Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Petardy, transparenty, symbole falangi, „czerwona hołota” i tak dalej; nowością jest przekreślona tęczowa flaga, bo LGBT to przecież „nowy totalitaryzm”. Policjanci dbają o manifestantów i kiedy otrzymują zgłoszenie o „prowokacyjnych ulotkach”, zatrzymują, legitymują i spisują rozdającą je kobietę. „Organizatorom nie pasują” – tłumaczy spisujący, nie podając podstawy prawnej swojego działania. Kobieta to dziennikarka OKO.press Agata Szczęśniak. A prowokacyjne ulotki? Jest na nich wiersz. To „Budowanie barykady” Anny Świrszczyńskiej.
Gdy powstanie wybuchło, Świrszczyńska była 35-letnią kobietą. Służyła jako sanitariuszka, napisze potem: „byłam posługaczką w szpitalu bez lekarstw i wody”. Arcydzielny poetycko zbiór „Budowałam barykadę” opublikowała dopiero w 1974 r. To nie tylko zapis jej pamięci, ale też dojrzała i bezkompromisowa próba summy doświadczenia całej społeczności. „Książką straszliwą” nazwał ją Miłosz. Obok „Pamiętnika z powstania warszawskiego” Białoszewskiego jest najwybitniejszym świadectwem tamtego czasu w naszej literaturze.
Ja, słysząc o „świętowaniu” rocznicy powstania warszawskiego, zawsze się wzdrygam. Czy świętem może być rocznica tragicznej klęski? Czy można świętować śmierć wielu tysięcy warszawiaków, ofiar rzezi Woli, chorych spalonych żywcem w szpitalach, kobiet zgwałconych i zamordowanych na Zieleniaku? Hołd bohaterstwu powstańców i cierpieniom cywilów – oczywiście tak. I przepowiadanie sobie ich imion, chwila milczenia przy pomniku, przy kwaterach powstańczych na Powązkach czy przy tablicy pamięci Baczyńskiego na pałacu Blanka. Jednak scena, w której w rocznicę powstania policja ochrania narodowców wykrzykujących nienawistne hasła, konfiskując równocześnie ulotkę z wierszem Świrszczyńskiej, wydaje mi się smutnym symbolem pamięci ciężko chorej. ©℗