Kosmiczna osobliwość

Ogrom nostalgii zmagazynowanej w najnowszej muzyce popularnej musiał wywołać w końcu anomalię grawitacyjną. Stało się to właśnie za sprawą nowej płyty Julii Marcell.

02.03.2020

Czyta się kilka minut

 / JACEK POREMBA / MAT. PRASOWE
/ JACEK POREMBA / MAT. PRASOWE

Lubimy smutne piosenki. A przynajmniej słuchamy ich tak dużo, że Spotify traktuje „smutek” jako osobny gatunek muzyczny. Gdy pod koniec zeszłego roku badacze z uniwersytetu w Exeter w Wielkiej Brytanii nakarmili swoje algorytmy tekstami największych przebojów ostatnich dekad, okazało się, jak gwałtownie narastał w nich gniew i rozczarowanie. Całkiem radosne były jeszcze lata 70. – złota era disco i rocka. Ale już w połowie lat 90., gdy popularność zyskały przesterowane gitary smutasów z Seattle, wściekliśmy się nie na żarty. Nabrzmiewające na wykresie z Exeter frustracja, gniew i depresja, na których wypłynął grunge, to obraz pogrążonej w recesji Ameryki. W tekstach pojawia się coraz więcej nienawiści, a muzyka zwalnia tempo. Utrzymane w molowej tonacji przeboje brzmią naprawdę przygnębiająco. I choć wydawałoby się, że czas protest songów dawno już za nami, maksymalna erupcja najdokuczliwszych emocji następuje właśnie teraz.

Obserwatorów kryzysu opioidowego w Stanach nie powinno dziwić, że bezkonkurencyjną zwyciężczynią ostatnich nagród Grammy została śpiewająca o depresji nastolatka. Piosenki z debiutanckiej płyty Billie Eilish pojawiły się zresztą na ścieżce dźwiękowej popularnego serialu „Euforia”, którego reżyser Sam Levinson większość nastoletniego życia spędził na odwykach. Ośmioodcinkowa produkcja HBO to obraz jego zmagań z uzależnieniem od leków, atakami paniki i depresją. Sama Eilish przyznaje, że na jej styl miały wpływ inne smutne dziewczyny, jak Lana Del Rey czy Amy Winehouse, choć warto pamiętać, że nad wizerunkiem scenicznym młodej piosenkarki skrupulatnie pracuje dziś między innymi firma Chanel.

Muzyka, owszem, jest coraz bardziej dołująca, ale nie tylko wytwórnie płytowe próbują zarabiać na naszych nie najlepszych nastrojach. Pop – parafrazując jedną z piosenek debiutującego w walentynki polskiego duetu Karaś / Rogucki – wymierza nam coraz boleśniejsze strzały w serce. Na tym tle najnowsza płyta Julii Marcell „Skull Echo” wystrzeliwuje słuchaczy wysoko nad powierzchnię zanurzonych w melancholijnej mgiełce mazowieckich nizin.

Kręci mnie kapitalizm, podnieca nadmiar

Swój pierwszy album pochodząca z Olsztyna Julia Górnicka (jako Julia Marcell) nagrała dekadę temu dzięki akcji crowdfundingowej – słuchacze z całego świata zainwestowali wtedy w młodą artystkę legendarne już 50 tys. dolarów. Wyprodukowana w Niemczech z udziałem polskiego kwartetu smyczkowego anglojęzyczna płyta „It Might Like You” wydaje się dziś – gdy znamy pozostałe dokonania Marcell – oszczędna, wręcz surowa, choć melodyjny fortepian oraz słyszalne tu i ówdzie szepty, skrzypnięcia i szelesty dodawały aranżacjom wiele ciepła. „To płyta nagrywana na żywo, dzięki czemu pozostanie w tych piosenkach energia, która często umyka w procesie nagrywania ścieżka po ścieżce” – mówiła w wywiadach młoda kompozytorka. Marcell nie ma wykształcenia muzycznego, podczas pracy z zawodowymi muzykami wszystkiego, także nut, uczyła się od podstaw.

Następne dwa krążki – „June” (siedem nominacji do Fryderyków i nagroda za najciekawszy album alternatywny) oraz „Sentiments” – powstały po przeprowadzce do Berlina. Marcell jest na nich bardzo rockowa, bliska zadziornej PJ Harvey, choć krytycy lubią porównywać ją jednocześnie do młodej Beaty Kozidrak, Björk i Kate Bush. Sama określa swój ówczesny styl jako classical punk. Paszport „Polityki” w 2011 r. dostanie za „udowodnienie, że karierę w muzyce pop można robić samodzielnie i na własnych zasadach”. Ale dopiero płyta „Proxy” (2016) będzie doskonałym potwierdzeniem tych słów.

Nagrany po raz pierwszy w całości po polsku i z myślą o Warszawie materiał pozwolił Julii Marcell wylądować na polskim podwórku z głośnym przytupem. Album znalazł się szybko w pierwszej dziesiątce najlepiej sprzedających się wydawnictw muzycznych według OLiS (oficjalnej listy sprzedaży detalicznej polskiego Związku Producentów Audio-Video). „Proxy” wiele zdradzało z samego warsztatu pracy artystki i świadomego budowania jej kariery: „Hej dziewczyno, / Nie idź do Talent Show. / Spróbuj się powstrzymać. / Już dzwonią, już dzwonią, już chcą. / Spróbuj to wytrzymać. / To podniecenie w tle / Niezdrowe jest dla ducha (...) Muszę odpocząć / Od możliwości, okazji, szans” („Zatrzymać czas”). To jednocześnie pamiętnik idącej w poprzek trendów i oczekiwań artystki, ale też mała rozprawka na temat kapitalizmu, bo album już na okładce, wypełnionej po brzegi najprzeróżniejszymi drobiazgami, od pluszowego tygrysa po trupią czaszkę, zdradza chorobliwy lęk przed pustką.

W nadmiarze nie ma miejsca na człowieka – są boty, randkowe aplikacje, pikselowe zupy zdarzeń. Chłodne jak lodówki przestrzenie hipermarketów sprzyjają fantazjom o zmysłowej miłości. W pozornej, „dziewczęcej” lekkości zawartych na „Proxy” funkowych kompozycji kryje się pułapka, bo Marcell śpiewa o świecie okrutnym wobec kobiet, w którym posypana brokatem przemoc wylewa się przede wszystkim z okładek kolorowych pism. Ale „Proxy” to nie tylko historyjka o postnowoczesnym horror vacui. Marcell, pokazując coraz słabiej wyczuwalny w muzyce popularnej puls teraźniejszości, stawia też pytanie o jej przyszłość. Im jesteśmy smutniejsi, pokazuje, tym częściej przywołujemy duchy minionych epok i stylów. Co się stanie, gdy wyczerpiemy te zapasy, gdy do cna wyeksploatujemy złoża popkultury? Czym będziemy zaspokajać rosnący wciąż głód?

Którędy do teraz?

Na wydanej właśnie płycie „Skull Echo” horror vacui zastąpiony zostaje przez amor vacui, ale nieodmiennym tematem Julii Marcell pozostaje pustka. Artystka, która od zawsze powtarza, że w jej twórczości liczą się przede wszystkim dobrze opowiedziane historie, tym razem ścisza głos. Albo inaczej: dotarcie do jej przekazu wymaga większego wysiłku, bo wokal, inaczej niż na poprzednich płytach, jest tutaj tylko jednym z instrumentów, równoprawną częścią alarmujących, nierzadko ambientowych, mroczniejszych niż kiedykolwiek kompozycji.

Najważniejszym tematem „Skull Echo” jest odmieniany przez wszystkie prędkości czas. Zarówno najbardziej aktualny moment naszej historii – gdy po upadku idei i skompromitowaniu opinii „świat w pięknym stylu tonie w pyle”, a na ulicach powiewa „milion w ogniu flag” – jak i wieczność, jako szczególnie „niepokojące słowo” (czaszka w tytule płyty kokietuje modnymi w popie wątkami wanitatywnymi).

Jeśli „Proxy” była skupiona głównie na drobiazgach doczesności, „Skull Echo” jest zdecydowanym odbiciem od tego tematu, wystrzeleniem perspektywy „miliony lat świetlnych” poza orbitę Ziemi, próbą zakrzywienia czasoprzestrzeni. Kosmiczne porównania są tu uprawnione, ponieważ Marcell zaraz po wydaniu albumu zdradziła, że jest on częścią większego projektu – będzie ścieżką dźwiękową filmu science fiction, do którego napisała już scenariusz (premiera planowana jest na 2023 r.). A jako że artystce bliski był zawsze David Bowie, fascynacja podróżami międzyplanetarnymi nie powinna szczególnie dziwić. To także nie pierwsze zetknięcie Julii Marcell z kinem – kilka lat temu artystka skomponowała muzykę do filmu Przemysława Wojcieszka „Jak całkowicie zniknąć”.


Czytaj także: Wszystkożerny kosmita - Robert Kasprzycki o Davidzie Bowie


Ostatnie słowa Majora Toma z ballady „Space Oddity” Bowiego wysłane do kontrolera lotów opisywały jego zagubienie i niepewność: „Choć przebyłem sto tysięcy mil, czuję, jakbym stał w miejscu”. Po odsłuchaniu wiadomości zakodowanych na „Skull Echo” wiemy, że Marcell przybywa z podobnym przesłaniem. Pisze się o tej płycie, że jest jej najpoważniejszym, patetycznym, pozbawionym humoru materiałem. Tymczasem artystka bywa ironiczna, bawiąc się modną nostalgią, syrenim śpiewem zwodząc, że „tęskni do lat, których nie zna”. Jeśli Marcell wraca „do marzeń, by cofnąć czas, do historii, do słów, które są już w nas”, to jedynie po to, by pokazać, jak utopijne i pozbawiające napędu są to wspomnienia. W teledysku do „Momentu i wieczności” oglądamy wdzierające się w las stare audi, którego pasażer i kierowca pogrążeni są we śnie, „ufnie nieprzytomni”. Obudzi ich dopiero zderzenie z bliźniaczo podobnym, porzuconym na drodze samochodem – oto gonienie za duchami minionych epok kończy się drastyczną kraksą.

Nieprzypadkowo zaraz potem w ambientowej miniaturze Marcell stawia retoryczne pytanie: „Którędy do teraz?” i – wreszcie – poleca „otworzyć głowę”, by rozświetlić mrok. Tak, wtedy na płycie robi się rzeczywiście patetycznie. A cała reszta historii rozgrywa się tuż po końcu świata. Towarzyszący piosence „Prawdopodobieństwo” teledysk składa się z ujęć przypominających zdjęcia wykonane po katastrofie w Czarnobylu – brakuje ludzi, tylko porzucone przez nich w ostatniej chwili przed ewakuacją przedmioty tkwią niewzruszenie na swoich miejscach.

Album „Sentiments” kończył się hipnotyzująco zapętlonym, mechanicznym motywem basu, gitary i bębnów. Zapowiedź tego transowego grania spełniona została właśnie na „Skull Echo” i, jakkolwiek różna wydaje nam się ta płyta od poprzednich – tak jak każde kolejne wcielenie Julii Marcell wydaje się niepodobne do minionych – jest to wciąż ta sama kosmiczna osobliwość, która na okładce „It Might Like You” narysowała na swoim zdjęciu skafander astronautki. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Od 2018 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, dziennikarka i redaktorka Działu Kultury, wydawczyni strony TygodnikPowszechny.pl. W 2019 r. nominowana do nagrody Polskiej Izby Książki za najciekawszą prezentację książek i czytania w mediach drukowanych. Od… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2020