Instytucje i obyczaje

Kolejny odcinek teleturnieju "Prezydent-Premier", którego byliśmy świadkami z okazji brukselskiego szczytu, był szczególnie emocjonujący. Gąszcz dąsów i oskarżeń, pochopnych deklaracji i wstydliwych pomyłek - to wszystko przysłoniło treść i sens samego szczytu. Jego doniosłość przekracza skutki naszej konstytucyjnej dwuwładzy.

21.10.2008

Czyta się kilka minut

Finansowy kryzys zachwiał dotychczasową powszechną wiarą w samooczyszczającą moc wolnego rynku. Gdyby ktoś rok, pięć czy piętnaście lat temu zasugerował znacjonalizowanie największych brytyjskich banków, zostałby niechybnie sklasyfikowany jako niepoprawny, radykalny fantasta. Jego miejsce byłoby na politycznym marginesie, zaś na pewno nie na czele brytyjskiego gabinetu. Nie wiadomo, jakie skutki przyniosą tak radykalne działania, lecz jeden efekt wydaje się długofalowy - podważenie koncepcji ekonomicznych spod znaku TINA (There Is No Alternative - nie ma innej alternatywy). Choć przez całe lata twierdzono, że rola państwa nieuchronnie będzie maleć w obliczu wzrostu znaczenia instytucji finansowych, gdy przyszło co do czego, wszystkie oczy zwróciły się z nadzieją właśnie w stronę władzy politycznej.

Działania, które europejskie państwa podjęły w odpowiedzi na kryzys finansowy, wcześniej na pewno wywołałyby także gwałtowny sprzeciw unijnych instytucji. Dotąd to one ustawiały się w roli spoiwa europejskiej tożsamości. Niczym absolutystyczne państwa widziały swych "poddanych" jako źródło wiecznych kłopotów wynikających z ich nieuleczalnego partykularyzmu. Umacnianie tych instytucji miało służyć budowie poczucia wspólnoty, dla której największym zagrożeniem była niezależność, nieuchronnie (wedle takich koncepcji) skutkująca odśrodkowymi działaniami na własną rękę.

W obliczu kryzysu żadne z reagujących państw nie przejęło się zbytnio możliwym brukselskim sprzeciwem. Nie znaczy to, że idea europejska legła w gruzach. Ostatni szczyt był niewątpliwym jej zwycięstwem - tyle tylko że opierając się na innych podstawach. Choć niewątpliwie inicjatywę przejęli narodowi przywódcy i narodowe instytucje, to jednak czuć bardzo wyraźnie ducha wspólnoty. Państwa, których kryzys dotknął w mniejszym stopniu, mimo wszystko dostosowują swoje działania do wspólnej potrzeby odbudowy zaufania do systemu finansowego. Odgórnie organizowana jedność nie jest koniecznym warunkiem, jeśli wszystkich przenika poczucie jednego losu, a wspólnotowe obyczaje są dobrze zakorzenione.

Jedność powstała w obliczu wspólnej próby jest trwalsza i mniej nasycona podejrzliwością niż ta powstająca pod odgórnym naciskiem. Miejmy nadzieję, że kryzys i nasze prezydencko-rządowe perypetie kiedyś miną, zaś europejskie poczucie rzeczywistej wspólnoty pozostanie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2008