Interesy dla odważnych (PL)

Biznes w Rosji to spore ryzyko. Może się udać, ale kilka polskich firm spakowało manatki. To jak gra w rosyjską ruletkę.

24.11.2011

Czyta się kilka minut

W tym roku (dane z listopada) Polacy zainwestowali w Rosji 650 mln dolarów, co jest kwotą o 50 mln dolarów większą niż w całym roku poprzednim. W tym samym okresie Rosjanie zainwestowali w Polsce raptem 45 mln dolarów. Polskich biznesów w Rosji nie przybywa, ale te, które już są, rozrastają się. A do potentatów należą firmy z branży przetwórstwa drzewnego i produkcji artykułów higienicznych.

- Te kilkaset milionów dolarów to śmieszna suma jak na kraje sąsiadujące - ocenia Stanisław Ciosek, były ambasador Polski w Związku Radzieckim i Rosji. Dane pokazują, że Polacy wchodzą na rosyjski rynek z drobnymi i średnimi firmami, a Rosjanie celują w kupno strategicznych przedsiębiorstw energetycznych, jak gdańska rafineria Lotos. U nich wciąż dominuje logika wielkich przemysłowych zakładów. W Rosji brakuje małych i średnich firm, dlatego Polacy mogliby wypełniać tę niszę. W Rosji można wszystko sprzedać, bowiem rynek jest duży. Należy tylko wiedzieć, jak się po nim poruszać.

Kiedy wódka się leje

Wejście na rosyjski rynek to odważna decyzja. Radcy z Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Moskwie jednym tchem wymieniają bariery inwestycyjne. To przede wszystkim biurokracja: uzyskanie zezwoleń na dzierżawę gruntu, podłączenie wody i prądu, zatrudnienie ludzi. Problemów nastręcza pozyskanie wysoko wykwalifikowanych pracowników, których na rosyjskim rynku, z wyjątkiem informatyków, brakuje. Kolejnym czynnikiem "niesprzyjającym" jest korupcja. Roczne dochody osób biorących łapówki w Rosji to 300 miliardów dolarów, czyli jedna czwarta rosyjskiego PKB. Poza tym, prawie codziennie zmienia się prawo.

- Trzeba mieć specjalistów, którzy nieustannie śledzą nowe przepisy, a także potrafią je interpretować. W różnych podmiotach federalnych są różne normy, dlatego namawiam potencjalnych inwestorów do współpracy z administracją lokalną. Jej często zależy na współpracy z inwestorami, ponieważ chce się później chwalić na zewnątrz, jaka to ona "wspaniała" - mówi radca-minister Marek Ociepka, szef Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Moskwie.

Chargé d’affairs w Moskwie w latach 2005-06 Wiktor Ross ostrzega jednak, by w kontaktach z gubernatorami obwodów i merami miast zachować czujność.

- Zdarza się, że przy dużych ilościach wódki przedstawiciele władz regionalnych przekonują inwestorów do przyjazdu i obiecują złote góry. Zachęcony inwestor chce potem wybudować fabrykę i zaczyna się walka z wiatrakami: z dzierżawą gruntu, z pozwoleniem na budowę, z podłączeniem wody czy ścieków... Każdej instytucji musi dawać łapówkę, by cokolwiek załatwić - mówi dyplomata.

Jednak jest kilka przykładów udanej współpracy polskich inwestorów z administracją lokalną, dzieje się tak, kiedy gubernator czy mer rozumie korzyści z napływu kapitału. Jeśli taki samorządowiec się trafi, to już początek sukcesu.

- Najpierw należy nawiązać kontakty. Ten rynek jest inny niż francuski czy niemiecki, ale łatwych rynków nie ma. Jego specyfika to zupełnie odmienne prawo, inne podejście do przedsiębiorców, bardziej emocjonalne niż pragmatyczne jak na Zachodzie. To jest przede wszystkim biznes oparty na relacjach - tłumaczy Jacek Faltynowicz, prezes katowickiej Elektrobudowy SA, która ma fabrykę w Wotkińsku (europejska część Rosji). I tam produkuje m.in. rozdzielnice średniego napięcia dla energetyki.

Ryzyk-fizyk

Przykładem sukcesu biznesowego jest położona niespełna 100 km od Moskwy miejscowość Jegoriewsk i założona tam przez Polaków spółka z o.o. Bella, produkująca artykuły higieniczne, głównie dla kobiet.

We wrześniu mer Jegoriewska Michaił Ławrow otrzymał od prezydenta Bronisława Komorowskiego Złoty Krzyż Zasługi za wsparcie rozwoju polskiej przedsiębiorczości w Rosji. Ale początki były trudne. Na początku lat 90. Bella weszła na rosyjski rynek z produktami, stworzyła własną sieć dystrybucji i struktury sprzedaży. Dziś ma w kraju nad Wołgą siedem centrów regionalnych, a we wszystkich 23 miastach powyżej miliona mieszkańców własne biura, magazyny i sprzedawców.

Sukces rynkowy zachęcił do wybudowania fabryki, która ruszyła w 2003 r. Zakład rozrastał się, powstało centrum logistyczne o powierzchni 20 tys. metrów kwadratowych, kolejne hale produkcyjne, a Bella uzyskała ponad 50-procentowy udział w rynku i światowi potentaci patrzą na jej sukces z uznaniem. Dziś spółka zatrudnia ponad 2 tys. Rosjan, a jej produkty można kupić w każdym supermarkecie.

- Cieszę się, że właściciel największej inwestycji polskiego prywatnego kapitału w Rosji może być ambasadorem polskiego biznesu, a nasze codzienne kontakty z administracją i rosyjskim środowiskiem biznesu zmieniają stereotypy polsko-rosyjskich relacji, zarówno w głowach Polaków, jak i Rosjan - mówi Jarosław Józefowicz, prezes Toruńskich Zakładów Materiałów Opatrunkowych SA, właściciel rosyjskiej spółki.

Do ważnych projektów biznesowych z udziałem polskiego kapitału można zaliczyć inwestycje związane z przetwórstwem drewna i produkcją mebli, a także ceramiki sanitarnej czy opakowań. Według danych za ubiegły rok, 87 proc. inwestycji trafia do dwóch okręgów federalnych: północno-zachodniego, obejmującego obwód kaliningradzki, nowogrodzki i leningradzki wraz z Sankt Petersburgiem, a także okręgu centralnego - ze stolicą i obwodem moskiewskim na czele.

- Recepta na sukces jest prosta: trzeba ryzykować, bo bez tego nie ma biznesu, i wstrzelić się w rosyjski rynek. A tu jest popyt na zaawansowane technologie i wszelkiego rodzaju przetwórstwo, od rolno-spożywczego, poprzez przemysłowe, surowcowe, do drzewnego - mówi Marek Ociepka. Mały i średni przemysł przetwórczy jest mile widziany, ponieważ w Rosji są albo gigantyczne zakłady, albo nie ma ich wcale.

Jednak w Rosji w praktyce nic nie jest takie samo dla wszystkich. Dlatego dobrze mieć wsparcie administracji lokalnej. Taki "parasol" miał producent mebli Forte SA, który kupił i wyremontował fabrykę w miejscowości Włodzimierz, stolicy obwodu graniczącego z obwodem moskiewskim. Właściciele firmy przejeżdżali przez Włodzimierz i spontanicznie spotkali się z miejscowymi władzami. Pierwsza rozmowa miała miejsce w maju 2005 r., a już w grudniu ruszyła produkcja. Mer miasta co miesiąc spotykał się z inwestorem i przedstawicielami wszystkich instytucji, które wykonywały dla niego prace przygotowawcze.

- Każdy wiedział, że trzeba wykonywać zadania na czas - mówi Henryk Cuga, sekretarz Rady Biznesu Polska-Rosja, który śledził inwestycję. - Kluczem do sukcesu jest dobre umiejscowienie inwestycji. Część gubernatorów zabiega o pewne gałęzie przemysłu dla swoich obwodów. Jeżeli przedsiębiorca się wstrzeli, to może korzystać z konkretnego wsparcia - dodaje.

Na początku roku Forte sprzedało jednak fabrykę mebli tureckiemu inwestorowi za ponad 12 mln euro. Spółka niechętnie mówi o powodach rezygnacji z biznesu w Rosji.

- Tu trzeba uważać, bowiem można trafić na minę. Nie wiem, dlaczego Forte sprzedało swój zakład, produkowało nowoczesne meble, potrzebne na rynku rosyjskim. To była kura znosząca złote jajka - mówi Marek Ociepka z ambasady w Moskwie.

Szarpanina

Polskie inwestycje w Rosji trudno oceniać w kategoriach sukcesów bądź porażek. Sytuacja potrafi się zmienić z dnia na dzień. Przykład producenta materiałów budowlanych Atlas pokazuje, że ryzyko jest ogromne. Firma weszła na rynek rosyjski z eksportem w połowie lat 90. Polscy budowlańcy zdobywali coraz większe segmenty rynku, wyrobili sobie solidną markę. W 2003 r. wybudowali własną fabrykę w miejscowości Dubna pod Moskwą. I zaczęły się kłopoty: podrabianie produktów na szeroką skalę. Doszło do tego, że produkowanych na miejscu materiałów budowlanych Rosjanie nie chcieli kupować, bowiem uważali je za podróbki. Nie mogąc poradzić sobie z zalewem fałszywek, firma sprzedała fabrykę w 2006 r.

- Próbowaliśmy pójść własną drogą, wybudowaliśmy zakład produkcyjny, przecieraliśmy szlaki, walczyliśmy z biurokracją o różne pozwolenia. Było jednak za dużo szarpaniny. Poza tym, w Rosji istnieje zjawisko zwane kryszą, czyli "opieką" nad firmą. Gdy zaczyna ci się powodzić, różne szare struktury zaczynają się interesować twoim biznesem. To także miało wpływ na naszą decyzję. To było dla nas cenne doświadczenie - mówi Lech Gabrielczak, dyrektor ds. eksportu Grupy Atlas.

Producent chemii budowlanej wyciągnął wnioski z rosyjskiej lekcji i niedawno otworzył fabrykę na Białorusi. Nie działa już na własną rękę, tylko z miejscowym wspólnikiem. Rosja pozostaje nadal najważniejszym rynkiem eksportowym w tej części Europy.

Robienie interesów w kraju nad Wołgą przypomina rosyjską ruletkę. Nie zawsze o niepowodzeniu decyduje korupcja, biurokracja czy faworyzowanie przez państwo rosyjskich przedsiębiorstw, bowiem zagraniczni inwestorzy spotykają się z tymi zjawiskami na całym świecie - od Chin, poprzez kraje arabskie, po kontynent afrykański.

- W Rosji nie jest chroniona własność intelektualna, sądy gospodarcze nie stają w obronie przedsiębiorców. Muszą oni działać na własną rękę. Można jakiś klej wrzucić do worka, napisać na nim Atlas i sprzedawać bez ryzyka, że trafi się za to do więzienia - mówi Henryk Cuga. Mało tego, sądy gospodarcze jedną decyzją potrafią doprowadzić do likwidacji danego biznesu i zagarnięcia własności. Wymiar sprawiedliwości jest słaby. Hamulcem rozwoju gospodarczego jest też zabetonowany system polityczny. Istnieje ryzyko tąpnięcia, a przedsiębiorcy nieustannie muszą zadawać sobie pytania o stabilność i przewidywalność rosyjskiego państwa.

Było kilka okresów "sparzenia się" polskich inwestorów. To załamanie finansowe z 1998 r. i kryzys gospodarczy z 2008 r., związany również z wojną przeciw Gruzji. Ostatni kryzys pokazał, że sektor bankowy jest słabo rozwinięty, a bank centralny dotuje banki powiązane z obecną elitą polityczną.

W Rosji polskim inwestorom lekko nie jest. Sposób myślenia: "skoro masz pieniądze, to musisz się dzielić, by zarobić" utrudnia funkcjonowanie. Dlatego w rosyjskim biznesie bardziej sprawdza się hasło "tisze jediesz, dalsze budiesz".

Tomasz Kułakowski jest dziennikarzem Polskiego Radia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2011