Intymność czasu

Najbardziej cenił sobie chyba bliskość - tę najzwyklejszą, rodzinną. Wiedział, że bliskość jest ulotna, dlatego dla niej zdolny był zrezygnować z perfekcji, wielkoformatowego rozmachu, ba, nawet z koloru.

25.07.2006

Czyta się kilka minut

"Matka z ręką na piersi", 1631, akwaforta, sucha igła i rylec /
"Matka z ręką na piersi", 1631, akwaforta, sucha igła i rylec /

Grafiki, które tworzył, nie powstawały wyłącznie dla pieniędzy. Były intymnym pamiętnikiem, w którym Rembrandt na różne sposoby zapisywał czas. Dlatego dobrze, że krakowską wystawę otwiera akwaforta z 1631 roku, przedstawiająca matkę artysty.

Ten portret nie jest doskonały: ręka starej kobiety w żałobie wydaje się nieproporcjonalnie mała, jakby niepełna. Nie o rękę jednak chodzi, ale o twarz: nieco nabrzmiałą, pokrytą siecią zmarszczek (kreślonych z wyraźną czułością), z ciemnym spojrzeniem, które za wszelką cenę próbuje wydobyć się z zapadłych oczodołów - nie po to jednak, by zmierzyć się ze światem, ale po to, by przekazać odrobinę zapisanego w duszy dobrego wspomnienia, które nierozerwalnie łączy się z brakiem i przemijalnością.

Portret matki to tylko pozorne przeciwieństwo zdziwionego "Rembrandta w berecie", który stał się emblematem krakowskiej ekspozycji: gwałtownie obracającego się w kierunku widza, z lekko rozchylonymi ustami i wybałuszonymi oczami. Co zaskoczyło - a może przeraziło - młodego artystę? Nie wiemy. To nieodgadnione "coś" sprawiło jednak, że Rembrandt portretował emocjonalność i zmienność własnego ciała.

Portret z przyszłości

Kiedy oglądamy te szybkie graficzne autoportrety, rodzi się, choćby i nieuprawnione, skojarzenie z artystą jak najbardziej współczesnym - Romanem Opałką i jego "Obrazami liczonymi", odmierzającymi rytm indywidualnego czasu. Amsterdamczyk o wiele wcześniej rejestrował każdy etap swojego życia, by upodobnić się ostatecznie do starożytnych mędrców, stworzonych w 1616 roku przez Jacoba de Gheyna III, rytownika starszego od Rembrandta o pół pokolenia.

Starcy de Gheyna są dostojni, mądrzy, ale jakby nieobecni. I trudno powiedzieć, czy ich zamknięcie na świat zewnętrzny wynika wyłącznie z tego, że osiągnęli doskonałość, zatopiwszy się w księgach. Patrząc na Talesa z Miletu, trudno oprzeć się wrażeniu, że mądrość ksiąg jest dla niego spóźnioną ucieczką przed doświadczeniami życia, które odcisnęły ślad na jego kruchej, łamliwej sylwetce i zmęczonej twarzy z pogranicza snu i jawy.

Dlaczego mądrzy starcy tak bardzo zafascynowali Rembrandta? Czy widział w nich własny plan na przyszłość, wsparty pamięcią o ojcu (o czym zdawałyby się świadczyć domniemane portrety Harmena Gerritszoona van Rijn)? Na pewno nad doskonałość fizyczną przedkładał urodę doświadczenia, wolał przeżycie od imaginacji, codzienność od ułudy. I to mimo wszechobecnych w tych pracach nakryć głowy o nierzeczywiście fantazyjnych kształtach, mimo orientalnej biżuterii i aksamitnych płaszczy...

Takie wybory sprawiały, że nie zawahał się wyobrazić sobie ukochanej Saskii w wieku, w którym przedstawił własną matkę - w wieku, którego żona miała nie dożyć. Jednak "przyszłościowy" portret starej Saskii (jeśli to naprawdę ona) nie ma w sobie nic okrutnego. Wprost przeciwnie: to raczej rodzaj modlitwy o dobry los.

Może kluczem do zrozumienia tej artystycznej odwagi są żebracy, których od dostojnych mędrców różni właśnie los. Temat ten wracał często w sztuce holenderskiej XVII wieku - i to chyba nie tylko ze względu na jej realizm, ale także... swoistą malowniczość. Prezentowana na wystawie "Para żebraków" z cyklu akwafort Pietera Jansza Questa, wypoczywająca po pracy, budzi sympatię - jest niemal tak samo mieszczańska, jak odwrócona tyłem "Kobieta w kuchni" Geertruydta Roghmana, zajęta czyszczeniem naczyń, albo jego "Prządka", której towarzyszy dziecko o rysach starszych niż twarz opiekunki.

Żebracy Rembrandta są jednak kimś więcej, niż tylko nieudanymi mieszczanami. O ich kondycji nie świadczy ubiór, zarysowany szkicowo, ale siwe, zaniedbane włosy opadające na czoło, grymas bólu na ustach, nos rozlewający się na policzki, bynajmniej jednak nie groteskowy. Ci ludzie cierpią. Niewiele różnią się od postaci szarlatanów, wieśniaków, wędrownych muzykantów - ale także od człowieka, któremu miłosierny Samarytanin udzielił pomocy.

Ostatnia scena nie może w tym kontekście dziwić: Rembrandt rozumiał Biblię po protestancku, bez fajerwerków i mistycyzmów, za to z ogromnym poczuciem jej bardzo ziemskiego realizmu, mocno obecnego zwłaszcza w dwóch wyobrażeniach Abrahama - wyganiającego Hagar z Izmaelem i pieszczącego Izaaka. Ileż ludzkich emocji widać w tych dopełniających się pracach (choć identyfikacja tematu drugiej ryciny nie jest wcale pewna): ileż tu czułości pomieszanej ze strachem, rezygnacji i poczucia winy, wspomnienia i nadziei.

Góry Holandii

Ciekawe, że większość "żebraczych" rycin pochodzi z początku lat 30. XVII wieku, z okresu, gdy Rembrandt był jeszcze bardzo młodym człowiekiem. Nigdy nie dowiemy się, do jakich wniosków doprowadziła artystę wnikliwa, codzienna obserwacja biedy. Na pewno jednak do innych niż w przypadku jego konkurenta na ówczesnym holenderskim rynku sztuki, Adriaena van Ostade, który po prostu lubił przaśne, wiejskie życie i wprowadzał do swoich rycin prostą witalność. Tej jednej cechy - przaśności - na rycinach Rembrandta nie dojrzymy na pewno.

Choć objawi się nam witalność. Tyle że inaczej. Na przykład w akwafortowych pejzażach, które Rembrandt zaczął robić w latach 40. W salach MCK pokazano jeden z nich: w płaskiej okolicy (co wcale nieoczywiste, bo artyście zdarzało się do depresyjnego krajobrazu Holandii wprowadzać góry) rozłożyła się wielka chata kryta słomą. Przed nią pasą się zwierzęta, które portretuje rysownik w wysokim kapeluszu. Czyżbyśmy mieli przed oczami jeszcze jeden, nieoczywisty autoportret artysty? Jedno wydaje się pewne: ten pejzaż, niemal sielski, ma w sobie tyle samo radości, ile mają sceny w karczmach i kuchniach Adriaena van Ostade. Tyle że jest to witalność dyskretna, podskórna, rzec by można - niepewna własnej mocy. I penetrująca nowe rejony życia.

***

Wystawa w Międzynarodowym Centrum Kultury - dobrze zaaranżowana, także kolorystycznie - obejmuje siedemdziesiąt trzy akwaforty Rembrandta (z trzystu, które wykonał) i sześćdziesiąt siedem prac współczesnych mu grafików, Flamandów i Holendrów. Wszystkie pochodzą z Gabinetu Rycin Polskiej Akademii Umiejętności i w większości stanowią dziedzictwo Wielkiej Emigracji, której przedstawiciele przekazywali swoje kolekcje zbiorom publicznym.

Prezentacja to wyraz potrójnego jubileuszu. Nie tylko tego najbardziej oczywistego: czterechsetlecia urodzin Rembrandta, ale także stupięćdziesięciolecia Biblioteki Naukowej Polskiej Akademii Umiejętności (Gabinet Rycin stanowi jej część) i piętnastolecia Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie. To wydarzenie ma jednak jeszcze jeden wymiar: dowodzi, że krakowski Rynek - coraz bardziej przypominający bazar - nie stracił jeszcze kontaktu z tym, co naprawdę europejskie.

"REMBRANDT I KONKURENCI. Grafika niderlandzka XVII wieku z Gabinetu Rycin PAU w Bibliotece Naukowej PAU i PAN w Krakowie"; Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie; autor i kurator wystawy: Krzysztof Krużel; aranżacja plastyczna: Maciej Leśniak; wystawa, której towarzyszy katalog, potrwa do 27 sierpnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2006