Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na Placu Wileńskim na warszawskiej Pradze Północ od rana panuje ruch, który w godzinach szczytu zamienia się w wielki korek. To jeden z głównych węzłów komunikacyjnych i charakterystyczne miejsce: niedaleko jest wejście do ZOO, cerkiew i centrum handlowe. Oraz "czterech śpiących": pomnik "Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni". Przy potężnym bloku z figurami żołnierzy tramwaje skręcają na Bródno, Targówek, Pragę Południe i za Wisłą, na Starówkę. Ludzie tłoczą się na przejściach dla pieszych; ani na chwilę nie zamiera szum głosów i pojazdów.
Większość tych, którzy mijają pomnik, traktuje go zapewne jako stały punkt praskiej topografii, nie zwracając na niego uwagi. Zwrócili za to uwagę architekci, a potem politycy. Najpierw przy okazji planowanej przebudowy placu padł pomysł, by pomnik przesunąć, tak aby tramwaje nie musiały niepotrzebnie zakręcać, a przystanek był jeden, ułatwiający przesiadki. Potem ze sprawy technicznej zrobiła się polityczna: radni PiS chcą pomnik nie tyle przesunąć, co usunąć. Radni SLD protestują.
To pierwszy pomnik wystawiony w powojennej Warszawie: odsłonił go w listopadzie 1945 r. Bolesław Bierut. Na szczycie cokołu z czerwonego granitu trzech żołnierzy zrywa się do walki; na dole przy narożnikach stoi czterech wartowników z opuszczonymi głowami. Dwóch w hełmach z gwiazdą, dwóch w rogatywkach z orzełkiem. I napis, po polsku i rosyjsku: "Chwała bohaterom Armii Radzieckiej. Towarzyszom broni, którzy oddali swe życie za wolność i niepodległość narodu polskiego pomnik ten wznieśli mieszkańcy Warszawy - 1945". Praska ulica niemal natychmiast nazwała pomnik "czterej śpiący, trzej walczący"; z czasem zostali "czterej śpiący".
Sprawa jest złożona: Sowieci przyglądali się krwawiącemu powstaniu. Ale byli z nimi żołnierze polscy, berlingowcy, który poszli na pomoc powstańcom. Próbowali desantów przez Wisłę i prawie wszyscy zginęli.
Spór o pomnik potrwa pewnie długo, mieszać będą się w nim argumenty historyczne, polityczne, komunikacyjne. Ale nawet jeśli nie zostanie przeniesiony przy przebudowie placu, może zniknąć za sprawą przygotowywanych obecnie aktów prawnych.
Jeden powstaje w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego; prace nad nim toczą się od ponad roku. Ustawa jest potrzebna, bo od poprzedniej ustawy z 1988 r. wiele się w Polsce zmieniło. Uregulowane mają być m.in. kompetencje i formy opieki nad miejscami pamięci; zreformowana zostanie Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, zwiększone zostaną jej kompetencje.
- Pozycja szefa Rady będzie silniejsza, będzie mieć np. uprawnienia do podejmowania, w porozumieniu z MSZ, rozmów międzynarodowych. To umożliwi otoczenie opieką miejsc pamięci innych narodów na terytorium Polski, a także spokojne rozstrzygnięcie drażliwych spraw, np. z Rosją - komentuje wiceminister kultury Jarosław Sellin. - Spokojne, bo będą to rozmowy na temat każdego przypadku.
Nowa ustawa, przekonuje rzecznik ministerstwa Jan Kasprzyk, po raz pierwszy w Polsce obejmie kompleksowo problem miejsc pamięci, określa ich definicję i precyzuje, które organy państwowe i samorządowe odpowiadają za poszczególne kwestie. - Na 54 artykuły ustawy jedynie dwa dotyczą możliwości usuwania z przestrzeni publicznej pomników komunistycznych - uspokaja Kasprzyk. - Nie dotyczy to natomiast cmentarzy i grobów [patrz rozmowa z Andrzejem Przewoźnikiem - red.].
Inaczej w projekcie poselskim, powstającym w klubie parlamentarnym PiS: ta ustawa miałaby dotyczyć przede wszystkim usuwania symboli komunizmu.
Przez moment mówiono o możliwości przedłożenia jednego wspólnego projektu, ale projekty, choć obejmujące podobne kwestie, nie są jednak identyczne. Ministerialny ma zostać przedstawiony na przełomie maja i czerwca, poselski wcześniej. Zdaniem Jarosława Sellina nie ma ryzyka, że ustawy będą ze sobą kolidowały: - My zajmujemy się miejscami pamięci, czyli cmentarzami, krzyżami, obeliskami itd. Natomiast w projekcie poselskim chodzi o symbole, czyli np. nazwy ulic.
W projekcie Ministerstwa Kultury istotną rolę odgrywają samorządy. - Ustawa daje im duże możliwości - przyznaje Sellin. - Nie tylko w ustalaniu, co to jest miejsce pamięci, ale także w ustaleniu formy opieki nad nim. Samorządy będą mogły powoływać swoje Rady Ochrony Pamięci Narodowej, wojewódzkie czy nawet gminne. Oczywiście, będą to funkcje społeczne.
W intencji autorów ustawa ma wspomóc aktywność obywatelską i poczucie odpowiedzialności za swoje otoczenie. Projekt przyznaje samorządom również prawo usuwania pomników gloryfikujących komunizm - i tu pojawia się pole konfliktu. Bo może się zdarzyć, że samorządy nie będą chciały tego zrobić. Wtedy decyzję podejmie wojewoda, ale w porozumieniu z Radą Andrzeja Przewoźnika.
Jako zwiastun lokalnego sporu można potraktować oburzenie, z jakim część Ślązaków zareagowała na apel prezesa IPN o zmianę nazw ulic, np. ronda Edwarda Gierka czy Jerzego Ziętka, wojewody z czasów komunizmu, nadal cieszącego się na Śląsku estymą. "Już widzę likwidację dopiero co postawionego pomnika Jerzego Ziętka u stóp monumentu Powstańców Śląskich w Katowicach! Ziętek, kiedy umarł, miał pogrzeb, jakiego nie było na Śląsku po wojnie. (...) To była kryptopolityczna demonstracja przeciwko władzy Zdzisława Grudnia [lokalnego szefa PZPR - red.]. Ciekaw jestem, ilu ludzi przyszłoby na deportację jego pomnika i co by się wtedy działo? Byłem na jego pierwszym pogrzebie i gdyby co - będę i na drugim" - pisał Kazimierz Kutz.
Potencjalny konflikt możliwy jest też z innej strony: na dochodzące z Polski pogłoski o planach przenoszenia radzieckich pomników z oburzeniem reaguje Rosja. Mieszając - świadomie? - dwa problemy: cmentarzy, których nikt w Polsce usuwać nie zamierza, oraz pomników.
***
Decyzja w sprawie przebudowy placu Wileńskiego i przyszłości "czterech śpiących" ma zapaść przed wakacjami.
Na razie nadal dzwonią wokół niego tramwaje. Ktoś przyniósł bukiety kwiatów. W majowym deszczu dogasają znicze.