Jak wyjść z antydemokratycznego impasu

Istnieje coś, co łączy zwaśnione plemiona i nieznoszące się elektoraty.

15.07.2023

Czyta się kilka minut

Obchody święta Konstytucji 3 Maja. Warszawa, 3 maja 2023 r.  / JACEK SZYDŁOWSKI / FORUM
Obchody święta Konstytucji 3 Maja. Warszawa, 3 maja 2023 r. / JACEK SZYDŁOWSKI / FORUM

Trzeba być naprawdę optymistą, żeby kolejny raz się zastanawiać, co zrobić, by Polacy się dogadali. Pytanie, jak wyjść z antydemokratycznego impasu i uratować społeczeństwo, stawiają autorzy dwóch wydanych tego lata książek: socjolodzy Przemysław Sadura i Sławomir Sierakowski w „Społeczeństwie populistów” oraz zespół badaczy i intelektualistek w „Umówmy się na Polskę” (pod redakcją Macieja Kisilowskiego i Anny Wojciuk). I chwała im za to, że chce im się szukać odpowiedzi.

Badania Sadury i Sierakowskiego, prowadzone z Fundacją Pole Dialogu i Instytutem Krytyki Politycznej, trwały od lata 2019 r. do wiosny 2023 r. Obejmowały sześć sondaży z łącznym udziałem 18 tys. osób, 42 indywidualne pogłębione rozmowy i 32 wywiady grupowe. Część wyników została już ogłoszona w raportach „Polityczny cynizm Polaków”, „Koniec hegemonii 500 plus”, „Polacy za Ukrainą, ale przeciw Ukraińcom” oraz „Wyborcy za jedną listą, liderzy przeciw”. Teraz dostajemy esencję oraz porcję nowych analiz, wspartych wiedzą z wywiadów z psychoterapeutami i ekspertami. Kryteria doboru tych ostatnich są mocno przypadkowe. Przykładowo, ekspertem od państwa i społeczeństwa był były minister Bartłomiej Sienkiewicz, a od debaty publicznej dziennikarz Grzegorz Sroczyński – a więc osoby zaangażowane w praktykowanie tego, co miałyby chłodnym okiem analizować.

Druga książka to owoc kilkuletniej pracy warszawskiego stowarzyszenia Inkubator Umowy Społecznej (IUS), gromadzącego przeszło 130 naukowców, intelektualistów, działaczy i przedsiębiorców, którzy reprezentują różne światopoglądy, a część z nich jest ekspertami partii politycznych. Deklarują jednak, że nie chcą zakładać własnego ugrupowania ekspertów.

Plemiona wyborcze

Biało-czerwona okładka i prowokujący tytuł „Społeczeństwo populistów” nie są wyłącznie zabiegiem retorycznym. Większość badań populizmu skupiona jest na prawicy oraz radykalnej lewicy; niewielu socjologów (do wyjątków należy Francuz Michel Wieviorka) patrzy w kierunku liberałów i „oświeconego” centrum: ­Emmanuela Macrona czy Donalda Tuska. Tym tropem idą Sadura oraz Sierakowski i wyciągają pojęcie populizmu z szufladki z napisem „Prawica i inni radykałowie”. Przekonują, że „populizm zaraża nie tylko swoich sojuszników, lecz także przeciwników”. Populistami potrafimy być wszyscy. Zwłaszcza kiedy chcemy, żeby nasz własny interes stał się interesem ogólnym. I kiedy nie chcemy, żeby odległość dzieląca nas od tych z dołu drabiny społecznej zmniejszyła się choćby o szczebelek.

Autorzy dzielą Polaków na pięć plemion. Neverlandowie (40 proc. badanych) chcą lepszych usług publicznych, ale nie za cenę wyższych podatków. Izolacjoniści (24 proc.) oczekują wycofania się państwa, niskich podatków i prywatyzacji. Kosmopolici (11 proc.) uważają, że tylko podstawowe usługi, jak służba zdrowia i edukacja, powinny być finansowane z publicznych pieniędzy. Tutejsi (18 proc.) nie mają sprecyzowanych poglądów. Za to Skandynawowie (7 proc.) chcieliby zaangażowania państwa w sektor usług i są gotowi na wyższe podatki na ten cel. Twórcy tej mapy niewątpliwie widzą się wśród Skandynawów, z których rekrutuje się większość nielicznych wyborców Lewicy. Twierdzą, że Polacy zasadniczo popierają lewicowe idee, ale nie życzą sobie solidarnościowych kosztów.

Sadura i Sierakowski wyciskają jak cytrynę wyrafinowaną koncepcję „cynicznego rozumu” filozofa Petera Sloterdijka z lat 80. minionego wieku. I znajdują wyjaśnienie wyborczego sukcesu partii Jarosława Kaczyńskiego. Demokratyzacja, rozwój gospodarczy, postęp technologiczny oraz wiedza o nierównościach nie skłaniają ludzi do poparcia prospołecznych rozwiązań, ale do grania na własny interes. Badania przeprowadzone w 2019 r. oraz w maju bieżącego roku wykazały, że PiS ma dwa elektoraty, które gardzą sobą nawzajem. Pierwszy, zwany „fanatycznym” (do etykiet używanych przez autorów książki jeszcze wrócę), zapewnia partii przetrwanie jako formacji ideowej, ale nie jest na tyle liczny, żeby gwarantować większość w Sejmie (daje PiS około 20, maksymalnie 30 proc. głosów). Ten elektorat przyjmuje prawicową wizję obywatelskości i świetnie racjonalizuje sobie odstępstwa od reguł, afery i skandale, które są udziałem ludzi PiS.

O władzy w rękach PiS przesądza elektorat zwany (za Sloterdijkiem) cynicznym. „Jest on de facto byłym elektoratem opozycji – podziela jej poglądy i jest jej kulturowo bliższy, ale głosuje na PiS, ponieważ nie ufa nikomu (również opozycji), wybiera więc tego, kto aktualnie daje więcej” – tłumaczą autorzy. Cynicy popierają rządzących warunkowo, za gotówkę, która trafia do ich kieszeni, i za poczucie względnego bezpieczeństwa. Uważają, że PiS będzie bał się im odebrać dotychczasowe przywileje, chętnie dorzuci coś więcej i nie otworzy bram obcym (badanie przeprowadzano przed ostatnimi doniesieniami na temat niespójnej polityki migracyjnej rządu). Wśród wyborców warunkowych nie brakuje nawet przeciwników świadczenia 500 plus, którzy uznają je za rozdawnictwo. Ale je pobierają. Elektorat cyniczny zdaje sobie sprawę, że PiS narusza zasady ustrojowe, że afera goni za aferą, a nepotyzm i korupcja są powszechne. Wartości zawiesza jednak na kołku, a korupcję usprawiedliwia, jeśli przynosi ona korzyść stronie rządzącej. Może bowiem liczyć, że ze stołu coś mu skapnie.

Socjologowie zadali też pytanie o to, z jakich powodów niektórzy wyborcy PiS z 2019 r. kolejny raz już nie oddadzą na tę partię głosu. Pod koniec 2022 r. takich osób było w badanej próbie 12 proc. Niemal trzy czwarte ekswyborców nie wie, dlaczego odeszło od PiS-u – tłumaczą to ogólnikami o rozczarowaniu rządzącymi. Inni wskazują m.in. na inflację i pogorszenie się sytuacji materialnej (10 proc.), niewywiązywanie się rządu ze składanych obietnic (7 proc.), przywileje dla Ukraińców, przyznawane, ich zdaniem, kosztem biedniejących Polaków (6 proc.). Nielicznych mierzi styl rządzenia, korupcja i nepotyzm. Jedynie dla dwóch na stu ekswyborców Rubikonem był stosunek do praw kobiet i mniejszości seksualnych. Nikt z respondentów nie rozstał się z PiS z powodu niekonstytucyjnych zmian w sądownictwie.

Sen o samorządzie

O ile książka socjologów związanych z Krytyką Polityczną jest raportem o stanie społeczeństwa, o tyle „Umówmy się na Polskę” to plan kuracji dla elit władzy. We wprowadzeniu Antoni Dudek, Maciej Kisilowski i Anna Wojciuk wskazują, że ojcem problemów kraju jest „egocentryzm liderów politycznych” i hasło „zrobię to lepiej” (jeśli na mnie zagłosujecie). A matką – Konstytucja RP z 1997 r., uchwalona ich zdaniem „bez realnego udziału Polski konserwatywnej (…) i przy głośnym sprzeciwie Kościoła katolickiego”. Autorzy wpisują się w stary postulat nowej umowy społecznej i szukania jedności w różnorodności. Proponują „umowę o podziale władzy”, która zakłada zasadnicze wzmocnienie samorządów. Uprzedzają zarzuty sceptyków, że nie chodzi im ani o federalizację Polski, ani autonomię dla wybranych regionów. Ich plan zakłada decentralizację symetryczną – większe prawa i obowiązki dla każdego województwa i lokalnego samorządu.

To na poziomie województw mielibyśmy decydować m.in. o handlu w niedzielę, wieku szkolnym i emerytalnym, finansowaniu zapłodnienia in vitro czy o sposobie wspierania rodzin z dziećmi. Czy regionalnie można by też regulować sprawy, które dziś wywołują „wojny kulturowe”, jak dostępność aborcji i prawo do zawierania małżeństw jednopłciowych? Temu większość członków i członkiń IUS jest przeciwna. Nie wierzą jednak w scenariusz, nazwijmy go amerykańskim, prowadzący do maksymalizacji różnic. Przykładowo: w pomorskim aborcja będzie legalna, a w podkarpackim zakazana. Podsuwają za to scenariusz australijski, gdzie awangarda pociąga za sobą resztę (pod wpływem postępowych regionów stopniowo liberalizowano prawo aborcyjne w pozostałych częściach kraju). Autorzy chyba jednak nie doceniają siły rodzimej sfery publiczno-medialnej, nastawionej na eskalowanie konfliktu interesów, zwłaszcza ekonomicznych i klasowych.

W lokalnej skali równie wielkie emocje, co kwestia prawa do aborcji, może wzbudzić dyskusja nad tym, czy utrzymać trzynastą i czternastą emeryturę, czy te środki skierować np. do rodzin wielodzietnych. Już teraz można by pisać dialogi uwłaczające jednym i drugim beneficjentom.

Pierwsza część „Umówmy się na Polskę” to ciekawy, ekspercki projekt nowego ustroju. Część druga to pouczająca baśń dla samorządowców i opozycji. Autorzy snują opowieść o tym, jak po październikowych wyborach dokonuje się polityczny cud i najważniejsze siły parlamentarne zawiązują koalicję konstytucyjną. Po świętach Bożego Narodzenia 2023 zostają uchwalone poprawki do konstytucji. Wprowadzają m.in. regulujące funkcjonowanie samorządów karty wojewódzkie (zatwierdzane w regionalnych referendach), bezpośrednie wybory wojewodów, przekształcenie Senatu w izbę wojewodów, a PIT-u i CIT-u w podatki wojewódzkie. „Finansowy kręgosłup” zapewnia tej zmianie, oprócz ­PIT-u i CIT-u (różnice we wpływach między województwami regulowałby Narodowy Fundusz Spójności), scedowanie na samorządy większości spółek Skarbu Państwa, a także gruntów, szkół wyższych, instytucji kulturalnych, lasów itd. Na tej podstawie możliwe stają się przeobrażenia regionów w raje dla (większości) aktywnych politycznie mieszkańców.

Końcowe rozdziały książki to fantazje na temat monokulturowych województw, które mogłyby powstać wskutek reform. Opisy sukcesu każdego z nich oraz sylwetki szczęśliwych obywateli są hybrydą propagandowej czytanki, technokratycznej ekspertyzy i powieści ­political fiction. Zaangażowanie pisarek i pisarzy (Sylwii Chutnik, Marty Kwaśnickiej, Karoliny Lewestam, Piotra Siemiona i Ziemowita Szczerka) do fabularyzacji PR-owego żargonu niewiele pomogło. Oczywiście, te „fantastyczne” województwa są typami idealnymi, które mają bardziej pobudzać wyobraźnię, niż być gotowym scenariuszem zmian. Jednak dobry model musi uwzględniać realny kontekst.

Tymczasem w książkowym województwie pomorskim Kościół milcząco przyzwala na to, żeby katechetów szkolić z komunikacji przyjaznej tęczowym rodzinom, legalne są jednopłciowe związki partnerskie, antykoncepcja awaryjna jest refundowana i łatwo dostępna dzięki receptomatom. W podlaskim, gdzie królują wartości konserwatywne, IPN bez przeszkód upamiętnia heroiczną historię Polski, a kobiety najwyraźniej nie zachodzą w niechciane i zagrażające ich życiu ciąże. W wielkopolskim, rządzonym przez Koalicję Obywatelską, mimo wprowadzenia podatku liniowego także dla rolników nikt nie zostaje wywieziony na taczkach.

Brzmi to pięknie, ale ja należę do sceptyków, którym uruchamiają się inne wizje. Na przykład masowej wewnętrznej migracji oraz fali strategicznych przemeldowań i przerejestrowań firm i stowarzyszeń do województw, gdzie podatki są niższe lub głosująca większość odpowiada „naszym” poglądom. Czy nie powstałyby jeszcze trwalsze bańki światopoglądowe, getta postępowców, tradycjonalistów i innych opcji? Czy zamiast wygaszenia konfliktów opartych na stereotypach efektem nie byłoby ich podsycenie – zgodnie z regułą, że to, co odmienne, postrzegane jest jako zagrożenie dla własnego? Wreszcie – co jeśli zmieni się opcja rządząca w województwie? Czy nadane poszczególnym grupom prawa mogą zostać odebrane? Odpowiedzi na te pytania w „Umówmy się na Polskę” nie znajdziemy.

Terapia plus

Wyrosłe na polskiej historii i kulturze społeczeństwo jest wdzięcznym pacjentem do diagnozowania. Jego przypadłości można opisać w rozmaitych jednostkach chorobowych. Autorzy „Umówmy się na Polskę” wskazują na dominację myśli liberalnej w rozwiązaniach ustrojowych, co daje fałszywy obraz rozkładu poglądów Polaków i marginalizuje opcje konserwatywną i prawicową. Do swojego planu chcą przekonać wyborców PiS wizją silnego państwa, wzmocnieniem rozliczalności sędziów, wpływem samorządowców na wybór sędziów rejonowych i pakietem „antysitwowym”, czyli zabezpieczeniami przed korupcją i nepotyzmem

W świetle analiz Sadury i Sierakowskiego to nie wystarczy, bo głównym winnym populizmu i kryzysu demokracji jest brak zaufania społecznego. Bez zaufania do ludzi, instytucji i państwa ludzie się nie znoszą, instytucje nie działają, a państwo się degeneruje. Faktycznie, w międzynarodowych badaniach poziomu zaufania (np. cyklicznym Europejskim Sondażu Społecznym) Polska zamyka stawkę. Ale tak jest od przynajmniej dwóch dekad, odkąd prowadzone są analizy porównawcze, a Piotr Sztompka i inni uczeni wprowadzili pojęcie zaufania społecznego do głównego słownika socjologii. Niskie zaufanie nie tłumaczy więc w sposób wystarczający dzisiejszego romansu Polaków z populizmem. Ważniejszą przyczyną, na którą między wierszami wskazują autorzy, wydaje się niezakorzenienie liberalizmu politycznego i społecznego. Odroczonym skutkiem jest silny opór części społeczeństwa przed zmianami kulturowymi i polityką otwartą na różnorodność.

Czy istnieje coś, co łączy zwaśnione plemiona i nieznoszące się elektoraty? Tak. Z badań Sadury i Sierakowskiego wynika, że ponadpartyjne i ponadklasowe jest niezadowolenie ze służby zdrowia. Może debatę ogólnospołeczną trzeba więc zacząć od planu wielkiej reformy opieki medycznej w Polsce? A najlepiej od zdrowia psychicznego Polaków? Efektem pandemii i nieprzeżytej żałoby po jej ofiarach, a także wojny w Ukrainie i wysokiej inflacji jest „skokowy wzrost zainteresowania psychoterapią i uznanie jej za realną, ważną i uzasadnioną potrzebę”. W zeszłorocznych badaniach warszawiaków niemal dziewięciu na dziesięciu respondentów zgadzało się z postulatem, aby państwo gwarantowało powszechny dostęp do psychoterapii.

Jednak źródeł polskich traum szukają głębiej, w przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieściach o wojnie, we wciąż żywych wspomnieniach hiperinflacji i bezrobocia z lat 90. Do tego dochodzą nowe traumy kapitalistyczne, które wynikają z fetyszyzacji rynku i demonizacji redystrybucji. Jedną z nich jest lęk klasy średniej przed deklasacją. Żyje w permanentnej niepewności, czy uda jej się wytrwać na pozycji „średniaka”. Widzi, że różnica w poziomie życia między nią a klasą ludową zmniejsza się, a dystans do klasy wyższej nieubłaganie rośnie. Ta trauma jest nie tylko projekcją kolektywnego rozumu, ale w równym stopniu skutkiem braku politycznej oferty dla tej grupy.

Autorzy obu książek żegnają się z pojęciem społeczeństwa jako faktycznej całości, a o kategorii narodu nawet nie wspominają. Twórcy „Umówmy się na Polskę” sprawnie operują pojęciami z technokratycznego języka sukcesu, jak fokus („profesjonalne, strategiczne skoncentrowanie się na priorytetach”), rządzenie wielopoziomowe („silne, instytucjonalne więzi między gminnymi, wojewódzkimi i krajowymi szczeblami władzy”), „kooperencja” samorządów (kooperacja połączona z konkurencją) – a każdy z nich to „innowacyjny złoty środek”. Do tego dochodzi optymizm wobec zdalnych referendów, np. w sprawach wojewódzkich inwestycji i wydatków socjalnych. Ignoruje się ryzyko, że będą plebiscytami popularności, gdzie wygrywają rozwiązania korzystniejsze dla klasy, która osiągnie masę krytyczną.

Propozycja lewicowa wydaje się bardziej powściągliwa. Sadura i Sierakowski namawiają, by budować wysepki zaufania, czyli małe, lokalne środowiska, które za Jackiem Kuroniem nazywają grupami ekspresyjnymi. Powtarzają też wytarte hasła o tym, że to powszechna oświata powinna być szkołą demokracji i kuźnią społecznego zaufania. Uczelnie wyższe musiałyby, jak na Harvardzie, promować pracę zespołową, a biblioteki uniwersyteckie być otwarte całą dobę i mieć swoje stołówki, gdzie mogłyby się toczyć rozmowy i zawiązywać komitety.

Jednak autorzy sami nie wierzą w te propozycje. Obawiają się, że doświadczenie nieskutecznych protestów antyrządowych skończy się, zwłaszcza dla młodych, „wyuczoną bezradnością w podejmowaniu inicjatywy na rzecz jakiejkolwiek zmiany”. Toż to język z poprzedniej epoki, kiedy intelektualiści gromili „przegranych transformacji” za to, że nie dorośli do demokracji i wolnego rynku. Kontekst polityczny się zmienił, gospodarcze postulaty też, ale retoryka ewoluuje dość powoli.

No cóż, dyskusja się nie kończy. „Wielkie tematy myśli społecznej – pisał niegdyś Jerzy Jedlicki – mają to do siebie, że nie znajdują ostatecznych rozstrzygnięć ani w teorii, ani w praktyce”. Pytanie o to, jaki ma być ustrój Polski oraz w jakim kierunku zmierza jej wyboista społeczna modernizacja, jest takim wielkim tematem. I będzie powracać w nowych odsłonach.©

UMÓWMY SIĘ NA POLSKĘ, red. Maciej Kisilowski, Anna Wojciuk, Wydawnictwo Znak, Kraków 2023

Przemysław Sadura, Sławomir Sierakowski, SPOŁECZEŃSTWO POPULISTÓW, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2023

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Pożegnanie z narodem