Góry śmieci

Buty wysokogórskie – 2,8 tys. zł. Śpiwór – 3,5 tys. zł. Zdjęcie na najwyższym szczycie świata – bezcenne. Jeśli nie liczyć kosztów, które ponosi przyroda.

03.09.2018

Czyta się kilka minut

 / DOMA SHERPA / AFP / NEWS
/ DOMA SHERPA / AFP / NEWS

Kilkanaście dni temu w internecie pojawiły się zdjęcia śmieci pozostawionych przez tegoroczną polską wyprawę zimową na K2. Ekspedycja działała pod auspicjami Ministerstwa Sportu i Turystyki, które przyznało jej milion złotych dofinansowania na rozsławianie imienia Polski za granicą. Jej uczestnicy szybko wyjaśnili, że winę ponosi miejscowa agencja, która miała znieść odpady niżej, skąd zabiorą je następnie władze parku narodowego. Tłumaczenie brzmi wiarygodnie. Tylko czy wystarczy do zatarcia fatalnego wrażenia?

– Zapewniono nas, że w momencie, kiedy w internecie pojawił się film z bazy pod K2, nakręcony jeszcze w czerwcu, nasze śmieci były już uprzątnięte – twierdzi kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki. – Ale powiem szczerze, że nie mam pewności, co stało się z nimi dalej. Pakistan powinien zająć się ich utylizacją, bo za to płacimy opłatę środowiskową. W praktyce, sądząc choćby po wyglądzie siedmiu pakistańskich baz wojskowych w Karakorum, które dosłownie toną w odpadach, różnie być może.

W tej sytuacji – jak przyznaje sam Wielicki – być może należy zrewidować model działania dużych wypraw w wysokich górach i z premedytacją odpuścić sobie część wygód. Ekspedycyjna logistyka w ostatnich dekadach uległa gigantycznej poprawie. Nikogo nie dziwi dziś stała łączność telefoniczna z bazą i dostęp do internetu. Część namiotów ma też ogrzewanie.

– W 1987 r., podczas pierwszej wyprawy na K2, nikt nie myślał, żeby ogrzewać gazem messę, tematem była góra, nie ogrzewanie – śmieje się Wielicki.

Western Barbecue

– Sytuację w gruncie rzeczy mogłyby łatwo opanować władze himalajskich krajów, bo tych kilkanaście ton w skali roku nie stanowi problemu nie do rozwiązania – kwituje himalaista. – W praktyce nikomu na tym w Nepalu i Pakistanie nie zależy.

Tegoroczny sezon wiosenny na Evereście był najbardziej udany w dziejach: 11 dni doskonałej pogody pozwoliło wejść na szczyt 715 osobom. Góra stała się również sceną dla kilku innych wyczynów. Wspinacze wynajęci przez kalifornijską stację radiową ASK FM ukryli na szczycie kwity na okaziciela, potwierdzające posiadanie kryptowaluty o równowartości 50 tys. dolarów. Na Przełęczy Północnej (7200 m n.p.m.) Brytyjczyk Neil Laughton wraz z trzema współbiesiadnikami zasiadł z kolei do „najwyższej kolacji świata”, której celem była zbiórka 150 tys. funtów dla mieszkańców regionów Nepalu, które najbardziej ucierpiały w trzęsieniu ziemi przed trzema laty. Menu, złożone m.in. z aperitifu na bazie 12-letniej metaxy, tostów z szampanem na przystawkę, zupy miso, jagnięcego tagine’u i deseru z czekolady, przygotował dla wyprawy Sat Bains, znany brytyjski szef kuchni prowadzący w Nottingham restaurację z dwiema gwiazdkami Michelin. Panowie włożyli do kolacji smokingi, panie – suknie wieczorowe.

W zeszłym roku Himalayan Database – najbardziej miarodajne źródło informacji o ruchu wspinaczkowym w Nepalu – odnotowała 825 wejść na szczyt w sezonie wiosennym. Uwaga wspinaczy tradycyjnie koncentrowała się na szczycie Everestu, który zdobyto 648 razy, i pobliskim Lhotse (8516 m n.p.m.), na który przez Kocioł Zachodni prowadzi trasa pokrywająca się w znacznej części z drogą pierwszych zdobywców Everestu. Kocioł, zwany slangowo Western CWM, w ostatnich latach zyskał ironiczne miano Western BBQ – nie tylko z powodu ­koszmarnych upałów, jakie wiosną przy słonecznej pogodzie męczą na tym rozległym śnieżnym płaskowyżu wspinaczy, ale także z racji coraz częstszego widoku Szerpów przygotowujących tu grilla dla klientów komercyjnych wypraw.

Droga pierwszych zdobywców z maja 1953 r. zmieniła się w rodzaj wysokogórskiego wesołego miasteczka, reklamowanego hasłem „Everest dla każdego”. Za odpowiednio wysoką opłatą (od ok. 30-40 tys. dolarów wzwyż) wysokogórscy przewodnicy naprawdę gotowi są wciągnąć na szczyt każdego. Zachodnie biura podróży, nazywające się dla niepoznaki agencjami wysokogórskimi, kuszą klientów ogrzewanymi namiotami bazowymi z materacami wielkości łóżka hotelowego i z dywanem na podłodze. Nikogo nie dziwi dziś widok amatora, który z trudem brnie w górę wspierany przez dwóch, a nawet trzech doświadczonych Szerpów. Powyżej 7 tys. m n.p.m. klienci poruszają się już wyłącznie w maskach tlenowych, oddychając tlenem z butli dostarczonych im uprzednio do poszczególnych obozów przez tragarzy. Po sezonie sprawne butle z reguły trafiają z powrotem w doliny, bo są zbyt cenne. Uszkodzone lub porzucone przez klientów w pobliżu wierzchołka z reguły zostają na górze do czasu, aż zabierze je kolejna wyprawa sfinansowana przez Japanese Alpine Club, który mniej więcej co dwa lata organizuje sprzątanie Everestu.

W zeszłym roku z najwyższej góry świata zniesiono 11 ton śmieci. W tym roku tylko po sezonie wiosennym w bazie pod Everestem zostało po wspinaczach 8,5 tony odpadków. Sporo – jak na jedną morenę lodowcową, obleganą od kwietnia do końca maja przez wielotysięczny tłum kandydatów na „summitersów”.

Z drugiej strony w polskich Tatrach – prawie sześć razy mniejszych od Parku Narodowego Sagarmatha, na terenie którego wznosi się Mount Everest – 3,5 mln turystów rokrocznie pozostawia około 40--50 ton śmieci oraz odpadów. Mniej więcej połowę z nich Tatrzański Park Narodowy usuwa bezpośrednio ze szlaków.

Tylko z przewodnikiem

– Everestowi wyrwano zęby – mówił mi w 2013 r. wybitny szwajcarski alpinista Ueli Steck, który w ubiegłym roku zginął w Himalajach na stokach Nuptse. – Władze coraz częściej oczekują od nas, że będziemy działać jak wyprawy komercyjne, z wielką bazą i stałymi obozami, bo na tym modelu można więcej zarobić. Urzędnicy, którym tłumaczę, że jedziemy w góry z minimalnym ekwipunkiem, podejrzewają, że próbujemy coś przed nimi ukryć. Pod tym względem cofnęliśmy się o kilka dekad.

Duże agencje od lat lobbują w Kathmandu, m.in. za wprowadzeniem zakazu wychodzenia w góry bez towarzystwa przewodnika wysokogórskiego czy za zakazem wyprzedzania zespołu Szerpów zakładających liny dla wypraw komercyjnych. Absurd? W Nepalu, o którym mówi się, że obok buddyzmu najważniejszą religią kraju stał się turyzm, nie brak zwolenników pełnego podporządkowania gór wysokogórskiemu biznesowi.

Górski rachunek strat i zysków teoretycznie obejmuje również koszty środowiskowe. Od 2013 r. Nepal pobiera od każdego wspinacza 4 tys. dolarów kaucji środowiskowej, która podlega zwrotowi, jeśli w drodze powrotnej uczestnik wyprawy zniesie w doliny co najmniej 8 kg śmieci. Wielu zamożnych uczestników wypraw komercyjnych, którzy za udział płacą po 70-80 tys. dolarów, traktują to jednak jak opłatę jedną z wielu – trzeba ją ponieść w trakcie wakacji życia, których nie zamierzają psuć sobie sprzątaniem. Według Komisji Kontroli Zanieczyszczeń Parku Narodowego Sagarmatha (SPCC) w 2017 r. wspinacze w całym Nepalu znieśli prawie 25 ton śmieci i 15 ton ludzkich odchodów. Jednocześnie same władze przyznają, że blisko połowa wspinaczy nawet nie zgłasza się po odbiór kaucji.

Po stronie tybetańskiej wyprawy zobowiązano do znoszenia takiej samej wagi ładunku, jaką wniosły do bazy. Grzywna za każdy brakujący kilogram wynosi 100 dolarów. Po ubiegłorocznym sezonie wspinaczkowym władze chińskie zebrały po swojej stronie Himalajów 5,2 tony śmieci i blisko tonę sprzętu porzuconego przez wspinaczy. Biorąc pod uwagę tempo, z jakim przybywa kandydatów do wejścia na najwyższą górę świata, ryzyko katastrofy ekologicznej rośnie skokowo z każdym rokiem.

– Moim zdaniem większość wspinaczy ze sportowym zacięciem dba o góry, które są areną dla ich pasji – mówi Krzysztof Wielicki, kierownik ostatniej polskiej wyprawy zimowej na K2. – Uczestnicy wypraw komercyjnych mają niestety inne nastawienie: przyjeżdżają po zdjęcie ze szczytu do powieszenia w gabinecie. Góry ich nie interesują. To ich jest dziś w Himalajach więcej od sportowców. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2018