Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jego znakomita autobiografia „Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca” z 2013 r. jest bezcennym dokumentem epoki, świadectwem przedstawiciela tego przedziwnego pokolenia, które mogąc w najlepsze być nadzieją sowieckiego komunizmu, walnie przyczyniło się do jego obalenia. Świetnie, że ją napisał. Jako profesjonalny historyk wiedział, jak należy to zrobić, jako prawy człowiek jest w niej do bólu uczciwy. Książka Karola Modzelewskiego to obowiązkowa lektura każdego, kogo interesuje najnowsza historia.
Odszedł człowiek odważny. Stał się znany, kiedy wraz z Jackiem Kuroniem ogłosili w 1964 r. „List otwarty do partii”. Przeprowadzona według marksistowskiej metodologii analiza aktualnej sytuacji w PRL i PZPR była bolesnym dla systemu uderzeniem. Obaj wiedzieli, że nie ujdzie im to na sucho. Zostali pozbawieni wolności: Jacek Kuroń na trzy lata, Karol Modzelewski na trzy i pół. W sumie w więzieniu spędził osiem i pół roku. To była cena za to, że zawsze, kiedy trzeba było wziąć na siebie współodpowiedzialność za Polskę, Karol był obecny. Od tego pierwszego procesu i wyroku Kuroń i Modzelewski stali się symbolami sprzeciwu wobec systemu.
KAROL MODZELEWSKI (1937-2019) – SERWIS SPECJALNY >>>
Odszedł człowiek z dystansem do siebie. Na czym to polegało, można zobaczyć czytając „Zapiski poobijanego jeźdźca”. Ten dystans sprawiał, że w tym, co mówił i pisał, po prostu w nim samym, nie było nienawiści i pogardy.
Odszedł człowiek mądry. Gdyby w 1980 r. Modzelewski nie wystąpił z inicjatywą stworzenia jednego, ogólnopolskiego, samorządnego niezależnego związku zawodowego Solidarność przeciw podjętej przez władze PRL próbie zdezintegrowania ruchu za sprawą propozycji tworzenia wielu odrębnych związków – nie wiadomo, jak by się potoczyły dalsze wydarzenia...
To była mądrość życzliwa, budująca dobro. Pamiętam, jak zjawił się kiedyś u mnie w Rzymie i mówił o niefortunnych rewindykacjach Kościoła dochodzącego swoich słusznych praw do zrabowanych budynków, w których Gomułka poumieszczał różne instytucje charytatywne. Prosił, by via Rzym uświadomić odpowiedzialnym za to ludziom w Polsce, jak fatalnie to wpływa na wizerunek Kościoła.
Był mądry w ocenie aktualnych wydarzeń w Polsce. Wyrażał swoje opinie jasno, nawet jeśli miał inne zdanie niż tzw. większość środowiska. Lubił rozróżnienie, które przejął bodaj od Sławomira Mrożka: między „wolnością prawdziwą” a „wolnością” – tą zwyczajną. I powtarzał, że gdzie nie ma wolności zwyczajnej, tam się zjawia „wolność prawdziwa”, przed którą ostrzegał.
Odszedł człowiek życzliwy ludziom, który umiał słuchać. Kiedy w 2016 r. z radością przyznawaliśmy mu Medal Świętego Jerzego, trudno nam było sprecyzować, z jakim smokiem, wzorem patrona medalu, Karol Modzelewski walczy. Bo nie wiedzieliśmy, jak nazwać smoka będącego przeciwieństwem solidarności. Egoizm? – to by było za mało powiedziane.
Bo Karol Modzelewski nie walczył z jakimś jednym smokiem, ale był postrachem wszystkich smoków razem wziętych. Sama jego obecność miała moc egzorcyzmu.
Odstraszała smoki od osiedli ludzi.