Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Refrenem, który zapewne najczęściej w tym okresie słyszymy, sami wypowiadamy czy wyśpiewujemy, jest zdanie zaczerpnięte z Prologu Ewangelii według św. Jana: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami, i widzieliśmy Jego chwałę – chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca” (J 1, 14).
Słowo staje się widzialne – nie tylko słyszalne! „Pójdźmy aż do Betlejem, i (dosł.) zobaczymy Słowo, które się stało, co Pan nam ukazał” – mówią w noc Bożego Narodzenia Pasterze (zob. Łk 2, 15). A kiedy wracają do swoich z Betlejem, opowiadają wszystko, co słyszeli i co widzieli (Łk 2, 20).
Widzieliśmy Jego chwałę. Co widzieliśmy?
Co widzieli pasterze, którym Aniołowie zwiastowali chwałę Boga objawiającą się w Betlejem? (Łk 2, 14). Co my w tym czasie bożonarodzeniowym widzimy wraz z nimi?
Widzimy Niemowlę złożone w żłobie – w stajni – „bo nie było dla Niego miejsca w gospodzie”. A potem?
Potem widzimy Je niemal natychmiast po narodzeniu zagrożone śmiercią i uratowane ucieczką do Egiptu – skazane na tułaczkę, bezdomność i poniewierkę. Potem powrót do Nazaretu. Trzydzieści lat tam przeżytych. W ukryciu. Nic o nich nie wiemy. Oprócz tego, że na zawsze naznaczyły Go przydomkiem „Nazarejczyk”: „Jezus Nazarejski, Król Żydowski” – napisane na drwinę: Czy może być coś dobrego z Nazaretu? (J 1, 46).
Król? Sprzedany jak niewolnik – za cenę 30 srebrników. Zabity jak niewolnik – skazany na krzyż. Czy naprawdę „widzieliśmy Jego chwałę?”. Czy tak właśnie wygląda chwała, jaką Ojciec otacza swego Pierworodnego i Jedynego Syna?
A może odwróćmy to pytanie. I zapytajmy tak: Czy Syn Boga byłby w naszych oczach bardziej chwalebny, gdyby nie narodził się w stajni, lecz np. w pałacu arcykapłana? Czy zyskałby na znaczeniu („na wadze”), gdyby się wychowywał i żył nie w Nazarecie, nie na peryferiach ówczesnego świata, lecz w jego stolicy – w Rzymie? Czy dodałoby Mu rangi otoczenie kulturalnych czy politycznych elit, zamiast tego, które wybrał, składającego się z rybaków i celników, ludzi prostych i niekiedy bardzo grzesznych? Czy byłby bardziej godzien chwały, gdyby umarł nie w ogołoceniu krzyża, lecz w królewskim, złotym łożu – otoczony najlepszymi lekarzami?
Myślę o tym nieraz – patrząc na Eucharystię: Co za pomysł?! Aby – będąc Bogiem – wybrać jako sposób swojej obecności kawałek chleba? Czy może być coś prostszego? Uboższego? Bardziej pospolitego? Raczej nie.
Ale co na tym świecie jest wystarczająco wielkie, by „należycie” oddało wielkość Boga? Co jest odpowiednio „godne” tego, by się stać sakramentem Jego obecności? Czy złoto i bogactwo najcenniejszej monstrancji w prosty sposób przekładają się na jakość pobożności eucharystycznej?
Wiele razy, modląc się z ludźmi na Uwielbieniu, słyszę, jak mówią i śpiewają: „Wielki! Najwyższy! Wszechmocny! Potężny! Nieogarniony! Najmożniejszy!”. A patrzymy w maleńką Hostię – drobną, kruchą, „wydaną w nasze ręce”…
Jego chwała – którą widzieliśmy i widzimy – jest jeszcze jednym dowodem na to, że drogi nasze nie są drogami Bożymi i że potrzebują nieraz ostrej korekty. Że potrzebuje jej także nasza pobożność i religijne wyobrażenia. A już najpiękniejsze jest to, że Pan Bóg nie pisze na ten temat teoretycznych traktatów, tylko staje się jednym z nas. ©