I w popiele się świeci

W prawie wszystkich kulturach darzono je szczególną estymą, wiążąc z największymi tajemnicami ziemi, wyższymi mocami i ze światem bogów. Dziś, gdy złoto jest najdroższe w historii, warto się zastanowić, dlaczego właściwie ten metal ma takie znaczenie.

27.10.2009

Czyta się kilka minut

Na nasze życie codzienne i odświętne można spojrzeć jako na proces przemieszczania się po świecie materialnym, który odsyła nas jednak nieustannie do jakichś wyobrażeń na temat tego, co ten czy ów element rzeczywistości znaczy. Okaże się wtedy, że na równi bytujemy w owej oczywistej materialności, jak i w świecie symboli i znaków. Żyjąc - interpretujemy, interpretując - wskazujemy na wartości dla nas istotne. Nie będzie więc przesady w powiedzeniu, że kultura to las symboli, przestrzeń wyobraźni, bardzo zróżnicowana, bo rozciągająca się od znaczeń doskonale utrwalonych, banalnych, aż po symbole, których interpretacja znana jest tylko nielicznym. Biada się dzisiaj powszechnie nad tym, że nasza wyobraźnia symboliczna ubożeje, że dawne sensy wiążące się z całym zakresem naszego doświadczenia znajdziemy już tylko w "Słownikach symboli". Czy to prawda, że - jak powiadał Paul Ricoeur - żyjemy dziś na gruzach dawnego sensu?

Warto się zastanowić, co się stało z wyobrażeniami na temat jednego z fundamentalnych, doskonale rozpoznawalnych elementów zarówno materialnego, jak i symbolicznego świata człowieka: chodzi o złoto. Czy jego znaczenie także się dzisiaj zdegradowało?

Boski blask

W klasycznej dziewiętnastowiecznej pracy "Podbój Peru" William Prescott kreśli przejmującą wizję obsesji uczestników konkwisty Pizarra na punkcie niezmierzonych bogactw złota w imperium Inków. Złoto było główną formą okupu ze strony podbijanych: "Chciwe oczy zwycięzców pasły się widokiem skarbów - błyszczących stosów przynoszonych na ramionach indiańskich tragarzy. Składały się na nie w przeważającej części masywne płyty złota, ważące niekiedy po dwa lub trzy arrobas - miara hiszpańska wynosząca dwadzieścia pięć funtów". Złota ciągle było Europejczykom mało.

Dlaczego akurat złoto stało się głównym celem pragnień chrześcijańskich najeźdźców? Ktoś mógłby powiedzieć, że to pytanie banalne, ale świadczyłoby to tylko o tym, jak dobrze zakorzeniony jest w naszej świadomości fakt, że "złoto to wartość absolutna", miara innych bogactw i horyzont wyobraźni. Ten nieutleniający się, błyszczący metal w prawie wszystkich kulturach darzono szczególną estymą, wiążąc z największymi tajemnicami ziemi, wyższymi mocami i ze światem bogów. W wielu częściach świata ze złota wolno było wykonywać tylko dwojakiego rodzaju przedmioty - służące kultowi religijnemu i sprawowaniu władzy. Obowiązywała zasada, że złoto nie jest złotem tłumu, jest atrybutem wszechświata, bogów i tych wszystkich, którzy pozostają w bezpośredniej łączności z tymi światami. Mimo że wiążące się z żywiołem ziemi, złoto zawsze łączono też ze słońcem, nazywając nawet - jak u Azteków - "boskim kałem". Doświadczenie empiryczne zdawało się potwierdzać, że złoto jest wyjątkowo szlachetne, że nie przypadkiem odróżnia się od innych, bardziej pospolitych metali. Jest niezniszczalne, odporne na ogień, wodę, rdzę, powietrze, nie poddaje się działaniu większości kwasów, będąc przy tym plastyczne, świetnie nadające się do obróbki. Emanuje niezwykłym blaskiem boskiej tajemnicy. No i jest rzadkie, a tym samym - jak wszystko, co niepospolite - wyposażone w atrybut rzeczy pięknej. Piękno można z kolei powiązać z boską inteligencją, nieśmiertelnością, chwałą, oświeceniem duchowym i doskonałością... Złoto jest boskie w dosłownym i metaforycznym sensie. Różne starożytne teorie koloru dowodnie to poświadczają, a wszelka awangarda artystyczna musi się zmierzyć z tym problemem: czy złoto oświeca artystycznie i estetycznie?

Barwa absolutu

Złoto ze względu na barwę światła łączono ze słońcem, a więc żywiołem niebiańskim. Pozłacano tedy dachy świątyń i pałaców, jako że budowle te pośredniczyły między ziemią śmiertelników a nieśmiertelnością odnawiającej się boskości. Myśl o złotym niebie fascynowała na przykład króla Gotów w Rawennie, Teodoryka Wielkiego, znanego w legendzie jako Dietrich z Berna. Żądał on od artystów zdobiących baptysterium ariańskie, by niebo miało kolor złoty, a nie - jak u Rzymian - niebieski. Chwała Boża oświetlająca siedziby świętych musiała żółcić się złotem. Artyści poczęli więc złocić także inne elementy wystroju świątyń: mozaiki, ikony i miniatury, powszechne stało się także stosowanie złotego tła w średniowiecznym malarstwie miniaturowym i tablicowym.

Rudolf Gross uważa, że są trzy aspekty łączące wyobrażenia artystów ze złotem. Po pierwsze, Bóg jest światłem i wszystko, co świeci i ogrzewa, należy do jego istoty. Nie znano przecież jeszcze praw odbicia czy załamywania się światła, uważano przeto, że złoto (podobnie jak słońce, ale także kamienie szlachetne) wydziela własne światło.

Po drugie, Bogu przysługuje najbardziej wartościowy z metali, on nie zadowala się przeciętnością, taką zwłaszcza, która jest dostępna śmiertelnikom, profanom. To, co święte, jest złotością, to, co codzienne, przybiera bardziej poślednie barwy i tonacje. Echem tego przekonania jest także nasze dzisiejsze czczenie zwycięzców wszelkich rywalizacji złotymi medalami i pucharami; współcześni herosi bez wyjątku traktowani są jako ci, którym należy się chwała podobna niegdyś bogom. Złoty laur należy się zwycięzcom o nadludzkich możliwościach. Ważne jest przy tym także, czy to lite złoto, czy tylko polewa na czymś bardziej pospolitym.

Po trzecie wreszcie, złote tło jest bezwymiarowe, odsyła do wyobrażenia bezkresnej przestrzeni: takiej, która nie ma ani dołu, ani góry. Tajemnica boskości na tym właśnie polega, że wymyka się świeckim kategoriom, odsyłając do absolutu. W swoich konkretyzacjach idea ta przybiera postać dzisiejszych newage’owych aniołków kąpiących się w złocistych ornamentach.

To wyobrażenie ciągłości, nieuchronności i bezwarunkowości wyroków ciągle zresztą ewoluowało. I tak, w starożytnym Egipcie około 2800 roku przed Chrystusem miały pojawić się złote obrączki. Obrączka to koło, figura niemająca ani początku, ani końca, inny symbol wieczności. Obrączka symbolizowała więc, i nadal tak przecież chcielibyśmy myśleć, nierozerwalność związku małżeńskiego, jego nieodwołalną trwałość.

Także Rzymianie sprawiali sobie obrączki ze złota, o czym świadczą odkrycia w ruinach Pompei. Nie były one tanie, więc Rzymianki nosiły je tylko oficjalnie, w domowych pieleszach zadowalając się ich żelaznymi kopiami. Jedno ze znalezisk z tamtych czasów to obrączka w kształcie dwóch złączonych rąk, symbolu, który powrócił na masową skalę w czasach kontrkultury lat 60. i 70. ubiegłego stulecia, tym razem pod nazwą "obrączek przyjaźni", jakimi obdarowywali się młodzi ludzie po obu stronach Atlantyku wierząc, że przyjaźń jest wieczna, niezniszczalna i najważniejsza. Świetny to dowód na to, że historia kultury i idei symbolicznych jest ciągłym powrotem zasadniczych motywów wyobrażeniowych, usytuowanych jedynie w innym kontekście i coraz bardziej współczesnych dekoracjach. Źródło tradycji jest niewyczerpalne.

Inny przykład to nieustająco pozytywne wartościowanie złocistych włosów u kobiet. Włosy blond, złociste, zazwyczaj wiążą się - znów - ze słońcem, bohaterami słonecznymi, zbożem i boginiami urodzaju, boginiami miłości, z cnotą, dziewictwem, mądrością. Złoto jest - sic! - niewinne, czerń i rudość wiąże się zaś z pasją, namiętnościami i żywiołem ciemności. Albo odwrotnie - tam, gdzie ciemne włosy kobiet są normą, złocisty blond zaprasza do grzechu i obiecuje skarby niecodzienności.

Metal i etyka

Skoro jednak zasygnalizowaliśmy już wcześniej wątek Pizarra i jego namiętności do złota, warto powrócić w realia europejskie, od średniowiecza będące także zasadniczo realiami chrześcijańskimi i zdominowane przez religijną wyobraźnię symboliczną także w odniesieniu do złota. Opisy posągów i świątyń, przedmiotów zbytku i skarbów starożytnych władców zapładniały wyobraźnię Europejczyków. To wiemy. Ale nie działo się to w geograficznej i kulturowej próżni. Także w symbolice biblijnej złoto wyobraża zawsze coś kosztownego, a nawet najcenniejszego.

Dla znających Biblię nie jest zaskoczeniem, że wielkie wartości ludzkiego życia Pismo Święte porównuje ze złotem, nie mówiąc już o wizerunku Chrystusa z Nowego Testamentu. Na zasadzie kontrastu, ale także w sensie potrzeby dążenia do doskonałości, której ten metal jest symbolem. Bycie wiernym wymaga wszakże trudu, obróbki człowieka - a to zadanie Boga. W Księdze Mądrości możemy przeczytać, że ludzie, których Bóg doświadczył i uznał za godnych siebie, wprzódy "jak złoto w piecu wypróbował ich i jak ofiarę całopalenia ich przyjął".

Z historyczno-świeckiego, wykraczającego poza interpretację biblijną, punktu widzenia, złoto pozwala Kościołowi objawić i zamanifestować swą auctoritas; jest znakiem władzy i jako takie jest przechowywane pod różnymi postaciami lub w bezpośredniej bliskości świątyni. Są to przedmioty najróżniejsze - sztabki, proszek, monety, biżuteria, naczynia, broń, relikwiarze, tkaniny, stroje, księgi i przedmioty związane z kultem. Jak słusznie zauważa francuski historyk Michel Pastoureau, "złoto nie służy jednak do przechowywania. Bierze udział w działaniu: pokazuje się je, nosi, przenosi z miejsca na miejsce, dotyka się go, darowuje, wymienia (kradnie?). Jest elementem ostentacji i mediacji. Odgrywa ważną rolę rytualną, a rytuał w przypadku średniowiecznego Kościoła (a później dla Kościoła epoki baroku) jest ściśle związany z sacrum. Przed świętym Bernardem rzadko który ksiądz się temu przeciwstawi".

Płyną z powyższego cytatu ważne konsekwencje dla wyobrażeń związanych ze złotem, które świetnie oddaje powiedzenie, że "nie wszystko złoto, co się świeci". Złoto bowiem odsyła do etyki. Mamy "dobre" złoto - to, które uczestniczy w boskości, ma wymiar symbolicznego uniwersum wartości przypisanych do chrześcijańskiej wizji świata. Ale złoto to także owa materia, namacalne przedmioty, wiążące się z ziemskim bogactwem, przepychem, chciwością. Złoto to przeklęta vanitas vanitatum et omnia vanitas, jak czytamy w Księdze Koheleta. Posiadanie złota nie ustrzeże nas od niechybnej śmierci, lecz stwarza jeno ułudę, że skąpiemy się w jego blasku zapominając, jak on nietrwały.

Współcześni Argonauci

A jednak wystawione na widok ludzkich oczu bogactwa sakralne ewokują w świadomości ludzi wizje, mity i marzenia o krainach, w których złoto jest dobrem powszechnym, co więcej - jest w rękach niewiernych. Kiedyś były to legendarne skarby starożytnych kultur, już właściwie pozostające w formie opowieści. Ale kiedy rok 1492 otwiera symbolicznie epokę odkryć geograficznych, mit krain o niewyobrażalnym bogactwie szlachetnego metalu odżywa, zyskując nową lokalizację na Półkuli Zachodniej. Zaczyna się hiszpańska furor auri, czyli gorączka złota. Nie nam tutaj oceniać, czy to nie żądza odkryć i ekspansji terytorialnej, lecz pragnienie zdobycia złota w nowo odkrywanych terytoriach pchało zastępy kolejnych generacji europejskich chrześcijan na antypody świata. Ale wiemy, że mit Eldorado na dobre zakorzenił się w wyobrażeniach.

Tak więc opowieści o Pozłacanym Kacyku, władcy jednego z państw kolumbijskich Muisków, rozeszły się błyskawicznie wśród kolonizatorów, mamiąc na wiele dziesięcioleci mirażem dostępu do skarbów nieznanych ówczesnym Europejczykom. Organizowano kolejne wyprawy w różne części Ameryki Południowej, głównie w dorzecza Amazonki i Orinoko. Łupiono, mordowano, szukano, pożądano bogactw. Jeden z epizodów tych dziejów opisuje w przejmujący sposób V. S. Naipaul, laureat literackiego Nobla, w swojej książce historycznej "Utrata El Dorado". To znów jakby echo wyprawy Argonautów po Złote Runo, symbol zmierzania po rzeczy nieosiągalne i niewyobrażalne, wyraz marzeń, ale także okrucieństwa w imię serio potraktowanych wartości własnej kultury, o czym kiedyś z kolei pisał Leszek Kołakowski. A dzisiaj znów całe grupy Europejczyków zmierzają do amerykańskiego Eldorado po to, aby zmierzyć się jeszcze z mitem nieskażonej przyrody, przeżyć przygodę i sprawdzić, jak mit złotej krainy ma się pod koniec pierwszej dekady XXI wieku.

Świątynia Junony Monety

Złoto zawsze pełniło podwójną funkcję - miało wartość symboliczną, alegoryczną, wiązało się z sacrum, ale także kojarzyło zasadnie - jako kruszec najbardziej pożądany, a jednocześnie bogaty symbolicznie - z wartością wymienną. Jak można przeczytać w jednym z popularnych opracowań, we wczesnej starożytności sztabki z metalu były już w praktyce używane jako pieniądz. Były one często oznakowane, a ich obieg regulowali specjalni urzędnicy, najczęściej pracujący przy świątyniach. Forma sztabek była niewygodna, dlatego też przez dłuższy czas poszukiwano innych, korzystniejszych kształtów. Wprowadzano na rynek kulki, krążki itp. Ostatecznie upowszechniły się pieniądze w formie krążka. Popyt na takie pieniądze szybko stał się bardzo duży, co sprawiło, że opracowano odpowiednie techniki ich wytwarzania. Stopniowo upowszechniła się technika wytwarzania pieniędzy z grubej blachy ze srebra, złota, miedzi lub ze stopu (np. złota z miedzią i ołowiem). Do blachy przykładano metalowe stemple z wytłoczonymi wzorami i bito w nie młotem, stąd pojęcie "bicie pieniądza". Na monetach tłoczono z jednej strony znak emitenta, a z drugiej - jej wartość (najczęściej liczbę). Emitentem była często świątynia Junony Monety - stąd pochodzi nazwa "moneta".

Do dzisiaj bicie złotych monet okolicznościowych, medali i orderów, a właściwie ich otrzymywanie, jest traktowane jako znak statusu, bogactwa, wejścia w posiadanie zarówno wartości symbolicznej (odwołującej się do tradycyjnych, pozaekonomicznych znaczeń tego kruszcu), jak i materialnej, oznaczającej zabezpieczenie się przed ewentualnym kryzysem finansowym w postaci dobra, które "zawsze jest ważne". Słowem - złoto stało się na dobre elementem naszej codziennej mitologii. I choć nie pełni już takiej roli, jak jeszcze kilkanaście lat temu, to widać, że każdy kryzys ekonomiczny przywraca mu w pewnym sensie część dawnego blasku. Jest także ważne jako źródło odróżnień etnicznych, znak subkulturowej przynależności etc.

Los złotego zęba

Skoro - jak sugerowałem na początku rozważań - kultura to las symboli z bardzo wyraźnie zaznaczającymi się obszarami, na których dominuje wyobrażenie złota, nie dziwi tak wielka metaforyzacja tego pojęcia i jego uwikłanie we wszelkie konteksty obszarów sacrum i profanum. Jak zwykle nieoceniony Władysław Kopaliński daje w swoim "Słowniku symboli" zestaw kontekstów, z którymi dzieje kultury zwykły złoto wiązać. Wymieńmy tylko kilkanaście z nich: złote góry, żądza złota, złote jajo, złoty deszcz (dzisiaj ma znaczenie dalekie od Zeusa zapładniającego Danae w ukrytej wieży...), złotousty mówca, złote ostrogi, szczere złoto (na określenie człowieka dobrego), złote kajdany, złote myśli, złota młodzież, złota nędza, złota polska wolność, złoty róg, złote gody... I dodajmy: radio Złote Przeboje, składanki muzyczne pod nazwą "Golden Hits", złoty strzał, ale także złota bramka (która też uśmierca przeciwnika), złota epoka polskiej piłki, złoty laur którejś z federacji boksu zawodowego, złoci chłopcy... Popkultura zeświecczyła do cna pierwotne, jakże bogate sensy i skojarzenia złota, nadając im wymiar globalny. Nawet w Nigerii jest złota lista najbardziej popularnych wykonawców.

Oferta skojarzeń, idiomów, frazeologizmów i przysłów jest przeogromna. Wskazuje ona wszelako na charakterystyczną ambiwalencję "złotości": niektóre z wyobrażeń ciągle mają konotację pozytywną i są wartością pożądaną, niektóre "wypadają z obiegu". Któż dzisiaj pokazałby się, nie tak jeszcze dawno zadając szyku, ze złotymi zębami? A przecież złoto pozostawało podstawowym materiałem dentystycznym do początków XIX wieku, kiedy to wynaleziono zęby porcelanowe. A i później nie straciło na znaczeniu. Jak pisze Małgorzata Szubert w "Leksykonie rzeczy minionych i przemijających", działo się tak "zarówno ze względu na jego właściwości (jest najtrwalsze), jak i z powodu utrzymującego się przez wieki przeświadczenia, że złote koronki są świadectwem zamożności. Jeszcze w połowie ubiegłego wieku złote zęby miało trzy czwarte Amerykanów i połowa Amerykanek, współcześnie złote koronki najbardziej rozpowszechnione są w Izraelu, Niemczech, Szwajcarii, a przede wszystkim w krajach byłego Związku Radzieckiego".

Jak mówi polskie przysłowie: "co jednemu jako złoto, to drugiemu jak błoto". Na co inkryminowani mogą odrzec równie ludowym: "na bok hołoto, bo jedzie złoto!". I tak kręci się świat - zapominamy i tworzymy nowe znaczenia i konteksty symboliczne. A złoto ciągle jest ambiwalentne.

Lecz zawsze tak samo ważne.

Prof. WOJCIECH JÓZEF BURSZTA jest antropologiem kultury, kieruje Katedrą Antropologii Kultury w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej, pracuje także w Zakładzie Badań Narodowościowych Instytutu Slawistyki PAN. Wykładał w Oksfordzie i Yale. Opublikował m.in. "Antropologię kultury. Tematy, teorie, interpretacje" (1998), "Dlaczego kościotrup nie wstaje. Ponowoczesne pejzaże kultury" i "Sequel. Dalsze przygody kultury w globalnym świecie" (wspólnie z W. Kuligowskim); ostatnio opublikował "Świat jako więzienie kultury. Pomyślenia" (2008).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2009