Koniec kryzysu, początek kryzysu

Belgia zakończyła rok 2011 pewnym sukcesem: po 18 miesiącach negocjacji udało się utworzyć rząd. Premier Elio di Rupo musi utrzymać wątłą koalicję i naprawić dołującą gospodarkę. W razie niepowodzenia władzę może przejąć Nowy Sojusz Flamandzki, który chce podzielić Belgię.

03.01.2012

Czyta się kilka minut

Na kartach: po lewej Bart De Wever, lider Nowego Sojuszu Flamandzkiego, po prawej nowy premier Elio Di Rupo / fot. Bernal Revert, PAP /
Na kartach: po lewej Bart De Wever, lider Nowego Sojuszu Flamandzkiego, po prawej nowy premier Elio Di Rupo / fot. Bernal Revert, PAP /

Belgowie żartują, że dostali rząd od świętego Mikołaja, bo zaprzysiężono go 6 grudnia. Byli grzeczni i prosili długo: 541 dni; to światowy rekord. Tylko że w belgijskiej polityce nadal więcej jest niepewności niż spokoju. Jak długo przetrwa gabinet premiera Elio di Rupo? Czy Belgia pozostanie jednym krajem? I w jakim naprawdę stanie jest belgijska gospodarka?

To gospodarka, przy drobnej "pomocy" agencji ratingowej Standard & Poor’s, doprowadziła do powstania rządu. Gdy pod koniec listopada ogłoszono obniżenie wiarygodności kredytowej państwa belgijskiego z noty AA+ do AA, rozmowy koalicyjne nabrały przyspieszenia. Nagle okazało się, że nie można czekać, bo kraj stanął u progu kryzysu.

- Wbrew temu, co wypisywali niektórzy zagraniczni dziennikarze, brak rządu to poważny problem - mówi Laurent Hanseeuw, ekonomista z belgijskiego think-tanku Itinera Institute. - Wprawdzie przez tych 18 miesięcy funkcjonował stary gabinet, ale on tylko biernie zarządzał, nie mając poparcia w parlamencie i de facto nikt nie kierował krajem. Efektem musiała być stagnacja i paraliż państwa. Niemożliwa była też jakakolwiek reakcja na narastający wokół nas kryzys.

W 2012 r. głównym zadaniem nowego rządu będzie poprawa sytuacji ekonomicznej, a tu zaś największym wyzwaniem - obniżenie długu publicznego. Tym wskaźnikiem martwi się też Polska: polski dług publiczny sięga już 55 proc. PKB. Tymczasem w Belgii wskaźnik ten wynosi aż 97 proc. Lepiej jest w pozostałych krajach Beneluksu: dług publiczny Holandii to prawie 64 proc. PKB, za to Luksemburga zaledwie poniżej 20 proc.

- W Holandii przez ostatnie lata działał rząd posiadający normalną legitymację społeczną - wyjaśnia te dysproporcje Laurent Hanseeuw. - Dzięki temu w odpowiednim czasie przeprowadzono tam reformę emerytalną. W Belgii natomiast jest problem z wcześniejszym przechodzeniem na emeryturę. Istnieje ogromna grupa osób, które nie pracują po 55. roku życia. To wpływa na tak wysoki dług publiczny. I już widać, że reformy nie będą łatwe. Ludzie zaczynają protestować, wychodzą na ulice.

Może być gorzej

Belgia czeka na zmiany. Kryzys zaś nie jest najlepszym czasem na spokojne czekanie. Efekty zaczynają być widoczne. W drugiej połowie grudnia ogłoszono, że w 2011 r. zbankrutowała rekordowa liczba małych przedsiębiorstw: aż 10 tysięcy. Nigdy wcześniej dane te nie były aż tak niepokojące.

Część ekonomistów stara się uspokajać nerwowość na belgijskim rynku. Jean Hindriks, specjalista w dziedzinie ekonomii politycznej, wykładowca Uniwersytetu Katolickiego w Louvain, wskazuje na mocne strony belgijskiej ekonomii: - W porównaniu do całej strefy euro nasza gospodarka nie przedstawia się tak źle. Wzrost gospodarczy jest zadowalający. Kraj jest bogaty, z wysokim PKB na osobę, a gospodarstwa domowe mają najwyższe oszczędności w całej Unii. Bezrobocie też nie jest wysokie.

Problem polega na tym, że wskaźniki te mogą się znacznie obniżyć w 2012 r. - i tego obawiają się obywatele. Choćby bezrobocie. Dziś jeszcze państwo broni się, wprowadzając instytucję "częściowego bezrobocia": pracownicy, których firma chce zwolnić ze względu na kłopoty finansowe, nie otrzymują wypowiedzeń, pracują w minimalnym wymiarze godzin lub wcale, a ich pensje pokrywa skarb państwa. Oszczędzając, w 2012 r. rząd będzie musiał ograniczyć tę formę wspierania zatrudnienia.

Papa, gaat België splitsen?

Tym, co najbardziej osłabia belgijską gospodarkę, jest niestabilność polityczna. Kłopoty ekonomiczne państwa są niejako wynikiem zaniechania. Gdyby nie rekordowo długi brak funkcjonującego rządu, Belgia prawdopodobnie nie potrzebowałaby alarmu w postaci obniżenia ratingu przez agencję S&P.

Rolf Falter jest historykiem, a także dziennikarzem politycznym i ekonomicznym; był doradcą premiera Guya Verhofstadta w latach 2001-2003. Dziś prowadzi bloga zatytułowanego "Kryzys w Belgii"; opisywał w nim kolejne dni negocjacji koalicyjnych. - Belgia byłaby normalnym, stabilnym krajem - mówi w rozmowie z "Tygodnikiem" - gdyby nie konflikt między jej regionami. To on był przyczyną kryzysu politycznego i to on nie pozwalał zakończyć negocjacji rządowych, nim nie wymusił tego kryzys i presja społeczna.

Najbardziej znany satyryk, Geert Hoste, śpiewa niekiedy lekkie humorystyczne piosenki. Zwykle widownia płacze ze śmiechu, bo jest podobno najzabawniejszym człowiekiem w kraju. Bardzo można się zdziwić, zwłaszcza gdy się nie zna niderlandzkiego, gdy słuchając jednego z utworów wszyscy milkną i poważnieją. Pierwszy wers brzmi tak: "Papa, gaat België splitsen?" - i znaczy: "Tatusiu, czy Belgia się rozpadnie?". Ten temat nie śmieszy. Problem jest zbyt realny.

"Sztuczny kraj", piszą o Belgii europejskie gazety. Rolf Falter nie lubi tego określenia. - Granice wszystkich państw powstały właściwie w sposób sztuczny - mówi. - Choć rzeczywiście, Belgia jest nietypowa o tyle, że większość państw europejskich jest jednojęzyczna. Nasz kraj zbudowany jest z dwóch wspólnot, znacząco się różniących. Niderlandzkojęzyczni Flamandowie stanowią 60 proc. populacji, francuskojęzycznych Walonów jest około 40 proc. Stąd niektórzy nazywają nasz rząd dwustronną konferencją dyplomatyczną.

Sklejona z dwóch części Belgia nie zlewa się przez lata w jedną całość, nie unifikuje kulturowo i językowo. Na tych terenach zawsze przebiegała granica między dwoma językowymi światami: germańskim i łacińskim. W XIX w. na terenach belgijskich królował język francuski. Nie dlatego jednak, że mówiło nim więcej mieszkańców. Był językiem elit, władzy, twórców. Robotnicy i rolnicy używali niderlandzkiego. Gdy nastała demokracja, okazało się nagle, że pogardzany dawniej język ludu ma większość i ogromne polityczne znaczenie.

Premier uczy się języka

Dziś Flamandowie mają coraz mniejszą ochotę na tworzenie jednego państwa z Walonami. Jak wynika z badań, nie do przecenienia jest wpływ historii na dzisiejsze stosunki polityczne. Mieszkańcom Flandrii nie podoba się, że francuskojęzyczni mieszkańcy ich wspólnego kraju nie chcą uczyć się niderlandzkiego. To przypomina im czasy upokorzeń, gdy z pogardą traktowano ludzi nieznających francuskiego, gdy niderlandzki był synonimem czegoś gorszego.

W ostatnim czasie gwałtownie wzrosło poparcie dla flamandzkiej partii Nowy Sojusz Flamandzki (N-VA), postulującej znaczne poszerzenie autonomii belgijskich regionów lub wręcz podział kraju. Sojusz wygrał ostatnie wybory (odbyły się w czerwcu 2010 r.), zdobywając 27 mandatów. W poprzedniej kadencji miał ich jedynie pięć. Bart de Wever, lider partii określanej jako separatystyczna i nacjonalistyczna, nie zdołał jednak stworzyć rządu cieszącego się poparciem parlamentu. Jak wskazują komentatorzy, trudno jest zbudować koalicję, która by rządziła krajem, jeśli jest się szefem partii, która za główny cel stawia sobie zlikwidowanie tego kraju... De Wever zostaje zatem w opozycji.

Tymczasem Elio di Rupo, choć kilkakrotnie tracił nadzieję i informował króla Alberta II, że nie zdoła utworzyć rządu, ostatecznie osiągnął cel. Jest liderem walońskiej Partii Socjalistycznej, która w wyborach zajęła drugie miejsce. Urodził się w Belgii jako syn włoskich imigrantów. Mówi wyłącznie po francusku i choć stara się nauczyć niderlandzkiego, rezultaty są marne. Gdy na konferencji prasowej dotyczącej nowego planu oszczędnościowego usiłował odpowiedzieć w tym języku na pytanie dziennikarza, zamiast słowa dringend (pilny) użył drinken (pić) - i wywołał skandal we Flandrii. Bart de Wever nie szczędził mu złośliwości: "Moja nigeryjska pomoc domowa, która jest w Belgii od dwóch lat, mówi lepiej po niderlandzku niż Elio".

Jednak to di Rupo udało się w tak trudnej sytuacji utworzyć rząd. Może dlatego, że wydaje się urodzonym optymistą. Uśmiech nie znika z jego twarzy, nawet gdy informuje o nie najlepszej sytuacji ekonomicznej. Z wykształcenia chemik, z przekonania socjalista.

- To nas różni od innych europejskich krajów - mówi Laurent Hanseeuw. - Tam rządy socjalistyczne upadają, bo czas kryzysu to czas oszczędności i minimalizowania wydatków budżetowych. U nas socjalista został premierem. Z drugiej strony koalicja jest szeroka, w jej skład wchodzi między innymi partia liberalna z Flandrii.

"Kryzys w Belgii" trwa

Ta "szerokość" koalicji budzi w Belgii obawy. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak długo przetrwa rząd di Rupo. Rząd tworzą partie bardzo od siebie odległe programowo, które mają poważne problemy z ustaleniem wspólnego planu działania. - Jednak najmocniejszym spoiwem dla nowego gabinetu mogą być słabe wyniki rządzących partii w sondażach wyborczych - zauważa Laurent Hanseeuw. - Bo jeśli ta koalicja nie przetrwa i odbędą się przedterminowe wybory, wtedy po władzę najprawdopodobniej sięgnie Nowy Sojusz Flamandzki i Bart de Wever. To grozi rozpadem Belgii, a tego rządzący zdecydowanie chcą uniknąć.

Rolf Falter też jest sceptyczny. Wciąż prowadzi swojego bloga; na razie nie zdecydował, kiedy go zamknie. - Nie wiem, jak długo strona "Kryzys w Belgii" będzie aktualna - mówi. - Teraz wydaje się, że kryzys polityczny minął, i cieszę się, że mamy nowy rząd. Ale sytuacja jest niestabilna. Sam nie wiem, kiedy będę mógł założyć bloga na nowe czasy. Ale wiem, jak się będzie nazywać. Po prostu: "Polityka w Belgii".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2012