Granice powołania

Z badań nie wynika, że homoseksualizm księży jest w większości przypadków skutkiem celibatu. Nikt nie udowodnił również, że bezżenność implikuje pedofilię kapłanów.

08.01.2006

Czyta się kilka minut

Watykańska “Instrukcja o kryteriach rozpoznawania powołania w odniesieniu do osób ze skłonnościami homoseksualnymi w kontekście ich przyjęcia do seminarium i dopuszczenia do święceń kapłańskich" nie przeszła bez echa. Jak pisał na tych łamach Józef Majewski (“TP" nr 49/05): “jedni przyjęli ją ze zrozumieniem i wdzięcznością, inni skrytykowali, niektórzy okrzyknęli wręcz przejawem dyskryminacji. Charakterystyczne, że bez względu na ogólną ocenę w wielu komentarzach podkreśla się niejasność i brak precyzji języka". Jeden z biskupów w rozmowie z agencją CNS stwierdził, że dokument “mówi o ważnych sprawach, ale jest tak napisany, że może rodzić nieporozumienia". Dlatego - z miejsca, które nie wikła mnie ani w politykę kościelną, ani w walkę z nią, ale stwarza przestrzeń do refleksji merytorycznych - chciałbym jeszcze raz zanalizować “Instrukcję" w kontekście tych wątków, które domagają się dopowiedzenia lub sprostowania.

Celibat czy dojrzałość afektywna

Zdaniem niektórych komentatorów, główną słabością dokumentu watykańskiego jest przemilczenie kwestii celibatu, który często uważa się za pierwszą przyczynę trudności seksualnych i emocjonalnych u seminarzystów czy kapłanów. To prawda, że wśród najczęściej podawanych powodów opuszczania seminarium czy porzucania kapłaństwa wymienia się związek z kobietą. Jednak nie sama wstrzemięźliwość seksualna, prowadząca - jak twierdzi jeden z komentatorów “Instrukcji", powołujący się na Eugena Drewermanna - do “okaleczenia popędowego lub przeniesienia go na obiekty zastępcze", stanowi sedno problemu. Kłopot tkwi w przygotowaniu alumnów do przeżywania dojrzałości afektywnej, na którą zresztą trafnie wskazuje “Instrukcja". Mają rację ci autorzy, którzy twierdzą, że głównym problemem, z jakim próbuje się zmierzyć “Instrukcja", jest niedojrzałość emocjonalna niektórych duchownych. Tyle że czasem jako jedyny środek zaradczy proponują oni rezygnację Kościoła z celibatu, co jest całkowicie sprzeczne z duchem “Instrukcji".

Czy w Kościele katolickim musi istnieć jedynie taki, celibatowy typ kapłaństwa? Tak postawione pytanie pozostawiam teologom, ale powoływanie się na psychologiczne wywody Drewermanna uważam za przejaw braku krytycyzmu metodologicznego w stosunku do przytaczanych tez niemieckiego psychoanalityka. Drewermann mówi wiele o “zranieniu popędowym", “narcystycznej onanii w seminariach", “nabytym w seminariach homoseksualizmie duchownych łącznie ze skłonnościami do pedofilii", “masochistycznym zanegowaniu siebie przez kler wskutek narzuconych przez Kościół norm czystości" itp. Przystępny, a zarazem krytyczny esej poświęcony Drewermannowi napisał kilkanaście lat temu ks. Dariusz Oko (“TP" nr 51/92). Mogę dodać, że psychoanaliza nie polega na dowolnym posługiwaniu się hipotezami klinicznymi czy arbitralnym podnoszeniu ich do rangi teorii naukowych - jak często czyni Drewermann i jego zwolennicy. Zainteresowanych odsyłam do tekstu księdza Oko, który pokazuje również, dlaczego warto sięgać - powtórzmy: krytycznie - po publikacje autora kontrowersyjnego dzieła “Duchowni. Psychogram pewnego ideału", który kilka tygodni temu oficjalnie odszedł ze wspólnoty wiernych Kościoła katolickiego.

Dekalog wtajemniczonych

A wracając do dyskusji wokół “Instrukcji" - warto wiedzieć, że...

1. To nie zakaz zawierania małżeństw przez księży czynił stan duchowny atrakcyjnym dla mężczyzn o skłonnościach homoseksualnych, ale ich czynniki osobowościowe (rozumienie siebie samego, wychowanie, spełnienie życiowe) i tradycyjnie rozumiane poczucie bycia powołanym do prezbiteratu. Oczywiście, uwarunkowania społeczno-kulturowe też nie są bez znaczenia, nawet jeżeli w poszczególnych przypadkach pozostają nieuświadomione. Prawdą jest bowiem, że kapłaństwo i życie zakonne były do niedawna bezpiecznym schronieniem dla homoseksualistów. Tyle że nie były przez to jedynie “schronieniem" bądź miejscem “przetrwania", lecz sposobem szukania drogi do Boga.

2. Żadne badania psychologiczne nie udowodniły, że homoseksualizm księży w większości przypadków jest skutkiem celibatu i postępującej neurotyzacji (“poprzez propagowanie ideału kleru jako światowego bractwa, pozbawionego rywalizacji płciowej"). Homoseksualizm miał się brać w ich przypadku “z zahamowań wobec kobiet, z kompleksu kastracji i impotencji" (jak twierdzi Drewermann). Nie ma żadnych badań weryfikujących zasadność upatrywania w celibacie przyczyn skłonności homoseksualnych.

3. Żadne badania nie udowodniły również, że celibat implikuje wśród duchownych pedofilię. W przypadku duchownych wykorzystujących nieletnich, trudności seksualne i emocjonalne pojawiały się na ogół jeszcze przed wstąpieniem do seminarium, tam zaś były głęboko ukrywane. Większość księży, którzy dopuścili się tych czynów, dokonała pierwszego aktu pedofilii czy efebofilii (wykorzystywania nastoletnich chłopców) mniej więcej rok po święceniach. Nie można więc ich wykryć ani testami psychologicznymi (bo takie na potrzeby seminariów nie istnieją, inne zaś, stosowane wobec recydywistów seksualnych, są zbyt kosztowne i nie nadają się do standardowego badania kandydatów do kapłaństwa), ani w trakcie formacji, dopóki nie popełnią pierwszego aktu pedofilii. Można jednak, i na to wskazuje “Instrukcja", zadbać o lepsze standardy weryfikacji dojrzałości psychologicznej seminarzystów (zob. mój tekst “Duchowni na kozetce", “TP" nr 32/04).

4. Wśród specjalistów nie ma zgody, gdy chodzi o rozumienie przyczyn seksualnego wykorzystywania przez duchownych. Rzecz utrudnia brak wystarczającej ilości badań empirycznych. Jeżeli w ogóle je przeprowadzono, najczęściej mają one charakter opisowych studiów osobowości albo odwołują się do neurologicznych deficytów wykrytych u przestępców seksualnych. Brak też przekonującej teorii, dlaczego takie osoby wybierają kapłaństwo.

5. “Instrukcja" jest odpowiedzią na serię skandali, do których doszło i dochodzi wśród duchownych. Z amerykańskich danych statystycznych wynika, że ok. 6 proc. katolickich księży miało kontakty seksualne z osobami niepełnoletnimi, z czego mniej niż 2 proc. przypadków dotyczyło dzieci (do czternastego roku życia), natomiast ponad 80 proc. - chłopców w wieku dojrzewania. Warto jednak pamiętać, że problem pedofilii dotyczy od 2 do 5 proc. duchownych z innych Kościołów chrześcijańskich, a liczby te są proporcjonalnie niższe od ogólnej populacji męskich przestępców seksualnych, szacowanej w całym społeczeństwie w granicach 8 proc. Wynika z tego, że spotykając katolickiego duchownego, w porównaniu do duchownych innych wyznań czy religii, jak i mężczyzn w ogóle, nie ma większego prawdopodobieństwa natknięcia się na pedofilię.

Płyną z tego również dwa ważne wnioski dla debaty wokół “Instrukcji". Po pierwsze, życie w celibacie może być atrakcyjne dla osób silnie skonfliktowanych z własną seksualnością, ale najczęściej ma to miejsce w bardzo sklerykalizowanych środowiskach, gdzie widoczna jest duża infantylizacja seminarzystów. Po drugie, nie jest to problem samego celibatu jako warunku bycia księdzem katolickim, tylko sposobu jego przeżywania, ponieważ problem dotyka również duchownych innych wyznań, którzy nie są celibatariuszami.

6. Niewątpliwie wiele do myślenia musi dawać fakt wskazywany przez watykańską “Instrukcję", że większość (ponad 80 proc.) przypadków nadużyć seksualnych księży wobec nieletnich ma podłoże homoseksualne (dotyczy to głównie nastoletnich chłopców), ale więź między czynnikami związanymi z tymi przestępstwami a orientacją seksualną oprawców jest złożona (wieloaspektowa). Uważa się, że u większości sprawców jest przykładem braku dojrzałości emocjonalnej, zatrzymania się w dojrzewaniu płciowym na etapie dziecięcym lub nastoletnim, czyli zahamowanego rozwojowo homoseksualizmu.

7. Liczne badania nie wykazały, by mężczyźni o skłonnościach homoseksualnych byli sprawcami molestowania seksualnego dzieci czy też mieli pociąg do nich w większym stopniu niż mężczyźni heteroseksualni. Stąd - po pierwsze - sama w sobie orientacja homoseksualna wśród duchownych nie stwarza ryzyka większego zagrożenia przestępstwami seksualnymi w stosunku do nieletnich. Po drugie, obecność tak dużej liczby wykorzystanych chłopców (w większości ministrantów) można tłumaczyć raczej tym, że byli “w zasięgu", niż samą orientacją sprawców. Poza tym dla wielu pedofilów płeć ich ofiary nie ma w zasadzie znaczenia. Wystarcza im, że dziecko jest w odpowiednim wieku. Jeśli więc słyszymy o nadużyciach duchownych wobec dorastających chłopców, pamiętajmy, że może to być wynikiem selektywnej percepcji i wpływu mediów, z drugiej zaś strony - kwestią demografii. W niektórych regionach świata jest dosyć duża grupa duchownych homoseksualnych (nawet do 50 proc. całego kleru), tak więc można oczekiwać, że właśnie wśród nich spotkamy większą liczbę księży o zaburzonej patologicznie orientacji homoseksualnej, wykorzystujących nastoletnich chłopców.

8. Zdaniem wielu psychologów zajmujących się duchownymi-pedofilami, większość z nich dopuszczała się tych czynów z powodu silnie odczuwanego poczucia winy i wstydu na tle własnej seksualności, niskiego poczucia własnej wartości i odrzucenia społecznego. Wśród tej grupy duchownych większość była formowana w seminariach w latach 50. i 60. XX wieku, zatem w atmosferze lęku przed seksualnością i jej problemami.

9. Większość księży wykorzystujących nieletnich (od 50 do 70 proc.) sama była w dzieciństwie lub w okresie dojrzewania ofiarą seksualnego wykorzystania. Ta liczba jest znacząca z trzech powodów: bo jest znacznie większa w porównaniu do grupy innych mężczyzn molestujących seksualnie nieletnich (gdzie zasięg tego zjawiska kształtuje się w granicach 30 proc.); ponieważ połowa chłopców wykorzystywanych seksualnie sama staje się pedofilami; gdyż w większości przypadków lokalni przełożeni tych kapłanów znali ich historię, ale nie wypracowali odpowiednich procedur pastoralno-dyscyplinarnych, mających pomóc zarówno osobom poszkodowanym przez duchownych, jak i samym (poszkodowanym w dzieciństwie) duchownym.

10. Pojmowanie korzeni pedofilii i homoseksualizmu w tym samym świetle, a tym bardziej traktowanie ich jako objawów tego samego zła moralnego, tylko w innej proporcji, wydaje się być - w świetle psychologicznych danych, jakimi dysponujemy - merytorycznie nieuprawnione. Te dane powinny być uwzględnione w teologicznych debatach nad tą problematyką.

Co z "Instrukcją"?

Jeśli “Instrukcja" ma spełnić swoje zadanie, to znaczy przeciwdziałać skandalom wśród duchownych, musi pomóc w reagowaniu na przyczyny, a nie jedynie na skutki opisywanych zagrożeń. Rozpoznanie, że na kształt współczesnego kapłaństwa rzucają cień wykroczenia duchownych w dziedzinie czystości (celibatu), jak i fakt, że w niektórych częściach świata kapłaństwo staje się “homoseksualną profesją", której może (ale nie musi) towarzyszyć promocja “subkultury gejowskiej", nie powinno jednak prowadzić do zbytnich uogólnień i mieszania dyskursów wokół homoseksualizmu. Tym bardziej że niektóre komentarze duchownych po publikacji dokumentu utrwalają i tak już funkcjonujące społecznie wyobrażenie, że bycie osobą homoseksualną i księdzem oznacza ipso facto bycie seksualnie aktywnym, a za tym kryje się seria nieszczęść, przed którymi chce uchronić duchownych i wiernych Kościół (tak odczytuję niektóre wypowiedzi zamieszczone w serwisie KAI, nr 49/05). Odpowiedź na pytanie, czy przyjmować do seminarium i dopuszczać do święceń kandydatów wskazujących głęboko zakorzenione tendencje homoseksualne, musi więc być osadzona w kontekście tego, co o szansach i zagrożeniach związanych z obecnością osób homoseksualnych wśród katolickich duchownych już wiemy.

Należy się to tym z nich, którzy wiernie i dojrzale - mimo zmagań i stygmatyzacji ze strony środowiska - podążają za Bożym wezwaniem i traktują swe powołanie jako dar rozpoznany przez Kościół. Tego spojrzenia zabrakło mi w komentarzach kościelnych do wydanej “Instrukcji", za wyjątkiem tekstu o. Tadeusza Bartosia na łamach “Polityki" (zob. “Po pierwsze zrozumieć", 10 grudnia 2005 r.).

“Instrukcja" jest potrzebna Kościołowi, ale trzeba także uczyć się merytorycznie rozmawiać o problemach, które stawia. Bo manipulując lękiem niczego nie rozwiążemy. Jak zauważył kiedyś na łamach pisma “The America" jezuita J. Martin, “Bóg powoływał i powołuje osoby homoseksualne do kapłaństwa i potwierdza ich powołanie sakramentalnie. Pytaniem więc nie jest, czy rzeczywiście Bóg powołuje ich do kapłaństwa, ale dlaczego tak robi". Czytelnikom i teologom zostawiam sformułowanie odpowiedzi przy lekturze watykańskiej “Instrukcji".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2006