Knajpy, wyciągi, hotele

Żeby dotknąć dylematów współczesnej turystyki, nie są konieczne wyjazdy do egzotycznych krajów. Tam, gdzie pojawia się wypoczynek masowy, pojawiają się też problemy.

17.06.2008

Czyta się kilka minut

Rosnąca zamożność Polaków musiała oznaczać koniec siermiężnej turystyki, która do przełomu 1989 r. z konieczności obywała się bez szczególnych rozrywek i udogodnień. Zaczęliśmy wypoczywać aktywniej, w większym pośpiechu, często traktując urlop jak jeszcze jeden element rywalizacji: o lepszą kwaterę, restaurację, miejsce na parkingu. Boom motoryzacyjny sprawił, że wyjazd w wymarzone miejsce nie nastręcza już takich problemów jak dawniej. Współczesna wersja urlopu oznacza więc zazwyczaj: jak najwięcej, jak najszybciej, w tłoku, jak najgłośniej, jak najłatwiej.

Ekstremalnym przykładem jest Zakopane. Kolejne długie weekendy oznaczają dla tego miasta kolejne rekordy odwiedzających. W tym roku w weekend majowy pod Tatrami bawiło 250 tys. osób, a turyści zniszczyli fragmenty najbardziej uczęszczanych szlaków. Zakopane zmieniło się w to, co we współczesnej turystyce najbardziej odpychające - zatłoczony kombinat wypoczynkowy, nastawiony na szybki, kompaktowy rodzaj wypoczynku, w którym jednocześnie otrzymujemy dyskotekę, piękne widoki i dziką przyrodę.

Gdyby jednak migracje spragnionych wypoczynku Polaków ograniczały się do odwiedzin kilku punktów w Polsce, Zakopane można byłoby poświęcić, licząc, że inne miejsca zachowają swój kameralny charakter. Mobilność turystów sprawia jednak, że są to nadzieje złudne.

Ks. Maciej Ostrowski, duszpasterz turystów archidiecezji krakowskiej, od ćwierć wieku w Górskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym, do Zakopanego nie jeździ już od wielu lat. Stolicę Tatr postrzega jak część większej całości: - Trudno narzekać na to, że Polacy zaczęli inaczej wypoczywać. Turystyka ma być ważną gałęzią gospodarki, a takie sytuacje jak w Zakopanem są tego wyboru konsekwencją. Obawiam się tylko, że w hałasie ginie prawdziwy sens wypoczynku. Może się mylę, ale dla mnie urlop ma być momentem, w którym zwalniam i porzucam na chwilę dobrze znany świat. Nie rozumiem, dlaczego na szlakach turystycznych młodzi ludzie nakładają słuchawki i zajmują się sprawdzaniem zasięgu. Przykro to mówić, ale pośpiech zabija zarówno zwykłych turystów, jak i pielgrzymów, którzy obok zadań duchowych stawiają sobie niebotyczne cele. Wszystkie te wyjazdy w rodzaju "10 sanktuariów w 4 dni" niosą istotne niebezpieczeństwo - w takim pośpiechu trudno o głębszą refleksję.

Armatki kontra przyroda

Dla przeciętnego polskiego turysty teza, że urlop w górach może wiązać się z wandalizmem, brzmi jak kolejny wymysł szaleńców, którzy chcieliby powrotu do jaskiń. Po stronie organizacji ekologicznych zaangażowanych w ochronę polskiej części Karpat stoją jednak twarde fakty. - Dwa lata temu przeprowadziliśmy szczegółowy monitoring 76 gmin karpackich - opowiada Grzegorz Bożek z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, organizacji, która od początku lat 90. obserwuje rozwój infrastruktury górskiej. - Połowa planuje bądź realizuje inwestycje przeznaczone dla turystyki masowej. Nartostrady, wyciągi, wielkie hotele. Takie pomysły oznaczają przerywanie korytarzy ekologicznych, erozję gleb, wycinkę lasów. Narciarze nie zdają sobie sprawy, że nawet niewielka ingerencja w tak delikatne ekosystemy jak wysokogórskie może oznaczać ich zniszczenie. Tak niepozorny na pierwszy rzut oka szczegół sprawia, że zmienia się okres wegetacji roślin, co z kolei burzy tryb życia zwierząt.

Marcel Kwaśniak, podróżnik, etnolog: - Tendencja jest taka sama w całej Polsce i na całym świecie. Tam, gdzie pojawia się turystyka masowa, tam przyroda i autentyczna kultura lokalna schodzą na dalszy plan. Liczy się szybki przerób turystów. Najgorsze, że ten rodzaj turystyki demoralizuje ludzi, którzy czerpią z niej dochody. Tak jak w Zakopanem, gdzie turysta jest kolejną owcą do ostrzyżenia z pieniędzy. Nie jest to cecha wyłącznie polska - wszędzie tam, gdzie pojawia się masa ludzi, znikają bezinteresowność i gościnność.

Marcel Kwaśniak odwiedził niedawno po wielu latach słynną jaskinię Raj. Liczył na chwilę ciszy i spokoju. Musiał rozpychać się rękami.

Nie ma jak obora

Polskę dotyka również trend obecny w innych krajach turystycznych - poszukiwanie nowości i wabików, które mają poszerzyć ofertę. W wersji ekstremalnej przybiera to kształty odpychające. Informacje o turystach, którzy oprowadzani są po slumsach Delhi albo Bombaju, budzą u bardziej wrażliwych etycznie niesmak, wywołując oskarżenia o żerowanie na ludzkim cierpieniu. Nie słychać jednak, by wątpliwości budził pomysł, który zrobił furorę wśród zagranicznych turystów przyjeżdżających do Krakowa. "Crazy Guides" to grupa pomysłowych mężczyzn, którzy obwożą po Nowej Hucie obcokrajowców spragnionych czegoś więcej niż widoku Sukiennic, Wawelu i nudnych opowieści przewodników wyliczających daty powstań i koronacji królów. W Nowej Hucie turyści piją wódkę o jedenastej rano, zagryzają śledziem w oleju, później odwiedzają typowe peerelowskie mieszkanie, gdzie również konsumują wódkę, tym razem zapijając żurkiem. Polska w wersji "Crazy Guides" to zestaw najprostszych skojarzeń podanych w atrakcyjnej formie: wódka, zagrycha, paprotka na parapecie, komunizm. Jak opowiadają pomysłodawcy - rzecz w tym, by zrobić "jak największą oborę".

W jakim stopniu prawdziwy jest ten stereotyp? Czy Nowa Huta to slums, w którym życie płynie w rytm kolejnych flaszek? Czy dorabianie tej dzielnicy gęby nie wyrządza krzywdy jej mieszkańcom? Odpowiedzi na te pytania zdają się nie zaprzątać głów organizatorów atrakcji.

Możliwe jednak, że pretensje są nieuzasadnione. Na wycieczkach w głąb slumsów Bombaju zarabiają pieniądze właściciele biur turystycznych, "Crazy Guides" żyją z pijackich objazdów po Nowej Hucie. Jak to w krajach turystycznych.

Menażka już nie wystarczy

Wraz z mobilnością Polaków przyszła zmiana jeszcze istotniejsza - tzw. standard wypoczynku poszedł w górę. Nie ma powodów, żeby tęsknić za obskurnymi pensjonatami, lepkim od brudu obrusem i paprykarzem z puszki. Ekspansja udogodnień i nowej infrastruktury sprawiły jednak, że przemysł turystyczny w coraz większej liczbie miejsc wchodzi w kolizję z przyrodą. Przypadkiem najbardziej spektakularnym jest znowu Zakopane, gdzie nadal toczy się spór o rozbudowę kolejki na Kasprowy Wierch. W Karpaczu trwa budowa hotelu Gołębiewski - molocha na 1200 miejsc, odstającego skalą od kameralnej architektury tych okolic. Mieszkańcom Muszyny marzy się budowa olbrzymiego kompleksu alpejskiego, podobnie biznesmenom i samorządowcom z Zawoi.

Są też przykłady mniej znane i mniej oczywiste.

- Zmorą Gorczańskiego Parku Narodowego stały się quady, motocykle i skutery śnieżne - opowiada Barbara Draus, dyrektor Fundacji Wspierania Inicjatyw Ekologicznych. - Strażnicy nie potrafią sobie z nimi poradzić. Notowaliśmy już sytuacje, w których przestraszone hałasem motocykli ptaki porzucały swoje lęgi.

Ks. Maciej Ostrowski opowiada o właścicielach skuterów śnieżnych, demolujących bezkarnie Babiogórski Park Narodowy.

Wraz z zamożnością rosną apetyty Polaków, którym marzą się ośrodki sportów alpejskich, nowe wyciągi narciarskie, hotele i oświetlone stoki. Presja na tereny do niedawna jeszcze trudno dostępne jest coraz większa.

Marcel Kwaśniak: - Polski turysta masowy przejął atrybuty niegdyś zarezerwowane dla turysty elitarnego. Ma pieniądze, chęć dzikiej przygody, dociera wszędzie. Nie dało się tego uniknąć, ale trochę żal.

Ks. Ostrowski: - Nie potrafimy już wypoczywać bez sztucznych ułatwień. Wpływem tych zmian na przyrodę nie zajmuje się nikt.

Sam ks. Ostrowski od jakiegoś czasu wybiera Alpy. Ceny porównywalne, a są tam miejsca, w których przez cały dzień nie spotyka ludzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2008