Lady Godiva

Zaiste, by porządnie analizować dzisiejsze zachowania w polityce, trzeba czerpać z coraz to nowych dziedzin.

07.11.2011

Czyta się kilka minut

Nie wystarczy już człowiek po politologii, nie wystarczy socjolog ani dziennikarz specjalista, ani nawet angelolog czy - tak ostatnio potrzebny - ekspert demonolog. Wypadki ostatnie wymagają, jak się okazuje, zaprzęgnięcia dietetyka, technologa żywności i znawcy kulinariów, by nie rzec wprost - psychosmakosza. Najnowsze wydarzenia w Prawie i Sprawiedliwości są tak na czworo rozszczepiane, że nie sposób się do nich odnieść, nie biorąc pod uwagę wpływu diety na zachowania członków tej partii. Nie tylko jedzenie i jego jakość okazały się dla tej partii brzemienne w skutkach, bo o jadłospisach będzie za moment.

Otóż na rozłam, na te pożałowania godne zdarzenia, miały wpływ elementy dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, miasto Bruksela. Aura tego starodawnego grodziszcza, w którym rozłamowcy spędzili większość ostatnich miesięcy, wpłynęła na nich najwyraźniej krzepiąco i zmieniająco. To nam powie dziś każdy kaczysta - gdyby nie Bruksela, wszystko byłoby po staremu. Brukselską przemianę europosłów można porównać chyba tylko do wpływu miasta Zurych na Lenina. Ująwszy to nieco bardziej symbolicznie, można rzec, że "Manneken pis" - pomnik siusiającego chłopca, mijany codziennie, bo miasto jest wszak maleńkie, zmienił "Ziobro pis" nie do poznania. Z ust tych ludzi słyszymy dziś słowa zupełnie nowe, jakby z innej niż oni bajki, pełnej niegdyś ciemnego, a złowrogiego luda. Mówią o otwarciu, demokracji, o debacie i prawach do wolnego wyrażania emocji czy opinii - wszystko to z uśmiechem, bez nadwiślańskiego spięcia, pełni brukselskiego rozpięcia. W Brukseli Ziobro, Cymański i Kurski zrzucili ciążące im karaceny i ubrawszy się lekko i z cudzoziemska, poszli do restauracji.

Właśnie. Zewsząd teraz padają nazwy potraw, którymi się tam raczyli. Słychać też głosy brutalne, że raczej się nimi spaśli. Oto, jak się dowiadujemy, Cymański jadał tam mule, Kurski podobnież, Ziobro nie tylko. Wszyscy musieli jeść owe belgijskie legendarne frytki, oszałamiające chrupkością, złocistością, jędrnością. Do frytek sosiki, do muli bagietki, no i pili wino czy powalające aromatami belgijskie piwa. Potem desery, kawa i czekoladki - Godiva, Leonidas, Wittamer. Ludzie! W trakcie tych uczt niepolskich gwarzyli o prezesie. Zamknijmy oczy i wyświetlmy to sobie, jak bardzo gwarzyli i jakie to musiało być rumiane. Wszyscy, gdy wyjeżdżamy za granicę i zdarza się nam porozmawiać tam o prezesie, zauważamy, że jakże inaczej taka rozmowa się toczy. Jakże jest świeża, jakże inna od tej prowadzonej pod nadwiślańską chmurą. Jak może być ona inna, niech nam zilustruje zdanie, którego użył w reakcji na wesołe ziobrolenie człowiek niejeżdżący, tkwiący, jedzący co jedzący, czyli Błaszczak. Rzekł on: "Póty dzban wodę nosi, póki mu się ucho nie urwie. A panowie dolewali do niego wody w świetle kamer". Świat bezuchego dzbana z wodą oddzielił się od świata Lady Godivy na naszych załzawionych oczach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2011