Ksiądz od cudzoziemców

25 czerwca w Łodzi odbędzie się finał pierwszego konkursu polskiej piosenki dla cudzoziemców. „You can sing it!”, czyli „Dasz radę to zaśpiewać!”. To pomysł ks. Przemysława Szewczyka – znawcy i tłumacza Ojców Kościoła, miłośnika Bliskiego Wschodu.

20.06.2016

Czyta się kilka minut

Ks. Przemysław Szewczyk, w tle ruiny świątyni Amona w Gebel Barkal, Sudan, wrzesień 2014 r. / Fot. Marta Rybicka
Ks. Przemysław Szewczyk, w tle ruiny świątyni Amona w Gebel Barkal, Sudan, wrzesień 2014 r. / Fot. Marta Rybicka

Rozmawiamy wieczorem na plebanii na łódzkim Widzewie. Ksiądz wykonuje małą chałupniczą robótkę, czyli przygotowuje bilety na festiwal. Miejsc na sali widowiskowej Politechniki Łódzkiej jest 300. Ksiądz Szewczyk zamierza wypełnić je wszystkie.

Opowiada z przejęciem, że finaliści bardzo poważnie podeszli do konkursu. Ćwiczą trudne polskie piosenki z grupą wolontariuszy – Polaków. Odbyli warsztaty wokalne, czekają ich próby z muzykami. Te spotkania podczas trenowania piosenek to również okazja do wymiany doświadczeń i rozmów nie tylko o śpiewaniu.

– Nazywam to oswajaniem obcej kultury, bo przecież cudzoziemcy najczęściej pojawiają się w Polsce tylko na chwilę – opowiada ksiądz Szewczyk. Przyjeżdżają głównie na studia, na kilka lat. Niektórzy łapią kontakty, podejmują pracę i zostają. Od tego, w jaki sposób zetkną się z naszą kulturą, naszym językiem i światem, zależy, czy będą tu wracać i czy polecą Polskę swoim bliskim i znajomym.

Z miasta Łodzi

Ksiądz Szewczyk (rocznik 1977) dorastał na jednym z łódzkich blokowisk w dzielnicy Retkinia, wielkiej sypialni miasta. Opowiada, że na jego kapłaństwo miało wpływ przede wszystkim wychowanie w religijnej wielodzietnej rodzinie oraz dojrzewanie we wspólnocie. Nazywa to swoją niezgodą na samotność, bo izolacja może zaszkodzić i samemu powołaniu, i kapłaństwu. W jego przypadku wybór seminarium poprzedził kryzys wiary związany z chrześcijańską moralnością. – To przecież dla młodego człowieka często są kajdany, ograniczenia i ja na to wszystko wewnętrznie tak właśnie wtedy patrzyłem – mówi.

Jako zbuntowany 18-latek postanowił wyjechać na studia daleko, poza rodzinne miasto, zerwać kontakty z rodziną, a później poszukać pracy za granicą. Przeżył nawrócenie podczas rekolekcji prowadzonych przez ks. Tadeusza Kiersztyna w Ośrodku Formacyjno-Rekolekcyjnym w Szczyglicach pod Krakowem. – To był przypadek, bo o tych rekolekcjach powiedziała mi mama – wspomina. – Pamiętam, że właśnie wtedy dotarło do mnie piękno Ewangelii i przeżyłem to bardzo osobiście.
Kryzys minął, choć seminaryjne losy księdza Szewczyka były zawiłe: przed obłóczynami wziął urlop dziekański. Szukał – jak to sam określa – swojej drogi w kapłaństwie i chciał „pewne rzeczy przemyśleć, przemodlić i uporządkować”. W tym czasie pracował m.in. w Biurze Postulacji Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny. Wtedy też kleryk Szewczyk poznał jezuitę – ojca Zygmunta Kwiatkowskiego – przez 31 lat misjonarza w Syrii. To spotkanie otworzyło go na losy chrześcijan na Bliskim Wschodzie i jeszcze podczas urlopu dziekańskiego pojechał na dwa tygodnie do Damaszku. Wtedy po raz pierwszy odczuł, czym jest kulturowa obcość i czym jest bycie cudzoziemcem.

Brat, pielgrzym, wikary

Po święceniach w 2003 r. ksiądz Szewczyk trafił do swojej pierwszej parafii – Wniebowstąpienia Pańskiego w Łodzi-Retkini. Później studiował na KUL-u (zrobił doktorat), a podczas jednego z letnich kursów językowych w Paryżu poznał Monastyczne Wspólnoty Jerozolimskie. Zdecydował się dołączyć do wspólnot i spędził w nich trzy lata jako brat. Był to tylko nowicjat – bez ślubów. – To kolejne ważne doświadczenia formacyjne – opowiada ks. Szewczyk. – Cały czas szukałem formy życia wspólnotowego, która będzie dopełniała moje kapłaństwo.

Uprosił jeszcze swojego biskupa o zgodę na półroczną pielgrzymkę po Bliskim Wschodzie. Odwiedził Turcję, Egipt, Jordanię i Syrię. Była to podróż śladami życia i działalności dwóch wielkich postaci początków Kościoła – świętych: Pawła i Jana. Odkrył wtedy Syrię bardzo otwartą, gościnną, piękną, której – jak mówi – teraz już nie ma.

Kiedy wrócił do Polski, został wikariuszem w niewielkiej parafii w Tomaszowie Mazowieckim. Tam zaczął „pracę u podstaw”. – Proboszcz z tej parafii – mówi – to jeszcze mój znajomy z lat licealnych. Pracując w Tomaszowie zrozumiałem, czym jest parafia. Ta praca nauczyła mnie pokory, bo ludzie, którzy do mnie przychodzili, kompletnie nie wiedzieli o moich podróżach, o moim doktoracie. Dla nich byłem zwykłym księdzem, od którego oczekiwali załatwienia konkretnej sprawy. Czasami to był pogrzeb, kiedy indziej chrzest albo ślub czy intencja mszalna. Te proste relacje były i są dla mnie fascynujące.

Pytany o relacje Polaków z obcokrajowcami, ks. Szewczyk przytacza anegdotę, którą usłyszał od swojego proboszcza z Tomaszowa Mazowieckiego. Proboszcz korzystał z pomocy Sudańczyka, który kiedy tylko miał czas, porządkował teren kościoła, żeby trochę dorobić. Któregoś dnia, jesienią, mijał go jeden z najstarszych parafian. Mężczyzna zdjął wtedy nakrycie głowy przed Sudańczykiem, ukłonił się w pas i powiedział: „Dzień dobry! Szczęść Boże!”. Przedstawił się i dodał: „Widzę po kolorze skóry, że nie jest pan Polakiem. Witam pana w naszym kraju i serdecznie pana pozdrawiam”, i poszedł dalej.
– Mam dużo podobnych doświadczeń – mówi ks. Szewczyk. – Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że zawsze będzie istniał naturalny lęk przez nieznanym, przed obcym, ale tylko od nas samych, od naszego przepracowania tego tematu będzie zależeć, jak on będzie na nas wpływał.

Cytaty z Wojtyły

Od 2015 r. ks. Szewczyk znowu mieszka i pracuje w Łodzi: został wikariuszem parafii pod wezwaniem św. Alberta Chmielowskiego na łódzkim Widzewie. Redaguje teksty na stronę internetową patres.pl. Równocześnie działa aktywnie w ramach Stowarzyszenia „Dom Wschodni – Domus Orientalis”, które propaguje w naszym kraju tradycje starożytnych Kościołów wschodnich oraz organizuje dla cudzoziemców bezpłatne kursy języka polskiego. W przypadku ks. Szewczyka to również pokłosie jego doktoratu poświęconego „Człowieczeństwu Logosu według Atanazego Wielkiego”.

– Mało kto o tym pamięta, że korzenie naszego Kościoła tkwią bardzo mocno w dramatycznej historii Bliskiego Wschodu i nauce Ojców Kościoła – mówi ksiądz.

O Atanazym Wielkim opowiada długo i zajmująco. Twierdzi, że życiorys Atanazego to gotowy scenariusz na film fabularny... W internecie dostępny jest wykład na ten temat. Niedawno ksiądz Szewczyk wydał autorskie tłumaczenie z łaciny homilii św. Augustyna: „Znak jedności. Tajemnice Eucharystii”. Biskup Hippony to jedna z młodzieńczych fascynacji kapłana, który w wolnych chwilach zajmuje się tłumaczeniami tekstów Ojców Kościoła z greki i łaciny.

– Życie tak się potoczyło – opowiada – że równocześnie zanurzony jestem po uszy w swojskość polskiej parafii i w egzotykę Egiptu czy Syrii. Mam też doświadczenie bycia „swoim” i „obcym”. To wszystko gdzieś we mnie pracuje…

Od kilku lat w rodzinnym domu księdza Szewczyka do wigilijnego stołu zapraszani są cudzoziemcy. Ksiądz zapamiętał, jak podczas jednej z wigilii jego bratanek – Jakub, bardzo się przestraszył, kiedy po raz pierwszy zobaczył czarnoskórego człowieka.

– On miał wtedy rok i kilka miesięcy! Nie miał poglądów politycznych czy kulturowych uprzedzeń… Po prostu przestraszył się obcego.

Dlatego ta obcość – według księdza Szewczyka – musi być oswajana. Nie wszystkie trudne sytuacje w relacjach Polaków z cudzoziemcami wynikają z rasizmu czy ksenofobii. Polska i Polacy przez wiele lat byli odgrodzeni od świata żelazną kurtyną. Nie uczestniczyli w procesie kolonizacji, nie mieli i nie mają, jak wielu Europejczyków, codziennych biznesowych czy towarzyskich kontaktów z cudzoziemcami. Często kontakt z innym światem to jedynie krótkie wakacyjne urlopy. Ale także nasz świat dla innych jest obcy i nieznany. To działa w obie strony.

Ksiądz Szewczyk uważa, że język polski jest najlepszym symbolem naszego miejsca w relacji z innymi ludźmi. To jest prawie tylko i wyłącznie nasz język, dla reszty świata jest zupełnie obcy.

– O tym pisał Karol Wojtyła w poemacie „Myśląc Ojczyzna” – opowiada. – Pisał, że nasz język nas zakorzenia, ale nie otwiera, że na forum innych narodów musimy mówić obcymi językami. I mówi to człowiek szczerze zafascynowany polską kulturą i językiem właśnie!

Ksiądz Szewczyk pamięta podobne doświadczenia, które przeżywał we Francji oraz podczas podróży po krajach arabskich. Bardzo chciał otwierać przed przyjaciółmi polską kulturę, ale na przeszkodzie stawał najczęściej język.

– Znając francuski, mogłem dzielić z Francuzami ich przeżycia związane z teatrem i poezją chociażby, ale jak dać im poznać geniusz Norwida? Spotkałem zaledwie kilku cudzoziemców, którzy uczyli się języka polskiego. Albo byli w związku z kimś z Polski – tłumaczy ich motywy – albo studiowali teksty Faustyny Kowalskiej czy Karola Wojtyły.

Na inne powody się nie natknął. Twierdzi, że blokada językowa, która powoduje, że inni nie znają naszych poetów czy pisarzy, jest dla niego wyzwaniem, by próbować tę sytuację zmienić. – Trzeba eksportować to, co mamy duchowo dobrego – podkreśla. – Tym, co może otworzyć cudzoziemca na kulturę kraju, w którym przyszło mu żyć, jest piosenka. Jej prostota i melodyjność, jej zanurzenie w codzienności. Potem jest to film, literatura czy poezja.

Według księdza Szewczyka łatwiej też przekonać do naszego języka i kultury te kraje, które nie mają wobec nas poczucia wyższości. Przede wszystkim są to kraje Afryki i Bliskiego Wschodu.

Śpiewający cudzoziemcy

Zasadą numer jeden konkursu jest brak polskiego obywatelstwa. Zasadą numer dwa – stały pobyt w naszym kraju połączony z nauką lub pracą (turyści odpadają). Finalistów wyłoniono dziewięcioro. Pochodzą z Kenii, Rwandy, Ukrainy, Kazachstanu, Chin i Syrii. Podczas finału imprezy wybrańcy mają wykonać tylko jedną piosenkę. W repertuarze uczestników konkursu są różne piosenki: od disco polo, przez piosenki rozrywkowe, po piosenkę wojskową i religijną. Jamil z Syrii będzie śpiewał piosenkę legionową „Wojenko, wojenko”.

Konkurs – według regulaminu – wygra pięciu finalistów. Dostaną nagrody, a później stworzą zespół, który charytatywnie przez kolejny rok będzie występował w całej Polsce. – Chodzi o to, by idea nie zakończyła się wraz z finałem, ale pączkowała w innych inicjatywach i pomysłach – dodaje ks. Szewczyk.

Przebieg projektu „You can sing it!” można śledzić w internecie. Ksiądz Szewczyk dba o to, żeby cudzoziemcom zmagającym się z polską piosenką towarzyszyła kamera. – A jak ktoś ma ochotę zobaczyć festiwal na żywo, zapraszam na koncert finałowy! ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2016