Inna próba bilansu

Najbardziej uroczyste obchody, poważne teksty, choćby z ośmiostronicowego dodatku do Tygodnika, istotna książka Normana Daviesa, nie są w stanie wyczerpać problemów związanych z Powstaniem Warszawskim. Za każdym razem wraca straszliwy bilans Powstania.

15.08.2004

Czyta się kilka minut

Urodzony przed wojną w Warszawie, żyłem w tym mieście od 31 sierpnia 1939 do 4 października 1944 bez jednego dnia przerwy. Mam powody, by dokonać prywatnych rachunków. Spalone mieszkanie moich rodziców z całym dobytkiem. W rezultacie przez dziesięciolecia mieszkaliśmy w gorszych warunkach niż poprzednio. Spalony dom naszego dziadka, solidnego stolarza, który pracując osobiście, zatrudniał w swym warsztacie 11 czeladników i uczniów. Jego śmierć w powstańczej wędrówce. Same straty.

A jednak od lat drąży mnie myśl, że niemal wszystko, co się dobrego zdarzyło w moim życiu, to jest rodzaj renty za Powstanie.

Powiada trafnie profesor Holzer, że okupanci niemieccy i sowieccy konkurowali ze sobą w planowym niszczeniu polskich elit. Można więc sobie wyobrazić, co musiałoby - nie tylko mogło, lecz musiałoby się wydarzyć - gdyby wkraczająca do Warszawy Armia Czerwona zastała tam całą AK, uzbrojoną, wierną wojskowej przysiędze, istniejącemu na miejscu dowództwu, Delegaturze Rządu. Czy można się łudzić, że Stalin tolerowałby taką sytuację? Niemcy oczywiście szczególnie chętnie mordowali profesorów i elity. Ale ich wiedza o podziemiu stanowiącym szeroką elitę była jednak skromna. Komuniści wiedzieli o nim więcej. W powstaniu młodzi ginęli częściej, jednak straty rozkładały się na wszystkie generacje i wszystkie warstwy społeczne. Oprawcy Stalina uderzaliby precyzyjniej. Masowe aresztowania i wywózki pociągnęłyby za sobą zbrojny opór i okrutną rzeź. W tym powstaniu nie byłoby bombardowań, mogłyby ocaleć domy, a nawet ilość zabitych mierzona w liczbach byłaby niższa. Natomiast koszty polityczne ciążyłyby nad Polską w sposób dławiący. Skazani byśmy zostali na prosty wybór: oczywista zdrada albo całkowita rezygnacja z aktywności.

Nie umiem podzielać poglądu Normana Daviesa , że “porażka Powstania otworzyła szerzej bramy dla instalowania w Polsce reżimu komunistycznego... wymordowanie (przez Niemców) w Warszawie części inteligencji... pozbawiło Polskę kwiatu niezależnej, krytycznej warstwy oświeconej. To było ogromne ułatwienie dla nowej, nie lubianej władzy". To w ogromnym stopniu prawda. To jednak, że te morderstwa wykonane na korzyść Stalina obciążały konto Hitlera, pozwalało tym inteligentom, którzy ocaleli, działać z dobrą wolą, mimo wszelkich ograniczeń, tak jak gdyby żyli w wolnej Polsce.

Tu pora wrócić do prywatnych doświadczeń. Myślę o losach mego starszego przyjaciela, któremu wiele zawdzięczam. Urodzony w maju 1926 Jan Józef Lipski wcześnie znalazł się w Szarych Szeregach, uczestnicząc w akcjach małego sabotażu. Od roku 1943 i przez rok 1944 był żołnierzem AK w batalionie, potem pułku “Baszta". Uczestniczył oczywiście w Powstaniu, był ciężko ranny, otrzymał Krzyż Walecznych. Nie ulega dla mnie kwestii, że gdyby nie powstanie, ten 18-letni akowiec z inteligenckiej rodziny z jego charakterem w najlepszym razie powędrowałby na Kołymę.

Jan Józef w roku 1946 zdał maturę w liceum Słowackiego i rozpoczął w tym samym roku studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. To jednak był wtedy prawdziwy polski uniwersytet i Jan Józef wyniósł z niego prawdziwe wykształcenie. W roku 1948 debiutował w “Nowinach Literackich" omówieniem “Zająca" Adolfa Dygasińskiego, co nie było w konflikcie z jego wyraźnymi poglądami politycznymi. Swemu nastawieniu dał wyraz będąc w roku 1950 współautorem jednego z dwu programowo niemarksistowskich referatów na Zjeździe Młodych Polonistów. Autorami drugiego byli Jan Błoński, Ludwik Flaszen, Andrzej Kijowski i Konstanty Puzyna.

Poznałem Jana Józefa jako 13-latek. Dopuszczany do jego towarzystwa, usłyszałem tam wiele zdań, które zaważyły na moich literackich i życiowych wyborach. To u niego uczestniczyłem w zbiorowej lekturze fotokopii wydawnictw “Kultury" wyświetlanych na ścianie przez projektor do bajek jego syna Jana Tomasza.

Gdy w roku 1952 Jan Józef kończył studia, a ja je zaczynałem, jego rady pozwoliły mi rozróżniać, co tam było jeszcze z prawdziwego uniwersytetu, a co należało opanować, zdać i usunąć z umysłowych zasobów.

Po latach myśląc o Powstaniu myślę o Nim, którego znałem akurat najbliżej ze wszystkich jego uczestników. Jestem głęboko przekonany, że stawiając się 1 sierpnia na zbiórce “Baszty" postąpił słusznie, a wszystko, co potem w życiu robił, było dalszym ciągiem tamtego wyboru.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk literacki, publicysta i były felietonista “TP". Wydał zbiory tekstów: “Pustelnik z Krakowskiego Przedmieścia" (Puls 1993) oraz “Generał w bibliotece" (WL 2001). Zagrał w “Rejsie" Marka Piwowskiego. Od lat mieszka w Paryżu, gdzie prowadzi księgarnię.

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2004