Lekarzu, jedź do Afryki!

W USA na opiekę zdrowotną przeznacza się rocznie 4 tys. dolarów na osobę. W Kenii - kilkanaście dolarów. Afrykanin jest zdany na ośrodki medyczne utrzymywane przez Zachód. Niestety, brakuje w nich chętnych do pracy.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Do światowej opinii publicznej docierają tylko szczątkowe informacje o powolnej agonii Czarnej Afryki, najczęściej przy okazji wojen czy czystek etnicznych - jak ostatnio w Kenii. Dynamikę epidemii AIDS, uważanej za najgroźniejszą, ilustruje przykład Botswany: w 1992 r. było tu 59 tys. zarażonych, w 2000 r. ponad 300 tys. Co roku na kontynencie rodzi się 800 tys. dzieci, które HIV/AIDS zaraziły się w łonie matek. Łączna liczba zainfekowanych to 25-30 mln; rocznie umiera 2-3 mln. Już 10 mln dzieci to sieroty po rodzicach zmarłych na AIDS.

Fakty mniej znane to coraz częstsze występowanie lekoodpornych odmian gruźlicy i malarii. Do rozpowszechniania się tych i innych chorób zakaźnych przyczyniają się niedożywienie i złe warunki sanitarne - a w takich żyje, nie dojadając, 75 proc. Afrykańczyków. Łamigłówka, jak zapewnić opiekę medyczną mieszkańcom regionów pozbawionych pieniędzy, personelu medycznego, komunikacji, łączności i państwowych ośrodków zdrowia, jest dziś nierozwiązywalna.

Klęska Zachodu

Raport Banku Światowego z 2000 r. nosił tytuł: "Can Africa Claim the 21th Century?". W wolnym tłumaczeniu: czy Afryka ma prawo do istnienia w XXI stuleciu? Beznadziejność sytuacji skłania do odpowiedzi, że nie. Ale przynajmniej próbowano coś z tym robić: 15 lat temu Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy - najpotężniejsze instytucje finansowe - przyjęły nową strategię wobec Trzeciego Świata. Niewiele z niej wyniknęło. Ujawniła jedynie kruchość państwowej opieki zdrowotnej w Afryce subsaharyjskiej.

Cel tej wymuszonej reformy był szlachetny: uniezależnienie najuboższych państw od pomocy z zewnątrz (czyli ograniczenie międzynarodowej pomocy humanitarnej) i jednoczesne zapewnienie wszystkim mieszkańcom podstawowej opieki zdrowotnej. Słuszne były również założenia reformy, bo w krajach Afryki większość nakładów budżetowych przeznaczano na utrzymanie ledwie paru szpitali miejskich, natomiast ludność zamieszkała w buszu była całkowicie pozbawiona opieki medycznej.

Jednak rozwiązania skopiowane z państw europejskich okazały się niewypałem. Reforma - sprowadzająca się do redukcji sektora państwowego i promocji prywatnego, w tym zamrożenie płac lekarzy i nałożenie na pacjentów obowiązku odpłatności za świadczenia zdrowotne - doprowadziła do całkowitego załamania systemu opieki medycznej. Nie mogło być inaczej w państwach zrujnowanych wieloletnimi wojnami i konfliktami etnicznymi, dotkniętych na przemian suszą i powodziami, zadłużonych i niekompetentnie zarządzanych.

Dziś na południe od Sahary na opiekę zdrowotną przeznacza się rocznie średnio 37 dolarów na osobę, lecz w połowie państw na tym obszarze kwota ta nie przekracza 15 dolarów. Dla porównania: w USA wynosi ona ponad 4 tys. dolarów na osobę.

Ratunek w misjach

Jedyną alternatywą dla państwowych placówek - niedofinansowanych, pozbawionych zdolności do opieki nad chorymi - stały się więc szpitale i przychodnie prowadzone przez zachodnie instytucje, w tym Kościoły, w dużej części przez Kościół katolicki.

Wzrost znaczenia posługi leczniczej misjonarzy katolickich jest w krajach subsaharyjskich zjawiskiem nowym. W okresie kolonialnym dominowali tu przedstawiciele Kościołów protestanckich i anglikanie; dzięki nim miejscowa ludność zetknęła się z osiągnięciami zachodniej medycyny. Na terenach zależnych od Anglii działalność misjonarzy katolickich była wręcz zakazana; zakaz uchylano tylko tam, gdzie klimat był najtrudniejszy, np. w Rodezji Północnej.

Proporcje między zaangażowaniem misjonarzy protestanckich a katolickich zaczęły zmieniać się w drugiej połowie XX w., w okresie dekolonizacji. Udział protestantów malał, a prowadzone przez nich szpitale i ośrodki zdrowia powierzano misjonarzom katolickim. W ostatnich latach kościelne ośrodki wymykają się już w ogóle wszelkim stereotypom: np. są zakładane przez lokalną administrację i powierzane ekumenicznym wspólnotom, złożonym z osób różnych wyznań - katolików, protestantów, muzułmanów. Efekt: w Afryce subsaharyjskiej jest dziś 6 tys. kościelnych placówek opieki zdrowotnej. Polscy lekarze i pielęgniarki (głównie siostry zakonne) prowadzą dwieście z nich. A deficyt personelu medycznego sprawia, że coraz częściej prośby o prowadzenie szpitali napływają także do Polski.

Tradycje udziału Polaków w misjach medycznych w Afryce sięgają początku XX w. Pierwszym polskim misjonarzem lekarzem był tam jezuita Apoloniusz Kraup (1871-1919). Założone przez niego ambulatorium w Katondwe w Rodezji Północnej rozrosło się w szpital istniejący do dziś. W czasach PRL wyjazdy na takie misje były trudne; dopiero w latach 80. stały się łatwiejsze. Po 1989 r. społeczne zainteresowanie medyczną działalnością misyjną wywołały świadectwa dr Wandy Błeńskiej, lekarki świeckiej, przez ponad 40 lat walczącej z trądem w Ugandzie, oraz zmarłego niedawno o. Mariana Żelazka, założyciela ośrodka dla trędowatych w Puri. Powstawały organizacje wspierające misje medyczne, jak założona w 1992 r. Fundacja Pomocy Humanitarnej "Redemptoris Missio" (Poznań) czy Towarzystwo Pomocy Trędowatym im. Jana Beyzyma (Kraków). Obie świadczą pomoc materialną, a pierwsza zajmuje się też wyjazdami świeckich lekarzy i pielęgniarek.

Czy będą chętni?

W 2007 r. na wniosek Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) państwa rozwinięte usunęły zawód lekarza z listy profesji preferowanych wśród imigrantów, by zahamować ich migrację z Afryki. Bezskutecznie: co roku ponad połowa absolwentów afrykańskich uczelni medycznych wyjeżdża na Zachód. Kraje Afryki nieustannie proszą o przysłanie im lekarzy, pielęgniarek, położnych, farmaceutów, rehabilitantów. Tymczasem w społeczeństwach zachodnich spada zainteresowanie pracą w misyjnych szpitalach.

Z niedoborem kandydatów mierzy się padewskie Collegio Universitario Aspiranti Medici Missionari (CUAMM), założone w 1950 r. i finansowane przez włoski rząd, episkopat i prywatnych darczyńców. Kształci i wysyła personel medyczny do Czarnej Afryki; jest też jedyną na świecie instytucją akademicką, specjalizującą się w chorobach tropikalnych i misjologii, która przyczyniła się do utworzenia w Afryce tzw. katolickich narodowych systemów opieki zdrowotnej. Najstarszy z nich powstał w 1957 r. w Ugandzie i dziś składa się z 27 szpitali (na 99 szpitali w ogóle w tym kraju), 255 innych placówek leczniczych (na 1512) oraz 11 szkół pielęgniarskich (na 27). Podobne systemy działają w Burundi, Kamerunie, Namibii, RPA, Ugandzie i Zambii.

Włoska uczelnia kształci studentów medycyny, ale decyzję o wyjeździe do Afryki podejmują oni sami - i obecnie coraz częściej rezygnują. Mimo że nie jest to praca charytatywna, ale za wynagrodzeniem, chętnych odstraszają warunki panujące w Afryce.

Włoska uczelnia wiąże więc duże nadzieje z Polską: na pozyskanie świeckiego personelu dla szpitali i przychodni. Także rządy afrykańskie wielokrotnie zapraszały polskich misjonarzy do obejmowania opuszczonych szpitali, co w swoich listach relacjonował zmarły niedawno kard. Adam Kozłowiecki. Jednak prośby te rzadko spełniano, głównie z braku kandydatów.

Po wejściu Polski do Unii tysiące lekarzy wyjechało do pracy za granicą. Kolejni się nad tym zastanawiają. Może znajdą się wśród nich tacy, którzy zamiast na Zachód ruszą do Afryki?

Dr hab. ANITA MAGOWSKA jest farmaceutką i naukowcem, pracuje w Zakładzie Historii Nauk Medycznych Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Jest członkiem rady Fundacji Pomocy Humanitarnej "Redemptor Missio" (w internecie: www.medicus.amp.edu.pl).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2008