Groza i bunt

Dzisiaj, gdy pamięć o Holokauście staje się w sztuce coraz bardziej wyabstrahowana, działalność takich twórców jak Izaak Celnikier pozwala powrócić do początku: zrozumieć, o co tak naprawdę tu chodzi.

06.02.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Dla pokolenia ocalonego z Zagłady sztuka, choć czasem pomagała przetrwać czas “po", nie była autoterapią, ale językiem świadectwa. Kierowała się przede wszystkim na zewnątrz i dlatego - z całą świadomością nieadekwatności jakiegokolwiek języka do treści straszliwego przekazu - dążyła do precyzji. Poprzez rzeczowość, która potrafiła zdominować krzyk, artystyczne świadectwo przestawało być zapisem własnego wyłącznie doświadczenia. Ujawniało mechanizmy, które sprzęgły się w pojedynczym losie. Może dlatego artyści, których połączyło to przeżycie, często wybierali figuratywność jako sposób mówienia. Takim właśnie poszukującym zrozumienia świadectwem jest twórczość Izaaka Celnikiera.

Ten warszawski Żyd, wychowanek Janusza Korczaka, jako osiemnastolatek znalazł się z rodziną w getcie białostockim. Stamtąd poprzez więzienie w Łomży trafił do obozu w Sztutowie, a potem do Birkenau, gdzie otrzymał numer 171870. Przydzielony do Malerkommando 78 Siemens, pracował w jednym z podobozów zewnętrznych. W styczniu 1945 w “marszu śmierci" przeszedł przez największe obozy znajdujące się w głębi Rzeszy: Mauthausen, Sachsenhausen i Flossenburg. W kwietniu samoloty alianckie ostrzelały pociąg, którym transportowano go do Dachau. Amerykańscy żołnierze znaleźli Celnikiera wśród trupów i rannych więźniów.

W drogę powrotną na Wschód wyruszył z grupą radzieckich jeńców wojennych. Na granicy w Czeskich Budziejowicach wszystkich zatrzymał oddział Armii Czerwonej. Powracających oskarżono o zdradę. Malarz znów znalazł się w obozie, tym razem sowieckim. Na dwa dni przed wywiezieniem w głąb Rosji uciekł z šumperku do Pragi, gdzie rozpoczął studia w Wyższej Szkole Sztuk Stosowanych. Po ich ukończeniu wrócił do Warszawy - na krótko. Wzrost nastrojów antysemickich w Polsce zadecydował o tym, że nie chciał wrócić z paryskiego stypendium. Do dziś mieszka we Francji.

Choć Holokaust przez całe dziesięciolecia determinuje twórczość artysty, trudno by ją jednak nazwać okaleczoną tym doświadczeniem. To prawda, nerwowe i ciemne grafiki Celnikiera są jakby zapisem sądowego zeznania świadka zbrodni. Oto “Zgroza": żywe trupy ciągnące na taczkach zagazowanych zmarłych, do których za chwilę dołączą. “Zbiegły przed egzekucją": jego twarz już się rozpadła, pozostawiając wyblakłe kości czaszki. “Keine Goldzahne": brutalna scena wyrywania zębów, w której uczestniczą już nie ludzie, ale monstrualne fantomy.

Ważne, że Celnikier tworzy te grafiki od 1969 roku. Dystans czasowy dzielący go od wydarzeń, do których powraca, powinien zapewnić mu ochronę. Tymczasem jest wręcz odwrotnie. Artysta nadal w nich uczestniczy. Zdradza to prowadzona nerwowo kreska, pośpiech rysunku, krzykliwość formy. Celnikier jest jednym z pierwszych, którzy zdają sobie sprawę z tego, że Holokaust nie jest wydarzeniem zamkniętym raz na zawsze w przeszłości. Może powrócić zawsze i wszędzie. Grafiki powstają po Marcu ’68. Emigrant z końca lat 50. nie może pozostać obojętny wobec tamtych wydarzeń. W 1972 roku tworzy “Orgię narodową": na białym tle, wśród spętlonych postaci, pojawiają się czerwone plamy - i nie wiadomo, czy to zakrzepła krew, czy podarta biało-czerwona flaga.

A jednak rozpacz - inaczej niż cierpienie - nie ma w twórczości Celnikiera charakteru ostatecznego. Dowodzą tego obrazy olejne, bardzo różne od grafik. Malarz rzadko decyduje się w nich pokazać “ostatni etap". Skupia się na etapie przedostatnim, przedstawiając świat getta. Pełen grozy śmierci, ale przecież nie ostateczny. Między nagimi “Pędzonymi kobietami" (jedna z nich trzyma się za brzuch, starając się ochronić nie narodzone jeszcze dziecko), wśród wychudłych mężczyzn odmawiających “Kadisz" i “Żydowskich narzeczonych" w komorze gazowej, nad zwłokami zmarłych na ulicy, pojawia się anioł, albo przynajmniej jego nieuchwytny ślad.

Paradoksalnie, można odnieść wrażenie, że to właśnie przedstawienia zza muru lub drutu kolczastego pozwalają artyście powrócić do świata spoza getta i obozu. Namalować Annę w afgańskiej sukni, czarno-białej marynarce, a nawet jako Dorę Maar. Odkryć, że wielość ugrów i odcieni, drapieżność faktury, to nie tylko błoto mokrej ziemi albo zgniła deska baraku, ale także widok “Góry Oliwnej", “Jerozolimy - Abu Tor" i “Skały w Sainte-Agnčs". Zauważyć, że ciało może mieć obłość i płynność “Uścisku".

Kim więc jest ten ocalający anioł z getta? Czasem ma skrzydła i nic nie mówiącą twarz. Nad niekształtną masą, z której wyłaniają się pojedyncze twarze mężczyzn z tałesami i filakteriami, dominuje jednak wyrazista postać biblijnej Judyty. Pochylona nad nimi, trzyma w ręku nóż przygotowany do ataku. Zdaje się zapowiadać następne wydarzenia: “Dzień buntu" albo “Rewoltę".

Jeden z najważniejszych obrazów Celnikiera nosi tytuł “Masada" (1971-82). Wydawać by się mogło, że pojęcia tak odległe jak Masada i Auschwitz łączy tylko jedno: żydowska śmierć. Auschwitz to przemysłowe zabijanie człowieka przymuszonego do bierności. Masada to akt zbiorowego samobójstwa w imię wolności, dokonanego po wielomiesięcznej walce w górskiej twierdzy między morzem a pustynią.

Celnikier dostrzega obrońców Masady zarówno w getcie, jak i w obozie koncentracyjnym. Na jego obrazie widać tłum skulonych, nagich postaci. Splątaną kolumną zmierzają ku centrum kompozycji, ku starcowi trzymającemu na rękach kobietę, a może już tylko jej martwe ciało. To żydowska Pieta - ucieleśnienie cierpienia ostatecznego, takiego, które staje się świadectwem godności, a nie upodlenia.

Anioł Holokaustu to anioł buntu. Jednak Judyta na obrazie Celnikiera nie ma twarzy krwawej mścicielki. Przypomina raczej matkę towarzyszącą cierpieniu swoich dzieci. Jest z nimi do końca, jak Janusz Korczak - inny anioł Celnikiera - w drodze do Treblinki. Taka właśnie “Rewolta" - cicha, bierna, skazana, wydawać by się mogło, na Zagładę - ocala od ostateczności.

Izaak Celnikier “Malarstwo, rysunek, grafika"; Muzeum Narodowe w Krakowie; wystawa zrealizowana wraz z Instytutem Francuskim w Krakowie przy wsparciu Fundacji Pamięci Shoah; kuratorki: Danuta Godyń i Krystyna Kulig-Janarek; projekt ekspozycji: Jakub Celnikier; styczeń - marzec 2005.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2005