Inny punkt widzenia

O propozycje zmian w ustawie o policji oraz o zastrzeżenia wobec nich zapytaliśmy byłych funkcjonariuszy służby specjalnych

11.01.2016

Czyta się kilka minut

 / Il. Marcin Bondarowicz
/ Il. Marcin Bondarowicz

O propozycje zmian w ustawie o policji oraz o zastrzeżenia wobec nich zapytaliśmy Piotra, b. oficera Centralnego Biura Śledczego, oraz Daniela, b. funkcjonariusza służb specjalnych (imiona zmienione).

PIOTR, OFICER W WYDZIALE NARKOTYKOWYM, POTEM 10 LAT SŁUŻBY W CBŚ: Wbrew temu, co pisze większość dziennikarzy, proponowane zmiany zawężają możliwości inwigilacji. Przewidują np. pewną kontrolę nad korzystaniem z billingów i danych o lokalizacji. Przez ostatnie 25 lat takiej kontroli nie było w ogóle. Żądania udostępnienia billingu policja nie musiała uzasadniać nawet przed operatorami.

Przeciwnicy zmian uważają m.in., że osoby, o których niejawnie pozyskiwano informacje, „w rozsądnym czasie” po zakończeniu działań operacyjnych powinny być o tym powiadomione. Rzecz w tym – zwracają nam uwagę b. funkcjonariusze – że taki „rozsądny czas” nie zawsze da się wyznaczyć. A to nie koniec problemów z obowiązkiem informowania.

DANIEL, WIELOLETNI OFICER SŁUŻB SPECJALNYCH: Wielu prawników nie potrafi wyjść poza kodeks postępowania karnego. Różnica polega na tym, że opisywane w nim czynności procesowe, a więc zmierzające do sformułowania aktu oskarżenia, w którymś momencie się kończą. Zaś czynności operacyjne, które w celach informacyjno-analitycznych wykonują agencje wywiadowcze – nie.

PIOTR: Wyobraźmy sobie, że podczas lipcowego szczytu NATO w Warszawie dowiadujemy się dzięki podsłuchom, że służby państwa trzeciego prowadzą operację, która ma storpedować nasze stanowisko negocjacyjne. Wiemy, jakich argumentów będzie używać strona przeciwna w celu zbicia naszych argumentów. Szef MSZ i premier przygotowują kontrargumenty – i operacja obcych służb nie przynosi szkody. Tymczasem, gdyby zastosować się do postulatów niektórych prawników, mielibyśmy obowiązek powiadomić stronę przeciwną, w jaki sposób zdobyliśmy nasze informacje. To tak, jakbyśmy po rozszyfrowaniu Enigmy musieli o tym poinformować Niemców!

Inny przykład. Załóżmy, że próbujemy pozyskać źródło z otoczenia rosyjskiego dziennikarza, o którym wiemy, że jest oficerem wywiadu Federacji Rosyjskiej. Pierwsze, co robimy, to sięgamy po jego billingi – po ich analizie może się okazać, że z kilkoma osobami kontaktuje się z innych powodów niż oficjalne. Część z nich typujemy potem jako kandydatów na nasze źródło, a więc sprawdzamy, kim są i czym się zajmują – wszystko przy pomocy billingów i danych lokalizacyjnych. Według postulowanych tu ograniczeń wszystkich tych ludzi musiałbym potem o tym poinformować! Sam agent dowiedziałby się z billingu, z kim się kontaktowałem, a potem tylko sprawdziłby, kto mu powiedział, że jego również powiadomiłem, a kto nie. I na tej podstawie wytypowałby tych, którzy poszli ze mną na współpracę.

DANIEL: Czasem policji chodzi o zapobieżenie przestępstwu. Jakaś grupa planuje napad na bank. Nic więcej nie wiemy i nie potrafimy się dowiedzieć. Stosujemy więc tzw. obserwację japońską, czyli taką, którą przestępcy na pewno zauważą: chodzimy za nimi przez tydzień i w efekcie oni rezygnują z napadu, przynajmniej na jakiś czas. Mielibyśmy ich potem informować, że prowadziliśmy względem nich działania operacyjne – i że właśnie się one skończyły?


CZYTAJ TAKŻE:


Czy możliwość sięgania po billingi i dane lokalizacyjne należy, analogicznie jak to jest dziś z podsłuchami, ograniczyć do tzw. przestępstw katalogowych, czyli wyliczonych w ustawie: szpiegostwa, terroryzmu, zabójstw, handlu żywym towarem, narkotykami czy bronią? To zły pomysł – słyszymy od naszych rozmówców.

PIOTR: Paradoksalnie część z tych przestępstw jest dla przeciętnego obywatela mniej uciążliwa niż niejedno z pozoru lżejsze. Jeżeli dwóch wyrostków w kapturach pobije mnie w biały dzień na Krakowskim Przedmieściu i ucieknie, prawdopodobieństwo wykrycia sprawcy będzie niewielkie. Chyba że policji pozwoli się skorzystać z danych telefonów, które się tam wtedy logowały. Funkcjonariusze sprawdzą, które z nich kontaktują się między sobą – jeśli sprawcy są kumplami, pewnie do siebie czasem dzwonią. Zobaczą, czy ich właściciele są notowani lub czy kontaktują się z kimś notowanym – i w ten sposób szybko wytypują sprawcę.

DANIEL: Gdyby to przeszło, to jeśli ktoś włamałby się do Muzeum Czartoryskich w Krakowie i ukradł „Damę z łasiczką”, nie można by skorzystać z danych o logowaniach – kradzież z włamaniem nie jest tzw. przestępstwem katalogowym.

Pamiętajmy, że przestępców ściga się nie tylko „klasycznie”, czyli w kierunku od zdarzenia do sprawcy: gdy mamy dowody przestępstwa i szukamy, kto je popełnił. Ale też w drugim kierunku, który opiera się głównie na działaniach operacyjnych, prowadzi od sprawcy do zdarzenia. Załóżmy, że mamy grupę, która „rąbie” mieszkania. Musimy się nią operacyjnie zainteresować: rozpoznać, kto, gdzie, z kim, na jakich zasadach… Czyli: sprawdzać billingi, zbierać informacje przy pomocy agentury – z tego mogą nam „wyjść” przestępstwa – także te przyszłe.

Jeden postulat ograniczeń inwigilacji nasi rozmówcy uznają za słuszny: kwestię przechowywania pozyskanych w ten sposób informacji.

PIOTR: To dla mnie jedyny punkt w tym wszystkim, o którym trzeba rozmawiać. Rzeczywiście, jeżeli działania operacyjne nie doprowadzają do niczego, pozyskane w ich ramach informacje powinny być szybko niszczone pod kontrolą.

Funkcjonariusze mówią nam także o innych ograniczeniach, które, ich zdaniem, krępują pracę policji i innych służb.

PIOTR: Pamiętam sprawę sprzed wielu lat: napad, morderstwo, brak wyjścia na sprawcę. Przestępcy przesiedli się do swoich samochodów, które nie miały nic wspólnego z przestępstwem. Wykryto ich szybko tylko dzięki temu, że któraś z komend jednego z nich podejrzewała o handel narkotykami i zamontowała mu w aucie podsłuch. Policjant na słuchawkach usłyszał nagle, jak rozdzielają pieniądze z napadu i opowiadają, kto kogo zastrzelił. Zatelefonował do kolegów: wasi sprawcy jadą takim a takim samochodem. Dziś trzeba by najpierw dzwonić do prokuratora o tzw. zgodę następczą – gdyż podsłuch zainstalowano w związku z innymi podejrzeniami.

Niedostatek ograniczeń w dostępie do danych telekomunikacyjnych może jednak koniec końców skutkować inwigilacją wszystkich, „na wszelki wypadek”. Co wtedy?

DANIEL: To tak nie działa. Do tzw. zainteresowania operacyjnego trzeba mieć wobec konkretnej osoby konkretne podejrzenia. Policjant nie może nawet zatrzymać samochodu do „rutynowej kontroli”, jeśli nie ma podstawy prawnej i tzw. podstawy faktycznej. Wszystkie te czynności są rejestrowane i rozliczane. Można je odtworzyć, prześledzić, dojść do tego, czy podjęto je prawidłowo, czy nie.

PIOTR: Jeśli pobieram od operatora billing, muszę mieć na to papier. A w biurach bezpieczeństwa operatorów komórkowych pracują zazwyczaj byli funkcjonariusze, często ci, którzy odeszli ze służby, gdy zmieniała się opcja polityczna. Oni bardzo chętnie, gdy tylko opcja, której nie lubią, odejdzie – podpowiadają nowym władzom, gdzie można dopatrzeć się nieprawidłowości. Np. że w jakimś okresie ktoś pobierał billingi znanych dziennikarzy.
Przez pierwsze miesiące nowych rządów – wszystko jedno, kto przejmuje władzę – głównym zajęciem nowych szefów służb jest znajdywanie nieprawidłowości, które można wykorzystać przeciw poprzednikom. Na miejscu szefów służb bałbym się więc wystąpić z wnioskiem o podsłuchy na lipnych podstawach, bo najpóźniej za kilka lat po tym mógłbym pójść siedzieć.

Inwigilacja cyfrowa jest dla obywateli bezpieczniejsza niż klasyczne metody, bo pozostawia ślady – podkreślają funkcjonariusze. Na serwerach „widać”, kiedy jakie dane pobrano. „Dawniej centralki telefoniczne były na wtyczki. Można sobie było założyć nielegalny podsłuch i nikt tego nie wykrył. Teraz się tak nie da” – mówią. I dodają:

PIOTR: Kiedyś telefonowało się do policyjnej bazy danych, przedstawiało się i podawało nazwisko osoby do sprawdzenia. Wielu policjantów, gdy poznawało nową dziewczynę, od razu sprawdzało jej dane teleadresowe. Nie tylko po to, żeby sprawdzić, kiedy ma urodziny. Kontrolowali też np., czy nie podstawiło jej im środowisko przestępcze. Teraz to niemożliwe: kiedy się logujesz, w systemie zostaje twój identyfikator. Prędzej czy później ktoś się zainteresuje, że sprawdzasz dane, które się nie wiążą z żadnym postępowaniem. I przyjdzie kontrola.

Byli funkcjonariusze przyznają, że nie ma doskonałego mechanizmu kontroli. Ale, dodają, nie ma też doskonałego prawa.

PIOTR: Czasem zamyka się niewinnego w areszt tymczasowy. To przerażające, ale nie musi wynikać ze złej woli, tylko np. z nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Czy takie przypadki oznaczają, że trzeba zlikwidować instytucję aresztu tymczasowego?

DANIEL: Zależność między poziomem bezpieczeństwa a swobodami obywatelskimi jest suwakowa: im większy poziom bezpieczeństwa służby chcą zapewnić, tym bardziej trzeba ograniczać prawa i wolności obywatelskie. Mogę się wkurzać, że koło domu chodzą mi patrole, ale dzięki temu nikt mi się nie włamuje do auta. Sztuką jest znalezienie takiego poziomu suwaka, żeby zapewnić akceptowalny poziom bezpieczeństwa i akceptowalny poziom ograniczenia swobód obywatelskich.

Zaś akceptacja dla tych ograniczeń – zgadzamy się na koniec – zależy w dużej mierze od naszego zaufania co do intencji służb. Oraz ich politycznych mocodawców. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2016