Księżna i Mengele

Tradycja rodzinna przekazała takie oto wspomnienie: kiedy przed 1939 rokiem do Lwowa, do słynnego polskiego antropologa profesora Jana Czekanowskiego przyjechał niejaki Josef Mengele, wówczas absolwent filozofii i medycyny uniwersytetu w Monachium, polski uczony polecił oprowadzić Niemca po mieście swej asystentce, Martynie Puzyninie. Traf chciał, że oboje spotkali się wkrótce potem - w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu.

26.01.2003

Czyta się kilka minut

Naukowym mistrzem Mengelego był Ernest Rudin, współtwórca hitlerowskich ustaw o przymusowej sterylizacji; młody Mengele szybko awansował naukowo. Polskiego profesora chciał poznać, gdyż antropologia polska znajdowała się wówczas w czołówce światowej nauki, a Czekanowski - kierownik Katedry Antropologii na Uniwersytecie Jana Kazimierza - utrzymywał kontakty z naukowcami niemieckimi. Puzynina zaś była młodą, wybitną specjalistką (jak mówił o niej profesor). W warszawskim „Przeglądzie Fizjologii Ruchu” opublikowała w 1937 r. rozprawę o sprawności fizycznej dziewcząt różnych typów rasowych.
„Pracuj dla mnie”

Wydawała się wybranką losu: dobrze urodzona, piękna, utalentowana, kochana. Wojna zniszczyła to wszystko, a ją samą dramatycznie uwikłała. Jej los wymyka się kwalifikacjom moralnym - i uświadamia, że życie niesie bardziej skomplikowane scenariusze niż literatura.

Martyna, z domu Gryglaszewska, urodziła się w 1905 r., prawdopodobnie we Lwowie. Dziadek Aleksander Zieliński był powstańcem i to przesądziło o losach szlacheckiej rodziny: po powstaniu styczniowym mu-siała opuścić Litwę; ojciec Martyny był notariuszem w galicyjskim Stanisławowie. Zdolna, pracowita, zaangażowana społecznie i ładna dziewczyna kończy antropologię na lwowskim uniwersytecie i prowadzi doświadczenia ze studentami (tzw. demonstrantura). W 1930 r. zostaje żoną księcia Stefana Puzyny; w tym samym roku broni doktorat u Czekanowskiego. Świetnie zapowiadającą się karierę - jest też asystentką przy Katedrze Antropologii w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego w Warszawie - przerywa wojna.

Kiedy 17 września 1939 r. wojska sowieckie uderzają na Polskę, książę Stefan przedostaje się za granicę, a Martyna zostaje i wiąże się z konspiracją: w Okręgu Lwowskiego ZWZ-AK pełni funkcję inspektorki terenowej jako Martyna „Tychna” Bączkowska. W marcu 1943 w wyniku zdrady zostaje aresztowana i poddana ciężkiemu śledztwu w lwowskim więzieniu gestapo. W obawie, że zbliża się kres wytrzymałości, w grypsie prosi o truciznę. Niemcy przejmują przesyłkę i zamieniają truciznę na środek nasenny. Rodzina zostaje powiadomiona o jej śmierci, w prasie emigracyjnej pojawiają się nekrologi. Puzyninę tymczasem przewieziono do Oświęcimia.

Do obozu przybyła 11 sierpnia 1943 r. Najpierw pracowała w kamieniołomach, ale wkrótce, zarażona tyfusem, trafiła do szpitala. Wówczas Mengele odkrył jej prawdziwy zawód.

Tak wspominała ten fakt: „Kiedy Mengele przechodził obok mnie, usłyszałam, jak polski doktor mówi mu, że przed wojną byłam asystentką profesora Czekanowskiego. Mengelego bardzo to zaciekawiło; powiedział doktorowi, że mam się do niego zgłosić następnego dnia. [...] Zapytał mnie, na czym polegała moja praca w obozie. Odpowiedziałam - »na przenoszeniu kamienia. Z jakiegoś powodu rozbawiło go to. Powiedział: »No cóż, chyba będzie lepiej, jeśli popracujesz trochę dla mnie«” (za: Gerald L. Posner, John Ware - „Mengele: polowanie na anioła śmierci”; Universitas, Kraków 2000).

Relacja w książce Zofii Kossak „Z otchłani. Wspomnienia z lagru” z 1946 r. różni się szczegółami, ale nie zmieniają one istoty rzeczy: „Dwaj przedstawiciele nauki niemieckiej, a zarazem dygnitarze partyjni przyszli do niej na blok.

- Taka a taka, asystentka prof. Czekanowskiego?
- Tak.
- Autorka prac takich a takich?
- Tak.
- Co tu robi?
- Noszę kamienie w lagrze...

Wybuchnęli obaj gromkim śmiechem, zadowolonym, rubasznym, śmieli się do rozpuku, ocierali załzawione oczy. Biedny, wychudły haftling stał, milcząc, na baczność.

- Jawohl! - przemówił w końcu pierwszy z nich.
- Jawohl!... To mi się podoba: asystentka prof. Czekanowskiego nosi u nas kamienie!...W porządku!... Ot, co dla nas, Niemców, znaczy wasza nauka!...”.

Pisarka Zofia Kossak została przewieziona do Oświęcimia-Brzezinki w październiku 1943 r. z warszawskiego więzienia Pawiak; dwa miesiące później z objawami tyfusu trafiła do szpitala i tam spotkała Pu-zyninę, pełną rozterek z powodu żądań Mengelego. Kossak próbowała przełamać jej opór: tłumaczyła, że będąc świadkiem poczynań Mengelego może dostarczać obozowej konspiracji dokumentów, które w przyszłości będą dowodem przeciw zbrodniarzowi.

Puzynina - świadoma, że nie ma czystego moralnie wyboru - posłuchała rady.

Halina Czarnocka, która po wojnie prowadziła w Londynie Archiwum Studium Polski Podziemnej, także przebywała w obozowym szpitalu. W zeznaniu zachowanym w muzeum oświęcimskim wspomina: „Uznałyśmy zgodnie, że powinna [Puzynina] przyjąć tę funkcję i poradziłyśmy, żeby wykonując prace badawcze i pomiarowe dla Niemców, starała się robić duplikaty wyników tychże badań i zabezpieczyć je dla nauki polskiej, najlepiej zakopując je w ziemi w metalowych pudełkach lub butelkach”. I dodaje: „Stwierdzam na podstawie mojej z nią znajomości obozowej, że będąc w wyjątkowo trudnej sytuacji pod pręgierzem żądań niemieckich, zachowała postawę pełną godności i lojalności narodowej”.

Odpisy w słoikach
Puzyninie dano łóżko na odrębnym oddziale, podwojono racje żywności, by zdrowiała. Prace zaczęła w kwietniu 1944, gdy zaczęły nadchodzić transporty węgierskich Żydów. Na rampie odbywała się selekcja: z okna biura obok torów obserwowała jak Mengele - przypominający zachowaniem szaleńca - krzyczy, chodząc wzdłuż rampy.

Przez sześć miesięcy, aż do wyzwolenia obozu, Puzynina wykonała pomiary 250 par bliźniąt. Czasem przychodził Mengele: „Nie był zbyt rozmowny. Patrzył tylko na sporządzane przeze mnie diagramy. Nigdy nie powiedział mi, do czego służą wyniki pomiarów, chociaż domyślałam się prawdy. Bardzo interesował go każdy detal i jakiekolwiek różnice między bliźniętami, w szczególności, jeśli chodziło o oczy”.

Widziała Mengelego w różnych sytuacjach: zasłuchanego w muzykę obozowej orkiestry, nie zwracającego uwagi na komando niosące ciała więźniów. „Pochód umarłych i rozmarzony Mengele” - zauważyła. Widziała w nim maniaka i nazistę, którego do zbrodni pchała ambicja. Uważała, że „zwariował na punkcie inżynierii genetycznej”. Wspominała: „Jestem pewna, że zabiłby własną matkę, gdyby pomogło to w realizacji jego celów”.

Ostatni raz widziała Men-gele 17 stycznia 1945 r. Zebrał wszystkie papiery do pudeł i polecił wynieść do samochodu. Ale ponieważ ze wszystkich badań Puzynina sporządzała tajne odpisy, zachowały się dokumenty 295 więźniarek, Żydówek greckich, węgierskich, holenderskich, francuskich i włoskich i 117 bliźniąt płci obojga (Żydzi z Węgier), które zabezpieczyła w postaci kopii. Więźniarka Antonina Piątkowska ukryła je w schowku pod podłogą baraku, a potem przekazała Zofii Gawron, mieszkance Brzeszcz - kobieta pomagała przy przenoszeniu raportów, początkowo zamkniętych w słoikach, a następnie zaszytych w pasie, który Piątkowska nosiła na sobie. Kiedy Zofii Gawron udało się nawiązać kontakt z Polakiem spoza obozu, przy jego pomocy przekazała dokumenty rodzinie w Brzeszczach i tam przetrwały. Po wojnie Piątkowska odebrała odpisy i oddała organizacji „Caritas”. Stąd dotarły do kard. Adama Sapiehy; dzięki temu opublikowano je w prasie i radiu, a potem przesłano do Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich.

Puzyniny już w Polsce nie było: w styczniu 1945 szła w „marszu śmierci” z Oświęcimia na zachód. Trafiła do szpitala obozu w Ravensbruck, gdzie otrzymała numer 104841 - tuż nad ukośną kreską i numerem z Auschwitz: 54538.

Tragiczny węzeł
Do Polski wróciła w 1946 r., ale wskutek zabiegów męża szybko wyjechała do Anglii, a później do RPA, zaś po śmierci księcia zamieszkała w Londynie. W czasie odwiedzin w Polsce u rodziny szukała w Oświęcimiu robionych z narażeniem życia notatek, nie wiedząc, że już zostały zabezpieczone.

W jej rodzinie krąży jeszcze inna wersja tej historii: że to prof. Czekanowski przez międzynarodowe kręgi naukowe dotarł do Mengelego i zasugerował mu, by jego asy-stentkę wydobyć ze szpitala lagrowego. Czy to prawdopodobne? Raczej nie.

Martyna Puzynina zmarła w 1986 r. w Londynie; jej prochy przewieziono do Polski i pochowano w Bytomiu. Sporządzone przez nią odpisy badań antropometrycznych znajdują się w materiałach obozowego ruchu oporu w muzeum oświęcimskim. W archiwum nie ma jednak dokumentacji jej pobytu: lagrowe przeżycia Puzyniny udało się odtworzyć tylko dzięki szczątkowym dokumentom i zbiegom okoliczności.

Oto jeden z nich: w 2000 r. Janina Palmowska-Frankowska udostępniła Państwowemu Muzeum w Oświęcimiu zeszyt, który prowadziła w Ravensbruck. Na jednej z kart pod datą 23 marca 1945 r. jako pacjentka szpitala obozowego figuruje „Puzyna Martina” z rozpoznaniem: Grippe. Przy nazwisku zaznaczono numery: 104841 i 54538 - to pozwoliło na ustalenie daty przywiezienia do Oświęcimia i numeru Puzyniny.

Po wojnie Puzynina o swych przeżyciach z nikim rozmawiać nie chciała, nawet w rodzinie. Udzieliła jednak informacji Geraldowi L. Posnerowi i Johnowi Woreowi, którzy prowadzili z nią rozmowy w 1985 r. Pisała pamiętniki, być może stanowiące swoiste katharsis, które jednak zaginęły.

Do końca życia dręczyło ją pytanie: czy postąpiła słusznie? Tak, jakby istniała możliwość odpowiedzi. Można za Maxem Sche-lerem użyć tu pojęcia „węzła tragicznego”: realizując wartość, jaką jest praca naukowa, równocześnie wbrew sobie podważała sens tego, czemu chciała służyć. Dlatego skazała siebie samą na milczenie.

Nigdy nie wróciła do pracy naukowej.

Podziękowania za pomoc w zbieraniu informacji składam siostrzenicy M. Puzyniny, Krystynie Lazarowej oraz Henrykowi Świebockiemu z Muzeum w Oświęcimiu.


Auschwitz-Birkenau
Kiedy 27 stycznia 1945 r. wojska sowieckie wkroczyły do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, zastały jedynie 7 tys. więźniów, w tym kilkaset dzieci: przedtem Niemcy „ewakuowali” obóz w tzw. marszu śmierci, w którym zginęły tysiące ludzi.

Obóz w Oświęcimiu - największy niemiecki obóz koncentracyjny i zagłady - powstał w kwietniu 1940; od czerwca 1940 przybywały do niego transporty więźniów politycznych - Polaków. Po rozbudowie w 1941 r. obejmował kompleks: obóz macierzysty Auschwitz w Oświęcimiu, obóz Birkenau w Brzezince., obóz Monowitz w Monowicach i ponad 40 tzw. podobozów. Był miejscem cierpienia Żydów, Polaków i_ kilkudziesięciu innych narodów; w szczególności był to największy ośrodek zagłady Żydów, których większość bez rejestrowania kierowano z transportów do komór gazowych. Zarejestrowanych (przeznaczonych na pobyt w obozie) więźniów było 400 tys., wśród nich połowę stanowili Żydzi; drugą grupą więźniów byli Polacy (140 tys.), z których połowa zginęła. Auschwitz był miejscem wyniszczenia polskiej inteligencji, działaczy społecznych i politycznych, członków konspiracji oraz jeńców sowieckich i Cyganów; więźniowie ginęli wskutek niewolniczej pracy, głodu, tortur, egzekucji i eksperymentów
pseudomedycznych.

Liczba ofiar jest trudna do ustalenia. Na podstawie zeznań komendanta Rudolfa Hossa przyjęto początkowo, że w Auschwitz i podobozach zginęło 2,8 mln ludzi. W czasach komunizmu władze PRL traktowały obóz jako „miejsce męczeństwa narodu polskiego i innych narodów”, podając liczbę nawet 4 mln zabitych i przemilczając fakt, że 90 proc. ofiar stanowili Żydzi. Obecnie uważa się, że Niemcy zamordowali tam 1,5 mln ludzi. WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 4/2003