Wśród postulatów, których zgłoszenie członkowie rządu zapowiadali w przyszłym Sejmie Ustawodawczym, było wywłaszczenie wielkich majątków ziemskich i reforma rolna, upaństwowienie kopalń i części pozostałego przemysłu, wprowadzenie publicznych ubezpieczeń emerytalnych i od bezrobocia, a także wprowadzenie powszechnego, obowiązkowego i bezpłatnego świeckiego szkolnictwa.

10 listopada premier Daszyński przemawiał na 20-tysięcznym wiecu w Lublinie: „Polska musi być ludowa lub upadnie (...). Lud wiejski musi otrzymać warsztat swej pracy – ziemię. Ziemia musi być dla tych, którzy na niej pracują. (...) Robotnik nie może pozostać ofiarą wyzysku kapitalistycznego. Kopalnie, koleje, wielkie lasy i wielkie zakłady przemysłowe muszą stać się własnością narodu”. Wśród pierwszych dekretów rządu był ten o ośmiogodzinnym dniu pracy.

Pierwszy rząd (centralny)

Po powrocie Piłsudskiego z Magdeburga Daszyński podał się do dymisji. Ale 14 listopada otrzymał od Komendanta misję utworzenia rządu, który byłby akceptowany przez wszystkie stronnictwa. Jednak środowiska endeckie i ziemiańskie przypuściły atak na tę kandydaturę – lidera galicyjskich socjalistów postrzegały jako radykała. Udało się ją utrącić, ale nastroje i nadzieje już były rozbudzone. W całym kraju zorganizowani robotnicy wymuszali ośmiogodzinny dzień pracy, w Warszawie miał miejsce strajk i wielka demonstracja PPS, w kraju powstało ponad 150 Rad Delegatów Robotniczych, wybuchały chłopskie bunty i „dzikie” parcelacje ziemi folwarcznej.

Z woli Piłsudskiego na czele pierwszego centralnego rządu powstającej Polski stanął więc socjalista Moraczewski. Piłsudski wspominał później: „Przeważająca większość doradzała utworzenie rządu nie tylko na podstawach demokratycznych, ale i z wybitnym udziałem przedstawicieli ludu wiejskiego i miejskiego”.

W nowym rządzie socjalistów Arciszewskiego, Ziemięckiego, Iwanowskiego, Wasilewskiego, Praussa i Malinowskiego wspierali radykałowie ludowi z PSL „Wyzwolenie” Thugutt, Nocznicki i Stolarski (chłop spod Łodzi, na posiedzenia rządu demonstracyjnie zakładał sukmanę) i inteligenccy (Downarowicz). Udział kilku umiarkowanych ludowców z PSL „Piast” i „bezpartyjnych fachowców” zrównoważono powołaniem trzech radykałów z galicyjskiego PSL „Lewica”.

Na pierwszym posiedzeniu rządu Moraczewski deklarował: „pragniemy być rządem ludowym, który interesów milionów rzesz ludu pracującego broni, jego życiu toruje nowe drogi, jego wolę spełnia”. Deklarował rozłożenie kosztów utrzymania odrodzonej Polski: „przeprowadzimy (...) reformę opodatkowania w duchu sprawiedliwego rozkładu ciężarów podatkowych, (...) w szczególności przez silniejsze pociągnięcie do świadczeń na rzecz państwa – klas posiadających”. Obiecywał, że jednym z głównych zadań „będzie stworzenie powszechnej, świeckiej, bezpłatnej szkoły, dostępnej jednakowo dla wszystkich bez względu na stan majątkowy”. Podkreślił też równość praw obywatelskich: „będziemy z całym naciskiem tępili (...) ograniczenia prawne poszczególnych odłamów ludności (...) i będziemy zapobiegali wszelkim waśniom i walkom na tle wyznaniowym i narodowym (...) wprowadzimy niezwłocznie całkowite równouprawnienie wszystkich obywateli bez różnicy wyznania i narodowości, wolność sumienia, słowa, druku, zgromadzeń, pochodów, zrzeszania”.

Równi i samorządni

Na pierwszym posiedzeniu rządu podjęto prace nad ordynacją wyborczą do Sejmu Ustawodawczego. Po pięciu dniach była gotowa. Moraczewski wspominał, że nadano „prawo wyboru i wybieralności wszystkim obywatelom bez różnicy płci, którzy ukończyli 21. rok życia. Po raz pierwszy uznano w Polsce kobietę za równouprawnioną z mężczyzną. Nadanie praw obywatelskich kobietom postawiło Polskę w rzędzie narodów nowoczesnych i wyrównało wielowiekową krzywdę wyrządzaną połowie narodu polskiego”.

Powtarzana do dziś legenda głosi, że prawa wyborcze kobietom nadał Piłsudski pod wpływem działaczek, które go nachodziły i łomotały parasolkami w okna jego mieszkania. W istocie stosowny dekret sporządził rząd, a naczelnik państwa bez żadnych nacisków podpisał dokument 28 listopada 1918 r. W kwestii całkowitej równości wyborczej kobiet Polska wyprzedziła zatem m.in. USA, Belgię, Szwecję, Holandię, Hiszpanię, a o ćwierć wieku – Francję.

Wybory miały być tajne, równe, powszechne, bezpośrednie i proporcjonalne.

Rząd Moraczewskiego stworzył też zręby samorządności lokalnej. Także w powszechnych wyborach wybierać miano rady gmin i miast. Na uwagę zasługuje też symboliczne ufundowanie równości obywatelskiej. Jak pisał Moraczewski: „rząd zniósł wszystkie bombastyczne tytuły »ekscelencji«, zniósł tytuły rodowe. Ministrów, urzędników tytułowało się w słowie i piśmie »obywatel«” (wcześniej także w ten sposób zwracali się do siebie żołnierze Legionów niezależnie od stopnia wojskowego).

Ochrona pracy

23 listopada 1918 r. rząd wydał dekret o 8-godzinnym dniu pracy i maksymalnie 46-godzinnym tygodniu pracy. Wcześniej przeciętny czas pracy wynosił w Polsce 10 godzin dziennie, a w wielu branżach 11-12 godzin. Moraczewski kilka miesięcy po rozwiązaniu rządu pisał: „Robotnicy francuscy, amerykańscy i angielscy do dziś dnia walczą o uzyskanie reform przez tę ustawę przyznanych” – w krajach tych jedynie wybrane branże (zwykle kolej, górnictwo i hutnictwo) cieszyły się takim czasem pracy. W istocie Polska była – po Niemczech, Finlandii i sowieckiej Rosji – czwartym w skali globu krajem o tak krótkim ustawowym czasie pracy.

W tekście przesłanym na konkurs pamiętnikarski w drugiej połowie lat 30. pewien robotnik tak wspominał tę decyzję: „Odczytano nam w warsztacie jakiś akt o natychmiastowym wprowadzeniu ośmiogodzinnego dnia pracy (...), płatnych urlopach itd. Powstał wielki entuzjazm między robotnikami. Każdy był wesoły i uśmiechnięty, mówiono dużo o Polsce Niepodległej, o narodzie robotniczym (...) Ożywienie było wielkie. Świat jakby się odradzał”.

Kilka dni później rząd ustalił płacę minimalną w przedsiębiorstwach pozostających w zarządzie publicznym, a 28 listopada premier przyznał ich pracownikom jednorazowy wysoki zasiłek. Podwyższono też płace nauczycieli szkół powszechnych do poziomu średnich poborów urzędniczych.

30 grudnia wydano dekret w sprawie wprowadzenia powszechnych ubezpieczeń społecznych na wypadek choroby, kalectwa, starości i utraty pracy. Polska dołączyła więc do nielicznego grona krajów, które zaprowadziły tak nowoczesne rozwiązania. Co więcej, wprowadzono system, w którym płatnicy składek mogli wybierać w głosowaniu kadry kierownicze instytucji obsługującej wypłatę świadczeń i proces decyzyjny. „Gdy instytucji kas chorych nie ma jeszcze Francja, polska ustawa o kasach chorych jest najlepszą ustawą w całej Europie” – konstatował pepesowiec Hołówko.

Ministerstwo pracy wydało z kolei rozporządzenia chroniące poszczególne grupy, m.in. „O ochronie pracy kobiet”, „O ochronie pracy dzieci i nieletnich”, „O ochronie pracy służby domowej”, „O ochronie pracy w rolnictwie”. Przygotowano przepisy regulujące strajki i wprowadzające publiczny arbitraż, by uniemożliwić samowolę pracodawców. Temu rządowi Polska zawdzięcza również nowoczesne regulacje w sprawie tworzenia związków zawodowych, przyznające pracownikom znaczną swobodę zrzeszania się i walki o swoje prawa (z drobnymi poprawkami przyjął je kolejny gabinet).

Dekretem z 3 stycznia 1919 r. powołano Inspekcję Pracy. Otrzymała prawo kontroli wszelkich miejsc zatrudnienia. Było to uprawnienie rzadkie w skali świata, gdyż zwykle uzależniano możliwość działania inspekcji od wielkości zakładu. Polskie przepisy pozwalały kontrolować nawet najmniejsze, bez uprzedzenia i o dowolnej porze, a także zatwierdzać regulaminy pracy. Maria Kirstowa, jedna z twórczyń nowej instytucji, pisała po latach: „W pierwszych kadrach inspektorów znaleźli się przedwojenni działacze socjalistyczni i rewolucyjni, starzy bojowcy, romantycy i entuzjaści wszelkiego autoramentu”.

Dla najsłabszych

Kolejnym działaniem było stworzenie systemu pomocy bezrobotnym.

W dawnym Królestwie Polskim stan zatrudnienia w przemyśle wynosił zaledwie 15 proc. stanu przedwojennego, bezrobocie wynosiło tu pół miliona osób i stale rosło wraz z powrotami żołnierzy czy uchodźców.

Już 9 grudnia 1918 r. określono wysokość zapomóg dla bezrobotnych i desygnowano środki na ten cel. Uruchomiono Państwowe Urzędy Pośrednictwa Pracy, które miały pomagać w znalezieniu zatrudnienia, rejestrować bezrobotnych i wypłacać zasiłki. Choć państwo dopiero się tworzyło, już w grudniu 1918 r. wypłacono zapomogi ok. 75 procentom osób pozostających bez pracy. Rozpoczęto też przygotowania do uruchomienia programu robót publicznych. Z powodu zimy niewiele prac ruszyło, ale na podstawie projektów ówczesnego Urzędu Robót Publicznych kolejne gabinety mogły od wiosny 1919 r. zatrudnić niemal 80 tys. osób.

Jedną z ostatnich decyzji rządu Moraczewskiego były przepisy o ochronie lokatorów. Przyjęte 16 stycznia 1919 r., regulowały czynsze i zasady ich podnoszenia, wprowadzając okres karencyjny na kolejne podwyżki i zabraniając wyrzucania lokatorów na bruk bez okresu wypowiedzenia i z przyczyn innych niż długotrwałe niepłacenie czynszu. Z kolei w celu ochrony konsumentów wprowadzano zakaz spekulacji i zwalczano windowanie cen produktów, których brakowało w kraju spustoszonym wojną. Podobnie stało się z lichwą, którą ścigano na mocy przepisów wydanych w pierwszych dniach funkcjonowania rządu.

Koniec rewolucji i jej dziedzictwo

Wszystkie te decyzje napotkały na opór prawicy. Elity finansowe odmawiały odrodzonemu państwu pożyczki, niechętnie płaciły podatki. Właściciele ziemscy traktowali rząd jako wrogi. Jak relacjonował Stefan Żeromski, ziemianie byli oburzeni, że „parobki od gnoju chcą nami rządzić”.

Prasa endecji pełna była demagogii wobec władz. Atmosfera w Warszawie była napięta. 29 listopada 1918 r. po wiecu endecy wtargnęli do siedziby rządu z zamiarem linczu na jego członkach, ale nikogo nie zastali. Moraczewski wspominał: „Policja donosiła rządowi o gotującym się zamachu (...) Oficerowie z korpusu Dowbora-Muśnickiego (...) utworzyli spisek dla obalenia Naczelnika Piłsudskiego i rządu, celem ujęcia władzy nad wojskiem w swoje ręce, a oddania rządu cywilnego endekom. (...) ministrowie przez cały grudzień niepewni byli życia. Jeden spisek doszedł do wiadomości rządu z powodu braku doświadczenia spiskowców. Ale inne, o których głuche tylko chodziły wieści, mogły się udać”.

Nocą z 4 na 5 stycznia 1919 r. miał miejsce prawicowy zamach stanu pod wodzą płk. Januszajtisa i księcia Sapiehy. Moraczewskiego aresztowano; do mieszkania Thugutta wtargnęli zamachowcy i oddali (niecelne) strzały. Dopiero opowiedzenie się wojska po stronie Piłsudskiego pokrzyżowało plany spiskowców; premiera i ministrów uwolniono i wrócili do pracy.

W tej sytuacji Piłsudski zdecydował się na uspokojenie nastrojów. 16 stycznia 1919 r. rząd Moraczewskiego przeszedł do historii, a stanowisko premiera objął Ignacy Paderewski – mający w tej roli mediować między lewicą a endecką prawicą.

Trzy dekady później, już w emigracyjnym Londynie, socjalistka Lidia Ciołkoszowa pisała: „Rząd lubelski trwał tylko kilka dni, pozostały jednak po nim osiągnięcia długotrwałe, jako fakty dokonane, których w Polsce niepodległej nic i nikt obalić już nie potrafił. Były to: ustrój republikański państwa polskiego, ośmiogodzinny dzień roboczy w przemyśle, handlu i rzemiosłach, oraz całkowite równouprawnienie kobiet. Nawet w okresach najbardziej wzmożonej reakcji politycznej i społecznej w Polsce nie udało się nikomu tego dziedzictwa rządu lubelskiego naruszyć”.

To samo, a nawet bardziej, można powiedzieć o pierwszym centralnym rządzie II RP: to ludzie niepodległościowej lewicy określili zarys jej kształtu ustrojowego. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2018