Jego Magnificencja Klawesyn

Batalię o przywrócenie mu życia poprowadziła znakomitość - Wanda Landowska. Lecz wciąż są pola, na których wielbiciele klawesynu i fortepianu biorą się za łby. I dobrze. Rozmaitość niech nam służy.

31.08.2010

Czyta się kilka minut

Oficjalny żywot klawesynu jest dziś dość podobny do tego z pierwszej połowy XVIII w.: dla wirtuozów jest to koncertowy instrument solowy przeznaczony do wykonywania dzieł doby baroku, a dla zespołów wykonujących muzykę tego okresu - podstawowy składnik sekcji basso continuo, tworzącej podstawę harmoniczną i struktury rytmiczne dla prowadzonych powyżej głosów melodycznych. To na estradzie, bo w kanale operowym klawesyn panuje i w późniejszym repertuarze - grając w recytatywach Mozarta, a nawet Rossiniego. Trudno wyobrazić sobie, że jeszcze niedawno jego miejsce zajmował tam fortepian. Wycofywany zresztą rakiem - zanim miejsce przywrócono klawesynowi, zmieniano brzmienie fortepianu: wspomnijmy pinezki albo aluminiową folię kładzione na strunach fortepianu, co imitować miało brzęczące brzmienie dawnego instrumentu.

***

Kariera klawesynu rozpoczęła się we Włoszech, wraz z pojawieniem się budowniczych, którzy potrafili stworzyć instrument odpowiadający nowym potrzebom muzyki - instrument akordowy, pozwalający zarazem realizować harmonię i prowadzić melodię - jak organy, ale z dźwiękiem strun, nie piszczałek, a oferujący większy wolumen brzmienia i większą skalę od lutni czy teorbanu, na dodatek zachęcający do wirtuozerii. Te cechy potrafili wykorzystać już pierwsi kompozytorzy poświęcający mu uwagę, jak Girolamo Frescobaldi, mistrzowsko przenoszący na klawesyn formy muzyki wokalnej, ale tworzący też czysto instrumentalne toccaty.

Jeśli Frescobaldi stał się ojcem samodzielnej muzyki instrumentalnej, to dla dalszych dziejów klawesynu konieczna okazała się jego ekspansja poza Italię. Długo uważano, że włoscy mistrzowie, zapatrzeni w dawne wzory, skupiali się jedynie na powolnym ich doskonaleniu (dopiero w ostatnich latach opinia ta została zrewidowana), podczas gdy od II połowy XVI w. sławę w świecie zdobywały instrumenty wytwarzane na Północy - przez flandryjską rodzinę Ruckersów. Struny szarpane były w nich znacznie bliżej końca (we włoskich - w 1/3 długości), więc dźwięk był miękki, ciemniejszy, bardziej stonowany (włoski - jasny, wyrazisty, kłujący). Druga, dodana klawiatura połączona była ze strunami w przesunięciu o kwartę - służyła transpozycji, brzmiąc w innej tonacji, niż wskazywały na to klawisze. Boczne listwy pozwalały wyłączać część strun, zatem klawesyny mogły dźwięczeć zarówno głośnym brzmieniem wszystkich strun, jak i subtelnym, delikatnym rejestrem lutniowym.

Zawsze jednak był to dźwięk brzęczący - gdyż w klawesynie wydobywany jest on za pomocą szarpnięcia struny przez połączony z klawiszem plektron. Mechanizm ten nie różnicuje siły szarpnięcia - niezależnie, jak mocno uderzy się w klawisz, struna zostanie szarpnięta z tą samą siłą i zabrzmi tak samo głośno. Przez dekady całe rozwodzono się o "tarasowej dynamice"; dziś wiadomo, że ograniczenia dynamiczne nie są bezwzględne, a śpiewne prowadzenie frazy przez takich mistrzów jak Pierre Hanta? pozwala w ogóle zapomnieć o tych problemach.

***

Klawesyn ewoluował jednak dalej: skala doszła do pełnych pięciu oktaw, z flamandzkiego modelu Ruckersów rozwinął się bogaty klawesyn francuski, wspierający kompozytorów w mnożeniu radosnych onomatopei i wdzięcznych rytmów tańców (twórczości tzw. klawesynistów francuskich, z d’Anglebertem, Couperinem i Rameau na czele nie sposób wyobrazić sobie bez zmieniającej barwy podwójnej klawiatury, która - w przeciwieństwie do instrumentów Ruckersów - nie służyła już transpozycji, można więc było grać na obu klawiaturach jednocześnie). Wpływy mieszały się w Niemczech - dając niekiedy bardziej suche, mniej urozmaicone brzmienie, które wszakże być może stało się jednym z czynników kształtujących konstruktywistyczną muzykę, ukoronowaną twórczością Jana Sebastiana Bacha. Z Flandrii wywodził się też klawesyn angielski, gdzie - gdy już zdobył swą pozycję - zajął miejsce specjalne. Nie tylko był instrumentem bożyszcza Haendla, wchodząc hałaśliwie (odznaczał się bowiem wyjątkową głośnością) do muzykowania domowego i publicznego, lecz parę dekad później z roli basso continuo w orkiestrze nie był w stanie wyprzeć go nawet autorytet Józefa Haydna. Wielbiony Haydn, którego każde słowo spijane było z zachwytem przez angielską publiczność, w Londynie zmuszony był w swoich symfoniach realizować klawesynowe b.c. Pod koniec XVIII w. dla nowoczesnego twórcy z Wiednia był to tyleż niespodziewany, co zadziwiający konserwatyzm.

W tym czasie klawesyn był już w odwrocie. Już w 1713 r. Mattheson przedkładał nad jego równą potęgę skromny klawikord, umożliwiający jednak różnicowanie dynamiki i śpiewne prowadzenie melodii. Cios klawesynowi zadał syn Jana Sebastiana, Carl Philipp Emanuel Bach, którego zawikłane, pełne kontrastów fantazje na klawikord podbiły niemieckie salony. W okresie sentymentalizmu, przynoszącego z jednej strony sielanki Rousseau i wioskę Marii Antoniny, z drugiej rokoko rezydencji poczdamskiej, jego magnificencja koncertowych instrumentów stał się zbyt… wielki. Wszystkie dotychczasowe zalety okazały się wadami. Tak jak komnaty Ludwika XV w Wersalu są malutkimi pokoikami przy olśniewających salach Ludwika XIV, tak i w muzyce delikatny, intymny klawikord, którego dźwięk szemrał między sofą a fotelem, okazał się znacznie bliższy panującemu "Empfindsamer Stil". Dopiero w następnym pokoleniu zaatakował salony fortepian, ledwie wyswobodzony z powijaków. Klawesyn nie umarł jednak od razu: pozostańmy przy wywołanym wcześniej Haydnie, by zauważyć, że jeszcze solowa partia jego Koncertu D-dur zdradza wyraźnie klawesynową fakturę, choć i na fortepianie brzmi znakomicie. Od końca XVIII w. to fortepian był już królem instrumentów. Wiek XIX był mu oddany bezwarunkowo.

***

Powrót klawesynu nie był więc łatwy. Skupiona na fortepianie kultura muzyczna nie mogła pogodzić się z jego konkurentem, który uważany był za "przodka", czyli coś gorszego, wykluczoną ewolucyjnie "przymiarkę" do skończonej doskonałości fortepianu. Sława i talent Wandy Landowskiej, jednej z najwybitniejszych pianistek, która dzieła barokowe (a nawet wspomniany Koncert Haydna) zaczęła grać wyłącznie na klawesynie, nie wystarczyła na to, by przed klawesynem skapitulował nawet wrażliwy na jego rolę i urodę Albert Schweitzer - w pełni doceniający znaczenie odpowiedniego instrumentu dla wykonawstwa muzyki Bacha. Także sama Landowska poszła na szczególny kompromis, każąc zbudować sobie olbrzymi, koncertowy klawesyn, który miał konkurować siłą brzmienia z nowoczesnym fortepianem.

Dziś, po stu latach, nie ma już jednak wątpliwości, że klawesyny powinny brzmieć tak, jak te budowane w XVIII czy XVII wieku - a dzięki rekonstrukcjom tak właśnie brzmią. Nie ma też wątpliwości, że nie jest to "poprzednik" fortepianu, lecz po prostu inny instrument. Niezastąpiony.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1973. Jest krytykiem i publicystą muzycznym, historykiem kultury, współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego” oraz Polskiego Radia Chopin, członkiem jury International Classical Music Awards. Wykłada przedmioty związane z historią i recepcją muzyki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Wratislavia Cantans 2010 (36/2010)