Śmiech przez łzy

MULI SEGEV, izraelski twórcy satyry politycznej: Nie ma tematu, z którego nie można by żartować. Śmiejemy się i z koronawirusa, i z Izraelczyków, którzy mają obsesję na punkcie Zagłady. Jeden warunek: trzeba to robić w granicach dobrego smaku.

17.03.2020

Czyta się kilka minut

Muli Segev, 11 marca 2020 r. / TWITTER / MULI SEGEV
Muli Segev, 11 marca 2020 r. / TWITTER / MULI SEGEV

KAROLINA PRZEWROCKA-ADERET: Zam­knięte szkoły i granice, dziesiątki tysięcy objętych kwarantanną: koronawirus szaleje w Izraelu, a we wczorajszym odcinku programu „Erec Nehederet” wyśmiał Pan szaleństwo zakupowe, przedstawiciela ministerstwa zdrowia, a nawet tych, którzy siedzą w kwarantannie. Jak tak można?!

MULI SEGEV: Nie tylko można, lecz i trzeba! W tej sytuacji śmiech jest wręcz wskazany. Ludzie, zwłaszcza ci zamknięci w domach, potrzebują nas, satyryków, bardziej niż zwykle. Można powiedzieć, że to nasza misja w czasach zarazy: oswoić strach przez śmiech.

„Erec Nehederet”, po polsku „Wspaniały Kraj”, to jedna z ostrzejszych satyr polityczno-społecznych, jakie widziałam. Co tydzień obśmiewacie bieżące wydarzenia, a wraz z nimi izraelskie przywary, polityków, prawicę i lewicę, ortodoksów, wojsko i wrażliwość historyczną. I to bez skrupułów. Mimo to prawie nikt się nie obraża. Przeciwnie, jesteście szalenie popularni, a zwroty z tekstów, które Pan pisze, wchodzą do języka potocznego. Połączyć śmiechem podzielone społeczeństwo – jak to się robi?

To prawda: Izraelczycy są dziś bardzo podzieleni w swoich opiniach, w stylu życia, w wyborach. To zresztą kwestia kulturowa, lubimy się spierać. Jak głosi popularny dowcip: gdy w mieście jest dwóch Żydów, tam powstają dwie różne synagogi. Ale ostatecznie wciąż mamy poczucie wspólnego losu. Dobrze pokazują to sytuacje zaostrzenia konfliktu czy wojen – ludzie wtedy ogromnie się jednoczą, stają za sobą murem.

Po co więc nam satyra?

To sposób na radzenie sobie z lękiem, którego nam tu, na Bliskim Wschodzie, nie brakuje. Ona zmniejsza lęk, przywraca mu właściwe proporcje. Humor jest w tym wszystkim wypróbowanym starym żydowskim mechanizmem obronnym. Pomaga nam uporać się z życiem, gdy ono nas przeraża, gdy staje się coraz bardziej stresujące, denerwujące. Wydaje mi się, że to rzecz charakterystyczna dla izraelskiej kultury, ale też kultury żydowskiej od samych jej początków.

Humor w Izraelu należy do lewicy czy do prawicy?

Lewica z definicji jest bardziej krytyczna względem wszystkiego, także wobec siebie. Zawsze we wszystko wątpi, łatwiej jest jej przyjąć śmiech z własnych przywar. Z kolei prawica, ludzie religijni czy konserwatywni są znacznie mniej otwarci na krytykę, na śmianie się ze swych liderów i świętości. Oczywiście nie oznacza to, że prawicowcy w Izraelu nie mają poczucia humoru. Ponieważ jednak prawica jest teraz u władzy, w naszym programie koncentrujemy się na krytyce prawicy. Ale nie zostawiamy też suchej nitki na lewicy, która w absurdalny sposób zaznacza swoją obecność na scenie politycznej.

Prawica i lewica śmieją się z czegoś innego?

Oczywiście – z siebie nawzajem!

No a politycy? Mają do was pretensje?

Bardzo nas krytykują, mówią, że jesteśmy częścią lewicowych mediów, które atakują obecną władzę. Ale rozumieją, że to część tej gry. Że nie mają wyboru i muszą nas akceptować, bo przecież nie mogą zagrozić mediom. Jakakolwiek próba ich zawłaszczenia lub choćby przekonanie, że można je nastraszyć, są sprzeczne z izraelską kulturą. Przykładem premier Beniamin Netanjahu [czeka go sądowy proces m.in. w związku z próbami przekupienia medialnych potentatów – red.]. On już wie, że z mediami nie może wygrać.

Grożono Wam kiedyś?

Nie, ale bywa nieprzyjemnie. Na przykład po jednym ze skeczy po śmierci lidera partii Szas, rabina Ovadii Yosefa, mieliśmy problemy z ortodoksyjnymi zwolennikami tej partii. Demonstrowali pod naszymi studiami.

Czym się naraziliście?

Rabin zmarł, a partia nadal używała jego imienia w swojej kampanii. Wyśmialiśmy to, że go wykorzystują: pokazaliśmy go w programie jako ducha, który narzeka, że nie dają mu spoczywać w spokoju. Nie spodobało im się, przyszli nam to powiedzieć. Ale potraktowaliśmy ich protest tak, jak traktujemy hejterskie komentarze na Facebooku – jako konsekwencję wolności słowa.

Żarty z osób religijnych to stąpanie po kruchym lodzie… Jakie są izraelskie tematy tabu?

Wydaje mi się, że nie ma tematu, z którego nie można by żartować, ale trzeba to robić w granicach dobrego smaku. Tak, żeby nie była to czysta prowokacja. W naszym programie krytykujemy izraelską kulturę na przykład za to, że Izraelczycy mają obsesję na punkcie Zagłady. Oczywiście nie śmiejemy się z Szoah, lecz wyśmiewamy nadużywanie Zagłady. Na przykład premiera Netanjahu, który używał Szoah do straszenia opinii publicznej: sugerował, że jeśli Izraelczycy nie zagłosują na niego, będą musieli zmierzyć się z Iranem, który porównał do nazistowskich Niemiec. Przedmiotem naszej satyry było więc wykorzystanie Holokaustu, a nie sam Holokaust.

Jakiś inny trudny temat?

Jest taki, nawet bardziej delikatny niż Zagłada. To rodziny żołnierzy zabitych w czasie służby wojennej. Zrobiliśmy kiedyś odcinki programu krytyczne wobec armii i wojny. Odbiór był pozytywny, choć zdarzyły się osoby, które to rozzłościło i dały temu upust w komentarzach pod naszym adresem. Ale wydaje mi się, że w większości przypadków publiczność rozumie, że jeśli mówimy o jakimś temacie w sposób satyryczny, jest to znak, iż jest on dla nas ważny. Że w naszym show jest przesłanie.

W większości przypadków chyba nie macie z tym problemu. Izraelczycy są bezpośredni i otwarci. Lubią żartować.

Co sprawia także, że uwielbiają kłócić się o wszystko i to czasem w brutalny sposób. Owszem, to ułatwia nam pracę, pozwala żartować więcej i ostrzej, bo otwartość pomaga im akceptować taki rodzaj humoru.

Ale żart z Holokaustem w tle, wypowiedziany w ich obecności przez obcokrajowca, nie jest już tak mile widziany.

Oczywiście, w dodatku okrzykną go antysemitą i oskarżą o brak wrażliwości. Szczególnie jeśli ta osoba pochodzi z kraju, w którym antysemityzm był albo wciąż jest problemem. Uważam, że humor powinien koncentrować się na miejscu, w którym jest tworzony. W naszym programie nie żartujemy sobie z innych krajów, nie krytykujemy ich. Śmiejemy się z siebie. To jest nam potrzebne, żebyśmy potrafili przerobić nasze własne kompleksy, a humor w tym pomaga. Rozumiemy to i dlatego uważamy, że inne kraje też nie powinny śmiać się z Holokaustu.

A jednak chętnie sięga Pan w satyrze po mit, który w Izraelu pozostaje bardzo silny: matki Polki. Czego Pan od niej chce?

Matki Polki, ale i matki Żydówki! Rzeczywiście, sięgamy po to. Prawdę mówiąc, nie umiem wskazać początków tego mitu, on tkwi w generacji naszych rodziców, a nawet dziadków. Jest tak silny, że nawet dziś jest obecny w filmach czy programach telewizyjnych. To figura nadopiekuńczej mamy, przyklejonej do dziecka, jeżdżącej za nim z menażkami do bazy wojskowej, gdzie odbywa służbę. Ta obsesja na punkcie dzieci, jedzenia, przybierania na wadze, noszenia ciepłych swetrów, żeby nie odczuć chłodu… Nasuwa się jasne skojarzenie z wojennymi doświadczeniami, z Holokaustem.

A więc kolejna trauma, którą Izraelczycy polskiego pochodzenia – zwani tu Polanim – próbowali przepracować śmiechem.

Pamiętajmy też, że żartować z Polanim to żartować z elity, z burżuazji – oni byli przecież wśród założycieli państwa Izrael. To również żarty z drugiej generacji, już nie tak bardzo związanej z Polską. Z kobiet, chłodnych, w przeciwieństwie do dziewcząt Mizrachi [Żydów blisko- wschodnich – red.], które są uznawane za bardziej ciepłe w usposobieniu. No ale to oczywiście stereotypy.

Skąd ta pewność?

Sam jestem w połowie Polakiem. Dziadkowie ze strony ojca pochodzili z Warszawy i Łodzi. W ich domu doświadczałem tych wszystkich rzeczy, z których tak bardzo się śmiejemy. Okropne jedzenie – to żydowskie, oczywiście, bo to oryginalne polskie, z wieprzowiną i boczkiem na czele, uważam za naprawdę smaczne.

Przymknę oko na tę zimną Polkę. Ciekawi mnie, czy kieruje się Pan kiedykolwiek polityczną poprawnością? Na przykład, czy Pana żarty są zrozumiałe dla izraelskich Arabów?

Część Arabów na pewno rozumie nasze żarty. A co do poprawności – ależ skąd! Przecież poprawność i satyra nie idą w parze. Trzeba jedynie pamiętać o dobrym smaku. I żartować z silnych i możnych, a nie ze słabych ludzi.

Żyjemy w czasach, gdy możni tego świata przekraczają swoimi zachowaniami granice satyry. To łatwy materiał do pracy czy wręcz przeciwnie?

Weźmy Trumpa, który sam w sobie jest satyrą o amerykańskich politykach. Jest jeszcze bardziej szalony, jeszcze bardziej niedorzeczny, niż jakikolwiek satyryk mógłby to sobie wymyślić. Z tego względu śmianie się z niego jest utrudnione. Satyra z Trumpa to po prostu duże wyzwanie.

Z czego jeszcze, prócz koronawirusa i polityków, będzie Pan się śmiał w tym roku?

Po trzecich wyborach parlamentarnych w ciągu ostatniego roku sytuacja polityczna Izraela nadal jest niejasna, pewne jest więc, że tematów mi nie zabraknie. Uwielbiam moją pracę, pozwala mi nie zwariować. Żyjemy w niełatwej rzeczywistości, a satyra pomaga nam się z nią uporać. Gdyby nie ona, wpadłbym w depresję. ©

MULI SEGEV (ur. 1972) jest twórcą i scenarzystą satyry „Erec Nehederet”, jednego z najbardziej wpływowych programów w izraelskiej telewizji, nadawanego w najbardziej popularnym prywatnym kanale od 2003 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2020