Jak to robią w Bamako

Po raz drugi w ciągu niespełna roku wojsko przejęło władzę w Mali. Zamachy stanu, zmora afrykańskich państw, znów zdają się wracać do mody.
w cyklu STRONA ŚWIATA

28.05.2021

Czyta się kilka minut

Malijska policja patroluje ulice stolicy kraju Bamako, gdzie robotnicy zbierają się, by protestować przeciwko aresztowaniu prezydenta i premiera przez wojsko. 25 maja 2021 r. / FOT. AP/Associated Press/East News /
Malijska policja patroluje ulice stolicy kraju Bamako, gdzie robotnicy zbierają się, by protestować przeciwko aresztowaniu prezydenta i premiera przez wojsko. 25 maja 2021 r. / FOT. AP/Associated Press/East News /

Stutysięczne miasto Kati, leżące kilkanaście kilometrów na północ od stolicy kraju, Bamako, jest miejscem, w którym dokonują się detronizacje i intronizacje większości miejscowych przywódców. Kati nie jest starożytną stolicą ani choćby miejscem jakiejś zwycięskiej bitwy, które mogłyby uchodzić za symbolem wspaniałej przeszłości 20-milionowego Mali, przed wiekami potężnego imperium, a dziś jednego z najuboższych krajów świata. Wyjątkowe znaczenie Kati bierze się z tego, że znajduje się w nim najważniejszy garnizon wojskowy i kwatera najważniejszych w kraju dowódców, z których wielu uważa, że poradziliby sobie z rządzeniem krajem znaczenie lepiej niż cywile i bardziej niż oni nadają się na prezydentów.

Kiedy w poniedziałkowy wieczór na ulicach Bamako pojawiły się wozy pancerne i czołgi, a po mieście rozeszły wieści, że pod wojskową eskortą prezydent i premier wyjechali ze stolicy do Kati, Malijczycy doskonale wiedzieli, czym się to skończy. Nie zdziwili się więc, gdy nazajutrz rządowa telewizja ogłosiła, że rządzący zostali zatrzymani przez wojskowych i odsunięci od władzy, a w środę, że sami złożyli rezygnację. W czwartek raniutko obaj już byli przywódcy państwa zostali odwiezieni pod wojskową eskortą z Kati do Bamako.

Prezydenta wraz z premierem zwolnił z posady jego zastępca, wiceprezydent Assimi Goita, niespełna 40-letni pułkownik i komandos, który prawie rok temu w podobny sposób pozbawił władzy także poprzedniego prezydenta. Nawet w Afryce, gdzie do zbrojnych przewrotów dochodzi częściej niż gdziekolwiek indziej w świecie, wyczyn Goity robi wrażenie. Przed nim tylko młody porucznik Jerry J. Rawlings z nieodległej Ghany dwa razy (w 1979 i 1981 roku) obalał prezydentów i sam przejmował władzę.

Zamach numer cztery

W sierpniu zeszłego roku Goita wraz z towarzyszami broni z Kati zdecydowali się dokonać zamachu stanu i odsunąć od władzy panującego od siedmiu lat prezydenta Ibrahima Boubacara Keitę, ponieważ uznali, że zupełnie się pogubił i nie radzi sobie za sterami państwa. W Mali rzeczywiście sprawy miały się fatalnie. Na pustynnej północy wojsko, wspierane przez przybyłe na pomoc oddziały ONZ oraz francuskich spadochroniarzy, toczyło regularną wojnę z dżihadystami, pragnącymi przemienić nie tylko Mali, ale cały Sahel w prawowierny kalifat. Wojenny chaos pogłębiał biedę, a bezkrólewie sprawiało, że pasterze i chłopi, rywalizujący ze sobą od wieków o wodę i ziemię, nie mogąc liczyć na urzędników, sędziów ani policjantów, sami skrzykiwali się w zbrojne milicje i wywoływali własne wojenki i wojny. Ulicami Bamako przemierzały protestacyjne marsze przeciwko nieudolności rządzących, panoszącej się korupcji, wojnie, a nawet przedłużającej się obecności przybyłych z odsieczą żołnierzy z Francji, dawnej metropolii kolonialnej.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


Wojskowi w Kati uznali w końcu, że prezydent nie poradzi sobie z piętrzącymi się problemami. Posłali po niego zbrojną eskortę, przywieźli do Kati i kazali złożyć dymisję. Długo się opierał, protestował, ale w końcu nie widząc znikąd ratunku, prezydent zrobił to, czego od niego żądali wojskowi. Władzę w kraju przejęło pięciu pułkowników i powołana przez nich Narodowa Rada Ocalenia Publicznego. Szefem junty i przywódcą zamachu okazał się pułkownik Goita, niepozorny i sprawiający wrażenie nieśmiałego spadochroniarz w polowym mundurze.

Oznajmił, że wojsko wcale nie pragnie rządzić, a jedynie uprzątnąć bałagan, jaki zapanował w kraju pod rządami prezydenta cywila, i jak tylko rozprawi się z tym zadaniem, natychmiast rozpisze nowe wybory i odda władzę ich zwycięzcom. Pułkownik dodał, że według jego obrachunków stanie się to za trzy lata. Tyle według niego ma zająć porządkowanie kraju po poprzedniku. Tyle samo, trzy lata, wyznaczyli sobie na remanent państwa wojskowi w Sudanie, którzy rok wcześniej dokonali zamachu w Chartumie i odebrali władzę panującemu od 1989 roku dyktatorowi (on również doszedł do władzy wskutek zbrojnego przewrotu).

Unia Afrykańska, która po dekadach wojskowych zamachów stanu i rządów dyktatorów w mundurach z lat 60., 70. i 80., postanowiła dłużej ich nie tolerować, zgodziła się na sudańskie trzy lata okresu przejściowego. W Mali jednak postanowiła przeciwstawić się zamachowcom. Wspierana przez Zachód, pełniący od końca zimnej wojny funkcję strażnika demokratycznych obyczajów w Afryce, zagroziła Mali sankcjami i zażądała, by pułkownicy z Kati oddali władzę cywilom. W końcu, krakowskim targiem, stanęło na tym, że przez półtora roku wojskowi rządzić będą z cywilami (podobny warunek postawiono Sudańczykom), po czym urządzą wolne wybory, a sami wrócą do koszar. Pułkownicy przyjęli warunki. Na cywilnego prezydenta został przez nich wyznaczony emerytowany, 70-letni pułkownik Bah N’Daw, były minister obrony, a ten na premiera wziął sobie wskazanego przez cywilów Moctara Ouane. Szef junty, pułkownik Assimi Goita, zadowolił się posadą wiceprezydenta, pozostali pułkownicy zostali ministrami, a w styczniu 2021 roku junta została oficjalnie rozwiązana.

Zamach numer pięć

Burza zaczęła wzbierać w maju, gdy usiłujący wyzwolić się spod kontroli pułkowników prezydent Ndow rozwiązał utworzony po zamachu rząd, a premierowi kazał utworzyć nowy, który jego zdaniem lepiej nadawał się będzie do porządkowania kraju. Postanowili, że nowy rząd wybiorą samodzielnie i nie będą uzgadniać tego z pułkownikami. Zapowiedzieli też, że jesienią przeprowadzą plebiscyt w sprawie nowej konstytucji, a na przełomie lutego i marca nowe wybory parlamentarne i prezydenckie.

Kiedy w Bamako rozeszły się pogłoski, że w nowym rządzie stanowiska ministra obrony i bezpieczeństwa stracą pułkownicy, którzy wraz z Goitą dokonali zamachu, wiceprezydent zaprotestował. Złożył prezydentowi niezapowiedzianą wizytę i zażądał, by zwolnił premiera, a skład nowego rządu uzgodnił z pułkownikami z dawnej junty. Prezydent odmówił, więc Goita kazał żołnierzom sprowadzić go do Kati wraz z premierem i wyznaczonym na nowego ministra obrony gen. Souleymanem Doucoure. 

Prezydent nadal upierał się przy swoim, więc Goita, który wychowywał się pod jego okiem i traktował go jak stryja, złożył mu propozycję nie do odrzucenia – dał do podpisu oświadczenie, że N’Daw zrzeka się urzędu. Prezydent machnął ręką, a Goita wystąpił w telewizji i ogłosił, że zwolnią też premiera i unieważnią jego nowe, ministerialne nominacje. Winę za całe zamieszanie zrzucił na prezydenta i premiera, którzy pominęli go przy podejmowaniu decyzji i dymisji starego rządu oraz wyborze nowych ministrów, co uznał za „sabotaż” i złamanie umowy zawartej jesienią po zeszłorocznym zamachu stanu. Oznajmił też, że sam będzie pełnił obowiązki prezydenta, ale zamierza dotrzymać powziętych po zeszłorocznym zamachu zobowiązań i w lutym oraz w marcu przeprowadzi nowe wybory. 

Przewroty malijskie

Drugi zamach pułkownika Assimiego Goity jest już piątym zbrojnym przewrotem, do jakiego doszło w niepodległym od 1960 roku Mali. Pierwszego, już w 1978 roku, dokonał Moussa Traore, który rządził potem jak brutalny dyktator aż do 1991 roku. Wtedy sam został obalony wskutek puczu dowodzonego przez Amadou Toumaniego Toure, który uwalniając Mali od tyrana i zwracając władzę cywilom, stał się w Bamako, Mpoti, Timbuktu i Kidalu bohaterem narodowym. W 2002 roku rodacy wybrali go na prezydenta – już jako cywila, emerytowanego wojskowego. Dziesięć lat później, tuż przed końcem drugiej i ostatniej kadencji i przejściem na polityczną emeryturę, Toure także został obalony wskutek wojskowego zamachu stanu.

Żołnierze, jego dawni podwładni, zwrócili się przeciwko niemu oskarżając rząd z Bamako, że wydał ich, bezbronnych i osamotnionych, na pastwę Tuaregów i wspierających ich dżihadystów, którzy uzbroiwszy się po zęby w splądrowanych arsenałach obalonego pułkownika Muammara Kadafiego w Libii, na początku 2012 roku ruszyli na Mali, by na jego pustynnej północy utworzyć własne państwo, Azawad. Prezydent został wezwany do Kati i zmuszony do podpisania dymisji, a władzę w kraju przejęła junta pod dowództwem Amadou Sanogo.

Korzystając z zamieszania, Tuaregowie niemal bez walki zajęli północ kraju i ogłosili tam powstanie Azawadu. Ten został przejęty wkrótce, po bratobójczej wojnie, przez ich dotychczasowych sojuszników, dżihadystów, a ci, nie zadowalając się tylko północą, ruszyli na Bamako. Ich zwycięski marsz powstrzymało dopiero lądowanie w 2013 roku francuskich spadochroniarzy i wojsk ONZ. Zachód, ONZ i Unia Afrykańska wymusiły też na Sanogo, by oddał władzę cywilnemu prezydentowi, wybranemu w 2013 roku w wolnych wyborach. Jego właśnie obalił w zeszłym roku pułkownik Assimi Goita, gdy po raz pierwszy dowodził zamachem stanu i przejmował władzę.

Zachodni ból głowy

Malijski zamach stanu nie mógł wydarzyć się w gorszym czasie. Dżihadyści, których siedem lat temu powstrzymali Francuzi, wrócili i według rozmaitych szacunków kontrolują ponad połowę kraju. Przenieśli wojnę do sąsiedniego Burkina Faso, próbują ją też przenieść do innego sąsiada – Nigru. Nad nieodległym jeziorem Czad dżihadyści spod sztandarów Państwa Islamskiego i kalifatu przejęli zbrojne powstanie, które od dziesięciu lat w Nigerii, Kamerunie, Czadzie i Nigrze toczą miejscowi partyzanci z ugrupowania Boko Haram. 

W Czadzie, podczas najazdu rebeliantów z Libii, zginął dotychczasowy prezydent Idriss Déby, najważniejszy i jedyny z prawdziwego zdarzenia sojusznik Zachodu w walce z dżihadystami na Sahelu i Saharze. Po śmierci Déby’ego wojsko dokonało zamachu stanu i na jego następcę wyznaczyło syna zabitego prezydenta, Mahamata. Wiosną, po wyborach prezydenckich w Nigrze (teraz on uchodzi na Sahelu za oazę demokracji) również doszło do nieudanej próby zbrojnego przewrotu.

Francja, która na Sahelu toczy w imię Zachodu wojnę z dżihadystami, utrzymuje tam ponad pięć tysięcy żołnierzy. W Mali wspiera ich prawie pół tysiąca Brytyjczyków. Stacjonuje tam też kilkanaście tysięcy „błękitnych hełmów”, a ONZ co roku wydaje na tę misję pokojową prawie miliard dolarów.

Francja, potrzebująca miejscowych sprzymierzeńców w wojnie na pustyniach i sawannach, uznała faktyczny przewrót w Czadzie. Fala krytyki, jaka spadła za to na Pałac Elizejski, sprawiła, że zamach z Bamako spotkał się z surowym potępieniem Francuzów. Ale na sankcje przeciwko zamachowcom Zachód nie może sobie pozwolić. Pozbawiony lokalnych sojuszników nie wygra wojny z miejscowymi dżihadystami i nie powstrzyma ich ekspansji. Zaprzątnięte sprawami walki o władzę wojska Czadu czy Mali nie podejmą walki z dżihadystami, a bez nich wszystkie wysiłki Zachodu będą daremne. Nie uda się też powstrzymać napływu uchodźców do Europy, którzy pochodzą głównie z krajów Sahelu, uznawanych od lat za najsłabsze, najuboższe i najbardziej zacofane na świecie. 

Nie mając wielkiego wyboru, Zachód poświęca demokrację na rzecz złudnej nawet stabilizacji. Wojskowi rządzą dziś w Sudanie, Czadzie i Mali, nie zaniechali myśli o przejęciu władzy w Nigrze. Nie będzie też niespodzianką, jeśli wojsko przejmie władzę w Burkina Faso, a nawet w znajdującej się w głębokim kryzysie politycznym Etiopii. Zachodowi, zmagającemu się z własnymi kłopotami, pozostanie tylko robić dobrą minę do złej gry i łudzić się nadzieją, że wojskowi z Bamako czy Ndżameny nie rozsmakują się we władzy i wrócą do koszar, by zająć się żołnierką, a stery państwa oddadzą cywilom, którzy dopełnią przynajmniej demokratycznego rytuału.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej