Jan Błoński: Weiser, który jest tajemnicą i filozoficzny kamień powieści

Od tej recenzji wszystko się zaczęło: „Jeśli nie da się powiedzieć, kim był naprawdę Weiser, to dlatego po prostu, że nie można orzec, jaki jest »naprawdę świat« – tak Jan Błoński pisał na łamach „Tygodnika” o debiutanckiej powieści Pawła Huelle.

28.11.2023

Czyta się kilka minut

Paweł Huelle / fot. JACEK DOMIŃSKI / REPORTER
Paweł Huelle / fot. JACEK DOMIŃSKI / REPORTER

„Istnieją ludzie, którzy z biegiem lat stają się instytucją. Nie z nadania urzędników czy mediokracji. Ich własna twórczość okazuje się tak ważna dla krwiobiegu kultury, że kiedy odchodzą, odczuwamy nie tylko żal. Trudno nam wyobrazić sobie dalsze istnienie bez ich obecności” – nie, to nie słowa krytyka o twórczości Pawła Huelle (choć łatwo sobie wyobrazić, że mogłyby dziś paść), to słowa Pawła Huelle o krytyku. Napisał je w „Tygodniku Powszechnym” na pożegnanie Jana Błońskiego, którego recenzja z debiutanckiej książki Huellego, „Weisera Dawidka”, opublikowana w „Tygodniku Powszechnym” w 1987 roku, odbiła się echem niemal równie tak wielkim jak sama powieść, otwierając pisarzowi drogę do Nagrody Kościelskich. Kiedy tekst „Duch powieści i wąs Stalina” ukazywał się drukiem, jego autor faktycznie był już instytucją (dziewięć miesięcy wcześniej opublikował w „TP” historyczny esej „Biedni Polacy patrzą na getto”), jego bohater zaś dopiero dobiegał trzydziestki.

Pawła Huelle pożegnaliśmy 27 listopada 2023 roku, Jan Błoński zmarł czternaście lat wcześniej. Oto, co napisał o „Weiserze Dawidku”.

Skąd wziął się Weiser Dawidek? Weiser wziął się pewnie z dymu kadzidła, kiedy to proboszcz Dudak zamachał potężnie kadzielnicą, wypuszczając wspaniały obłok, na który czekaliśmy drżeniem i napięciem. A kiedy szary dym opadł, zobaczyliśmy Weisera stojącego na małym wzgórku po lewej stronie ołtarza... Bo nie wiadomo, czyim był dzieckiem i jak trafił do Gdańska, dokładnie do górnego Wrzeszcza, tam, gdzie z „brudnych, zaśmieconych podwórek niedaleko już do strzelnicy, brętowskiego cmentarza i Bukowej Górki, skąd w 1857 roku widać było lotnisko położone tuż za torami kolejowymi i zatokę z białym paskiem plaży”. Chował go dziadek lub raczej stary krawiec, który uchodził za dziadka chłopca i zmarł nazajutrz po zaginięciu Dawidka. Bo Dawidek zaginął i mimo zajadłego śledztwa, które toczy się przez całą powieść, nigdy nie znaleziono jego ciała. Więc może wcale nie zginął, tylko zniknął? Tak przynajmniej myśli, spodziewa się, marzy ten, kto opowiada: mały Heller, syn robotnika ze Stoczni i matki, co bardzo lubiła tańczyć. Najwierniejszy, obok Piotra, który zginął na ulicy w 1970 roku, i Szymka, który siedział za drukowanie ulotek, najwierniejszy z akolitów Dawidka. Ach, była jeszcze Elka. Elka wzięła Weisera w obronę, kiedy tłum dwunastolatków, wrzeszcząc „Dawid, Dawidek, Weiser jest Żydem” – gotował się spuścić mu bęcki. Potem wszędzie się z nim włóczyła. Ale w wypadku, po którym zaginął Weiser, Elka straciła przytomność i pamięć, dorósłszy zaś, wyjechała do Niemiec. Heller myśli, że Elka coś ukrywa. Ja jednak podejrzewam, że po prostu zapomniała o Dawidku. To znaczy pamięta trochę, ale nie widzi już w nim nikogo nadzwyczajnego. Chodziła z nim jak z innymi chłopakami. Zblakł jej w tych Niemczech świat, odczarowało dzieciństwo.

Huelle opowiada więc, nie pierwszy i nie ostatni, historię chłopięcej fascynacji. Paru chłopców wyrusza – pod wodzą wybitniejszego – dokąd? W tym właśnie urok, że nie wiedzą. Może pojadą w podróż? Zrobią powstanie? Poznają sekret? Albo przejdą, jak przez lustro, na drugą stronę rzeczywistości... Przeczuwają ją czasem w tym, co mówi pani od polskiego, częściej zaś ksiądz katecheta. Może też wie coś o niej Żółtoskrzydły, znajomy wariat, co stale ucieka z pobliskiego szpitala? Na pewno jednak wie Weiser. Bo Weiser jest trochę starszy. I mądrzejszy. Jest inny.

Fascynacja rodzi się więc z różnicy. „Weiser Dawidek – wołają chłopcy – nie chodzi na religię!”. Karmi zaś tym, co niepojęte, transcendentne. Dlatego historia Weisera skąpana jest cała w magicznej cudowności i katechizmowych reminiscencjach. Na zatokę wpłynął podobno żaglowiec bez załogi, świetliki wzbudzają dyskusje, czy dusza nieśmiertelna musi być również niewidzialna, kiedy zaś biolog M-ski nawiedza sen Hellera, ma cztery twarze, całkiem jak bestia Apokalipsy.

To więc, co święte i niezwykłe, przenika wprost codzienne i trywialne. Oscylacja między tymi biegunami to zapewne największy sukces literacki Pawła Huelle. A więc: Weiser, jak przystało, pojawił się w czasie niezwykłym. Cóż to za niezwykłość? Wakacje, podczas których nie można się kąpać, bo ryby w zatoce wyzdychały i cuchnące ławice bronią wstępu do wody. Tak od ekologii przechodzimy do eschatologii. Bo ze szpitala urwał się właśnie Żółtoskrzydły i wieści zagładę, parafrazując proroków. Zaś jaki tego wszystkiego wniosek praktyczny? Kiedy nie ma plaży, można tylko kopać piłkę i bawić się w wojnę. Więc błąkać się tam, gdzie Dawidek, który nie szuka towarzystwa i chadza własnymi drogami.

Daje jednak chłopcom znaki. Ach, znaki proste, takie, jakie zdumiewają plebejuszy... Daruje im hełm i rozbrojonego schmeissera, pomaga w ostatniej chwili wygrać mecz ze znienawidzonymi wojskowymi, czyli mieszkańcami bloków za koszarami. Tak budzi podziw i strach, które mają wielkie oczy! Trudno więc z całą pewnością powiedzieć, co się potem stało naprawdę. Stało się jednak tyle, że Heller – a także Szymek i Piotr – nigdy o Dawidku nie zapomną. Mądry był na pewno. Wiedział przecież, kim był Schopenhauer i gdzie stał gauleiter Forster, kiedy przyłączał Gdańsk do tysiącletniej Rzeszy. I odważny. Ukryty w krzakach, razem z Elką czekał, aż tuż nad nimi przeleci lądujący samolot. W opuszczonej cegielni odnalazł poniemiecki arsenał i nauczył się zakładać miny, które detonował na odległość, kręcąc korbką czarnego aparatu.

To jeszcze można zrozumieć. Ale jak poskromił panterę? Jak sprawił, że miny wybuchały kolorowymi dymami, co chodziły po dolinie niczym wirujące trąby, gotowe wessać całego człowieka, a może nawet dom? I czy naprawdę unosił się w powietrzu, wymawiając niezrozumiałe słowa, kiedy Elka grała mu do tańca na fletni Pana, rzadkim instrumencie, co akurat zginął ze szkolnej kolekcji? Strach zaś mówić o tym, co działo się w podziemiach cegielni. I jeszcze bardziej: myśleć, co się z Weiserem stało? Bo przecież nie jest prawdą to, w co wierzą władze, dręczące sztubaków przesłuchaniami! Weiser wcale nie zginął w ostatnim wybuchu. Spotkał się z chłopcami jeszcze nazajutrz. Z chłopcami i z Elką, która nic nie pamięta.

Kim więc był Weiser? Tajemnicą jest nie tylko los Dawidka. To on sam jest tajemnicą. „Wszystkie myśli wokół Weisera bardzo mnie niepokoją – wyznaje w zakończeniu Heller – tak bardzo, że nie będę ich rozwijał dalej, chociaż zachowam je w pamięci i sercu”. Więc może Weiser jest właśnie tym, co nie może zostać uchwycone, wyjaśnione, opowiedziane? Każde jego pojawienie budzi osobliwe skojarzenia.

Zdjęcie XL
Podpis zdjęcia
Z „Tygodnika Powszechnego” 44/1987, str. 4

Chyba dlatego, że Dawid, „będąc Weiserem, nie był nim równocześnie (...) może on przez cały czas udawał tylko, że jest zwyczajnym chłopcem?”. Pół biedy, kiedy zdaje się motylem (z tych, które łapie i przyszpila M-ski), albo przedstawia się jako uczeń „największego na świecie filozofa", który wszakże nie pisze książek... Czemu jednak od tej wiadomości czuje Heller „ciarki biegające po plecach”? Może dlatego, że Weiser stale jawi się chłopcom jako ktoś inny: raz niczym „Robin Hood czy major Hubal, raz jak chaldejski mag czy jarmarczny sztukmistrz”. Zarazem zdaje się mieć misję, działać z tajemniczego pełnomocnictwa: czy „znalazł się przed budynkiem plebanii z własnej woli? – rozmyśla narrator - jeśli nie, jaka siła kazała mu to uczynić?”. Refleksja trafna, jako że wszelki dar pochodzi z wysoka... Więc „Weiser mógł na nas czekać od samego początku i to chyba właśnie jest najistotniejsze w historii, którą opowiadam bez upiększeń”.

Od samego początku... Jeśli tak, nie dziwi już podobieństwo Dawidkowych chmur do Archanioła walczącego ze smokiem, zaś on sam, kiedy opiekuje się zaskrońcami, przypomina trochę diabła... jednak dobrotliwego, bo znaki nie są na szczęście nigdy w tej powieści, jednoznaczne. Najwłaściwsze jest jednak dla Weisera odniesienie mesjańskie, co (pomijając dyskretne aluzje chrystologiczne) pokazuje wyraźnie sen małego Hellera, kolorowy jak film Disneya, bardzo niepokojący. Heller widzi, jak z morza wychodzą zwierzęta, jak pastwią się nad dziećmi, kobietami, domkami rybaków z Jelitkowa... „Nagle, od wschodniej strony zobaczyłem w promieniach słonecznych małego chłopca ubranego na biało. Nie mogło być wątpliwości – to nadchodził Weiser”, aby wyrwać bestiom kły i pazury. Kto biblista czy mitolog, a nawet chiromanta albo zgoła polonista, rozpozna niebiańskiego chłopca, który od niepamiętnych czasów nawiedza sny ludzkości. I wyobraźnię pisarzy, od Wergiliusza do Manna. On zaprowadzi sprawiedliwość i odnowi oblicze ziemi... Albo przynajmniej, nasze dusze. Ale jakie one oporne, bo ledwie Weiser zwrócił się do rybaków, „huk fal zagłuszył wszystko, także nadjeżdżający tramwaj linii numer cztery, zakręcający zazwyczaj z potwornym piskiem i zgrzytem na jelitkowskiej pętli, do którego wskoczył teraz zwinnie Weiser i odjechał, jakby był turystą powracającym z plaży do miasta”.

Pewnie więc nie dowiemy się nigdy, kim właściwie był Weiser, jako że – zdaje się sądzić Huelle – każdy nosi w sercu własnego Mesjasza, szczególnej potrzebuje łaski i pomocy. Ale czy każdy? Na pewno nie, bo nie każdy szuka jakiegoś Inaczej i jakiegoś Więcej, nie każdy gotów uznać tajemnice, ukorzyć się przed tym, co go przerasta! Może nawet jest takich niewielu? Chłopcy czują najgłębszy wstręt, strach i wrogość do nauczyciela biologii, niejakiego M-skiego, „pana darwinisty”, jak powiada kościelny. M-ski to antypoda Weisera: fanatyk dyscypliny, jasności i porządku, niewątpliwy przedstawiciel (jedynie?) naukowego światopoglądu. Dlatego na lekcjach nie przestaje dręczyć uczniów „wyciskaniem słonia" i tym podobnymi praktykami. Popołudnia zaś spędza na podmiejskich wzgórzach, klasyfikując zajadle wszystko, co mu wpadnie pod rękę, rośliny, motyle, a podejrzewam też, że przechodniów. Bo M-ski jest ważną figurą, na pewno w szkole, może też gdzie indziej... Przykłada się też najsilniej do śledztwa, które prowadzi milicja, zobowiązana do wyjaśnienia sprawy Weisera.

A wyjaśnić, to znaczy znaleźć zwłoki. Albo tych, którzy zwłoki pogrzebali. Nic nie może pozostać tajemnicą! Więcej: nie ma i nie może być tajemnicy, cudu, poezji, słowem niczego, co ciągnie nas wzwyż! Ani w niebie ani na ziemi! Pozostaje co?... siła po prostu, której żałosną podszewkę chłopcy cichaczem podglądali, włócząc się za M-skim po dolinkach. Więc chociaż M-ski „złamał” trójkę przesłuchiwanych, to oni – nie całkiem rozumiejąc – poznali jego sekret, on zaś na szczęście nie dowiedział się, co właściwie Weiser wyrabiał z jego podobizną, domalowawszy jej uprzednio wąsy Stalina... Ale dość, dość, nie chcę już dalej wyjaśniać, komentować, interpretować, bo sam w końcu zmienię się w M-skiego. Może też zmąciłbym czytelnikowi przyjemność obcowania z powieścią, zmajstrowaną równie przemyślnie, co intrygująco.

Flet Szczurołapa

W swej nowej powieści Paweł Huelle tka gęstą opowieść: XVII-wieczny libertyn i legenda o Szczurołapie, Wagner i Rilke, zamordowane Wolne Miasto i los Kaszubów, sztuka i ideologia, śmierć i zło. I jeszcze aniołowie.

Powiem więc raczej, co mnie w „Weiserze” najbardziej urzekło. Jak starałem się pokazać, poddaje się on bardzo różnym odczytaniom. Czyż nie jest prawdomówną powieścią obyczajową, dobrze osadzoną w Polsce sprzed ćwierćwiecza? Taka była mogła być wtedy szkoła, parafia, robotnicze sąsiedztwo... Ale ktoś złakniony aluzji, szpil, proroctw może zobaczyć w „Weiserze” polityczną parabolę. Czy on nie jest przypadkiem Solidarność, ten cały Weiser? Pomyślcie, gdzie, kiedy, skąd się wziął, czego chciał i kogo nie lubił... A jak się pod ziemię zapadł, kto go szukał? Nie, nie, na pewno tak nie jest, nie rób pan z ludzi wariatów, panie Błoński! Pewnie, że nie jest. Ale przecież trudno nie dosłyszeć rozmaitych drażliwych rezonansów tej powieści... Jak nie politycznych, to może teologicznych? Przeczytajcie tylko, jak Heller rozmyśla o Weiserze, jak go łączy ze zdaniem, które go zawsze niepokoiło, które się nigdy do końca nie dawało zrozumieć: ze zdaniem o królestwie, które nie jest z tego świata? Dawidek to przecie Mesjasz, zgoda, że dziecinny, czy nie napisano jednak, że powinniśmy stać się jako dzieci, aby wejść do królestwa? Tu jednak nie tylko proboszcz Dudak, ale sam biskup gdański zaczerwieniłby się zapewne ze złości, wołając nie bez racji, żeby się świętościami nie bawić: nie w każdym krzaku siedzi Mesjasz i to wszystko, co się w powieści wydarza, można bez trudu sprowadzić do chłopięcych urojeń. Więc „Weiser Dawidek” to powieść o dojrzewaniu, o tym szczególnym momencie, kiedy przymierzając się do życia – chłopcy modelują świat dorosłych kategoriami magicznego universum dzieciństwa... Zapewne. Powieść Huellego można tak prawomocnie odczytać. Ale żadnej, dziecinnej nawet mitologii nie da się przecież bez reszty sprowadzić do psychologii, zaś wyobrażenia zbiorowe nabierają prawdy w społecznym działaniu. Czyli wracamy do punktu wyjścia. 

Gra znaczeniami, którą uprawia Huelle, jest – rzecz jasna – najzupełniej świadoma. Historię Dawidka opowiada on tak, aby wszystko wyjaśnić: rozsypane na początku fakty składają się stopniowo na ściśle dopasowaną całość. Ale jednocześnie tak, aby nie wyjaśnić niczego: jeśli nie da się powiedzieć, kim był naprawdę Weiser, to dlatego po prostu, że nie można orzec, jaki jest „naprawdę” świat.

Huelle podpisuje się więc – całkiem po swojemu – pod opinią Kundery, mówiącą, że duchem powieści jest duch złożoności. Każda powieść mówi swojemu czytelnikowi: „Sprawy są bardziej skomplikowane niż myślisz”. Dystans (czy obiektywizm) epicki nie całkiem zatem umarł, choć debiutanci – nie tylko, ale zwłaszcza w Polsce – topią go zazwyczaj w bajorze naturalistycznego dokumentu, albo w pozornych głębiach strumienia świadomości. Oczywiście, Huelle nie z Kundery czerpie natchnienie. Tej gdańskiej powieści patronuje, jak przystało, Günter Grass, może też polata nad nią duch Michaiła Bułhakowa...

Mniejsza jednak o filiacje, nieuchronne przecież, a przy tym chwalebne. Epickość „naiwna” zdaje się dzisiaj, jeżeli nie niemożliwa, to rzadka: dystans i wielowymiarowość poręczniej chyba osiągnąć, włączając i wyłączając rozmaite kody interpretacyjne, nadające (i zacierające) sens historii Weisera. Ale przecież powieść nie odtwarza historii Weisera, tylko historię śledztwa w sprawie Weisera! I tę historię o historii opowiada po dwudziestu latach, co zmienia stale uczuciową barwę narracji, przechodzącej od czułości do wstydliwości, od namaszczenia do ironii. Można więc mówić o potrójnym filtrze, sycącym, bogacącym substancję powieściowego świata. Nabiera on bogactwa i nieprzenikliwego blasku, nie przestając być Gdańskiem z 1957 roku... Szczególnie przejmująco – i pouczająco – brzmi finalna koda. Heller, który przez całe życie starał się rozjaśnić zagadkę Dawidka, traci jakby nadzieję, że mu się to kiedykolwiek uda. I uprzytomnia sobie, że „wszystko, co oglądały twoje oczy i wszystko, czego dotykały twoje ręce, dawno już rozsypało się w proch”... Czas, okrutny bóg epiki, uniósł Weisera poza granicę zrozumienia. Ale kiedy Heller przestanie tłuc głową o tajemnicę, tajemnicę Weisera, życia własnego i porządku świata – umrze, jeśli nie ciałem to duchem. I tym tylko można się pocieszyć, że nie Heller już, a Huelle przypomina tak czytelnikowi sekret, filozoficzny kamień swojej powieści, a może także powieści w ogóle.

Artykuł ukazał się w „Tygodniku Powszechnym” nr 44/1987 pod tytułem „Duch powieści i wąs Stalina”

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]