Ikona jak plakat

Zderzenie sacrum i profanum w moich obrazach jest wypadkową naszej powierzchownej religijności – mówi Borys Fiodorowicz.

02.08.2021

Czyta się kilka minut

Borys Fiodorowicz, Welon opieki / FINEARTPRINTS.PL
Borys Fiodorowicz, Welon opieki / FINEARTPRINTS.PL

To tajemniczy artysta. Nie pojawia się nawet na wernisażach swoich wystaw. Jego obrazy stają się coraz popularniejsze – i droższe. Zbiera pochwały w środowiskach chrześcijańskich i niechrześcijańskich, ale nie brakuje też krytyków doszukujących się w jego twórczości kpiny ze świętych postaci i z doktryny, a nawet bluźnierstwa. Bo na obrazach Fiodorowicza dominują postacie Maryi i Jezusa znane z ikon, jednak nie są tam po to, by oddawać im cześć. Komentują natomiast współczesne problemy – bezdomności, uchodźców, antysemityzmu, nacjonalizmu, homofobii czy ekologii.

Zderzenie

Chęć zachowania anonimowości artysta tłumaczy nieśmiałością i wstydliwością. Ale ma też inne obawy: – Z jednej strony to trochę instynkt samozachowawczy. Mógłby mi ktoś, jak napisał kiedyś Mariusz Szczygieł, ukręcić łeb – mówi z lekkim uśmiechem. – A tak zupełnie serio, to pokazuję moje obrazy, a nie twarz. Chcę, żeby to prace mówiły.

Spotyka się raczej z pozytywnym odbiorem swojej twórczości. – Okazuje się, że jest bardzo dużo osób, które myślą i czują podobnie jak ja, to budujące. Jasne, że nie wszystkim podobają się moje obrazy i wcale tego nie oczekuję. Niepokoić może – przyznaje – radykalna postawa osób krytykujących moje prace, zarzucających mi obrazę uczuć religijnych i proponujących mi, żebym namalował np. wizerunek Mahometa, oczywiście z życzeniem śmierci w tle.

Artysta, jak większość polskiego społeczeństwa, wychowany został w kulturze chrześcijańskiej. – Sztuka sakralna otacza nas niemalże od dziecka, więc inspiracja nią jest naturalna. W swoich obrazach pokazuję zarówno rzeczy poważne, jak i absurdy. Zderzenie sacrum i profanum w moich pracach jest wypadkową naszej powierzchownej religijności – wyjaśnia.

O własnej duchowości nie chce opowiadać publicznie.

Namalowane kazanie

O. Tomasz Biłka, dominikanin, artysta i założyciel wspólnoty Vera Icon: – Prace Borysa cechuje jasny, mocny i czytelny od pierwszego spojrzenia przekaz, bliski w jakimś sensie sztuce plakatu. Można posłużyć się wypowiedzią krytyka sztuki Davida Crowleya o polskiej szkole plakatu i stwierdzić, że reprezentuje on styl „niezależności i bystrości rozumu”. Nie brakuje mu także humoru, a nawet ironii.

Według dominikanina Fiodorowicz, łącząc ikonografię chrześcijańską ze współczesnymi znakami obecnymi zarówno w przestrzeni miejskiej, jak i wirtualnej – takimi jak znaki drogowe, znaki bezpieczeństwa, znaki towarowe, różnego rodzaju piktogramy, symbole czy ikony popkultury – tworzy trafny komentarz do współczesnych wydarzeń i debat społecznych. – Te swoiste kazania częściej mają charakter metareligijny niż konfesyjny, bardziej społeczno-wychowawczy niż moralizatorski – zaznacza Biłka. – Bywa i tak, że udaje się Borysowi wyrazić także najgłębsze prawdy duchowe.


PANTOKRATOR Z OKŁADKI

MAGDALENA ŁANUSZKA: Zasiadający na majestacie Władca wszechświata do XIII w. miał oblicze bardzo surowe. Ale od kolejnego stulecia artyści zaczęli łagodzić wyraz twarzy Zbawiciela, który jawił się teraz jako miłosierny.


Pisarz i reportażysta Mariusz Szczygieł ma w domu dwa obrazy Fiodorowicza. – Dla mnie to mocna publicystyka, sztuka na dzisiejsze czasy – podkreśla. – Bez niedomówień, ale nie płaska. Trzeba się od razu zmierzyć z tymi komunikatami. Jest w nich pewien chytry trik. Otóż jest to sztuka krytyczna, ale „ładna”, przyjemnie się na te obrazy patrzy. Do tego maksymalnie uczłowiecza Matkę Bożą i Syna. Wstawia ich we współczesność, w nasz wadliwy świat. Dla mnie są to kazania. Tak, mam na myśli namalowaną homilię. Borys Fiodorowicz w jakiś sposób zastępuje księdza.

Niektórzy zaliczają prace Fiodorowicza do sztuki kampu, ze względu na eklektyczność języka i jarmarczny klimat, a także nawiązywanie do ornamentyki ludowej. Według o. Biłki to opinia nietrafiona: – W tych obrazach brak charakterystycznego dla kampu przesytu. Widzę w nich prawdziwą i harmonijną duchowość, bo bliższy im jest ściszony ton wyznania niż krzykliwe deklaracje.

Znak ikony

Czy obrazy Fiodorowicza są ikonami? O. Biłka: – Choć sam Borys nigdy nie powiedziałby, że maluje ikony, kilka jego obrazów to ich swoiste interpretacje. Przynajmniej w jednym przypadku nie odmówiłbym mu kanoniczności, choć nie dla wszystkich byłoby to oczywiste: chodzi o „Welon opieki” z 2020 r. „Ikony” malowane są płasko, z pozłotą postarzałą tak, by imitowała stare deski, ciało zaś realistycznie, jak bywało na ikonach ukraińskiego baroku czy XIX-wiecznych oleodrukach Niepokalanego Serca Maryi i Najświętszego Serca Jezusowego. Wszystko to stanowi cliché ikony i wskazuje, że mamy do czynienia bardziej z jej znakiem niż samym „obrazem uobecniającym”.

Według dominikanina obraz stanowi więc metawypowiedź, każąc wziąć w nawias jej religijny sens, a może bardziej: wziąć w nawias samą religię, jej kulturową postać, której jednocześnie wcale się nie zaprzecza. – W ten sposób wyzwolone z karbów religijności chrześcijaństwo, którego wyrazicielami będą tu zawsze persony Maryi i Jezusa, prezentuje się być może w najbardziej odpowiedni dla siebie sposób – wyjaśnia o. Biłka.

Ewa Zalewska, kierowniczka Muzeum Ikon w Supraślu, gdzie swoją wystawę miał Borys Fiodorowicz, zwraca uwagę, że porównywanie malowanych przez Borysa wizerunków do ikony jest ścieżką prowadzącą do niezrozumienia, a nawet oburzenia. – W moim odczuciu nie jest intencją Borysa tworzenie obrazów pośredniczących w modlitwie, a raczej wizerunków pośredniczących w dotarciu do naszych serc i rozumów, inspirujących nie do modlitwy, ale do refleksji. Borys zwraca uwagę na relacje międzyludzkie, na tak bardzo ludzkie „-yzmy” i „-izmy”: fanatyzmy, rasizmy, seksizmy i inne zupełnie niechrześcijańskie bolączki naszego chrześcijańsko zdeklarowanego społeczeństwa.

Ręcznik obrzędowy

Zalewska podkreśla, że Borys rozumie wagę najważniejszego przykazania: przykazania miłości. – Można przecież przestrzegać dekalogu, a miłości nie mieć. Im słabsza mniejszość, im bardziej prześladowana albo odzierana z godności grupa, tym bardziej czuły jest barometr Borysa i jego głos w jej obronie. Czy Chrystus i Maryja chcieliby królować w sercach przepełnionych pogardą do drugiego człowieka? Borys broni też tego, co wobec ekspansji człowieka jest coraz bardziej bezbronne i poniewierane: zwierząt i przyrody. Stara się dotrzeć do widza obrazem, skojarzeniem. Ale nie karci, jak inkwizycja, lecz wywołuje czasem uśmiech.

A dzięki temu – zauważa Zalewska – nie musimy czuć się naszymi słabościami napiętnowani, możemy natomiast wychodzić z nich, wspierając się na autoironii.

Wystawa Fiodorowicza w Muzeum Ikon była nietypowa. Artysta kojarzony z ikoną, w przestrzeni kojarzonej z ikonami, zdecydował się przemówić innym językiem. – Uznał, że nie może swoich prac, w których czerpie wprawdzie z wzorców ikonograficznych, ale użytych w innych kontekstach, pokazywać pośród „namodlonych” ikon – tłumaczy Zalewska. – Dlatego wybrał inspirację ręcznikiem obrzędowym, który funkcjonuje w kontekście sztuki ikonicznej. Wyszywanymi we wzory ręcznikami okrywa się ikony, zdobi święte kąty. Wzory wyszywane na ręcznikach obrzędowych tworzą swoisty kod znaczeniowy, wywodzący się jeszcze z czasów pogańskich. Pewne wartości pozostały niezmienne. – Nadal funkcjonują wzory oznaczające życie, przodków, rodzinę, miłość czy urodzaj. Zestawiając wzory, można opisać wiele współczesnych sytuacji. – tłumaczy Zalewska. – Jedna z prac zaprezentowanych na wystawie nosi tytuł „Noe z Lampedusy”. Pokazany z lotu ptaka kształt łodzi złożony został z wzorów oznaczających człowieka, chleb i pracę. Wystawa okazała się zaskoczeniem dla tych, którzy przyszli zobaczyć inspirowane wzorami ikonograficznymi prace Borysa – zwiedzający wychodzili zdumieni, że tak wiele ważnych wątków można pokazać inaczej.

Jak swoją twórczość widzi sam artysta? Czy podjął się jakiejś misji? – Misja kojarzy mi się z programem korporacyjnym. Cele, oczekiwany rezultat produktu, grupa docelowa... W tym znaczeniu nie mam misji. Nie planuję, że oto namaluję obraz, który pokaże, jak trzeba żyć. Bo tego po prostu nie wiem. Moje obrazy powstają, bo tak czuję, bo tak uważam za słuszne, bo tak robię – tłumaczy Fiodorowicz. – Nikogo nie namawiam, żeby żył tak jak ja. Dobrze, gdy znajdują się osoby myślące podobnie. Wszyscy mamy prawo żyć tak, jak uważamy za słuszne, byle nie czynić krzywdy drugiemu. Po to się uczymy, wymieniamy poglądy, czytamy, oglądamy obrazy, żeby zobaczyć, jak myślą inni. I to nas rozwija, zmienia. Mam nadzieję, że na lepsze. Zauważam sprawy poważne, ale też absurdy. Przetwarzam je w głowie i w ten sposób powstają obrazy. Interpretacja należy do odbiorcy.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2021