Kierpce na obcasach

Inspirowane etnografią projekty polskich dizajnerów to opowieści o poszukiwaniu tożsamości, tęsknocie za wspólnotą, lękach i utopiach współczesności. Do debaty publicznej wprowadzają nową, niepolityczną wartość.

01.06.2010

Czyta się kilka minut

Kierpcasy Olgi "Osh" Szynkarczuk / fot. Jacek Kubiena / Archiwum Muzeum Etnograficznego w Krakowie /
Kierpcasy Olgi "Osh" Szynkarczuk / fot. Jacek Kubiena / Archiwum Muzeum Etnograficznego w Krakowie /

Przyznaję: całymi latami, jeżdżąc po Polsce, jak tylko mogłam unikałam wizyt u tzw. artystów ludowych, w muzeach poświęconych ludowości czy skansenach. Laikowi słowo "etnografia" wcale nie kojarzyło się dobrze. Nie pamiętałam o romantyczno-profesjonalnych źródłach dziedziny, o której Claude Lévi-Strauss napisał w "Smutku tropików", że - jak matematyka i muzyka - jest powołaniem. Gdzieś zagubiła się opowieść o takich postaciach jak Roman Reinfuss, prawnik, etnograf, który od lat 30. ubiegłego wieku wędrował po Łemkowszczyźnie, słuchając, dokumentując, próbując zrozumieć i ocalić jak najwięcej z tamtejszej kultury (nota bene w tym roku przypada setna rocznica jego urodzin).

Problemy z etnografią

"Etnografia" z jednej strony przywoływała na myśl PRL-owską propagandę z jej mitologią narodowego sojuszu "robotniczo-chłopskiego", z drugiej - przypominała o realiach ekonomicznych i estetyce tamtego okresu, o żółto-zielonym "wełniaku" z wyszytymi na nim kwiatkami i przemakającym, glinianym dzbanku na niskiej, niewygodnej ławie-jamniku w mikroskopijnym mieszkanku - o unifikującej wszechobecności Cepelii.

Zresztą, nawet jeśli udawało się oddzielić naukę od - niezależnej przecież od niej - politycznej manipulacji PRL-u, etnografia nadal pozostawała problemem. Wydawało się, że dotyczy rzeczywistości przeszłej, być może nieodległej, ale jednak zamkniętej (bo czy dzisiaj, w świecie internetu i migracji z miasta na wieś, istnieje jeszcze tradycyjny przedmiot badań etnograficznych: kultura ludowa?). Czy rolą tej nauki jest teraz wyłącznie katalogowanie i analizowanie tego, co w magazynach muzealnych i archiwach? Na czym polegać by miała jej współczesność - i obecność we współczesności?

Więcej niż moda

O dziwo, moje poczucie dystansu wobec tej dziedziny zostało przełamane m.in. za sprawą... młodych projektantów, którzy od kilku lat penetrują zasoby polskiej etnografii. Choć początkowo pojęcie "etnodizajn" także budziło pewne wątpliwości - nie tyle na poziomie użyteczności rynkowej, ile treści (projektowanie jest wszak połączeniem inżynierii, ekonomii i sztuki). Bo, oczywiście, inspiracje etnograficzne we współczesnym polskim dizajnie mogłyby się okazać zwykłą, wyliczoną marketingowo i skutecznie wypromowaną modą, wynikającą wyłącznie z zapotrzebowania rynkowego na to, co nowe i oryginalne. Nieróżniącą się niczym od szerokiej gamy fioletów, które w ubiegłym roku niepodzielnie zapanowały na witrynach sklepów z damską odzieżą.

Jednak nie... Niektóre przedmioty użytkowe inspirowane ludowością zdają się poważnymi (a przy tym zdyscyplinowanymi, bo weryfikowanymi praktycznie przez użytkownika) opowieściami o poszukiwaniu własnej tożsamości w globalizującym się świecie, o tęsknocie za wspólnotą, o lękach i utopiach współczesności. To zaś otwiera pole dyskusji dotyczącej wszystkiego, co w planie społecznym, kulturowym i cywilizacyjnym może dzisiaj w Polsce z etnografii wynikać. A gdyby tak przy tej okazji zaryzykować tezę, że dizajn - właśnie dzięki inspiracjom etnograficznym - szybko zaczyna dołączać do innych sztuk wizualnych, które od lat 90. pełnią istotną rolę w polskiej debacie publicznej? Takie twierdzenie uprawnione byłoby tym bardziej, że z drugiej strony tzw. "sztuka czysta" zbliża się dziś do użytkowości, o czym najlepiej świadczą realizowane w przestrzeni publicznej działania Joanny Rajkowskiej czy Pawła Althamera. Prace projektantów mogłyby wprowadzić do debaty społecznej nową (niepolityczną i nieideologiczną) wartość.

Pług i rower

Przyjrzyjmy się kilku przedmiotom, które zaprezentowano podczas dwóch etapów festiwalu "Etnodizajn", realizowanego przez Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli w Krakowie. W listopadzie ubiegłego roku postawiło ono pytanie, czym w ogóle jest etnodizajn, umieszczając w ekspozycji stałej, pomiędzy sprzętami wyprodukowanymi przez dawnych wiejskich rzemieślników, prace dzisiejszych (nie tylko polskich) projektantów. Te ostatnie nie udawały, że możliwy jest bezpośredni powrót do przeszłości: niczego nie kopiowały, nie archaizowały. Jednocześnie w niektórych zestawieniach głębokie związki między tym, co dawne, a tym, co współczesne, objawiły się w sposób zdumiewająco oczywisty.

Wystarczyło ustawić obok siebie najzwyczajniejszy stary pług i rower, elegancką białą "damkę" z kolorowymi kwiatami malowanymi na ramie i siodełku. Oko widza natychmiast wychwytywało podobieństwo kształtu tych jakże różnych przedmiotów. Czy na pewno tak bardzo odmiennych? Przecież rama roweru zbudowana jest niemal w ten sam sposób, co ramię pługa, na które można naprzeć z dużą siłą. Kiedy patrzy się na te dwa przedmioty, archaiczny i wszechobecny na naszych ulicach, rodzi się szacunek dla dawnego wytwórcy pługa, który nie znając pojęcia "ergonomia" (a na nim w dużej mierze opiera się współczesne wzornictwo przemysłowe), doskonale rozumiał prawa fizyki i umiał ich użyć, by ułatwić pracę oraczowi. Rodzi się też poczucie wspólnoty, kontynuacji. O tym doświadczeniu opowiada Olaf Cirut, projektant i autor "Parku doświadczeń kulturowych": "Wszystko bierze się ze wspólnoty ducha: kiedy wycinam laserem motyw kwiatowy zaczerpnięty ze starej skrzyni, a potem maluję go, wykorzystując nowoczesne farby, powtarzam gest rzemieślnika, który zdobił taką skrzynię przed stu laty".

"Etno" i "eko"

Na listopadowej wystawie "Co to jest etnodizajn?" w salach MEK zawisły także lampy stworzone z kolorowych, plastikowych wiader, które zazwyczaj staramy się ukryć w składziku (projekt Marcina Konickiego). Wzbudziły kontrowersje: bo niby co w nich takiego etnograficznego? Anna Zabdyrska, kuratorka tamtej wystawy, zwróciła jednak uwagę, że w etnodizajnie nie chodzi wyłącznie o to, by szukać inspiracji w konkretnych wyrobach. Trzeba nauczyć się myśleć tak, jak myśleli ludzie mieszkający niegdyś na wsi. Jedną z wartości zaś, które musieli wyznawać w życiu, była oszczędność. Zużytego przedmiotu nie wyrzucano tak po prostu, zmieniał funkcję i nadal służył właścicielowi (wiadro stawało się np. siedziskiem, drewniana łyżka służyła jako głowa lalki). Plastikowe lampy-wiadra wzięły się z takiego właśnie sposobu myślenia. Paradoksalnie: bardzo ekologicznego.

Bo choć "etno-" i "ekodizajn" nie są tym samym, pozostają oczywiście w bardzo bliskich związkach. Chociażby za sprawą "tradycyjnego" materiału: drewna, wełny, lnu, wikliny (by wymienić proste, filcowe torby na komputer zaprojektowane przez Katarzynę Pokszan). Albo poprzez "narracyjne" odwołania do natury (np. krzesło francuskich projektantów Ronan & Erwan Bouroullec, przypominające zieloną koronę drzewa, choć wykonane ze sztucznego - i bardzo szlachetnego - materiału).

Jednak - co najważniejsze - ekologia etnodizajnu objawia się również na poziomie społecznym: wtedy, gdy przedmiot wchodzi w przestrzeń publiczną, nadając jej nowe sensy i "zaprzyjaźniając" ją z użytkownikami. Taką propozycją stał się właśnie "Park doświadczeń kulturowych", powstały w Krakowie w zakolu Wisły naprzeciwko Wawelu. Inspiracją dla każdego elementu tej przestrzeni były zbiory magazynów Muzeum Etnograficznego. Wchodząc w nią, można było spacerować alejami, które "obrosły" stylizowanymi, wyciętymi w drewnie kwiatami. Albo usiąść na skrzyniach, na których pojawiał się ten sam motyw. Pogłaskać owieczkę, kiwającą się na sprężynie jak zabawka kupiona na Emausie w drugi dzień świąt wielkanocnych. Podejść do karuzeli - takiej z końmi, kurami, panem Twardowskim, a nawet cesarzem Hajlem Selasjem na zebrze. A wszystko to między wiatrakami - takimi samymi, jakie kupuje się dzieciom na odpuście, tyle że wykonanymi w ogromnej skali, na kilkumetrowych masztach.

Ten nowoczesny park odkrywający etnografię trzeba było przedwcześnie ewakuować przed ulewą i podnoszącą się gwałtownie Wisłą - lecz mimo to stał się na jakiś czas skuteczną alternatywą dla koszmarnych bud usytuowanych na drugim brzegu, oferujących klientom kiczowate "pamiątki z Krakowa", i wesołego miasteczka, straszącego monstrualnymi, rzymsko-egipskimi figurami przy wejściu.

Tubylcy globalizacji

Współcześni projektanci odkrywają w etnografii nie tylko formę i materiał, ale (może przede wszystkim) kolor i ornament - sfery, których wzornictwo jeszcze niedawno zdawało się unikać, idąc śladem radykalnego modernizmu (jeden z jego twórców, architekt Adolf Loos, powiedział nawet kiedyś, że ornament to zbrodnia). Tymczasem to chyba właśnie te sfery najmocniej osadzają nas w tubylczości. Dziś nie pamięta się już krakowiaka śpiewanego w XVIII w.: "Koniku, koniku, koniku kasztanku / Granatowy surdut na moim kochanku / granatowy surdut i guziki złote". Ale gdyby zastanowić się przez chwilę, to Małopolska do dzisiaj kojarzy się właśnie z taką kolorystyką (do której można by jeszcze dodać karminową czerwień rogatywki i intensywną zieleń, rodem ze skrzyń produkowanych niegdyś w Skawinie). Tak jak, równie podświadomie, region ten kojarzy się ze stylizowanymi kwiatami (które do podkrakowskich chałup zawędrowały nie z przydomowego ogrodu, ale z renesansowego dworu) oraz wycinanymi przez górali w drewnie sercami, gwiazdami, spiralami czy rozetami.

Znów: nie chodzi ani o naśladownictwo, ani o jakąś narzuconą odgórnie "politykę estetyczną". Poszukiwanie lokalnej tożsamości dokonuje się w etnodizajnie lekko, radośnie i spontanicznie. I nagle okazuje się np., że z bajecznie kolorowego, kwiecistego tybetu można uszyć nie tylko zwykłą chustę, ale i elegancką sukienkę na letnie przyjęcie w ogrodzie (projekt Moniki Drożyńskiej). Że materiał ten oferuje ekstrawaganckie, ba, ekspresjonistyczne połączenia kolorystyczne (np. czerwieni i różu), które można wykorzystać, projektując kurtkę i buty na jesienną słotę (Aneta Larysa Knap). Że kierpce, jeśli zaopatrzyć je w bardzo wysokie obcasy, stają się intrygujące, a nawet wyzywające ("Osh" Olga Szynkarczuk). Chciałoby się, by projektantów zainteresowała teraz czapka magierka z jej nieprzewidywalnością albo kierezyja z jej precyzją...

Jednocześnie w etnodizajnie lokalność spotyka się z globalnością - bo w naszym domu mogą się też znaleźć np. poduszki z motywem rosyjskich matrioszek (do kupienia w Leroy Merlin), makatki na ścianę z motywami zaczerpniętymi ze skandynawskich legend (IKEA) albo... dywan zaprojektowany przez Japonkę Kazuyo Nomurę dla szwedzkiej firmy IKEA, dla którego wzorem były maty tkane przez plemiona afrykańskich nomadów i który przypomina nieco obrazy Mondriana... Co wynika z tego pomieszania?

Ktoś zadał z kolei pytanie, czy dżinsy też są formą etnodizajnu. Ta wcale niejednoznaczna kwestia pozostaje otwarta, prowokując jednak, by zastanowić się, gdzie etnodizajn ma swoje granice.

***

W każdym razie, jak pisze Magdalena Zych (antropolożka kultury, która bada w MEK świat ogródków działkowych, a także współczesne śluby i wesela), "w świecie ponowoczesnym mamy możliwość wyboru, kim jesteśmy bardziej, a kim mniej. Znów odwracamy głowę w stronę wyczuwanych intuicyjnie źródeł i korzeni, metafor doświadczania przeszłości. Coraz częściej współczesność poszukuje autentyczności rozumianej jako coś własnego, a nie wyjętego z cudzej, choćby prababci, szafy. Własnego, czyli potrzebnego dziś, spełniającego współczesne oczekiwania - nie tylko na poziomie ozdoby - pasiastego wzorku. Kultura zmienia się, a jej uczestnicy poszukują sposobów, które wyrażą swój czas i będą dialogiem z tradycją. Czy nie w tym miejscu (jednym z wielu) swój potencjał objawia dobitnie etnografia?".

Rzeczywiście: to m.in. etnodizajn dowodzi, że ta nauka nie tylko nie obumarła, ale odnajduje we współczesności nowe ścieżki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2010