I tak to działa

My w Europie nie umiemy docenić tego, co nam dano, bo za bardzo martwimy się tym, co jeszcze moglibyśmy otrzymać.

28.02.2016

Czyta się kilka minut

Szymon Hołownia /  / Fot. Marek Szczepański dla „TP”
Szymon Hołownia / / Fot. Marek Szczepański dla „TP”

Marcin Meller w jednym z felietonów w „Newsweeku” opowiadał, jak to wiózł gruzińskiego znajomego przez polską prowincję, uświadamiając go, z jak wieloma problemami boryka się dzisiaj (zdaniem niektórych) nasz kraj, jak tylko cudem udaje się nam balansować na granicy popadnięcia w totalne ruiny i zgliszcza. Znajomy słuchał, patrząc jednocześnie na odpicowane domki, czyste obejścia, porządek na drodze. I podsumował: „Wy naprawdę jesteście psychiczni”.

Subiektywne odczucia są ważne, ale nie tylko one składają się na prawdę o świecie. Rzut oka na statystyki. Dziś Polak zarabiający naszą najniższą krajową (obecnie 1355 zł na rękę), mający małżonkę z takim samym dochodem i dwójkę dzieci, plasuje się w czołówce najzamożniejszych ludzi na planecie (dokładnie: w górnych 23 proc.; innymi słowy: 77 proc. jego braci i sióstr ma gorzej od niego). A jego dochód jest czterokrotnie wyższy od przeciętnego dochodu mieszkańca Ziemi (po uwzględnieniu regionalnych różnic w kosztach utrzymania; każdy może sprawdzić sobie, jak bardzo jest mu dobrze lub źle, korzystając z kalkulatora dostępnego np. na www.givingwhatwecan.org). To jasne, że wielu ludziom jest u nas naprawdę ciężko, jednak w większości wypadków bieda oznacza u nas (naprawdę poważne) kłopoty. Warto pamiętać, że w przytłaczająco bardziej rozległej części globu nasze „nic” byłoby jednak uważane za majątek, a popadnięcie w biedę oznacza po prostu śmierć.

Adres URL dla Zdalne wideo

Nie o chorych stosunkach materialnych ludzkości chcę się jednak dziś rozpisywać, lecz wrzucić kamyczek do ogródka wszystkich tych, którzy biadają dziś nad dramatycznym ponoć stanem polskiego Kościoła. Jedni lamentują, że ów ledwo się trzyma, wyszydzany i krzyżowany przez wypłukujących go od środka liberałów, powolnych tajnym zleceniom tych współczesnych Neronów: Tuska i Michnika. Inni ubolewają, że się pogubił, uwstecznił, nie ma oferty dla współczesnego człowieka, a kościelni funkcjonariusze zasłaniają w nim ludziom Boga swoimi fobiami i przesądami.

I jedni, i drudzy mówią to w Polsce, gdzie kościół stoi co krok, a księży jest całkiem pokaźny tłumek. Gdzie duszpasterze akademiccy, licealni i wszyscy inni stają na głowie, by dać ludziom maksymalnie atrakcyjną ofertę. Gdzie popularni kaznodzieje gromadzą tysiące słuchaczy, gdzie rozwija się kato-blogosfera i kato-portale. Gdzie podaż literatury i prasy religijnej jest taka, że można by w nią zaopatrzyć jeszcze trzy pozaziemskie cywilizacje. Gdzie, jeśli komuś nie odpowiada sposób sprawowania liturgii, głębia kazań czy wrażliwość spowiednika, to zamiast nadal uprawiać pastoralny masochizm albo swoje zerwanie z Kościołem rozplakatowywać na Facebooku, może ruszyć niezasłużenie poniżaną część ciała i bez kłopotu znaleźć innego duszpasterza parę kilometrów dalej.

Kilka dni temu wróciłem z Beninu i z Togo, gdzie moja fundacja Dobra Fabryka wzięła pod opiekę m.in. wioskę trędowatych, szkołę i parafialną aptekę. Krajobraz duszpasterski wygląda tam tak, że i misjonarze, i lokalni księża dwoją się i troją, ale żeby mieć szansę dostać się na mszę gdzieś poza stolicą, trzeba co niedziela przejechać wiele kilometrów (w Brazylii byłem kiedyś w wiosce, do której katolicki ksiądz dojeżdża raz na cztery miesiące). Kogo na to stać? A rekolekcje? Kto tu o czymś takim słyszał? Książki religijne? Nie żartujmy. Poza tym: kiepsko się czyta i słucha, gdy w brzuchu burczy z głodu, a ręce zżera nieleczony od wielu lat trąd. Ci ludzie nie mają żadnych zewnętrznych środków do jej rozwijania, ale gdy zaczynają opowiadać mi o swojej relacji z Bogiem, widzę, że na drodze wiary zaszli o wiele dalej ode mnie, który mam do dyspozycji wszystkie środki, i to w obfitości.

Ludzie, których tym razem spotkałem, nie mieli np. pojęcia o tym, że papież Franciszek ogłosił trwający od kilku miesięcy Rok Miłosierdzia. Że wydano na ten temat parę fajnych książek, że Franciszek w każdej diecezji polecił otworzyć Drzwi Jubileuszowe (w archidiecezji krakowskiej – są w dziesięciu kościołach), których przejście będzie dla ludzi widomym znakiem, że Bóg ich kocha, za darmo im wybacza i za darmo chce im błogosławić. Jeśli tylko papież mówi prawdę we wciąż powtarzanych, namiętnych tekstach o kondycji człowieka i dobroci Boga, pod każdymi z tych Drzwi powinny dzień i noc stać kolejki. W Europie, w Polsce – stoją? Co zrobiliby nasi przyjaciele z Togo i Beninu, gdyby mieli szansę, którą znaczna część z nas zdaje się mieć w nosie?

Nie wiem. Ale gdyby tak dać im ją, choćby symbolicznie? Napisałem do Ojca Świętego z prośbą o ufundowanie wiejskiej aptece w Saoude na północy Togo, prowadzonej przez polską misjonarkę, rocznego zapasu podstawowych leków (paracetamol, chinina, antybiotyki), które są rozdawane potrzebującym za miskę kukurydzy (rozdawanej następnie tym, którzy nawet tej kukurydzy nie mają). Papież się zgodził! A my w Dobrej Fabryce od razu uruchomiliśmy akcję „dozbierania”, by tych leków było więcej (nie tylko jeden rodzaj antybiotyków, ale trzy; nie jeden lek na nadciśnienie, ale dwa). Franciszek pomoże też w uratowaniu od zamknięcia jedynej szkoły Montessori w Beninie, prowadzonej przez Wspólnotę Chleb Życia, wspomagając pilną potrzebę wykupu ziemi pod szkolne budynki. To jeden widoczny znak działania Miłosiernego Boga. Drugim będzie to, że do obu miejsc trafią liczne egzemplarze książkowego wywiadu papieża o miłosierdziu i wszystkie inne publikacje na ten temat, jakie uda mi się znaleźć w Rzymie, a miejscowi duchowni i nauczyciele opowiedzą o tym swoim ludziom. Orędzie Miłosierdzia przekroczy granice geografii, ekonomii, wykształcenia, usłyszą je ci ostatni z ostatnich, o których świat zapomniał do tego stopnia, że nie dał im nawet szansy, by nauczyli się czytać.

My w Europie nie umiemy docenić tego, co nam dano, bo za bardzo martwimy się tym, co jeszcze moglibyśmy otrzymać. Może docenią to ci, którzy nie mają nic. Odtąd każdy, kto będzie przechodził przez drzwi wiejskiej apteki w Saoude albo przez bramę szkoły w Cove, będzie mógł doświadczyć, że nasz Bóg naprawdę chce dać ludziom wszystko.

I nie może tylko dwóch rzeczy: zmusić człowieka, by zrozumiał, że dramatycznie potrzebuje Bożej pomocy niezależnie od tego, czy ma milion dolarów, czy centa. Po drugie: by podzielił się z bratem swoim „trochę”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2016