Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jak wiadomo, z szacunkiem odnosił się do poborców podatkowych (zwanych w polskich tłumaczeniach celnikami), co raziło Jego otoczenie. Była to bowiem profesja wzgardzona, a jej wykonawców powszechnie nienawidzono i nietrudno się domyślić powodów. Dziś urzędy skarbowe i ich pracownicy też nie należą do lubianych przez obywateli, czyli podatników. Na szczęście, poborcy podatkowi nie przychodzą do nas osobiście, by wyegzekwować daninę na rzecz państwa, jak w czasach Jezusa. Nowoczesna biurokracja pozwala nam rozliczać się z fiskusem bezosobowo, więc unikać personalnych animozji z urzędnikami skarbowymi. Nie wiadomo, czy witalibyśmy ich w naszych drzwiach z takim szacunkiem, jaki nakazywał Jezus.
Czy pozostawione przez Nauczyciela z Nazaretu nakazy podatkowej sumienności są przez współczesnych - zwłaszcza polskich, pobożnych - obywateli przestrzegane? Czy z popełnionych wobec fiskusa uchybień i nadużyć spowiadają się? Czy powinni? W kulminacyjnym okresie dorocznych rozliczeń podatkowych są to pytania jak najbardziej na czasie. Pokazują, że daniny fiskalne na rzecz państwa to nie tylko problem ekonomiczny i polityczny, ale także moralny, a nawet religijny.
Również filozoficzny. Współczesna filozofia polityczna i społeczna, od czasu głośnej i przełomowej książki Johna Rawlsa o sprawiedliwości, uczyniła z zagadnień redystrybucji zasobów, a zatem i systemów podatkowych, jeden z najważniejszych tematów intelektualnej debaty. Do jej zakończenia i sformułowania konkluzji wciąż jeszcze daleko. Zapewne, jak w wielu innych kwestiach i dyskusjach filozoficznych, zgodnych wniosków nie będzie. Wciąż nie jest zatem i być może nigdy nie będzie pewne, jaki system podatkowy jest najbardziej sprawiedliwy. W tych sprawach Jezus się nie wypowiadał.
Spory toczą się także wokół ich skuteczności ekonomicznej i efektywności finansowej. Podatek liniowy, wprowadzony w kilku krajach postkomunistycznych, dał do tych dyskusji nowy impuls. Przez dłuższy czas sugerowano i ubolewano, że w postkomunistycznym świecie nie wytworzono żadnych nowych, odkrywczych i ożywczych idei politycznych i społecznych, bezmyślnie naśladując wolnorynkowy kapitalizm. Podatek liniowy (zwany powszechnie płaskim, ang. flat) jest bodaj pierwszym takim oryginalnym wkładem Europy Środkowo-Wschodniej we współczesne światowe (żyjemy wszak w epoce globalizacji) debaty społeczno-polityczne. Stał się jednak niezwykle kontrowersyjny, wywołując w kilku państwach zachodnioeuropejskich nerwowe reakcje i gotowość stanowczego przeciwdziałania, łącznie z próbami ujednolicenia systemów podatkowych w całej Unii Europejskiej, oczywiście w formie podyktowanej przez Niemcy i Francję. Kilka miesięcy temu, podczas podwójnej, prezydenckiej i parlamentarnej kampanii wyborczej w Polsce, wokół podatku liniowego toczyły się najgorętsze spory. W opinii niektórych komentatorów i analityków, atak na propagatorów podatku liniowego, podjęty z użyciem pustoszejącej lodówki i omdlewających pluszaków, przesądził o zwycięstwie wyborczym PiS oraz Lecha Kaczyńskiego.
Podatki są nieuchronne (jak śmierć - powiadają cynicy), ale ich rodzaj, wielkość, sposób płacenia zależą od obywateli, bo ich nakładanie w demokratycznym systemie jest możliwe tylko za zgodą obywateli, udzieloną demokratycznie wybranej władzy. Upraszczając: mamy takie podatki, jaką władzę sobie wybraliśmy. W ugruntowanych demokracjach, zwłaszcza amerykańskiej, stwierdzenie "płacę podatki!" brzmi dumnie. U nas raczej smętnie.
Gdy podatki stały się najważniejszym elementem kampanii wyborczej, można było to uznać za objaw dojrzałości polskiej demokracji. Niestety, po wyborach całkiem inne tematy zaprzątnęły uwagę uczestników i obserwatorów publicznej debaty. Skoro jednak podatki są nieuchronne, debata o nich jest konieczna.