Klejnocik

Cabré stworzył kostiumowy kryminał rozgrywający się w osiemnastowiecznej Barcelonie, a zarazem moralitet i historię człowieka nikczemnego.

10.05.2015

Czyta się kilka minut

Dorobek Katalończyka, Jaume Cabrégo, poznajemy wspak. Wydawnictwo Marginesy rozpoczęło prezentację tego pisarza na polskim rynku od opublikowania jego ostatniej, bestellerowej powieści „Wyznaję”, po to by przejść do przedostatniej – „Głosów Pamano”. Teraz ukazuje się „Jaśnie pan” – książka z 1991 r. W przypadku twórczości Cabrégo to chronologiczne cofanie się oznacza stopniowe przechodzenie od literatury „globalnej” do „lokalnej”, od bardzo poważnej do nieco lżejszej, od pozycji wielostronicowych (by posłużyć się terminem zaczerpniętym ze współczesnego slangu szkolnego) do trochę krótszych. Tym lepiej.

„Jaśnie pan” to kostiumowy kryminał rozgrywający się w Barcelonie, w ostatnich dniach XVIII w. Jak zwykle u Cabrégo fabuła została zorganizowana wokół zagadnienia etycznego. Powieść jest także moralitetem, historią człowieka nikczemnego, prezesa Trybunału Królewskiego, Rafela Massó. Jego nieuchronny koniec zaczyna się w dzień świętego Marcina 1799 r., kiedy to z rąk nieznanego sprawcy ginie francuska śpiewaczka zwana „słowikiem z Orleanu”. Dla Cabrégo to punkt wyjścia do wprowadzenia na scenę kolorowego orszaku eleganckich dam i kawalerów z arystokracji, ale też coraz liczniejszych arywistów, uczonych, duchownych, dewotek, młodych artystów zarażonych już romantycznymi ideałami, i całej plejady przedstawicieli ludu: ogrodników, służących, woźniców, kucharek, strażników więziennych. Wszystko to w scenografii z epoki odtworzonej z finezją i upodobaniem do szczegółu. Jednym słowem: bijou.

Spoiwem powieści są istotne przemiany historyczne. Przede wszystkim sytuacja polityczna Katalonii, która po wojniesukscesyjnej w latach 1702–1714 znalazła się pod panowaniem Burbonów, co oznaczało uzależnienie kraju od Madrytu, trwające zresztą do dziś, i degradację Barcelony do rangi „dworu bez króla”. Stąd przemożna władza królewskich namiestników, kapitana generalnego i prezesa Trybunału, otoczonych armią urzędników wszelkiej, przeważnie podłej proweniencji. Najmroczniejszym uosobieniem tej rasy jest naczelnik policji, Jerónimo Manuel Cascal de los Rosales y Cortés de Setúbal, zwany Chujem.

Miejscowa arystokracja dożywa swoich dni. Zmarginalizowana politycznie, wypierana ekonomicznie przez przemysłowców, stawiających pierwsze kroki w produkcji tekstylnej, oddaje się coraz bardziej wyuzdanym zabawom. W tym właśnie najgorliwiej stara się naśladować ją główny bohater powieści. Żądza erotycznych ekscesów i zamiłowanie do pornografii staną się przyczyną jego zguby w równym stopniu, co niepohamowana żądza władzy. Ale Rafel Massó ma jeszcze inną pasję – astronomię. Jest wprawdzie tylko amatorem, który na niebie szuka pięknych opowieści (o kobietach i mężczyznach), lecz w dyskusji z dawnym rektorem seminarium duchownego potrafi bronić systemu kopernikańskiego, a nawet wdaje się w polemikę z Jacintem Dalmasesem, autorem „Traktatu o podstawach obserwacji niebieskich”.

Przypadkową ofiarą prezesa Trybunału stanie się młody poeta, Andreu Perramon, „zagubiony, stosownie do obowiązującej konwencji na bezdrożach życia, z którym był skłócony”. To w nim i w jego przyjacielu – muzyku, Nando Sortsie – ścierają się ustępujące powoli oświecenie i nadchodzący z północy romantyzm.

Czy w tej sytuacji ważne jest, kto zabił słowiczka z Orleanu? Najwytrwalsi tropiciele zagadek kryminalnych mogą szukać odpowiedzi na to pytanie, mnie się nie udało. Innym pozostaje cała reszta: Barcelona sprzed dwustu lat, jej pałace, kościoły, więzienia, warsztaty, zaułki, ogrody, dźwięki kościelnych dzwonów i sygnaturek, zapachy, kolory, kwiaty, owoce i warzywa, narzędzia, bibeloty, stroje, a do tego parę dziesiątków pełnokrwistych postaci z nietuzinkowym czarnym charakterem na czele.

W „Jaśnie panu” Cabré, a wraz z nim jego polska tłumaczka, Anna Sawicka, osiągnęli stylistyczną wirtuozerię. Powieść skrzy się dowcipem, bywa wyrafinowana, wręcz zmanierowana w stylu précieux, jak na przykład w przezabawnym fragmencie o gniazdku miłości, czyli miejscu schadzek prezesa Trybunału, to znów dosadna i wulgarna, gdy w grę wchodzą pieniądze, władza lub seks. Jest tu komiczna parodia pokrętnego języka prowincjonalnego księdza i urocza imitacja egzaltowanego stylu epistolarnego w wykonaniu nieopierzonego muzyka. Co tu dużo mówić: klejnocik. ©

Jaume Cabré „Jaśnie pan”, przeł. Anna Sawicka, Marginesy, Warszawa 2015.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2015