Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Artystycznemu analfabetyzmowi próbują zaradzić świetlice, domy i centra kultury. Te w większych miastach przygarniają sporą grupę młodzieży i robią, co mogą w kiepsko wyposażonych i zdarza się zimnych pracowniach. Od 14 lat obserwuję, jak z małomiasteczkowego i wiejskiego krajobrazu znikają tzw. instytucje zajmujące się animacją kultury; jak trendy jest grać na komputerze, a démodé na skrzypcach; jak wyrasta znudzone i ślepo-głuche “pokolenie pop". Czy ci, którzy ufundowali i nadal fundują taką edukację artystyczną i uniemożliwiają nam uczestniczenie w niej, liczą na cud, a może - z przystąpieniem Polski do UE - na cudowne artystyczne oświecenie kolejnych pokoleń Polaków? Samo “środowisko", do którego należę, albo skuliło uszy, milczy, drży o miejsca pracy i z zazdrością spoziera na strajkujące pielęgniarki, albo adoruje siebie nawzajem. Z zazdrością patrzę na Francuzów, Niemców, Holendrów czy Anglików malujących i oglądających, grających i słuchających, tworzących i chłonących, kontynuujących dziedzictwo europejskiej kultury artystycznej - z jej instytucjami! Nie zauważam też u nich, by życie artystyczne czy kulturalne skupiało się wokół wielkich sklepów. Zaznaczam to dlatego, że i takie “pomysły na kulturę" miewają nasi urzędnicy “od kultury". Naprawdę!
JOANNA KIELAR (Legnica)