Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nazwisko “Weyssenhoff" to już cała historia Kawalerów Mieczowych, niegdyś zdobywców ziem dzisiejszej Łotwy, później zwanej Inflantami. Ci zdobywcy zmienili się w wielkich właścicieli ziemskich, przy czym niektóre rodziny, jak Platerowie, Mohlowie, Weyssenhoffowie spolonizowały się, inne - zrusyfikowały się, jak rodzina Benckendorffów czy Budbergów. Do Weyssenhoffów należał majątek Jużynty na ziemiach etnicznie już litewskich, przedmiot pieśni dziadowskiej, dziś przez nikogo już, oczywiście, nieśpiewanej, której fragment brzmiał tak:
A tam w Jużyntach stoi kościół murowany
przez Wajsengopa upundowany.
I w tym kościele swięta Jura stoi
i diabłu piko w sama dupa koli.
Aj, jak jemu boli.
Tom wierszy Józefa Weyssenhoffa jest ilustrowany przez jego brata, malarza Henryka. Tom otwiera cykl “Z Grecyi", z tytułami: “Amfitryta", “Nike-Apteros", “Afrodyta", “Tanatos". Żeby jeździć wtedy do Grecji, trzeba było mieć sporo pieniędzy oraz posłuszeństwa modzie, która nakazywała dobremu towarzystwu delektować się sztuką grecką i włoską. Toteż wiersze, niektóre niegorsze niż Tetmajera, skłaniają do refleksji nad ówczesną kulturą ziemiaństwa, ale tego najzamożniejszego. W całej swojej twórczości Weyssenhoff zresztą występował jako przedstawiciel literatury całkiem jawnie i bez żenady klasowej. Gdyby zachował swoje związki z Wileńszczyzną, można by go było nazwać jednym z tzw. “żubrów", ale on ciążył ku Warszawie i jej obyczajom, również literackim.
W “Erotykach" pojawia się jako poeta Młodej Polski, a nawet, według ówczesnej terminologii, “modernista". Szczególnie zabawił mnie wiersz pt. “Drobna muza".
Gdyby burza osadziła
Na odludnej jakiej skale
Mnie i ciebie, jak rozbitków
Po warszawskim karnawale?
(...)
Mówiłbym ci piękne wiersze
W figowego cieniu lasku,
Śpiewałbym też ponad morzem,
Na wybrzeżnym stojąc piasku.
Jak do lutni Orfeusza
Zbiegłyby się zwierząt stada:
Ryby, ptaki, antylopy
I ciekawa małp gromada.
Jak się okazuje, główną postacią na wyspie jest goryl piszący wiersze w modernistycznym stylu, oczytany w nowościach, czyli w wierszach Rimbauda, a nawet znający wprowadzoną przez Rimbauda synestezję, czyli kolory jako odpowiedniki pewnych znaków ludzkiej mowy:
Na istotnych znawców sztuki
Patrzy mi ta zacna para:
Mąż pasyami lubić wiersze,
Modernistą być się stara.
Kiedy oczy zamknie, widzi
W słowie barwę, w sensie zapach,
A słuchając słów Rimbauda,
Czuje dreszcze w zadnich łapach.
Gorylową wiersze nudzą,
Co innego ma dziś w głowie:
Słucha, co jej młody sąsiad
O literaturze powie.
Zakończenie wiersza jest całkowicie zgodne z przyzwoitością, która nie aprobowałaby pobytu pary bez ślubu na bezludnej wyspie, toteż kiedy rozbitkowie zostają odkryci i do wyspy zbliża się szalupa angielskiego statku, ukochana zwraca się do kochanka z uprzejmą propozycją, żeby rozwiał się w powietrze:
Miłem będzie mi wspomnieniem
Ekspedycya egzotyczna
I poezya pod palm cieniem
I ta cała wyspa śliczna.
Ale dość już. - Co powiedzą
Ci panowie, żeśmy sami
Tak jak kochankowie siedzą
Tu siedzieli pod palmami?
Będzie skandal. - Proszę przeto,
Skryj się pod cieniste stropy -
Do widzenia ci, poeto
Ja powracam do Europy.
Językowo to wersy nienajgorsze, choć może warto przypomnieć, że Kornel Makuszyński, twórca “Koziołka Matołka", wywodził się z tej samej epoki, nie wszystko więc wtedy było nastrojone na melancholijną nutę. Poezja Leopolda Staffa wprowadzała już sporo jasności, podobnie jak “Zielony Balonik" i “Słówka" Boya.